czwartek, 28 lipca 2022

Górskie rekordy lipca (albo lipców).

Aby dobre wspomnienia jeszcze trochę porozpieszczały wspominającego, wrzucam cykl "Górskich rekordów", moich prywatnych osiągnięć uchwalonych na mocy wrażeń, przez majestatyczną przyrodę.

Nie chcę otwierać kilku cykli na raz, ale mam jeszcze parę pomysłów. Drugi będzie  zawierał ciekawostki, widokówki z ładnych miejscowości. Trzeci będzie o lekkich wędrówkach górsko-dolinnych, pięknych krajobrazowo, do pokonania przez każdego. Myślę o jeziorach i zamczyskach (osobno, choć nie zawsze). Zaczynam hardcorem – kontynuuję z końcem każdego miesiąca.
Projekt na długie lata, oczywiście bez pokrycia, bo skąd mam wiedzieć czy entuzjazm jutro będzie, czy cokolwiek innego się nie wydarzy, czy świat się nie skończy? Pożyjemy zobaczymy. Na spokojnie i nie wszystko na raz. Niech raczej życie pisze tego bloga.

poniedziałek, 25 lipca 2022

Z okazji Dnia Włóczykija.

To jedyne święto, które obchodzę i to hucznie. Tego dnia rokrocznie obieram azymut i po prostu idę, a celem staje się sama droga. Tym razem wyjątkowo wyruszyłam na południe, by poznawać polskie góry. Zaczęłam od Karkonoszy i tak zdobyłam mój pierwszy w życiu polski szczyt, Śnieżkę.

Niektórzy sugerowali, że po tych wszystkich alpejskich rekordach, to będzie dla mnie jak spacer. W pewnym sensie tak było, bo to tylko wyprawa na kilka godzin, ale brałam poprawkę na to, że przez ponad rok w górach nie byłam, a ciało zapomina. Udało się jednak zachować kondycję i tak oto bez szczególnego zmęczenia, wdrapać się na tę łagodną górę. Moje obawy dotyczyły raczej tego, czy coś mnie tam zachwyci, bo przez te Alpy stałam się nieco wybredna...

Zachwyciło. Ale po kolei.

Kubek z kawą.

środa, 20 lipca 2022

Ja i moda... pożal się Boże.... ALE CZASAMI TRZEBA! Czyli Anna na zakupach odzieżowych.

Trzeba kiedy szykuje się wydarzenie, w którym chce się zrobić coś spektakularnego. Co mam na myśli? Dawno dawno temu, gdy mieszkałam za kilkoma alpejskimi górami, za wieloma lasami i łąkami, doszło do tego, że rasowa wieloletnia singielka, zgodziła się na włożenie sobie na palec obrączki. Wygrzebała się więc z tych gór i przyjechała do miasta rodzinnego, celem uszykowania spektakularnego acz kameralnego wydarzenia, czyli w małym gronie, ale miało być niebanalnie.

poniedziałek, 18 lipca 2022

Taka to historia.

To przyszło latem miesiąca skwarnego, podczas urlopu rozdzielonego między podróż w trasę koncertową, a wczasy w siodle. Dzień u Mateczki Chrzestnej, spotkanie nad rusztem. Zobaczyłam go, luzacki styl, niekoniecznie udany, w powietrzu dym. Rozmowa interesująca, aparycja ciekawa.
    Zaczęło się od pierwszego spaceru, który niepostrzeżenie porwał nas w noc na drodze prowadzącej ku dziwnemu zjawisku. W podchmielonych żartach ruszyliśmy dalej w przygodę aby sprawdzić co tworzy poświatę pośród szczerych pól. Fantazja o statku kosmicznym pasowała jak ulał i nakręcała atmosferę. Rzeczywistość jak zwykle okazała się zaskakująca: trafiliśmy na kilka koparek oświetlonych mocnymi lampami.
    Kiedy horyzont rozjaśnił blask jutrzenki, siedliśmy na rybach. Było mi zimno, a ten cham miał bluzę, w którą sam się ubrał. Długo nie połowiliśmy, bo już mi dłonie zesztywniały, od sandałów ciągnęło, za chwilę zaczęłam kichać. Wróciliśmy więc na działkę, młodzieniec legł spać, a ja zrobiłam sobie kawę i poszłam na łąkę posiedzieć w słońcu na wielkim kamieniu. Debatowałam długo ze swoim wnętrzem – wieczna singielka o rekordowych latach w samodzielnym żywocie, wierząca, że jest jak Paweł Apostoł, doszła do wniosku, że pojmie tego chama za męża. I wyruszyła w przygodę za nim, choć niechętnie opuszczała rodzinne miasto.

