Jeżeli mówić o rekordach, a nie o wszystkich wędrówkach ze stycznia, to okazuje się, że po przesianiu przez sito skali trudności zostaje nam tylko jeden rok do opowiedzenia. I dobrze, bo to był piękny rok, w którym mieliśmy już nieco bardziej zaawansowany stopień górołaza i brakowało nam tylko ruszyć na podbój jakiegoś porządnego lodowca, gdyby nie to, że brakło nam już czasu w tym alpejskim kraju.
Mając zasadę "nigdy się nie cofaj", coraz częściej spoglądam wstecz, stojąc w miejscu. I to jest bardzo źle... Dla mnie prywatnie to jest katastrofa. Ale co będę biadolić, jest jak jest, zima całkowicie przebimbana i niewykorzystana, planuję u schyłku br. coś przeżyć, jest też do wykorzystania urlop, ale po sezonie jak się zrobi chłodniej.
Plany doprecyzuję z czasem. Chcę przygody na krawędzi, chcę budować dalej swoje doświadczenie i przestać oglądać filmiki mojego ulubionego górołaza, tylko wreszcie sama zacząć kręcić własne materiały. Tak jak lubię.