wtorek, 22 sierpnia 2023

Dziedziczka z kosmosu.

Jestem nadal po i przed urlopem, ale przede wszystkim PRZED! To co Wam przedstawiam, to cały czas podróż z czerwca; zostały mi jeszcze 3 lokalizacje. Poza tym nadal podróżuję, prawie w każdy dzień wolny jestem w terenie, a jeszcze po drodze był długi weekend związany ze świętem jakiejś kosmitki z niebios, wtedy to dopiero było epicko!
    Notabene, ja też z niebios, tyle że z innego adresu. Plotka głosi, żem z Marsa, niektórzy twierdzą, że z Kryptona.

Także tego, sprawy kosmiczne są mi dobrze znane, żadnej bogini efeskiej nie czcimy.

Dobrze było kiedy swoje urodziny świętował lokal obok mojej pracy. Jest to kawiarnia śniadaniowo-lunch'owa, wobec tego w niniejszym dniu organizowali gratisowe przekąski. Słodko i bajecznie degustować rarytasy w czasie pracy...
    Wystawili na ulicę grilla, ale tam już mieli płatne żarcie. Na nic moja sława i pochodzenie, nie należało mi się nic więcej darmo.

Porę deszczową przeżywałam epicko, ale to wiecie z innych moich wpisów. W deszczu odnajduję prawdziwy spokój i gdybym miała zamieszkać w krainie deszczowców, pewnie bym się długo nie zastanawiała. Swego czasu rozważałam też angielskie mgły, rzecz łatwiejszą do zrealizowania, zwłaszcza, że mamy zaproszenie na tę wyspę, ciągle otwarte, co potwierdzono nam w lipcu. Jednak planów brak i czasu nie ma.
    Po deszczowej porze zostały mi piękne zdjęcia, którymi jaram się jak kot na widok włóczki. Pomęczę Was jeszcze fotkami, rozumiem, że miłość do tzw. "niepogody" jest niepopularna.

A co z moją miłością do gorącej Kapadocji, Krety i wszelkich innych czerwonych ziem? To niekompatybilne i nadal niespełnione marzenie pozostaje pod znakiem zapytania.





Mój rozwój sportowy też zostaje pod znakiem zapytania. Kiedy zapowiadałam, że na koniec lata będzie widoczny progres i wyrównam sobie nogi po rocznym regresie? W maju?
    Nic nie poszło na przód. Ciągle wypadało mi coś ważniejszego, więc ustawicznie miast podnosić poprzeczkę, tylko ją utrzymywałam, czasem i sporadycznie. A jak już mi przestało wypadać, to nawalało ciało. Np. tydzień kobiecego utrapienia i zaraz potem tydzień walki z przeziębieniem, bo niestety w pracy nie rozumieją, że 12 stopni różnicy to jest za dużo.

Całą zmianę kichałam, zaczęło mnie drapać w gardle, na szczęście miałam więcej wolnego i mi przeszło. Wróciłam do roboty, zaczęło się od nowa i rozłożyło mnie na cacy.

Abstrahując od temperatury powietrza, klimat w pracy też się ochłodził. Szefowa kłamie mi prosto w twarz, ja udaję, że się nie zorientowałam, po prostu wiem, personel też wie. Co jak co, ale na konfabulacje mam alergię. Bardzo dużo straciła w moich oczach.
    Z załogą relacje są O.K. Sporo się dzieje, np. okazało się, że po raz pierwszy w życiu mój wrześniowy urlop jest kolizyjny. Myślałam, że biorąc tyle wolnego jesienią, nie przysporzę nikomu kłopotów, bo wszyscy wyjeżdżają latem, a ja zawsze najwięcej wtedy pracuję. Jednak już mnie pytano /tak niby tylko pytano/ czy mamy coś już zabukowane na wyjazd.
    Problem jest taki, że pozostałe dziewczyny mają dzieci, we wrześniu są rozpoczęcia przedszkoli i szkół, są chyba nawet jakieś pierwsze zebrania itd... ja się nie znam; no i nie ma kto pracować. Druga dziewczyna, która też nie ma dzieci, także będzie na urlopie i też ma już ściśle określone plany wyjazdowe. A miała się otwierać druga filia naszej firmy. Otóż w takim układzie nie ma z kim.

Powiadam Wam, jest grubo. Byle do emerytury i jakoś to będzie.


Zdarzyła mi się Ikea. Lubię oglądać aranżacje i inspirować się nimi w moich projektach na komputerze. A zdarzyła mi się, bo szukaliśmy suszarki do sztućców, ponieważ metalowa i porysowana, zaczęła rdzewieć, wszak bez spodeczka po prostu stała ustawicznie w wodzie.
    We wszystkich sklepach jest w sprzedaży dokładnie ten sam model metalowej suszarki – takiej samej jak ta, którą wyrzuciłam z uwagi na jej niepraktyczność. Dopiero w Ikei znalazłam coś innego. Suszarka, choć także metalowa, stoi na podwyższeniu i ma podstawkę. Nie będzie mi rdzewieć, bo nie stoi w wodzie. Ogólnie szukałam plastikowej, najzwyklejszej suszarki, ale chyba już nie produkują...

