Zanurzyłam się we wrześniu na razie w nietypowy dla siebie sposób... a może właśnie typowy? Zwykłam ostatnimi laty nurzać się w jesiennej mgle, złocących się liściach, w aurze dzikiej przyrody, a dziś nurzam się w miejskiej jesieni i to również przypada mi do gustu.
Dziś jednak możemy porozmawiać o dzikiej stronie tej pięknej pory, choć na żadnej z tych wędrówek nie było mgły a pełno słońca i ciepła, ale za to pojawiło się wrzosowe runo, żółcące się hale i wiele innych pięknych znamion jesieni.
Oto ciąg dalszy moich rekordów, tym razem we wrześniowej odsłonie: