niedziela, 13 sierpnia 2023

Posiadłość w Mosznej – część 2: "Śmierć"

Orzeczenie o tym, że dziś będę pisać o śmierci, staje się przewrotne w obliczu tego, co przedstawiam, bowiem jest na zdjęciach mnóstwo życia. Na zgliszczach tego co zbudował człowiek, zawsze natura prężnie zapanowuje. Nawet na grobie mech pięknie muśnie malachitową barwą ten zimny kamień.
    Trudno skojarzyć coś ze śmiercią kiedy wokół tak bujna zieleń, a w powietrzu roznosi się słodki zapach kwiatów. Śmierć nie kojarzy się również ze śpiewem ptaków, ani melodią przeplatającą się między gałęziami drzew, ledwie docierała do nas swą muzyką, kiedy usiedliśmy na ławce na wysepce połączonej z brzegiem ozdobnym mostem. Kłóciła się o każdą nutę z wiatrem.
    Gdzie tu mowa o śmierci kiedy sam Bóg beztrosko podpowiada jakie miano noszą spotkane zwierzęta? Człowieku, sam żeś je nazwał... a nie, zaraz, mnie przy tym nie było – i myślę sobie dalej – a cóż to za pierzasty koleżka? Wnet pojawia się w głowie odpowiedź, niby to randomowo, ale wiem doskonale, że jeśli nie pochodzi się z tego świata, to odpowiedzi też nie pochodzą z tego świata. Ten świat podpowiada jedynie jak nieść śmierć – nieważne jaki to ptak, wieś strzelbę, dobrze wyceluj, będziesz miał śliczne trofeum. Wachlarzem z piór się ochłodzisz.

Hubert Gustaw Wiktor von Tiele-Winckler miał dwie żony, jedną przeżył, druga przeżyła jego samego. Obie wywodziły się z arystokratycznych, bogatych rodzin, a przedsiębiorczy małżonek powiększał te majątki wielokrotnie.
    Życie w dostatku, a życiem takim kieruje pragmatyzm. Śmierć zaś wieńczy całe mile czasu w upływającym szczęściu, a w pamięci pozostaje blask uroków bogatego stylu. Czy to wystarczy?





Oglądając często portrety księciów, baronów itp., spoglądam z litością na te pasztety i tak się zastanawiam: będąc młodą kobietą, rodzice aranżują mariaż, a potem wychodzisz za takiego kabanosa i z powinności rodzisz mu dzieci wynikiem aktu z zamkniętymi oczami. Może właśnie dlatego najczęściej małżonkowie w zamkach mają osobne sypialnie.
    Nie nadawałabym się do arystokracji. Może dlatego właśnie nie jestem bogata, bo w gruncie rzeczy nie jest trudno wyrwać obleśnego biznesmena. Kieruję się sercem, dlatego nie mieszkam nieszczęśliwie w penthous'ie, a szczęśliwie w bloku.


Dzięcioł czarny.

Zamieszkuje pas tajgi i lasów mieszanych całej Eurazji.
Żyją około 14 lat, jednak często stają się ofiarą sokołów, jastrzębi i puchaczy.
Ptak określany jest "lekarzem lasu", ponieważ wyżera z pni insekty. Nie jest to prawda.
Dzięcioły czyniąc uszkodzenia, obniżają żywotność drzew.



Waleska, żona Huberta podobno miała powodzenie na poziomie legendarnym. Ta piękna kobieta wydała hrabiemu na świat ośmioro dzieci i tak Waleska pożegnała się z urodą, gdyż ta szybko zwiędła z powodu nieustannych ciąż.
    Zaczęła chorować, popadać w nieszczęście, innymi słowy jej życie zamieniło się w ruinę. Zmarła wcześnie, mając 50 lat.
Hubert niedaleko patrząc w przyszłość, ożenił się ponownie. U
marł w urokliwej miejscowości Partenkirchen. Swój pierwszy grób miał w Miechowicach, drugi zaś otrzymał po przeniesieniu do Mosznej.


