Piszę na zakończenie lata ↬ ostatnie opowieści zebrane w przeciągu kilku tygodni. Będzie jeszcze tylko jedna fotorelacja z czerwcowego urlopu i rozpoczynam piękny sezon jesienny.
Kiedy czas przestaje gonić, to tak naprawdę dopiero wtedy rozmowy spontanicznie wydłużają się i nie tylko człowiek odpoczywa, ale doświadcza pełni swoich dni. Pełni życia. Właśnie wtedy kiedy przestaje się spieszyć, spoglądać na zegarek i gonić dni.
Pakując bagaże zastanawiam się tylko czy zdążę wrócić do domu... Przed czym? Mam silne przeczucie już mniej więcej od początku roku, że coś na tym świecie porządnie się wyłoży. Właśnie teraz. Jakbym siedziała na tykającej bombie. Pożyjemy, zobaczymy.
Czym się wyróżniam w tym momencie? Nastawieniem. Ktoś mnie już zdołał rozpracować, ułożyć moje myśli przy hektolitrach wspólnie wypitej kawy. Na pięciolinii różnych odcieni wskoczyliśmy razem na najjaśniejszą nutę. Świat i tak się zawali. Prędzej czy później. Tu nie trzeba żadnych przeczuć. I wcale się tym nie martwię! Doskonale wiem, że to co robię, minie. Po prostu minie i to najprawdopodobniej jak z palców strzelił. I to wszystko wcale nie jest ważne jeśli ma się perspektywę pełni życia z Przyjacielem.
Kto ma uszy, niechaj słucha. Kto ma oczy, niechaj widzi. Kto wierzy, niechaj czuwa.