wtorek, 14 lutego 2023

Wpis sympatyczny dla zajętych i dla singli jednako. 5 języków miłości oraz samotne randki.

Święto zakochanych, a mimo to nie we wszystkich parach płonie ogień. Niektórzy mówią, że to rutyna zabija, ale nigdy nie doświadczyłam podobnej głupoty. Mówią, że trzeba się kłócić w związku, że to zdrowo, ale pośród wielu par z wieloletnim stażem, widzę dowody na to, że tak nie jest. My również należymy do takiego małżeństwa, które nigdy się nie kłóci.
    Jedyne co trzeba to rozumieć się, lubić bliskość i dużo się kochać. A całą resztę jedynie można (o ile nie idzie nam na szkodę). Mówią, że motyle z brzucha w końcu odfruwają, ale wiem, że czasem im się nie chce donikąd lecieć.

Dlaczego ogień wygasa?
Zapraszam do dyskusji.
Przy okazji – słowo wypowiedziane ma sens nadany przez emocje, dlatego zachęcam do mojego nagrania ⏩czytanie.

Młoda para poznaje się, oboje są piękni i uroczy jak w piosence. Genialnie do siebie pasują, oboje ociekają seksapilem.
    Mija jakiś czas. Ona rodzi dziecko oddając mu całe swoje serce, a o potrzebach męża przypomina jej się rzadko, zaś o sobie już dawno zapomniała. Waży więcej, jest dużo większa, już nie ocieka tą powabnością co kiedyś, a mąż mimochodem ogląda się za innymi...
    Scenariusz jak z najnudniejszego dramatu. Ale komedia to nie jest na pewno.
Albo odwrotnie: mija jakiś czas, jemu rośnie brzuszek, rozleniwia się i na kanapie już nie leży grzech, na który patrząc, małżonka fruwała jak po piekielnych węglach, bo od samego patrzenia już jej się chciało. Przestał ją pociągać, może nawet wyłysiał, ale fryzury nigdy nie zmienił (co potęguje efekt). A kiedy się rozbiera, żona – aby sobie dopomóc – fantazjuje w tym czasie pod zamkniętymi powiekami z innym mężczyzną. A dżaga z niej taka, że kto wie jak ona to rozwiąże.
    I mamy kolejny scenariusz na dramat, być może z romansem w tle. Happy and'u jednak nie będzie.

I nie ma się co dziwić, że jedna ze stron w ogóle nie jest zainteresowana stroną erotyczną związku. Często zaniedbanie jest po stronie nas samych.


Oczywiście może to nie być wcale ważne, to może nikogo nie obchodzić, a nawet może być całkiem odwrotnie. Znam taką parę, w której po wielu latach panu urósł brzuszek, a pani się ów spodobał i zabroniła mu się odchudzać.
    Ja osobiście – mogę się Wam przyznać – jestem wzrokowcem i (uwaga, będzie nowe słowo) dotykowcem. Facet musi mi się podobać, pókiśmy młodzi i gibcy oczywiście. Można mi zgasić światło, ale ja i tak wybadam co ukrywa. ;)
    Ogólna niedbałość w parach to nie tylko ciało. Obserwuję zachowania typu "złowić rybkę do akwarium i przestać ją pielęgnować, bo i tak już nie umknie. "Moja" w szklanej kuli już na zawsze. Czasem sypnę żarcie, przeżyje, wystarczy jej".

Drugi wątek dotyczy dbałości o związek.


Ludzie mają różne języki miłości. Posługują się nimi często bezwiednie, nie zastanawiają się nad interpretacją swoich potrzeb, ale to jest wpisane w nasze serca.
    Czasami posiadamy jeden język miłości, czasami więcej. Który najlepiej pasuje do Ciebie?

1. Słowa afirmacji

Słowa zachęty znaczą więcej niż czyny, a usłyszenie "kocham cię" ma wartość najwyższą. Ta wrażliwość niesie za sobą wiele trudu, gdyż słowem można cię zabić, rozbić doszczętnie na bardzo długo. Miłe i zachęcające wyrażenia w twoim kierunku, dają ci power'a do życia.

