środa, 8 stycznia 2025

Nowe losy, moje i losy tego blogu.

Życie wcale się nie zatrzymuje, życie biegnie dalej i zastanawiam się tylko, dlaczego utrudniamy je sobie, kładąc na jego karb, ciężki patos anihilacji.
    Wiecznie coś odpuszczamy, czołgając się w wymówkach. Każemy się niedoprowadzonymi do końca przedsięwzięciami. Z braku konsekwencji z lenistwa i całej masy pretekstów przerobionych na błoto, które oblepia nam ciało, przez co nie możemy ruszyć dalej.

Nie bądź ofermą życia, zrób coś. Cokolwiek, ale nie stój w miejscu.

Zdjęcie ostemplowałam swoim logiem, żeby się komuś przypadkiem nie przykleiło.
fot.: Agnieszka Kotkowska

Wędruję po świecie z ekipą fotografów. Dzielimy pasję. To nic dziwnego zatrzymać się pięć razy w trasie, bo coś ładnego wypatrzymy i trzeba zrobić zdjęcie. Czuję się w tym towarzystwie tak bardzo swobodnie...

Jak wierzysz, że nie masz, to nie masz.

W tym zdaniu jest cała kwintesencja człowieka odpuszczającego. Jeszcze rok temu, pewnie bym wyśmiała kogoś, kto by mi powiedział w jakim miejscu w życiu na koniec roku będę.
Nie wiem w jakim miejscu będę na koniec tego roku, ale z całą pewnością nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić i nie będę próbować. Niech się dzieje.
Pierwotny plan zakładał przekucie pasji w źródło utrzymania, by mieć więcej czasu na pasję i nie mieć wyrzutów sumienia, kiedy miast iść nadrobić godzin dla pieniędzy, rezygnuję i idę zrobić zdjęcia czegoś, co mnie bardziej interesuje.

Nie wierzę, nigdy z resztą nie wierzyłam, że zawodowstwo wypala pasję. Nie zauważyłam, by ludzie, którzy tak właśnie żyją, przestali kochać to co robią.
Kilka lat temu o mały włos, a weszłabym w angaż jako reporter w firmie zajmującej się branżą muzyczną. Jednak rzuciłam wszystko i wyjechałam w Alpy.
W między czasie w całkiem nadprzyrodzony sposób otrzymałam odpowiedź na pytanie, co mam dalej robić w życiu. Odpowiedź była prosta – rób to co kochasz.
Robię więc i nie zaniecham i czuję w tym olbrzymie błogosławieństwo.

Ale życie to nie tylko pasja i zarobki.


Coś się kończy i raczej nic nie zacznie.

Szukamy z mężem odpowiedniego terapeuty od małżeństw. Rozpoczynamy nową pracę. Pora pogrzebać stary, nieudany temat. Pora zapomnieć i zobaczyć, czy w ogóle jest jeszcze co ratować.

Ja i mój durny selfik telefonem.
Na dachu kamienicy w Łodzi - jaram się jak pochodnia.

W mojej głowie pojawiają się jednak rozmaite i lepkie fantasmagorie. Kiedyś zmieniałam swoje życie sama, na własną rękę. Teraz jest inaczej, teraz nie chcę sama, teraz chcę bardziej oficjalnie. Nie jestem pełna dramatu, smutku, złości czy tym podobnych emocji. Jestem pełna nadziei i w pełni świadoma.

Póki co, podejmę się próbie ratowania tego, co zraniło i zawiodło najbardziej. Już nic nie chcę na hurra. Żadnych ucieczek, żadnego palenia mostów. Jeżeli terapeuta powie, że nie ma to sensu, przyjmę tę prawdę. Jeżeli zaś terapia zadziała, przyjmę i tę prawdę. Za cenę spokoju.

Wiem, że to może trwać lata, ale nigdzie mi się nie śpieszy. Jestem otwarta na współpracę.

Taita, prosiłaś o zdjęcie w nowych spodniach, na razie lepszego nie mam.


Losy Ambasady.

Rozważam zmianę przeznaczenia tej strony. Po jakimś czasie zrozumiałam, że pisanie nauczań biblijnych mija się z celem. Pochłania to wiele mojego czasu, bardzo się do tego przykładam, a tak naprawdę zalewa to wszystko fala krytyki, albo skrajna obojętność. Najbliżsi przyznali, że nawet tego nie czytają, bo mają własne przekonania i nie chcą sobie gmatwać.
Uznałam więc, że nauczania zostawiam dla siebie, bo to nie prawda, że skończyłam ze studiowaniem Biblii. To można robić całe życie, a i tak tematu nie ogarnie się do końca, bo to studnia bez zna.
I zawsze mogę polecić dobrych biblistów z powołania, którzy mają świetne nauczania na łamach bloga lub na wykładach nagrywanych na kanał YT.

