czwartek, 10 sierpnia 2023

Posiadłość w Mosznej – część 1: "Życie"

Wieść niesie, że w czasach średniowiecza na miejscu zamku istniał drewniany budynek z piwnicami. Był XIX wiek, kiedy ktoś wymyślił, że postawi sobie rezydencję we wsi Moszna. Ale wówczas powstał tutaj skromny dworek. Gdy później wzniesiono barokowy pałac, przybytek zamieszkiwała rodzina Seherr-Thoss, ale ów majątek wykupił przemysłowiec Hubert von Tiele-Winckler i od tego właśnie, rozpoczyna się w tym miejscu na ziemi, zarys historii rodziny Tiele-Wincklerowów – śląsko-meklemburskiego rodu szlacheckiego.
    Jednakże po jakimś czasie dziełem niewyjaśnionego przypadku, pałac częściowo spłonął. Właściciel nie poddał się jednak i odbudował posiadłość – w ten oto sposób powstało neorenesansowe dzieło architektury, której powierzchnia wynosi 8 tys. m², a kubatura – 65 tys. m³.


Czas sprawił, że to turystyczne marzenie spełniło się. Za mną wiele lat oczekiwania, nigdy nie mieliśmy po drodze do tej wsi. Zawsze ten punkt był zaznaczony na mapie i zawsze kiedy namierzałam nowy cel podróży, kompas pragnień wskazywał ten zamek.
    Wiadomo, że oczekiwania wraz z upływem czasu ogromnieją, zatem czy się rozczarowałam, czy może nasyciłam się wystarczającą monumentalnością tej architektury – odpowiedź wplotę w dalszą historię.

Niemiecki Disneyland już odwiedziłam, teraz pora na Polski, czyli zamek kształtem przypominający ten z logo sławnego twórcy filmów rodzinnych. Bajkowy – a jakże – kształt, wzbudzał zawsze emocje, u niektórych negatywne, kojarzone raczej z blichtrem, u innych pozytywne, z wyrazem uznania dla budowniczych.
    A gdyby postawić się po drugiej stronie i zamieszkać w takiej rezydencji? Czy dobrze byś się tu czuł? Szczerze mówiąc jeśli o mnie chodzi, kocham zwiedzać zamki i pałace, ale bliższe mi są średniowieczne mury, jeżeli już mogę sobie trochę powybrzydzać. Poza tym mieszkać w zamku mogłabym, lecz nie tak wypasionym, a służby nie chcę, blichtru też nie.
    Gdybym miała mieszkać w zamku, byłby on odległy jak poranna mgła na dalekich łąkach (czyli generalnie widoczny i w zasięgu). Byłby niewielkich rozmiarów (nie lubię zbyt dużych wnętrz), piękny w swej całej surowości (kocham minimalizm), przykryty całunem z koron drzew (chętnie zamieszkam w lesie), z porządną i krótką drogą do miasta (jestem mieszczuchem i nic na to nie poradzę). Można to pogodzić. Wystarczy zamek graniczący z miastem i gotowe. A las nie musi mieć hektarów, (tu przecież chodzi o ten widok z okien).
    I można żyć. Razem z przeciągami, nietoperzami na strychu, z chłodem i wieloma innymi rarytasami wysokich komnat i kamiennych podłóg. Takie coś jak najbardziej, ale pałac w Mosznej tylko zwiedzałam.



Ależ uśmiechnięty gościu. Od ucha do ucha.




























Ta bryła z cegły i piaskowca jest tak naprawdę mieszanką baroku, neogotyku, neorenesansu i eklektyzmu. Wysokość szpica na najwyższej wieży, sięga 45 metrów.
    W moszyńskim zamku można spać, jeść, pić i poddawać się zabiegom pielęgnacyjnym. Hotel, spa i restauracja zajęły znaczną część zamku, dlatego liczba komnat do zwiedzania nie jest tak duża jak się spodziewałam. Tutaj poczułam się zawiedziona. Taki monumentalny budynek, a tak mało można poznać.





Zamek jest znakomitym obiektem do fotografowania, ale czy może zwróciliście uwagę na to, że ów budynek przedstawia się zawsze tylko z trzech stron? Po prostu... ta czwarta strona jest niezbyt ładna i kompletnie nie pasuje do całej reszty.


Przed obejrzeniem filmu, radzę naprawdę zmienić sobie ustawienia z automatycznych, które są bardzo krzywdzące dla jakości i zmienić na 1080p HD. Film jest dobrze nagrany. I koniecznie podkręcamy głośniki, są instrumenty.
    Fontanny tańczą idealnie zsynchronizowane z muzyką klasyczną i filmową.



Sala pod pawiem.

Dawniej nazywano ją salą lustrzaną, bo damy stroiły się w niej tuż przed balem. Może więc być nieco dziwne, że aktualnie tu w ogóle nie ma luster. Zastąpiono je ściennymi malowidłami. Po co? Właściwie nie znam uzasadnienia.





Sala balowa.

Kompletnie nie wyszła mi na ogólnych zdjęciach, ale zbliżenie sufitu na szczęście wyszło bardzo dobrze, a to on zwrócił moją szczególną uwagę.
    Sala jest dwukondygnacyjna i posiada piękny przeszklony, kasetonowy sufit. Do tego marmurowy cokół dookoła całej sali.





Gabinet Hrabiego.

To miejsce spodobało mi się najbardziej. Marmurowy kominek, biurko hrabiego i fotel. Z okna widok na park i fontannę. Mnóstwo ładnych mebli, a na ścianach obrazy.
    To jest ten pokój, który chciałabym mieć. Pokój, w który w moich projektach na komputerze, wkładam najwięcej serca. Ma zawsze mnóstwo detali, stonowane, ciemne kolory, a zdobi go sporo zieleni.