Mója ulubiona aranżacja pokóju w stylu loftowym nadal stoi, jego zdjęcia wiszą gdzieś w starszym wpisie, więc dałam sobie tym razem spokój z fotografowaniem go, zaś pojawiły się nowe aranżacje.
⏩ znalazłam! to było tu.
Oto co mi się spodobało:

1) Ciasno, ale przytulnie. Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że jest zbyt naćkane, ale przecież znam siebie i połowa tych bibelotów po prostu by stąd zniknęła. Co zatem widzimy – stonowany budyń. Na pewno zamiast wikliny, na ścianie zawisłyby czarne ramki z czarnobiałymi zdjęciami np. Łodzi. Cała reszta bardzo mi się podoba.


2) Zawsze lubiłam ciemne wnętrza z jakimś kolorkiem na przełamanie, tutaj mamy żółty/złoty. Lubię czarne meble, szare ściany i drewniane podłogi. Tutaj tylko blaty bym wymieniła na inny kolor, może właśnie na drewno.


3) Doskonały przykład pokoju z czarnymi ścianami i kontrastującym, miodowym kolorkiem, który robi super robotę w tym wnętrzu. Nienawidzę firan, ale zasłony są już O.K., zwłaszcza takie lejące się. (Nie mam kota, więc mogłoby być.) Wspaniałe jest to ciepłe światło nad stołem. Lampa w klimacie industrialnym, czyli to co lubię. I oczywiście zdjęcia miasta. Spodobał mi się też dywanik pod stołem. Szorstki w dotyku i gruby, dość efekciarski, bo taki nietypowy.


4) Szarości przełamane mszystą zielenią. Przytulne wnętrze, łóżko aż nadęte od poduszek, fajna narzuta. Krzesło na pewno wymieniłabym na coś miękkiego.
    Motywy liściaste też są świetne. W ramach zawieszania czegokolwiek na ścianach, akceptowalna jest dla mnie albo czarno-biała fotografia urbanistyczna, albo właśnie liście. Namalowane, sfotografowane (wtedy coś w rodzaju zbliżeń rodem z lasów deszczowych), albo ususzone w antyramach.




5) Zwykłe, proste i też przytulne. Lubię aranżacje małych pokoików, które pozornie są beznadziejne do ustawiania. Zawsze byłam fanką małych mieszkań albo domków, duże przestrzenie jakoś mnie deprymują...
    Sekretarzyk zamieniłabym na pewno na biurko pod komputer. Zasłony plus rolety – super zestaw na sen. A czy zwróciliście uwagę na widok za oknem? Duże, gęste drzewo. Szalenie mi się to podoba.
    I obrazek we mgle. Chyba go sobie trzasnę na płótnie...


6) Fajna zieleń. Nie tam jakieś wyblakłe pistacje ze śmietaną, konkretny kolor. Spodobał mi się pomysł wprowadzenia złota dla kontrastu w ciemnym, bądź co bądź, wnętrzu. Doniczki wyeksponował właśnie ten charakterny blask.




Także tego... nie tylko loftami ja żyję. 😉

Zasiedziałam się ostatnio w domu, czego nienawidzę. Zmarnowałam kilka dni wolnych na odchorowywanie, nabywając trochę niestabilności emocjonalnej... do sportu delikatnie znów wracam, ale potem mam 2tyg. przerwy od siłowni, tylko kardio w siodle. Chyba faktycznie zrobię te mięśnie dopiero na emeryturze. 🤣
    Nadal mnie drapie w gardle. Przecież każdego dnia w pracy oddycham klimatyzacją. Wydaje mi się, że do urlopu w pełni się nie wykuruję...
    Spadam na miasto, brakuje mi spokojnego czasu w jakimś ładnym zakątku. Ale na spokojnie, bo naprawdę z tą infekcją nie ma żartów, nie chcę urlopu spędzić w łóżku.

8 komentarzy:

  1. A otóż ja, we własnej mojej osobie, jestem zimno- i mokrolubna. W tym deszczolubna. Od małego byłam niemal hipnotyzowana deszczem, a zwłaszcza burzami. Do tej pory dziwię się ludziom, którzy przeczekują deszcz ukryci w bramach, pod daszkami, w sklepach... Czego tu się bać? Tej odrobiny wody? Że zmokną? No to co? To nie boli!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też od małego byłam tym hipnotyzowana. O_O Tak, ja też się dziwię tym przeczekującym i czasem z wielkim niedowierzaniem ich obserwuję...