Kowalik.

Zamieszkuje Eurazję oraz północno-zachodnią Afrykę.
W lecie żywi się owadami, pajęczakami i bezkręgowcami, (w czasie lęgu przerzuca się na motyle). Zaś zimą przechodzi na ziarna dębu, buka, grabu i leszczyny.

Pustułka.
Inaczej średniej wielkości sokół.

Park jest wart uwagi, cały czas prezentuję go na zdjęciach. XIX-wieczne kanały wodne w stylu holenderskim i francuskim, oraz stawy pięknie odbijające zieleń jak w lustrze.
    To miejsce słynie z azalii i rododendronów, które bujnie kwitną w okresie wiosennym. Jest to park krajobrazowy, nie wiadomo gdzie i czy się kończy, bo płynnie przechodzi w lasy, łąki i pola, które także urzekają swym naturalnym wdziękiem.
    Po wschodniej stronie alei lipowej znajduje się staw z piękną wysepką nazywaną wyspą miłości i to właśnie na niej zostało zrobione to nagranie.


A skąd taka śmieszna nazwa wsi? Moszna... na pewno zastanawialiście się już nad tym. Po niemiecku to było Moschen. Otóż nazwa oznacza dosłownie to o czym myślimy... worek lub torbę, ale nie chodzi o TĘ torbę, czyli worek mosznowy u faceta, a taki w znaczeniu topograficznym, czyli moszna jako wgłębienie dolinne.






Bogaty czy biedny i tak każdy trafi w to samo miejsce.


CIĄG DALSZY ⏩ "Kawa"

14 komentarzy:

  1. Zgrabnie połączyłaś przyrodę z dziełem człowieka, ale faktycznie, więcej w tym wszystkim życia, niż śmierci, może raczej koło życia:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słusznie zauważyłaś. Śmierć zawsze kręci się wokół życia. ;)

      Usuń
  2. jest jeszcze wieś Moszna pod Warszawą, ale z tą nazwą sprawa jest o tyle ciekawa, że inaczej się odmienia przez przypadki, niż męska "moszna", np. miejscownik od niej brzmi "w/o Mosznej", a nie "Mosznie", czyli nie tak, jak w przypadku tej męskiej, co sugerowało by, że jest ona rzeczownikiem odprzymiotnikowym, zapewne prof. Miodek umiałby wyjaśnić, o co tu chodzi...
    kocisko, jak to kocisko, przeurocze, za to pytanie, czy zwiedzając Moszną /a nie mosznę/ nie natknęłaś się przy okazji na jakieś konie, bo tam w pobliżu jest stadnina...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie natknęłam się nawet na zgubioną podkowę. Stadniny nie widziałam, bo okala ją wysoki mur, a pod nim cisza jak makiem zasiał. Żeby tam wejść, trzeba zadzwonić i się umówić. Nie wiedziałam tego wcześniej, sądziłam, że wejść można jak do każdej stadniny w Polsce. Może boją się, że ktoś im wykradnie jakiegoś rasowego czempiona.
      Zatem ani widu ani słychu.

      Usuń
    2. może tak być: koń polski dobrem narodowym, które najbardziej trzeba chronić przed własnym narodem, LOL...
      tylko że o tego konia trzeba zadbać... obecny reżim konie ma gdzieś, ważne są posadki dla swoich, medialnie znamy głównie tylko Janów Podlaski, a w Mosznej może być takie samo szambo... i stąd pewnie te mury...

      Usuń
    3. Jakie polskie konie? Tam jest hodowla koni krwi angielskiej.
      Tam możesz normalnie wypożyczyć konia na godzinę, to kosztuje 100zł. A jak chcesz konia do skoków, to godzina z takim 150zł. Jak nie umiesz jeździć, to oczywiście lekcje są analogicznie droższe. Tak więc nie jest to całkiem niedostępne miejsce i tylko dla szlachty (tudzież sportowców).

