Jeżeli mówić o rekordach, a nie o wszystkich wędrówkach ze stycznia, to okazuje się, że po przesianiu przez sito skali trudności zostaje nam tylko jeden rok do opowiedzenia. I dobrze, bo to był piękny rok, w którym mieliśmy już nieco bardziej zaawansowany stopień górołaza i brakowało nam tylko ruszyć na podbój jakiegoś porządnego lodowca, gdyby nie to, że brakło nam już czasu w tym alpejskim kraju.
Mając zasadę "nigdy się nie cofaj", coraz częściej spoglądam wstecz, stojąc w miejscu. I to jest bardzo źle... Dla mnie prywatnie to jest katastrofa. Ale co będę biadolić, jest jak jest, zima całkowicie przebimbana i niewykorzystana, planuję u schyłku br. coś przeżyć, jest też do wykorzystania urlop, ale po sezonie jak się zrobi chłodniej.
Plany doprecyzuję z czasem. Chcę przygody na krawędzi, chcę budować dalej swoje doświadczenie i przestać oglądać filmiki mojego ulubionego górołaza, tylko wreszcie sama zacząć kręcić własne materiały. Tak jak lubię.
Styczeń 2019
Fänerenspitz, Szwajcaria, lokalnie nazywany d'Fänere (Fäneren), kanton Appenzell Innerrhoden, gmina Schwende-Rüte.
Temat rekordu: 1505 m n.p.m. bardzo łatwego szlaku pieszego; zimą jest idealnym miejscem na wycieczki na rakietach śnieżnych, co lekko podnosi stopień trudności.
Kocham ten sport, chodzenie po górach w rakietach śnieżnych, które umożliwiają nawet zimowe przełaje. Te, które my mamy, są przystosowane do warunków śniegowych i terenowych. Są wyposażone w szpiczaste stalowe piny, boczne szyny oraz ostre czubki przednie – takie raki. Dzięki temu nadają się również na wyprawy wysokogórskie ze stromymi trawersami lub twardym firnem.
Tego dnia byliśmy najmłodszymi wędrowcami w okolicy. Ogólnie mam nieodparte wrażenie, że wędrowanie po górach staje się popularne u Szwajcarów dopiero na emeryturze...
Tak się maszeruje na rakietach:
Rodel Schattenlaganthutte, Austria, Brand bei Bludenz
Temat rekordu: zjazd na sankach w nocy.
Wspinaliśmy się pieszo drogą równaną przez ratrak, nie było więc większych problemów. Zmierzch zaskoczył nas fluorescencyjną barwą różu, dosłownie jakby ktoś wylał na niebo różowy zakreślacz. Serio, to nie jest fotomontaż. Ten róż odbijał się w śniegu szczytów.
U celu w schronisku Schattenlagant Hütte zasiedliśmy do kolacji.
Jazda po licznych zakrętach i pełnym akcji torze – w nocy – to nie lada wyzwanie. Moja czołówka nie dawała aż tyle potrzebnego światła, by rozpędzić się do maksimum, za późno bym zauważała zakręt, ostatecznie więc przestawiłam lampkę na czerwone światło, taka fanaberia bardziej.
Pamiętam, że ktoś z naszej ekipy nawet wypadł z trasy i przeleciał zaspę. Cóż, śnieg miękki, każdego w swe zimne objęcia przyjmie.
Sanki wypożycza się w schronisku i zostawia na dole w przeznaczonym do tego miejscu.
Na widok tej Łady poczułam miłość od pierwszego wejrzenia. |
Sellamatt, Szwajcaria, nad miejscowością Alt St. Johann
Temat rekordu: 1400 m n.p.m. zdobyte w zamieć śnieżną.
Brzmi groźnie, ale nie taki straszny wilk jak go malują. Zamieć zdecydowanie skraca widoczność, ale chodziliśmy z mapą GPS, która nie zawiodła. Lekkie zaniki łączności z satelitą rekompensuje wciąż działająca mapa, która choć nie pokazuje dalszych kroków (w tych momentach kiedy traci zasięg), to mimo wszystko wiadomo w którą stronę iść. Plusem Alp jest ich doskonałe znakowanie szlakowe, które nie pozwala się zgubić. Zatem głowy do góry, w taką pogodę też da się iść.
