czwartek, 2 lutego 2023

Kiedy przez jasne niebo przelatuje czarny piorun.

Luty zawsze był najbardziej pracowitym miesiącem w mojej branży, a jednocześnie najuboższym w kwestii utargów. Z prywatnego zaś punktu widzenia jest to ostatni miesiąc przytuliskowy i ostatnia szansa na podróże w zimowej aurze. Jeden z ulubionych miesięcy trwa, czuję się bardzo dobrze, wróciłam do swojego rytmu, ale spokój jednak został zmącony.

Czasami po prostu wiesz.

Kiedy zadzwonił telefon, wiedziałam po co. Odebrałam mimo to na spokojnie, ale w późniejszym czasie mówienie o tym zaczęło obdzierać mnie warstwa po warstwie. Tak bywa.
    Ale choć tempus fugit, to aeternitas manet. A generalnie to quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Znając przyszłość, mogę odczuwać lekki niepokój względem tego wydarzenia. Ale odczuwam nadzieję, licząc na to, że gdy skończy się wszystko i wszystko będzie nowe, będę wielce zaskoczona tym, kogo wówczas spotkam.


Taniec na przełamanie.

Kontynuujemy cały czas kurs kizomby, dzisiaj mam dla Was niespodziankę, pokażę Wam jak to wygląda i jakie kroki już poznaliśmy.
    Oto nasi instruktorzy, którzy skompilowali wszystko to, czego nas nauczyli w taki krótki pokaz specjalnie dla nas. Margarita i Eugenio:

A jak nam idzie ta nauka? Za siebie jedynie mogę powiedzieć, że ciężko mi idzie, dotychczas wariując na parkietach solo, mając smykałkę do takich bardziej dyskotekowych trendów, taniec w parze jest dla mnie czymś absolutnie nowym i jestem w tym DREWNIANA. Nigdy nie lubiłam i nie pociągało mnie to.
    Raz w tygodniu to dla mnie za mało i im poziom bardziej rośnie, tym mnie gorzej idzie, czuję to. Ale małżonek jak ryba w wodzie, on zawsze lubił tańce w parach i kiedyś na podobny kurs chodził. Ja na razie nie wiem czy odnajdę w tym pasję. Próbuję dalej, ale ten epizod podszywa nić dramaturgii.
    Wyprzedzam pytania – mieliśmy trenować w domu, ale nie mamy na to czasu, praktycznie codziennie się mijamy, mnóstwo spraw i spotkań. Takie kursy w ciągu tygodnia są w szkole dwa, lecz nam pasuje tylko jeden dzień, drugi godzinowo totalnie odpada.


Niepowodzenie w firmowej hodowli.

Padła nam agama brodata, praktycznie umarła mi rękach. Pod palcem czułam jak serducho staje. Męczyła się, miała okropną agonię (szczegóły Wam daruję), nic nie mogłam poradzić, była sobota wieczór, szefostwo daleko, nie miał kto ruszyć do weta. Nie wiemy co było przyczyną.
    Sądząc po reakcjach współpracowników na podobne zdarzenia, mam wrażenie, że albo ze mnie po prostu zimna sucz, albo jestem twardsza niż ustawa przewiduje. Tak czy owak przy umieraniu zwierząt asystuję już nie pierwszy raz (ogólnie w życiu, nie tylko w tej pracy) i tylko raz przeżywałam dramat. Albo twarde poślady albo serce z kamienia ⇄ I któż to zweryfikuje?

A to nasz żółw przyłapany w kąpieli i możliwe, że przeżyje całą naszą firmę:


Cud odbił czarną błyskawicę.