Taki obrazek tam wisiał.

























Kaplica zamkowa.

Prowadzą do niej kręte schody, co nie umknęło mojemu artystycznemu oku. Kaplica konkretnie jest luterańska.
    Jednonawowa z wąskim prezbiterium, dość surowa w odczuciu, bardzo przypadła mi do gustu. Dwie empory i okna z witrażami. Lubię taką architekturę.
    Najważniejszym eksponatem jak i ozdobą w takim miejscu, są organy, ale tutejsze drogocenne organy zostały skradzione w niechlubnych czasach przez radzieckich żołnierzy.
    Dziś kaplica jest salą koncertową.















Kawiarnia.

Bardzo duża sala była w czasach swej świetności niezwykłą, bo piękną poczekalnią. Ta reprezentacyjna część powstała na wzór angielskich zamków i przysporzyła mi najwięcej inspiracji. Jej czasy świetności wcale nie przeminęły.
    Tu króluje drzewo sandałowe. Krużganek, kominek z piaskowca i wysokie okna, to pionierskie wykonanie, które przyciąga oko i obiektyw. Kawiarnia zaprasza nie tylko gości hotelowych, polecam szczególnie zimą, gdy kominek funkcjonuje zgodnie ze swym przeznaczeniem.

Mam o wiele więcej zdjęć z zachwycającej kawiarni, ale zostawiam na inny raz. Dziś pokażę ją tylko z góry.


Cały majstersztyk jest pod tymi schodami, na których stoję.


Szklana oranżeria.

Szklana oranżeria przylega do skrzydła budynku. Rosną tu egzotyczne i ciepłolubne rośliny, zaś na środku stoi interesująca fontanna.
    Nie mogłam wykonać żadnych fajnych zdjęć, bo zaraz za nami weszła rodzina z dziećmi. Szarańcza obległa całe wnętrze, wrzeszcząc wniebogłosy, bo przecież inaczej nie da się niczego zobaczyć.





Z ogrodu widać jadalnię.

Pokój z sypialnią.

Sypialnia jest okrągła.





Łazienka.




Pozostałe.













Życie w takich okolicznościach może być ciekawe. Mnóstwo pięknych rzeczy, wiele detali, oczy wędrują z punktu do punktu, co chwila coś zachwyca.
    Wcześniej hrabiowie na swych włościach mieli dostatnie życie. W obfitości żona obdarowała męża – z tyloma dziećmi z pewnością nie był to nudny żywot.

Moją uwagę przykuł piękny kaloryfer. Chciałabym mieć taki w bloku. Otóż hrabia miał centralne ogrzewanie, a nawet windy (towarowe i osobowe).

Co więcej, na obrazach często widujemy tę samą postać. Ta blondynka to hrabina Inga von Hohmann. Obrazy zostały wykonane kilkanaście lat temu przez polskiego artystę, Dariusza Kaletę i nie mają nic wspólnego z rodziną tu zamieszkałą przed wiekami.

A co by się stało gdybym była dawno zaginioną spadkobierczynią tej posiadłości? Sukien nie noszę, bali nie lubię i do Łodzi daleko, a na Mazury jeszcze dalej.
    Wolałabym opchnąć to komuś innemu i zakupić majątek pod mój gust. Ale turystycznie, szczerze ów miejsce polecam. Jednak nie jest to zamek, do którego będę wracać, tak jak wracam do Malborka, Olsztyna czy Nidzicy.
    To jednak nie koniec opowieści, czeka nas jeszcze "Śmierć" i "Kawa". Tak, dokładnie w tej kolejności.


6 komentarzy:

  1. zamek poznałem, o tyle, o ile, pracowałem tam kiedyś przy organizacji jednego z koncertów, wtedy jeszcze w nim mieścił się ośrodek, sanatorium leczenia nerwic, szybka akcja, rano wyjazd z Wawy, wieczorem powrót, tak więc czasu na jakieś większe zwiedzanie nie było, ale coś tam się zdążyło w międzyczasie...
    obiekt faktycznie aspiruje do pierwowzoru logo wytwórni Disneya, ale jest kilka takich w Europie i w sumie nie wiadomo, ile w tym wszystkim jakiejś urban legend, ile faktu...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy jeszcze było tam sanatorium, na pewno trudno było o zamkowy klimat w środku.
      Zamek z logo jest ogromny. A może to po prostu zlepek tych wszystkich zamków w jedną, wieżyczkową bryłę.?

      Usuń
    2. sanatorium nie zajmowało wtedy całego gmachu, nawet nie kojarzę, żebym mijał jakieś drzwi oznaczone, że za nimi jest teren placówki... tam jest przecież kilka pionów schodowych...
      na to wygląda, że zlepek stylowy, jakaś synteza, mam wątpliwości, czy w tamtych czasach ktoś z tej wytwórni był w ogóle w Polsce i oglądał obiekt...

      Usuń
    3. Poszukałam trochę.
      Ogólnie uznaje się, że wzorem dla symbolu był zamek Neuschwanstein z Bawarii, ale moim zdaniem to mocno naciągane. Zamek widziałam, jest na planie prostokąta, masywna bryła tyle że ozdobiona wieżyczkami, mnie osobiście nie przypomina tego z loga.
      Podobno prawda jest taka, że logo jest faktycznie zlepkiem zamków, ale – nieistniejących, bowiem chodzi o zamki z bajek Kopciuszka i Śpiącej Królewny. Oba zamki były podobno inspiracją przy tworzeniu loga.

      Usuń
  2. Tam jeszcze nie byliśmy, ale mam nadzieję, że dotrzemy!
    Po twojej relacji czuję, jakbym tam była i trochę mi mniej żal:-)

    OdpowiedzUsuń