Poza tym aura potrafi być majestatyczna właśnie w takie pogody. Pamiętam, że szło się nam bardzo dobrze, śnieg nie zacinał w twarz, a ubrania okazały się skuteczne. Przyjemność wędrówki zimowej to zawsze możliwość wystąpienia takiej niespodzianki, ale nie ma potrzeby by się bać.
Oczywiście, że udało mi się tam dostać! |
Na nagraniu kompletna cisza. Preludium:
Gdziekolwiek bym nie była, w styczniu przeżywałam najlepsze wędrówki i najbardziej spektakularne przygody. Styczeń wyrył mi się w głowie jako najlepszy miesiąc na eskapady (zwłaszcza górskie). Ale nawet w Polsce, pamiętam arktyczny Rezerwat Sulejowski, tamte widoki też na długo pozostaną w mojej pamięci.
Wierzę, że przede mną są kolejne podróżnicze wyzwania, które wykorzystam z pełną mocą. Mamy chwilowy zastój, to prawda, (a ja mam intensywnie odczuwany niedosyt💥to na dłużej może być niebezpieczne...), ale to nie powód, by rozpaczać. To powód by planować.
Co ma wpływ na to, że mniej teraz jeździmy w plener? Miejsce zamieszkania. Mówi się, że centrum Polski jest super, bo wszędzie taka sama droga, północ czy południe, mniej więcej tyle samo czasu w podróży. Guzik prawda. Chyba tylko nad morze mamy prostą drogę i na Mazury. Reszta wije się meandrami Amazonki, a zima to taki czas, że ciężko gdzieś wybrać się na jeden dzień (żeby zdążyć zrealizować cały zawsze obszerny plan). I jednak w wysokie góry jest pieruńsko daleko (czasowo), ponadto turystyka ledwo się tam mieści...
Dla mnie cisza jest podstawą, ważną częścią mojej egzystencji – zwłaszcza na szlaku. Źle reaguję na trajkoczące towarzystwa, jeszcze gorzej na całe rodziny z dziećmi... potrafi mi wtedy skóra od kości odchodzić...
Ale my chcemy dalszych rekordów, więc może pora pomyśleć o czymś takim:
Tak, to ten mój ulubiony górołaz. Onanizuję się mentalnie oglądając zdjęcia z jego wypraw. |
płonie krzyż na stosie krzywd
OdpowiedzUsuńpójdziesz tam do piekieł bram
gdzie dusza zła oświetli cię
wojenny film wiruje krzyk
LOL...
p.jzns :)
Tekst pochodzi z https://www.tekstowo.pl/piosenka,kreon,kaplan.html
O.K., ciekawe, ale nie wiem jak to się odnosi do chodzenia po górach. ^_^
Usuńodnosi się tylko do jednej fotki...
Usuńluz :D
p.s. posty blogowe to nie tylko sam tekst, ale fotki, ilustracje, czy też wstawki filmowe...
Usuńkiedyś u siebie opublikowałem strasznie "mądry" tekst, ale opatrzyłem go dość kontrowersyjną fotką, bardzo luźno nawiązującą do tekstu, prawie wcale, a potem w komentarzach ani jeden nie dotyczył tekstu, mogło w ogóle go nie być, wszyscy trajkotali o fotce... uznałem to wtedy za swój błąd konstrukcyjny, tamta fotka była za mocna na tamten tekst i przebiła go w kwestii skupiania uwagi odbiorców...
tu akurat nie było (moim zdaniem) Twojego błędu, tylko ja doznałem chwilowego tripu na widok kompozycji fotki i stąd nagłe spontaniczne skojarzenie z tekstem jakiejś tam piosenki :)
Popełniłam taki błąd kilka razy w życiu, bo jeśli taki "mądry" tekst się pojawia, to tak naprawdę nie powinno się w ogóle dodawać zdjęć, bo masz jak w banku, że nikt nie przeczyta. Kiedyś nawet zrobiłam wredny test, wstawiłam tekst o czymś innym i zdjęcia zupełnie niedopasowane. Kiedy wykasowałam wszystkie zdjęcia, komentarze były po prostu durne. ;]
UsuńAle wyczyny! Podziwiam...
OdpowiedzUsuńO tak, cisza, kontemplacja, szeroki oddech i drogi pełne niespodzianek!