      Usuń
  2. z Proximy raczej nie jesteś, bo tam podobno foczki mają wklęsłe poślady, kwadratowe melony, coś tam jeszcze w poprzek, a mnie się jawisz jako zdrowa Ziemianka, która ma wszystko na swoim miejscu... prezentowane wnętrza wszystkie są naćkane, ale to chyba tak ma być, za to klient może to sobie odećkać... myślę sobie, że w kwestii takiego wnętrza chyba razem byśmy to nieźle ogarnęli... przede wszystkim zero grzmotów, minimalizm pierdoł na widoku... tylko potrzebne rzeczy... tak?...
    spacery w deszczu to ulubiony sport naszej Małej kocicy, ta typiara tak ma, taka cecha osobnicza, nic z tym nie zrobimy, zresztą po co?...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba musi być tak naćkane, bo dzięki temu więcej rzeczy na sprzedaż pokażą. A jak się prezentuje wszystko w takim nieładzie, ma się wrażenie realności takiego pokoju, a to też przyciąga, że nie ma sztucznego porządku, rzeczy leżą byle jak, jakby ktoś przed chwilą ich używał i tak rzucił tylko.
      Zdecydowanie minimalizm. Nie lubię "durnostojek" zbierających kurz. Na szczęście nie kolekcjonuję żadnych pamiątek etc. Lubię różnego typu kuferki i koszyki, więc wszystko mam pochowane. Rodzina ma przez to ze mną problem, bo lubią nam z jakiejś okazji kupić jakąś szumnie zwaną ozdobę do mieszkania, a ja to po prostu wyrzucam.

      Usuń
    2. mój stryj ma sklepik: szkło, porcelana, fajans, etc... ten sklepik już raczej na siebie nie zarabia, ale kosztów też zbytnich nie generuje, bo cały dom należy do stryjka i jego dzieci... a on tam sobie siedzi bardziej dla sportu, żeby się nie nudzić na emeryturze, czasem ktoś wpadnie pogadać i coś się może zadzieje... gdy go odwiedziłem w tym sklepie w zeszłym roku, to zauważyłem takie dziwne coś: szklane kolorowe sople, tylko grube na dole, cienkie na górze z zawiniętym końcem, żeby za to powiesić... spytałem co to jest, do czego?... pasowało mi to na mieszadło do drinków, ale trochę jakby za duże... stryj mówi, że sam nie wie, że to chyba ma być taka ozdoba wisząca z żyrandola... okay... no problem, ludzie miewają różne gusta... ale gdy stryjek chciał mi dać takie jedno w prezencie, to grzecznie odmówiłem z obawy, że mi się stłucze w plecaku, a po cichu sobie pomyślałem, że wożenie takiego grzmota przez pół Polski koleją do domu to jest marny pomysł, to nawet na kocią zabawkę się nie nadaje :)
      jedyny grzmot, który u mnie stoi, to maneki neko, magiczny japoński kotek machający łapkę na szczęście, zresztą nie stoi na wierzchu, tylko w szafce, bo za głośno tyka w nocy... i w sumie to nie jest grzmot do niczego, tylko talizman, czyli coś do czegoś, przedmiot użytkowy, który ma działać, przynajmniej teoretycznie... a kotkowi na wszelki wypadek nie mówię, że nie wierzę w jego moc, to może faktycznie mi coś wymacha tą łapką? LOL...

      Usuń
    3. W Szwajcarii widziałam jak ludzie potrafią ozdabiać domy i to z zewnątrz. Tyle pierdółek ile wisiało z okien i stało w ogrodach, nie widziałam w żadnym miejscu w Polsce. Niektóre były nawet ciekawe, ręczna robota, ale... i tak w domu bym sobie tego nie postawiła. XD
      W zabobony tym bardziej nie wierzę, żadnych talizmanów u mnie nie ma, nawet na szyi w postaci jakiegoś wisiorka. Jak bym mogła powierzyć swoją pomyślność czemuś martwemu? ;]

      Usuń
  3. W pracy bywa różnie, najgorzej, gdy zarówno z dyrekcja jak i z pracownikami jest pod górkę, wszystkim nie dogodzisz.
    Młode pokolenie jest dużo odważniejsze od mojego, jak cos nie pasi, zmieniają i już!
    Aranżacje meblowe lubię oglądać, zawsze jakieś detale można wykorzystać u siebie.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są inne czasy teraz. Jak startowałam po liceum do pierwszej pracy, miała być na start. Szukałam bardzo długo nowej, innej i tak zostałam w nielubianej firmie na 6 lat. A miało być przejściowo, na krótko.
      Minęły lata i zmiana pracy stała się możliwa, wszystko dzieje się elastycznie, mam zachowaną ciągłość. Zanim trafiłam tu gdzie jestem, zmieniłam pracę kilka razy w ciągu roku, bo jest taka możliwość, bo faktycznie miejsca pracy nie są fikcyjne jak kiedyś.

      Usuń