Nie zamierzam pomijać swojej strefy duchowej na blogu, ale chyba już ma on inny zupełnie wydźwięk. Dlatego myślałam o zmianie nie tylko szaty graficznej, ale i nazwy oraz opisu. Adres, który ów blog posiada, nie będzie pasował i stanie się niezrozumiały, ale z kolei zmiana adresu nie ma sensu, bo ucieknę niechcący stałym czytelnikom.
Tworzenie nowej strony jest niepotrzebne, bo tą bardzo lubię. A zostawiać tej jako nieużywane archiwum – sorry, nie lubię tak.
I na pewno zostaję na blogspocie.

Jakieś pomysły? Jakiś tytuł zbliżony do adresu, by się nie gryzło?
Myślałam nad "Big city life" lub coś w tym rodzaju, ale do adresu to kompletnie nie pasuje. Ale czy musi? Wydaje mi się, że tak, że spójność lepiej się prezentuje. Zresztą ja lubię spójność.


Ta koniunkcja, co ostatnio była, ale zdjęcie z ręki.
Na statywie może bym ogarnęła mniejszy rozbłysk księżyca.


9 komentarzy:

  1. Czyli zmiany. Też się nad nimi zastanawiam. Powodzenia, cokolwiek postanowisz. Na razie szukam dobrej nazwy dla siebie, więc Tobie tym bardziej niczego nie podpowiem, bo teraz nie wiem nic ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również życzę Ci powodzenia, to będzie niezwykle zacny moment, kiedy już wymyślimy. :)

      Usuń
  2. nie, dlaczego?... nie należę do fali ani krytyki, ani obojętności, tym bardziej skrajnej... a moje osobiste przekonania, czy światopogląd, który do treści biblijnych mają się nijak, jakoś nie przeszkadzały mi w czytaniu Twoich, jak to nazwałaś "nauczań", które ja akurat odbierałem jako ciekawe informacje... co więcej, mam sporo satysfakcji poznając wszelkie alternatywy do rzymskiego mainstreamu, który uważam za jeden z ogłupiaczy dających wyjątkowo kiepski trip... zaś to, że nie komentuję polemicznie oznacza tylko tyle, że uważam to za bezcelowe, fajnie nam się gada (moim zdaniem) bez potrzeby tarć natury światopoglądowych...
    zaś co do zmian blogowych, które rozważasz, kwestii technicznych, to chyba wszystkie pomysły są dobre, włącznie z pozostawieniem nazwy i adresu po staremu... w końcu "Ambasada Ducha" można rozmaicie interpretować, przykładowo: Twojego ducha ducha walki, że się nie dajesz, nie odpuszczasz i robisz swoje... ale jeśli zmienisz adres, to roszczę poinformowania mnie o nowym, bo mnie wciąż ciekawi to, co tworzysz...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Należysz do małej grupki osób, z którymi fajnie się tu gada. ;)
      Gdyby mnie naszło na zmianę adresu, to z całą pewnością poinformowałabym wszystkich czytelników, o których wiem. :)

      Usuń
  3. Ambasada ducha jak najbardziej pasuje, wszak można to różnie interpretować, nie tylko poprzez wiarę.
    Life w nazwach blogów nie zawsze się broni, bo to trochę o wszystkim i o niczym, jakby pomysłu na blog zabrakło.
    Zdjęcia cudne, w klimacie ambasady ducha!
    Rób, co ci dusza podpowiada!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z braku pomysłu po trosze czasu na rozkminy tego typu, nie zaprzątam sobie tym na razie głowy. Robię swoje. ;)

      Usuń
    2. Jotko, po Twoich słowach wpadłam na pewien ciekawy pomysł. Nazwa została, opis nieco zmieniłam, zmieniłam też barwy na łagodne brązy, przytłumione, by dobrze się czytało, a w tle ustawiłam zdjęcie klatki schodowej, które sama zrobiłam w zabytkowej kamienicy w Łodzi. :)

      Usuń
  4. Zmiany, choć tak bardzo się ich boję... są potrzebne!!!
    Wszystkiego dobrego Asiu. Rozwijaj swoje pasje... to najlepsza recepta na szczęśliwe życie 😊!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocham zmiany. To odświeżenie. Mam z kolei odwrotny przypadek, bo często bym coś zmieniała, że aż strach. ;)
      Aniu, jeśli już. 😉 Dzięki.

      Usuń