piątek, 18 sierpnia 2023

Posiadłość w Mosznej – część 3: "Kawa"

O czym można porozmawiać przy kawie? W jakie słowa ubrać myśli i które wyciągnąć na światło dnia? W jakiej solidnej oprawie można zmieścić najtreściwszy przekaz, jak uwydatnić najgłębsze uczucia? Jak w rozmowie Polikarpa ze śmiercią, jak na najwyższym szczycie podczas spotkania z Bogiem, jak w samotności na pustyni, na spotkaniu z samym sobą.

Szklany mur otacza człowieka kiedy pożaru z zewnątrz nie może ugasić nawet deszcz. Trudno jest spojrzeć w bezlitosne oczy szukając w swoim sercu przebaczenia. Sąd ostateczny odbierze resztę złudzeń.
    A dziś ulice toną w strugach deszczu, jej najciemniejsze zakątki rozjaśnia chwilowy blask piorunów. Na mgnienie oka milkną głosy zawiści, aniołowie tańczą pośród cieni ludzkiego życia. Modlitwy nigdy nie blakną tak jak słowa niegodziwców – pieśni zabarwione krwią. Prawdy nie obalą, a prastara księga nie straci sensu.
    Ludzie wciąż budują ciemne świątynie strachu gdzie echa spowiedzi leczą ich sumienie. I ciągle, wciąż od nowa wnoszą o pokutę, wierzą, że będzie ona odkupieniem wszelkich win. Złote mury czarnych świątyń zabijają z pokolenia na pokolenie. W świątyniach strachu karmią się złudzeniami.

Kiedy gnębi chęć spalenia wszystkich mostów i kiedy pali chęć by znów zacząć od nowa, robię kawę i siadam na kolanach Ojca.

Przy tym stole na wygodnym siedzeniu, pośród piękna wykonanego ludzką ręką, z jednej strony szczycisz się tym, że pośród ludzi żyjesz: zdolnych i mądrych; a z drugiej, duma się chowa i wcale już nie chcesz tego znać.
    Jak piąte koło u wozu, ciągniesz się za całym karawanem, widzisz wyraźnie, że nie pasujesz do tego cyrku. Coraz częściej oczerniany, siedzisz sobie na królewskim tronie, na kolanach u Ojca, który mówi do ciebie: patrz, dziś mnie nie znają, ale przyjdzie taki dzień, że dostrzegą mnie i ciebie i miejsce, z którego pochodzisz. Ale na razie bądź tutaj i szanuj życie, które w tych ludziach złożyłem.









Żyjesz jak królewicz incognito. Korona twoja leży na posłaniu, zdobna najszlachetniejszym kamieniem. Ale nim ją włożysz, to już przecież za chwilę, idziesz szlakiem bogatym w treść upadłych, trzymając w ręku lampion i pomimo czarnej nocy, niesiesz światło przed sobą, które widzą i które drażni ich oczy...
    Nadchodzi taki czas gdy ta ciemność zgęstnieje. Ale światło, które niesiesz przed sobą, nie wygaśnie – mówi Ojciec. – Dziś pijesz kawę u mnie na kolanach, by znaleźć odpocznienie i wtedy też będziesz. Ale przyjdzie taki czas, kiedy słońce i księżyc zgasną i z moich kolan już donikąd nie będziesz musiał iść.









Dziś też stąpam po czerwonym dywanie. Lubię zaszyć się tam gdzieś... pozwolić otulić anielskiej pieśni uwielbienia. Zasnąć takim snem bezsennym, kojącym, uciszyć swój wewnętrzny krzyk, który rodzi się za każdym razem, gdy wkraczam w chaos.
    Deszcz spływa łzami po szybie. Świat płacze zamiast mnie, choć wie, że tych łez już nie wystarczy, aby ponownie zatopić całą ziemię, na której północ z południem już się sprzymierzyła jak zapowiedziano w Pismach.











Ile może dać światła jedna mała lampka w środku czarnej nocy...
    Chce mi się oddychać deszczem, tak się cieszę na jego zapach. I choć oczy zmęczone, wpatruję się w ołowiane niebo ciężkich chmur, ciesząc się, że mogę oglądać ten spektakl spokojnie stojąc w oknie z kubkiem gorącej kawy. Kocham taki czas, a wyjątkowość tych chwil niesie za sobą nowy zapał do realizowania marzeń.














Dziś przyroda się oczyściła, powietrze przyjemnie drga co i rusz od basu piorunów. Poezja rozlewa się kolorami na płótnie moich warg.
    Nie chce mi się już udawać. Obalam strategię przypodobania się, odmawiam przynależności do sfer. Może jestem z kosmosu, może z innej planety, mów co chcesz. Ja nie jestem stąd i z tym się z tobą zgadzam. Nie będę już dopasowywać się do powszechnie przyjętych ram. Koniec z tym. Idę znów na kawę do Ojca. Myśl o tym co chcesz.












Przyjdzie taki czas, że słońce zgaśnie, a wtedy zaczniesz szukać światła. Dostrzeżesz ludzi takich jak ja, którzy trzymają przed sobą jasne lampiony. Będziesz do nas lgnął i będzie już za późno.
    Oliwę do lampy zbiera się przez całe życie, aby do końca świata nie zgasła.

Nie mam czasu więcej skakać za tobą, nie mam czasu zabiegać o twoje względy. Ważniejszy jest dla mnie czas, który poświęcam na zbieraniu oliwy.

8 komentarzy:

  1. zaiste poetycki post /czyli tekst plus foty/, a poezji raczej nie komentuję, bo biorę ją na czucie, a nie na myślenie /wyjątek: poezja epicka/, a słowa są dość marnym przybliżeniem, aby to czucie opisać... do tego jeszcze nie pijam kawy (prawie nie pijam, powiedzmy), co nie pomaga empatyzować z treścią... ale tak, czy owak, fajnie się to i czytało, i oglądało, sensowało holistycznie...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sztukę przeważnie bierze się na czucie. ;) Wyjątkiem od tego były zajęcia w szkole, gdzie kazano myśleć co poeta miał na myśli. Moim zdaniem największa bzdura.
      Super, dzięki. :))

      Usuń
  2. Kawa na zamku nastroiła struny twej weny, refleksje godne wieszcza, do przemyślenia dla każdego!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak sie zamysliłam po przeczytaniu Twoich słów, że... zapomniałam zrobić sobie kawę. Woda w czajniku chyba już wystygła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, przepraszam. Mam nadzieję, że miałaś wystarczająco dużo czasu, żeby jednak dokonać aktu zrobienia i wypicia kawy na spokojnie. O_O

      Usuń
    2. Nie masz za co przepraszać. Kawa nie zając, nie uciekła, a poczytać coś interesującego zawsze warto.

      Usuń