2. Wartościowy czas

Poczujesz się wyjątkowy jeśli partner spędzi z tobą czas skupiając na tobie całą uwagę. Nie znosisz kiedy "słucha cię" jednocześnie robiąc przelew na telefonie. Rozproszenia czy odwlekanie ważnych rozmów mogą okazać się bolesne, czujesz się po prostu olany. Wartościowy czas to także wartościowe wspólne aktywności, wyjścia i hobby.

3. Praktyczna pomoc

Nic nie powie ci dosadniej "kocham" niż umyte podłogi, błyszcząca kuchenka czy ugotowany obiad. Pragniesz często słyszeć "pozwól mi to zrobić za ciebie". Lenistwo partnera, brak zaangażowania i traktowanie ciebie jako pomoc domową, wywołuje u ciebie myśl, że uczucia nic nie znaczą i że masz wobec partnera jedynie obowiązki.

4. Otrzymywanie prezentów

Ważne – nie pomyl tego z materializmem. Odbiorca prezentów żyje miłością, wysiłkiem i myślą kryjącą się za każdym podarunkiem. Partner każdym prezentem pokazuje ci, że jesteś cenniejszy niż to co zostało poświęcone dla zdobycia tego podarku, czyli pieniądze i czas. Kiedy ktoś zapomina o twoich urodzinach czy waszej wspólnej rocznicy, czujesz się jakbyś dostał obuchem w głowę. Pamięć o tobie i nawet najmniejsze podarunki/niespodzianki są w twoich oczach odzwierciedleniem miłości do ciebie.

5. Dotyk

Nie trzeba chyba wyjaśniać, w każdym związku jest on ważny, ale są ludzie, dla których to język, którym się porozumiewają z partnerem i jest on najważniejszym wyrażeniem miłości, tak jak pomiędzy przyjaciółmi, kiedy położenie ręki na ramieniu oznajmia, że komuś na tobie zależy. Tyle że w związkach ma to oczywiście swoją pikantniejszą wersję. Dotyk dla ciebie to jak normalne słowa. Trzymanie się za rękę, smyrganie, przelotne muśnięcie, położenie dłoni na tali, pocałunek, obejmowanie, masowanie, gra wstępna... ważny jest każdy dotyk ten erotyczny jak i nieerotyczny.

Przyznam, że u mnie dominują dwójka i trójka.


Miłość jest moją codziennością, żyję przecież w małżeństwie pod jednym dachem, mamy różne języki miłości, często trzeba trochę nadciągnąć swoją wolę żeby okazać miłość komuś kto inaczej się nią posługuje, ale ma to wartość.
Widzę podobieństwo w wierze, bo to życie z Bogiem wspólnym duchem i sercem i choć często nasza wola się rozmija, nadciąganie decyzji przynosi zawsze wspaniały owoc. Jestem z natury buntownikiem i życie w posłuszeństwie przychodzi mi z wielkim trudem, ale jeszcze nigdy nie pożałowałam tej drogi.
Porównanie nie jest bez sensu, w biblijnym aspekcie małżeństwo jest odzwierciedleniem związku Jezusa z Kościołem. Wiem, że to niekiedy trudne tak sobie przełożyć, bo nie ma małżeństw idealnych, tak jak niemożliwością jest dla człowieka przestrzeganie ponad sześciuset przykazań.

Doskonałość jest w Królestwie, które chrześcijanin ściąga do swojego życia.


Wcześniej kiedy byłam stanu wolnego, zabierałam na randki samą siebie. Dbałam o siebie dla siebie. Dzisiaj świat odkrył tę zasadę i nazwał, powiem szczerze, że ten tytuł mi się nie podoba, źle brzmi, ale fakt stał się dokonany. Masturdating. Lubię go do dziś i choć nie obchodzę żadnych dni, (zupełnie mi to nie potrzebne), tak niniejszy dzień zaplanowałam sobie jak lubię i dla siebie.
    Z definicji: Masturdating jest nazywany techniką zdobywania siebie, próbą nawiązania ze sobą kontaktu. Brzmi dziwnie... nie do końca pasuje to do tego, co mam na myśli, ale wczytując się w artykuły o tym, stwierdzam, że świat oświeciło grubo po czasie. Znałam to już jako dwudziestolatka i wtedy zaczęłam naprawdę żyć.

O co chodzi?

