Marzec rozpoczął się kwieciście. Można powiedzieć, że wiosna tego roku jest nachalna – nie wiem jak to wygląda u Was, u mnie w domu i w mieście jest dość rozpanoszona.
Mam do niej pewne "ale", lecz już nie tak wielkie jak za czasów kiedy moją codzienność okrywał cień gór... Brzmi dwuznacznie, bo rzeczywiście dziś czuję się jakbym wyszła z cienia.
W Alpach wiosna oznaczała roztopy, lawiny błotne, mnóstwo wyrwanych z korzeniami drzew, zdewastowane szlaki i wiele z tym wiążących się trudności. Wolałam zawiesić wędrówki aż do czasu, kiedy dzielni Helveci uprzątną wszystkie ścieżki. To jednak już mnie nie dotyczy.
Wkrótce pojawią się komary, osy, a kleszcze już są.
Jednak lubimy wiosnę. Lubimy ją za ciepełko, więcej słońca, za wydłużający się dzień i za kwiaty.
Wiosna inspiruje nas do porządków.
Oj chyba już lepiej dostawać te kwiaty cięte...
W parku Klepacza. |
W przyrodzie sprawa wygląda identycznie, zakwitły rabaty parkowe, cybulica syberyjska ozdobiła łódzki park Klepacza.
Na łódzkim blogu zobaczycie więcej zdjęć: najbardziej niebieskie miejsce w Polsce
Słońce ostatnio rozleniwia. Zawsze miałam taką reakcję organizmu, że im cieplej i słoneczniej, tym bym więcej spała.
Odpoczynek nad wodą jest wskazany. Po trudnym miesiącu planuję wrócić do wędrówek, więcej i częściej oddychać powietrzem lasu.
Rozpoczęłam wiosenne porządki, które nietypowo są równoległe z przeprowadzką. To już piąta... i za każdym razem mam coraz mniej rzeczy. Zauważyłam, że rzeczy gromadzą się w zawrotnym tempie. W ogóle nie chodzę po sklepach, nie pamiętam kiedy kupiłam sobie jakieś ubranie. Nie muszę, ciągle mam wszystkiego w brud i regularnie oddaję ubrania na PCK (w dobie wojny te wory idą dla wschodnich sąsiadów). A ciągle nie mam porządnych dżinsów... Podobno ta okropna moda na rurki minęła, więc może coś po latach sobie nabędę...
W parku Mickiewicza. |
Jest jeszcze jedno świetne miejsce, gdzie byłam na spacerze z moimi rodzicami. Nieopodal parku Mickiewicza od dawna istniał staw, ale wokół tereny były niezagospodarowane i raczej nieciekawe pośród bloków.
Zrealizowano tu wspaniały projekt, o którym napisałam również na drugim blogu: Zbiornik Zgierska
Mam piękną kuchnię, można powiedzieć – kuchnię marzeń. W kolorach w jakich sobie wyobrażałam zawsze kiedy projektowałam takie pomieszczenie na komputerze. W tym temacie też mam wrażenie, że przedmioty mnożą się z niczego, jak owocówki – jawny dowód na powstawanie życia z niczego. Bóg wyraził wolę, wypowiedział słowo i jest mucha. Bo innej drogi naprawdę nie ma. NA PRAWDĘ!!
I tak np. mam w domu 3 sokowirówki i pierdylion patelni. (Pierdylion to moja ulubiona liczba).
W temacie much, sałatka owocowa w pakiecie śniadania do pracy. |
Porządki w domu, to również porządki wewnątrz siebie. Miałam taki czas, że wyrzucałam z siebie stare, zwietrzałe,
nikczemne myśli, które człowiek zbiera przez całe życie jak te durnostojki zbierające kurz na półkach. Wyciąganie ich z tych ciemnych kątów wcale nie jest proste. Należy jednak uświadomić sobie, że to ani nie jest ozdobą, ani praktyczną pomocą.
To są różne przywary, nieboże przekonania, które hamują nas na drodze rozwoju swoich pasji/umiejętności i spełniania marzeń, oraz sprawiają, że nie jesteśmy w pełni sobą – to takie nasze h a m u l c e j e s t e s t w a. Człowiek przyzwyczaja się do określonego sposobu myślenia, tym samym ogranicza siebie, nierzadko tym się dołuje i całego siebie wpycha w ten cień i kurz. I praktycznie nigdy nie myślimy, że sposobu myślenia można się pozbyć.
To tak jakbyśmy mieli skrzydła, ale cały czas związane tam na plecach i czymś polepione.
