I ja cieszę się, że to robią, bo pokazują naturalnych siebie. Nie ma w tym wystudiowanych min, imitowanej urody i syntetycznego uśmiechu. Normalny człowiek z krwi i kości zajmuje się wizażem, prezencją i to jest O.K. Człowiek otrzymał zmysł artystyczny, swoisty gust, by się nim odróżniać i to jest super.
Nie dla każdego jednak jest to ważne, potrzebne i przejmujące czas.
Dla mnie liczy się funkcjonalność ubrań, a przede wszystkim pogodo-odporność. Ubranie ma ubierać, a nie odwrotnie, ma też chronić ciało. Dlatego u mnie na co dzień nie ma nic takiego, co by można było nazwać seksownym. Żadnych dekoltów, ani głębokich wcięć przy krótkich szortach na lato. Nie interesuje mnie podkreślanie kobiecych walorów, za to interesuje mnie wygoda. Nie uznaję czegoś takiego jak ubiór uszyty, by dobrze wyglądać. Już bardziej interesuje mnie, by dobrze wyglądać nago, ale to już temat łóżkowy raczej. Interesuje mnie ubranie, w którym dobrze się czuję, a nie takie, które ma mnie jedynie zdobić.
I dzisiaj słówko o zawartości mojej szafy. Technicznie, precyzyjnie i rzeczowo. Zaczynamy od góry.