"Wyobraź sobie, że przed tobą wolny od pracy, słoneczny, piękny dzień. Masz ochotę wyjść na kawę, na obiad do ulubionej restauracji, zwiedzić muzeum, a może pojechać za miasto na łono natury lub małego city break'a. Jest tylko jeden problem: nie masz z kim. Więc z planów rezygnujesz." [ze strony natemat.pl]
    I tu się zaczyna zabawa, bo – wcale nie rezygnujesz! Zabieramy samych siebie na najlepsze randki i dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. Nie zamierzamy rezygnować z życia tylko dlatego, że nie mamy akurat partnera – zresztą nigdy mi to przez myśl nie przeszło. Wszędzie chodziłam sama.

A wiecie dlaczego randka w walentynki nie ma wg mnie sensu?
Bo wszędzie jest pełno ludzi. Do kina się nie zabiorę, w kawiarniach tłoczno, z mężem tym bardziej nigdzie nie pójdę, bo będzie to już wieczór nim z pracy wróci, tłok murowany.
    My się zabieramy na randki, owszem i to często, ale w każdy inny dzień. Tak samo ja – kino w pojedynkę? Nie ma problemu. Lubię poniedziałki rano, praktycznie sala moja, nie śmierdzi mi żarciem, nikt nie komentuje, jest spokój. A po co mi towarzysz w kinie?

W byciu singlem najbardziej doceniałam wolność w sposobie i wyborze spędzania wolnego czasu, w wyrażaniu siebie. Nie było konieczności dostosowywania się do kogoś, żadnych kompromisów czy rezygnacji z własnych planów. Nikomu nie przeszkadzało jak się ubrałam, czułam się swobodnie na każdym kroku i nie obrastałam w dzikie problemy.
    Samotne randkowanie powoduje, że pewność siebie zdecydowanie wzrasta, polegasz na sobie. Tak, tak, jako dwudziestolatka byłam cicha i wstydliwa. Wszystko zmieniło się na lepsze kiedy zaczęłam tę praktykę.

A jest jakiś auto-język miłości? Tak – uśmiech w lustrze każdego poranka!

26 komentarzy:

  1. Miłość powinna sie zmieniać, dojrzewać z latami. Bo my sami sie zmieniamy. Bo wiemy o sobie coraz więcej. I wiemy już co dla nas najcenniejsze, najprawdziwsze, najbardziej odczuwane. Miłosc nie jest na pokaz ani od świeta. Ona trwa na co dzień. W czas pogody i burzy. Odradza się nawet z popiołów...U każdego jest inaczej. i każdy ma prawo przeżywać ją, albo i nie przeżywać, po swojemu...Trudno pisac o miłości niebanalnie. Wszystko już było. Lepiej po prostu czuć i żyć.A Walentynki? Najlepiej byłoby gdyby każdy dzień był Walentynkami. I każdy dzień Dniem Kobiet. Urodzinami, Imieninami, świętem...!:-))