      Usuń
    4. rasy angielskiej, ale własność polska... w Janowie są za to rasy arabskie, ale również polskie... nawet konie rasy konik polski nie są do końca polskie, pochodzą od tarpanów żyjących na ziemiach polskich, litewskich i pruskich (nie mylić z prusackimi), ale też w polskich rezerwatach są jednak polskie...
      a ceny?... no cóż, utrzymanie rasowego konia chyba raczej do tanich nie należy: jedzenie, higiena i opieka lekarska, to wszystko musi kosztować... te ceny zresztą nie są takie wyśrubowane, gdy porównać je z ceną kursu dorożką dookoła centrum Krakowa... na dzień dobry dwie stówki, a całą wycieczka trwa około pół godziny... to są też rasowe konie, tylko rasy faktycznie już polskiej, ale również trzeba o nie zadbać, chyba nawet jako większe jedzą więcej :)

      Usuń
    5. p.s. dochodzi jeszcze konserwacja pojazdu, koszty związane z garażowaniem, a personel takiej dorożki to pan woźnica i pani, przeważnie ładna, która bajeruje klientów i czatuje z takim workiem na kiju, żeby łapać końskie klocki, bo mandaty za klockowanie ulicy są ponoć srogie... ale oni są w pracy, czyli też swoje muszą zarobić...

      Usuń
    6. Utrzymanie KAŻDEGO konia do tanich nie należy. Z tego wszystkiego kowal jest najtańszy. I tylko żeby nie chorował, to jeszcze jakoś można dać radę, ale i tak potrzebna jest druga pensja.

      Usuń
    7. no, nie wiem, nie znam się na tej branży, nie znam tego rynku, ale coś czuję, że obecni kowale tacy tani nie są... kiedyś zwykły wiejski kowal umiał wszystko, ale były to przeważnie proste rzeczy i tych kowali było sporo... teraz jest specjalizacja, samych kowali niewielu, a ich praca przeważnie bliższa jest sztuce, niż rzemiosłu, a ceny potrafią winszować sobie całkiem i owszem... jak w tym gronie ma się kowal taki od koni?... też w sumie specjalista z wyższej półki, taki bardziej konserwator końskich kopyt, czy nawet całych nóg... po prostu nie wiem...

      Usuń
    8. Po prostu kowal z tego całego pakietu jest najtańszy. Weterynarz to już drogie rzemiosło, a nie daj Boże koń się pochoruje, to zwykłe leki kosztują kosmicznie dużo, bo dawka musi być... końska. Do tego żarcie. Zima jest najtrudniejsza, bo musisz kupić belę siana, co tanie nie jest, zwłaszcza jeśli masz stado. Nie znam dzisiejszych cen już, dawno temu miałam z tym do czynienia, ale domyślam się, że wszystko poszło w górę. Będę we wrześniu w stadninie przez tydzień, z ciekawości zapytam jak te sprawy wyglądają, bo też mnie to interesuje. Wiem na pewno, że z posiadania własnego konia, już dawno się wyleczyłam, nie stać mnie.

      Usuń
    9. rzuciłem okiem do neta i faktycznie, zarobki kowala /a dokładniej: podkuwacza, bo to już osobny zawód/ nie są jakieś rewelacyjne... natomiast koszty weta: profilaktyka i nie daj Dolo leczenie, jak coś się wydarzy... ujujuj... wystarczą mi wydatki na koty :)

      Usuń
  3. Cóż, życie i śmierć nieodłącznie są splecione z sobą, niczym człowiek z przyrodą.
    Widać po tekście i zdjęciach, że masz artystyczną duszę.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie się przypomina powiedzenie, że pewne są tylko śmierć i podatki.
      Owszem, wcale się tego nie wypieram.

      Usuń