OdpowiedzUsuńSople mnie urzekły i te śnieżne wędrówki na nartach:-)
jotka
Nie używamy nart. :) Dokładnie opisałam nasz sprzęt. :)
Usuńno nie są to typowe narty, ale współczesne rakiety wyglądają podobnie...w każdym razie przypinacie cos do butów
UsuńBliżej im do raków.
UsuńPiękne zdjęcia, Aniu. Jak dobrze, ża masz tyle wspaniałych wspomnień i rewelacyjnych zdjec a nawet filmików. I nie dziwie się, że rośnie Twoja tęsknota za górskim wędrowaniem, za tym wspaniałym uczuciem wolności. A jak sie chodzi w rakietach? Kiedyś myślałam o ich kupnie, bo tutaj śniegi bywają wielkie i np. tak jak teraz ciezko dojsc do lasu (ok 50 metrów) i nie utonąc w śniegu. Bardzo znowu u nas zawiało. Zaspy i zamiecie od wczoraj bezustanne. Ale jest pieknie. Cicho i majestatycznie. Tylko słońca brakuje. Jak sie tylko pojawi i choc odrobine przestanie padać śnieg, to zaraz wezme sie za odsnieżanie przed domem a potem biorę aparat i lecę, choćby i w te głębokie sniegi!:-))
OdpowiedzUsuńDla mnie na dzień dzisiejszy wspomnienia to głównie doświadczenia, które – mam pragnienie – wykorzystywać w przyszłości i nie chcę na wspomnieniach zakończyć tej przygodowy.
UsuńCiężko jest wytłumaczyć na sucho jak się w tym chodzi. W takich jak nasze z rakami, jest na pewno nieco ciężej. Na Twoje potrzeby doskonałe by były takie bez raków nie za długie, bardziej powierzchniowe, czyli klasyczne i leciutkie.
Na niektóre śniegi wystarczą same stuptuty do wysokich butów. W górach miałam jedno i drugie, rewelacyjna osłona przed wpadaniem śniegu pod nogawkę i do buta.
Acha! Dzięki za wytłumaczenie, co do rakiet śnieznych. I za użycie określenia "stuptuty". Pierwszy raz mam z nim do czynienia. Fajne słowo! Człowiek całe życie sie uczy! Tak, przydałyby mi sie stuptuty. Nawet przed paroma minutami, bo wróciłam z wędrówki z mokrymi nogawkami spodni i skarpetkami a tak miałabym suchuteńko!:-))
UsuńDokładnie tak, po to one są. :) Nasze są zrobione z gore-texu, leciutkie i skutecznie chroniące przed śniegiem i mroźnym wiatrem.
UsuńPrzepiękne zdjęcia! My uwielbiamy górskie wędrówki, ale do tej pory były one wyłącznie letnie i jesienne. Zimowe są dla nas chyba zbyt ekstremalne już :)
OdpowiedzUsuńZależy jaki szlak. Ten wieczorny odbyliśmy bez żadnego sprzętu, szlak był przejechany ratrakiem. Nie wiem jak w Polsce to wygląda, ale pewnie też są takie specjalnie zabezpieczone szlaki do chodzenia – to tak na początek, by obyć się z samym podchodzeniem po śniegu. A potem można kombinować, jeśli załapiecie bakcyla. Rakiety śnieżne są drogie przy zakupie, ale myślę, że raz na całe życie będą. Nasze po tych wojażach nie noszą śladów zużycia, mocne są, więc jeszcze długo posłużą. Albo narty, jest technologia umożliwiająca wspinaczkę pod górę w nartach, potem odklejasz spodni pas i zjeżdżasz.
UsuńImponujące zdobycia zwłaszcza, że to właśnie zimowe i warunki jak widać wiadome.
OdpowiedzUsuńJa bym się chyba bała takiego wypadku i upadku w zaspie 😅 może i miękko, ale jakoś ryzykowne.
Mnie się wydaje, że Szeajcarzy życie zaczynają na emeryturze i dopiero wtedy zaczynają zwiedzać, chodzić na te fougie wędrówki. Bo wcześniej żyją pracą 🙈. A u nich takie piekne szczyty... właściwie z Niemcami jest podobnie kiedy mijam na szlaku grupy z Niemiec, to zazwyczaj są starsi ludzie.
Wow! Właśnie udowodniłaś mi, że zima w górach może być naprawdę cudowna!
OdpowiedzUsuńNajlepsza. :)
Usuń