Ostatnio mam nastrój jak strop w starej kamienicy. Słoma już wystaje z nieomal zarwanego... i chodzę po tym na słowo honoru, póki jeszcze się trzyma.
Mam wreszcie swój zasłużony urlop, bo do pracy z ludźmi nie nadaję się, za dużo papki emocjonalnej, a nie potrafię w pracy wyłączyć się i myśleć tylko o pracy.
Przeżywam naprawdę epickie przygody. Jestem zadowolona, że udaje mi się znajdywać takie miejsca i takie rozrywki, które dają mi prawdziwą radość. Widziałam miejsce imitujące świat postapo. Niezwykłe... Wspięłam się na starego, zardzewiałego nieco żurawia stoczniowego. Przeżyłam sztorm.
Na bieżąco jestem na TikToku i na Face Book. Na blogu turystycznym opowieści pojawią się dopiero po powrocie, ale nie od razu, bo po urlopie pierwszego dnia idę na 12h do pracy, więc trochę mi to zajmie.
Zaś teraz nie pora na ślęczenie nad zdjęciami, bo na tym sprzęcie zajmuje mi to osiem razy więcej czasu.
Rozważam ostatnio miłość. Bardzo głęboko ją rozważam i mam chęć wpuścić Was do tych rozważań. Akurat mamy spokojny, deszczowy dzień, przez okna tarasu zagląda do mnie uspokajający widok. Obok notebooka stoi mocca.
Zdałam sobie sprawę z tego, że wszystkie prace wykonuję zawsze przy kawie. Piszę blogi przy kawie. Obrabiam zdjęcia przy kawie. Nagrywam przy kawie. Książkę piszę przy kawie. Ten link będzie pasował tu jak ulał.
Celem wsparcia mojej działalności ⏩ możesz postawić mi kawę.
Co Ty na to?