    OdpowiedzUsuń
  2. oczywiście zgadzam się z Tobą w temacie kłótni w związku, uważam to za czynność zbędną, wręcz szkodliwą... owszem, czasem może się zdarzyć, tak jak abstynentowi wypić, ale ważne żeby szybko coś z tym zrobić, a tzw. "ciche dni" to masakra, znam to pojęcie tylko z teorii... generalnie jednak dobrą miarą udaności związku jest ilość kłótni podczas jego trwania, im bliższa zera, tym lepiej... puenta to trawestacja hasła wyborczego B.Clintona: "Komunikacja głupcze!", związek bez tej bazy, bez prawidłowej komunikacji to jest jakieś nieporozumienie...
    ...
    bliskość cielesną zwaną w skrócie seksem uważam z kolei za filar udanego związku, ale uwaga, to należy dobrze rozumieć... chodzi o szeroko rozumianą kompatybilność, nie tylko na poziomie gustów, czy jakichś tam technikaliów, nie tylko na poziomie temperamentów, czy na poziomie libido, ale na całościowym podejściu do tego tematu... skrajny przykład to para, w której obie strony mają to libido zerowe, ta kwestia nie ma dla nich znaczenia i to też może być fajny związek...
    ...
    podobają mi się te Twoje punkty, a jeśli mam wyróżniać dodatkowo, to chyba dwójkę i piątkę... oczywiście, że nie zawsze jest się obok siebie, w końcu w życiu zajmujemy się wieloma działaniami, ale gdy się jest razem, to po całości, skupieni na sobie, niczym kot czający się do kulki ze sreberka... czysty zen: jeśli jesteś w czymś, to BĄDŹ, jeśli robisz coś, to RÓB...
    ...
    singlowanie... hm... jeśli się nie jest w związku to jest się singlem, to logicznie wynika z definicji singla... więc i ja bywałem tym singlem, raz nawet z premedytacją przedłużałem ten stan bycia (ale nic nie jest trwałe, więc...) i było to bardzo fajne... wcale nie czułem się samotny, miałem dość bogate życie towarzyskie i erotyczne... ale porównać tych stanów /singiel vs. "w związku"/ nie umiem, nigdy o tym nie myślałem, nie wiem więc, co jest "lepsze", co "gorsze" i wcale nie mam zamiaru tracić energii na takie rozważania...
    ...
    za to do Walentynek mam stosunek dualny: z jednej strony mam je na co dzień, z drugiej uważam za miłą, sympatyczną tradycję... ot, taki paradoks... akurat te dzisiejsze Walentynki wykonamy sobie telefonicznie, bo taka akurat zaistniała sytuacja, że chwilowo jesteśmy z moją Lady oddaleni fizycznie... czyli ani kwiaciarnie, ani cukiernie, ani sex-shopy na nas ekstra nie zarobią, nie sądzę jednak, aby te firmy miały powód do narzekania na obroty...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ciche dni" to porażka, znam z autopsji i wyobraź sobie, że kiedyś mężczyzna mi to zgotował. Bez sensu to jest w ogóle. :P
      No i właśnie, komunikacja to podstawa. Np.: jak jedna strona drugiej nie przekazuje niczego, bo myśli, że jej połowa jest telepatą, to co się dziwić, że są nieporozumienia i kłótnie w związku.

      W kwestii seksu zgadzam się z Tobą w 100%.

      No. Następny akapit też mi się podoba.

      W tej kwestii na pewno inne zdanie będzie mieć kobieta, inne mężczyzna, to jednak zupełnie różny punkt widzenia. Może się mylę, ale tak mi chodzi po głowie, tak to czuję.

      Bo walentynki to się ma, kiedy się chce. ;) :)

      Usuń
    2. dlaczego nieraz jest tak, że "to, o co chodzi" wygasa i związek staje się martwy?...
      to jest tak, gdy ktoś myśli, że jeśli będzie w związku, to będzie dobrze... więc wkręca się w związek i nagle, czasem już po dość krótkim czasie, okazuje się, że nie jest dobrze... bo tej osobie wcale nie chodziło o bycie w związku, tylko o to, żeby było dobrze... i nieraz jest wtedy tak, że taka niedojda tkwi w chorej sytuacji i nie wie, co z tym zrobić... a jak związek się zarejestruje do tego, to ma podwójny problem...
      gdzie był błąd, na czym polegał?... na nastawieniu... po prostu wiele osób ma tak, że nie chodzi im o tą drugą osobę, o bycie z nią, tylko o bycie związku... różnica subtelna, ale dość istotna... efekt jest taki, że nasza niedojda poznaje tą osobę i już na starcie nastawia się na związek /bywa też odwrotnie, że na starcie skreśla taką opcję/... jest to spowodowane lękiem, że druga okazja już się nie trafi /a w tym odwrotnym przypadku lękiem przed związkiem/...
      co można z tym zrobić?... po prostu przestać o tym myśleć... poznajemy kogoś, uprawiamy miłość, czy jakoś tam inaczej razem spędzamy czas i nie obchodzi nas jutro, głowy sobie nie zawracamy kwestią, czy będzie, może być z tego związek, czy nie... po prostu jesteśmy z tą osobą tu i teraz... a kwestia zaistnienia (lub nie) związku wyjaśni się sama, nie trzeba o tym myśleć... to tak jak palec pokazujący góry: gdy skupiamy uwagę na palcu, to tracimy całe piękno tych gór... para idzie (np.) do łóżka /albo na spacer, czy do kina, etc/ i zamiast przeżywać tą sytuację jedna lub obie strony myślą, co z tego może wyniknąć, a w rezultacie wcale w tej sytuacji nie są, tracą jej większość, tak jak widok tych gór...