środa, 13 lipca 2022

Marzyłam by mieszkać w ładnym miejscu.

Zarzucałam kotwicę już w wielu ciekawych regionach świata i każdy był na swój sposób szczególny. Szczerze przyznam, że najmilsze wspomnienia mam z dzielnicy Łodzi, w której się wychowałam. Z okna widziałam niewielki park, a w nim ładny budynek (a'la dom wielorodzinny) przedszkola, do którego chodziłam. Pół godzinki żwawego marszu miałam do Łagiewnik i Arturówka – świetnego miejsca do wypoczynku nad wodą. Dosłownie chwilę miałam do jednego z ładniejszych parków w Łodzi, Parku Julianowskiego.
Pomijam już krótkotrwałe próby pomieszkiwania w miastach ościennych.
A potem na kilka lat wylądowałam w Szwajcarii, gdzie doskwierała mi pustynność dolin.


niedziela, 10 lipca 2022

Tęsknię za luzem...

...za niepatrzeniem na zegarek, za brakiem pośpiechu. Za niezależnością w planowaniu, bo ramy grafiku często wpędzają we frustrację. Dzięki Bogu te ramy już nie wiszą tak ciężko jak plecak z kamieniami, zaczęłam mieścić się w tym krótkim czasie z priorytetami. Ale co z pozostałymi rzeczami?
    Czasami brakuje mi ochoty do wędrowania. Idę gdzieś nie wiadomo po co, niby wyrzucić śmieci, a potem wracam naokoło bloku, bo z jednej strony chciałoby się połazić, a z drugiej, odpoczywać w domu, bo nogi bolą po tygodniu pracy bez przerwy (o specyfice zawodu opowiem później). Czasami marzę o tym, by po prostu wstać rano wyspaną bez budzika. Tymczasem nawet idąc do pracy na wieczór, pobudka w telefonie jest nastawiona. Musi być, bo dzieje się życie.
Dziś nie narzekam. Dziś mówię o pewnym procesie, bo czas to już nie problem – czasowi przyglądam się ciekawie.

wtorek, 5 lipca 2022

Turkusowe jezioro, mały polski raj.

Wiele jest turkusowych jezior w Polsce, wiele jest po prostu czystych jezior w Polsce. Gdy spoglądam na skale czystości wód na naszej rodzimej ziemi, widzę znaczną poprawę od czasów kiedy przyszłam na świat. Jeziora kojarzyły mi się ze szlamem, trzeba było poszukiwać, żeby znaleźć przyjemną wodę. Obecnie problem dla mnie nie istnieje, bo trafiam nad naprawdę piękne naturalne zbiorniki i czyste kąpieliska.
Lubię spędzać czas nad wodą, lubię też lasy, ale i wysokie połacie górskie ponad linią drzew, gdzie szmaragdowe łezki jezior szczycą się nadzwyczajną czystością. Ale dziś pokażę Wam zbiorniki powstałe sztucznie.

piątek, 1 lipca 2022

Co w domu zastałam po wojażach i jak ten czas dalej oszałamiająco leciał.

Po tych wszystkich wojażach została mi kupa zdjęć, wspomnień, z których usnułam dla Was opowieści i zimne piwo w lodówce, żeby się lepiej snuło. Oczywiście piwa już dawno nie ma, a co zastałam w domu, to inna historia.

Rozkwit to może za duże słowo, bo wtedy jeszcze nic nie kwitło oprócz storczyka...