Mieliśmy wypadek z naszym chomikiem dżungarskim, Pikpokiem. Zjechał z blatu biurka w morderczej pogoni za orzechem i spadł na podłogę. Dostał bezwładu przednich kończyn, lewa łapka złamana albo wywichnięta, wyglądało bardzo paskudnie. To nie był efekt szoku, zwierzak właśnie kończył żywot.
    Poprosiliśmy Boga o uzdrowienie dla tej kruszyny. Jeszcze zanim padło amen, chomik stanął na wszystkich łapkach, są proste i w pełni sprawne. Minęło kilka dni od tego incydentu, potwierdzam, że zwierzak nadal żyje i jest cały i zdrowy.
    Jest taki ruchliwy, że trudno mu zrobić zdjęcie, ale udało mi się zrobić kilka fajnych kadrów Stefana.





Pikpok ma ciekawe zapędy samobójcze, tu próbował utopić się w mojej kawie.
Dżungary są nienormalne, cały czas trzeba pilnować. W pracy mam to samo.

Nie lubię wesel.

W tym roku czekają mnie dwa. Nie lubię nie dlatego, że nie przepadam za tańcem w parze (zwłaszcza z facetami po wódce), bo przecież uczę się i do lipca temat będzie ogarnięty. Nie lubię dlatego, że to nie mój klimat, a muzyka weselna działa mi na nerwy. Nie rozumiem weselnego poczucia humoru, erotycznych gierek i przyśpiewek, ale co tu jest do rozumienia? Tu nie ma nic do rozumienia, po prostu czujesz bluesa albo nie.

Po latach stwierdzam, że na moich jedynych butach wyjściowych skóra niniejszym sparciała. Mają może z 8 lat.
    Mega wygodne, kiedyś przespacerowałam w nich cały deptak na Piotrkowskiej w obie strony. Do lipca muszę znaleźć drugie. Nie wspominam żadnych innych butów na obcasie, które by były tak wygodne, więc świadczy to wyłącznie o tym, że tego typu zakupów robić nie potrafię. Dla ułatwienia dodam, że sklep, w którym je kupowałam, już nie istnieje, a przez Internet butów nie kupuję.


Zima – mój żywioł.

Pierwszy krok w las po chorobie. Delikatny marszobieg, bo gardło jeszcze podrażnione, nie chciałam przesadzić. Niedługo, tak na wstęp godzina.
    Nie ma mrozu, wiec zrobił się z tego runmageddon. Błoto dostało się chyba wszędzie, wyglądałam jak po wizycie na poligonie. Poczułam się naprawdę świetnie, życie do mnie wraca. Wracam też na siłownię.




Kiedy przez jasne niebo przelatuje czarny piorun, wyciągam rękę i odbijam go otwartą dłonią.

23 komentarze:

  1. Popatrzyłam na tę kizombę. Niby wygląda dośc prosto, ale pewnie tylko wtedy, jak sie siedzi i obserwuje a nie usiłuje samemu tańczyć. Tak, jak Ty nie lubię wesel ani tych weselnych harców, przyśpiewek, żartów. Ech...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrząc wcześniej jak wygląda kizomba, pomyślałam sobie, że przecież koordynację mam, muzykalna jestem, słoń mi na ucho nie nadepną, rytm łapię bez problemu, no to niech będzie. Tylko nauczyć się sygnałów partnera w prowadzeniu i gotowe. Okazało się jednak, że to nie jest takie proste.

      Usuń
  2. Wesel i ja nie lubię i jak mogę to unikam. Taniec w parach i owszem ale mój ślubny niekoniecznie. Buty nosze tylko wygodne i moje wyjściowe mają jeszcze więcej lat i też mnie martwi że sklep z takimi już u nas nie istnieje. Miejsce pracy masz ciekawe ale zbyt stresujące. Nie zniosłabym umierania zwierząt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami niestety nie mogę unikać, L4 nie działa w tym przypadku. Byłam na wielu różnych weselach, poziom poniżenia raz jest żenujący, raz bardziej żenujący, ale nigdy nie było tak, bym czuła się chociaż dostatecznie.
      Śmierć nie jest u nas częsta, powiedziałabym, że czasem się zdarza. Po prostu.