      Usuń
    3. p.s. masz sporo racji z tym odmiennym punktem widzenia kobiecym i męskim, ale nie wynika to z "płci mózgu", tylko z (chorych) uwarunkowań kulturowych: rzecz w tym, że w powszechnym mniemaniu facet zaliczający wiele panienek będzie uważany za zucha, zaś kobieta funkcjonująca podobnie otrzyma łatkę [censored]... to jednak się na szczęście zmienia /aczkolwiek niestety dość powoli/ i coraz więcej mężczyzn nie interesuje przeszłość swoich partnerek, a nawet jeśli ją pozna, to nie robi z tego problemu jaka by ona nie była...

      Usuń
    4. Ludzie łączą się w pary, bo nie chcą być sami, albo na początku jest chemia, potem się całkowicie ulatnia i ignorują ten oczywisty sygnał, że to dalej nie ma sensu, a mimo to zostają ze sobą. Potem przychodzi na świat owoc ich wzajemnej tolerancji (bo przecież nie miłości) i skazują to dziecko na brak ciepła, pokazując mu niewłaściwy model rodziny/małżeństwa. – taki typowy efekt życia z kimś bez miłości.

      Ludzie szukają szczęścia, szukają go u drugiej osoby, a to jest falstart. Jeżeli nie jesteś szczęśliwy sam ze sobą, to nie będziesz potrafił dać szczęścia drugiej osobie, to samo z miłością, jeśli nie kochasz siebie, to nie myśl, że ta droga osoba kochając Ciebie, załatwi cały problem. To przepis na toksyczny związek pełen nieufności.

      Czasami mam taką myśl, że zanim się wypuści niektórych ludzi na ulicę, należałoby najpierw sprawdzić, czy są przystosowani w ogóle do życia. Jest tylu dysfunkcyjnych mężczyzn, że nawet sprawy sobie nie zdajesz. (O kobietach się nie wypowiem, bo się z nimi nie wiążę :P) I też miałam taki etap, że przedłużałam czas bycia singlem, bo miałam serdecznie dosyć zranień.

      Usuń
    5. "niewłaściwy model rodziny/małżeństwa"... dokładnie to mam na myśli, gdy krytykuję absurd przeciągania związku na siłę "dla dobra(?) dziecka"... nawet zakładając, że nie ma w tym związku ogólnie znanych patologii, to takie dziecko szybko zauważa sztuczność tej sytuacji, grę pozorów, udawanie zgodnego stadła, "kochającej się rodziny", uczy się, że to "tak ma być", podłapuje pewien wzorzec, który potem powiela we własnych związkach... owszem: rozstanie (rozwód) rodziców aplikuje dziecku pewien stres, ale to jest niewiele w porównaniu ze szkodą, jaką się wyrządza dziecku pielęgnując martwy związek...
      btw: do tej pory funkcjonuje mit, jakoby dzieci z tzw. "niepełnych" ("rozbitych") rodzin były bardziej podatne na patologie... mit ten obaliliśmy kiedyś podczas pracy z uzależnionymi /od opioidów itp. "zabawek psychoaktywnych"/... przejrzeliśmy naprawdę sporo materiału z kilku ośrodków i poradni, a wynik był porażający (dla mitu): okazało się, że takich pacjentów z "rozbitych" rodzin było raptem ca. 20%... do tej pory pamiętam minę naszego szefa, który hołdował temu mitowi gdy pokazaliśmy mu wyniki...

      Usuń
    6. To jest wtedy tak naprawdę zgniła rodzina i to bardzo krzywdzi dziecko. Właśnie w tym sęk – wzorce i powielanie. Oczywiście nie musi tak być, ale niestety to się wpisuje w nasz rdzeń.

      Wcale mnie te wyniki nie zdziwiły. Czasami rozbita rodzina to dużo lepsze relacje z obojgiem rodziców niż pod jednym dachem, kiedy na przykład królują ciągłe awantury. Wieczna niezgodność między rodzicami, która wpływa na ostateczną decyzje. Dziecko widzi wtedy, że jest powodem sporów.

      Modne jest stwierdzenie, że jak się związek nie skleja i zaczyna brakować miłości, to trzeba zrobić sobie dziecko. To jest największa krzywda jaką się obserwuje wśród rodzin. Dziecko zostaje narzędziem, które nie działa. A przecież dziecko powinno być owocem miłości, a nie odwrotnie, nasieniem miłości, bo to nasiono trafia na jałową glebę od razu z automatu.

      Usuń
  3. Motyle w brzuchu to miałem zawsze pierwszy miesiąc w związku a potem zanikały.

    Myślę, że kłótnie są często po to, by był dobry seks. xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo zazwyczaj znikają. Ale jak jesteś długo w szczęśliwym związku, to potraficie je przywołać. ;)

      W takiej zależności nie mam nic przeciwko. ;)

      Usuń
  4. Zawsze powtarzam, że w związku ważna jest przyjaźń, bo gdy pierwsze motyle w brzuchu odlecą, przyjaźń utrwala to, co zbudowała miłość. Poza tym o odpowiedni klimat trzeba dbać ciągle i nie zapominać, że małżeństwo to nie tylko dzieci i obowiązki, ale dwoje ludzi, którzy dbają o siebie wzajemnie. Nic nie jest dane raz na zawsze...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę to w wielu domach, że małżonkowie zapominają o sobie, oraz o sobie wzajemnie.

      Usuń
  5. Mój 20-letni związek z Miśkiem jest... bardzo nieidealny. Tak bardzo różnimy się od siebie, że dziwię się sama, że to trwa. Ponoć przeciwieństwa się przyciągają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim małżeństwie są takie strefy gdzie jesteśmy jak zgodne rodzeństwo, jednomyślni, a i są takie, gdzie jesteśmy jak kompletnie inne bieguny. Może więc przyciągają i przeciwieństwa i po prostu przyjaźń. Składowych może być wiele, niemniej jeśli się w czymś trwa, to po prostu dlatego, że ma to wartość dla naszego życia.

      Usuń
  6. Nie pozostaję w związku z Blondynem Mojego Życia, ale to już 18 lat, jak spokojnie i uparcie go sobie kocham.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze uważałam, że bruneci są fajniejsi. ;]
      A odkładając żarty na bok, nasze ludzkie serce często ma masochistyczne zapędy. Nie wiem dlaczego nie potrafi odpuścić.

      Usuń
    2. Ja też nie wiem. Słowo daję, serce-debil!

      Usuń
  7. To ja weteranką tutaj jestem hahaha... i szczęśliwą! Jak się dobrze wybierze i tu uwaga: Faceta trzeba wybrać takiego, aby go za coś podziwiać, to wówczas jest zawsze tym niezwykłym, którego inne babeczki zazdroszczą... Ja wielokrotnie pisałam, jakich facetów lubię :) Z całą resztą, o której napisałaś trudno się nie zgodzić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię być dumna ze swojego faceta, słowo "podziwiać" występuje na palecie barw tego koloru, podziwianie zazdrości innych babeczek, zawsze było moim deserem. Czuję się wtedy wyjątkowa, że to akurat JA jestem przy nim. Takie tam, lekko egoistyczne łaskotanie własnego ego. ;P
      Tak i chyba zgodziłyśmy się co do tych facetów jakich pokazałaś u siebie.

      Usuń
  8. Jako singiel mogę napisać, że sporo rzeczy przede mną (jak sądzę).

    U Babci na klatce już dwójka sąsiadów robiła remont poważny, łącznie z przestawianiem ścian. Pewnie nie będzie aż tak źle ze strony sąsiadów.

    Na ten moment nie mamy kontaktu z opiekunką Babci i jest dobrze.

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. O miłości można napisać tomy, a potem przychodzi chwila, która przekreśla wszystko i człowiek obuchem rażony nie może się zebrać do działania, chociaż wcześniej radził innym. A sobie nie umie.
    Serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie każdemu powiodło się w dziedzinie miłości, nie każdemu od razu. Niektórzy szukają długo, niektórzy odnajdują drugą połowę już w szkole. Historie są przeróżne, a miast doradzać, lepiej wspierać.

      Usuń