      Usuń
  3. wśród moich "krewnych, przyjaciół i znajomych" mam famę "grabarza i charona zwierzaków" i gdy zachodzi taka potrzeba, wtedy walą do mnie: "bo ty to zrobisz najlepiej"... niejednego stworka odprowadzałem do Nawii i niejednego przekazywałem Ziemi... co wtedy z emocjami?... nie wiem... nie zajmuję się nimi, tylko robię to, co jest do zrobienia...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak to wygląda. Wypełniam obowiązki i robię to najlepiej jak potrafię. Pewnych rzeczy się nie ominie.

      Usuń
  4. O, ta kizomba to taki bardzo do przytulania taniec. Stefan świetnie pozuje.
    Dobrze, że dbasz o kondycję nawet zimą. Ja się w gruncie rzeczy cieszę, że nie ma śniegu i mrozu, mogę jeździć na rowerze. Choć muszę przyznać zimą ogarnia mnie totalne lenistwo i kiedy nie muszę wychodzić to kocyk, książka, czasem szydełko i hafcik.
    Dziękuję, że odwiedziłaś mój blog. Pomyślałam, że podobałoby Ci się w nieczynnym więzieniu, ale ja nie wiem czy są do niego jeszcze wejścia dla zwiedzających. O Ł. kręcone są co i rusz filmy, jest promowana... Ale póki nie ma czegoś co by turystów na dłużej zatrzymało w mieście i regionie, to ...
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zmysłowy i bliski.
      Rower tymczasowo odstawiłam, codziennie pada, na ulicach kałuże, a to skutkuje ochlapywaniem przez wszystkie samochody i tiry. Takiego sportu nie lubię.
      To więzienie marzy mi się zakupić, by utworzyć w nim nietypowy hostel. Ale jeszcze nie zmarła ta daleka krewna z USA, która ma mi przepisać swój wielki majątek.
      W Łódzkiem jest bardzo ciekawie, ja nie narzekam, jest gdzie chodzić. Ale fakt faktem, niewiele ludzi wie, co tu i ówdzie się kryje.

      Usuń
  5. Taniec wygląda świetnie, jeśli ma się dobrego partnera, mój mąż niestety nie lubi...
    Tez musze zacząć długie spacery, ale na razie mi trudno, bo pomagam w opiece nad wnukiem.
    Jedyne wesele, na którym dobrze się bawiłam, to było wesele syna.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planuję emeryturę bez zobowiązań. ;)
      A przypuszczam, że byłaś na wielu weselach.

      Usuń
    2. Nie na aż tak wielu, bo nie przepadam...

      Usuń
  6. Wesele kończę zazwyczaj około 2.00 więcej nie daję rady. Wyjątkiem było wesele mojego syna- do końca na pełnej petardzie. Ale to są inne emocje!
    Kizomba bardzo prosta. My lubimy i chyba umiemy tańczyć :) Z butami też mam teraz problem z powodu bólu stawu (mały halluks, a boli jak fix) Bo ja zawsze szpilkowa byłam- przez całe życie, teraz słupkowa lub klockowa :)
    Stefanek cudowny!
    Jestem mega wrażliwcem, kocham każdą żywą istotę i bardzo mocno przeżywam śmierć. Nie uczestniczę w takich chwilach...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazwyczaj jako singiel wychodziłam kiedy chciałam. Mój mąż na wszystkich weselach bawi się znakomicie i zawsze chce zostawać do końca. Czuje się w tym klimacie jak ryba w wodzie i kocha tańczyć. Mam więc z tym wychodzeniem pod górę. ;) U mnie kryzys pojawia się koło północy.
      Dla mnie kizomba nie jest prosta, bo nie potrafię tańczyć w parze. Kroki to jedno, na "sucho" przed lustrem dobrze mi wychodzi.
      No i właśnie ze względu na te halluksy unikam obcasów jak tylko mogę.
      Przestałam próbować fotografować Pikpoka, nagrałam filmik. :) Wrzucę którymś razem.

      Usuń
  7. Ale fajnie, że chodzicie razem na te tańce :) U nas jest tak samo. Tańcząc w parze mój mąż jest jak ryba w wodzie, ja niekoniecznie...
    Też nie czuję weselnego blues'a... Całe szczęścia już nie otrzymujemy żadnych zaproszeń...
    No i stał się cud! Chomik cały i zdrowy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dalej próbuję to załapać. Nie kroki – prowadzenie, sygnały od partnera.
      Cud ewidentnie. Normalnym zjawiskiem tego się nie nazwie. Jedno jest pewne, do weta byśmy nie zdążyli, ale wet by nie pomógł za wiele. W takich przypadkach usypia się gryzonia.

      Usuń
  8. Ze zwierzakami wszelkiej maści jest tak, że z reguły żyją za krótko niż byśmy chcieli.

    Chomik robi wrażenie. :)

    O właśnie. Trzeba będzie przy patrzeniu na mieszkania słuchać czy nie ma remontu jakiegoś. Bo już w obecnym mieszkaniu przeżyliśmy nadbudowywanie piętra, dwa remonty sąsiadów duże i sporo małych. :)

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego dobrym rozwiązaniem jest żółw. :D

      W miocie wszystkie chomiki rude były, a on taki karmelek.

      W bloku, w którym żyją głównie starsze osoby, można się spodziewać ciszy. Zazwyczaj trafiałam właśnie na takie osiedla, naprawdę można było odpoczywać, okolica spokojna.
      Ale za to jak te starsze sąsiadki zaczną umierać, to po nich na bank wkroczą ekipy remontowe. Nie ma na to remedium.

      Usuń
  9. Cudowne zwierzaki :) Pozdrawiam!

    https://kapuczinoiksiazki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. No i ryczę.
    Dzięki za Pikpoka...

    OdpowiedzUsuń
  11. Dużo zwierząt w Twoim życiu - to dobrze! Ja mam tylko pieska. Ale mialem jakies gryzonie kiedyś i koty.

    Taniec to nie temat dla mnie...

    Ja wesel też nie cierpię! Ale głównie z tego powodu, że ciężkie są dla mnie spotkania towarzskie - zwłaszcza te, na których mało ludzi znam. Drażni mnie to denerwuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwierzak w domu to radość. Ktoś kiedyś zauważył taką rzecz, że dzieciaki chowane bez zwierząt w domu, są dzikie. Powiedziała to pewna mama porównująca dzieciaki w różnym wieku w szkole. Może te zwierzaki nie tyle uczą odpowiedzialności (bo moim zdaniem nie uczą, bo dzieci to dzieci), ale na pewno czego uczą to więzi, otwartości na nowego lokatora, empatii i dzielenia się, np. kieszonkowym. Dzieciaki do mnie do sklepu przychodzą karmę kupować dla swoich pupili z własnej skarbonki, widzę ich starania, czasem pytają, radzą się, bo coś nie idzie w hodowli. Rosną mali specjaliści. I to nie od chomików czy królików, ale czasami rzucają się na trudniejsze gatunki, ostatnio dziewczynka wypytywała mnie o polepszenie kondycji swojego gekona.

      Z tym akurat daję sobie radę. Póki jest z kim porozmawiać, wszystko dobrze, ale jak wódka się już przelewa, to praktycznie nie ma z kim i o czym, bo już widać te figielki w oczach. Dlatego zazwyczaj nie piję, albo piję mało. Kiedyś miałam kłopot z tym, bo miałam chore bebechy i po kilku kieliszkach byłam jak po wazonie wódki, mój błąd, ale że tak powiem... mogłam legalnie wyjść, więc wstydu nie miałam. Szczerze – wesele do jakiejś 22 jest O.K., potem wszyscy dziczeją, sensownego słowa z nikim nie zamienisz, a w przypadku tych konkretnych wesel, które u mnie nadchodzą, są jeszcze sztuczne miny do złej gry, bo nie pokochaliśmy się. (edit. to będą śluby w rodzinie mojego męża).

      Usuń
  12. Trzy lata odszedł od nas jamnik, dziewiętnaście lat był z nami, więc lata upływają, a my go dalej wspominamy...
    Zasyłam serdeczności

    OdpowiedzUsuń