To nie są tylko hamulce jestestwa. To też cała pula pierdół, które myślimy o sobie, a nie są one prawdziwe. Krytyka, niewłaściwa ocena, poddanie się, pobłażanie sobie, a jednocześnie akceptowanie swoich przywar, myśląc "no taka jestem, tak po prostu musi to wyglądać". – to nic innego jak kłamanie samemu sobie.
Mam 35 lat, ale to jest tylko 35 lat z całej wieczności i naprawdę warto ambitnie zaangażować się we własne pragnienia, marzenia i rozwijanie pasji, talentów. Chcę być w pełni sobą i to eksponować, bo to mi się jeszcze będzie przydawać w przyszłym, wiecznym życiu.
Złe myślenie o sobie i akceptowanie tego, nazwałam "niebożym przekonaniem". Co to oznacza?
Np. → Nie zrobię się na bóstwo na dzisiejszy wieczór, bo bezpieczniej się czuję, jak wychodzę z domu w dresach. /Celowo wybrałam banalny przykład, bo na prostych rzeczach najłatwiej jest mi zobrazować tę kwestię.
To jest akceptowanie tego, że żyjemy w zepsutym świecie i panowie nie przebierają w konwenansach. Znam przypadki gdzie zgwałcona kobieta przyjęła do wiadomości, że stało się to za jej winą, bo była niewłaściwie ubrana. A prawda jest taka, że facet nie miał prawa zrobić jej krzywdy, że popełnił przestępstwo.
Świat tymczasem wpędził kobietę w poczucie winy. To ona wzięła na siebie winę – w spychologii nazywa się to "przeniesieniem".
A nie jest jej winą, że jest zgrabna i ładna, a faceci mogą o niej tylko marzyć. ← To jest właśnie nieboże przekonanie, bo Bóg mówi do niej "O jaka ty jesteś piękna, moja umiłowana! O jaka ty jesteś piękna! Twoje lica są piękne, ozdobione klejnotami, a twoja szyja – łańcuchami. Uczynimy ci złote klejnoty nakrapiane srebrem". [Pieśń nad pieśniami]
Dlatego → dresy i luźne gacie są O.K., ale kiedy trzeba się odpindolić, to trzeba i już. 😎
Zawsze chciałam tonąć w książkach i zawsze chciałam tonąć w pracy nad książkami, artykułami, felietonami etc... I będę tonąć, bo tak postanowiłam!
Kilka lat temu pewnej nocy usłyszałam wypowiedziane rzeczywistym głosem słowa od Boga, które były odpowiedzią na moje pytanie - co mam robić w życiu? Odpowiedź ta brzmiała: "To co lubisz i umiesz najlepiej".
Nic dodać, nic ująć.
Ostatnio w tym się zaczytuję. Taka nietypowa u mnie tematyka. |
Pisanie to moja pasja i chciałam związać z nią całe swoje życie, dotychczasowe i wieczne. Tak to czuję.
Swoją pierwszą książkę napisałam kiedy nie pracowałam. Teraz pracuję dużo i namiętnie i nie mam głowy do pisania.
Pisarstwem się żyje.
Nie na darmo żartuje się o autorach, że aby napisać książkę, rzucają wszystko i wyjeżdżają w Bieszczady. Niemalże tak właśnie to wygląda, ja wyjechałam w Alpy i napisałam swój debiut w jeden rok.
Zastanawiam się co dalej z tym zrobić, bo pracować chcę, ale nie kosztem czasu i zaangażowania duszy. W tej chwili nie mam weny nawet do zrobienia korekty tego, co już mam gotowe, a mowa o drugim tomie. Jednak ruszyłam z miejsca i wkrótce zostanie nagrany profesjonalny audiobook pierwszej części "Strażników". Chciałabym zaraz po tym wypuścić drugi tom. I skończyć pisać trzeci, który rozpoczęłam jeszcze w Szwajcarii.
Tymczasem każdego dnia w drodze do pracy piękne widoki.
Potrzebuję znaleźć remedium na ten kłopot, który w istocie może tylko niewłaściwie nazwałam? Może to kolejne niewłaściwe przekonanie do wywalenia z czachy? Albo może czas po prostu przekonać się do innej pracy lub czegoś na pół etatu.
Z pisarstwa się nie utrzymasz jeśli go nie rozkręcisz, a nie rozkręcisz go, jeśli nie umiesz poświęcić mu przynajmniej 80% czasu, który przeznaczasz na jakąkolwiek pracę.
Zostawiam tę sprawę Bogu. – Co to dokładnie oznacza? Opowiem Wam, gdy przyniesie mi to remedium na anielskich dłoniach.
A tymczasem Winter Is Coming.
Witaj Aniu.
OdpowiedzUsuńFajny jest początek wiosny. Czekam, aż się drzewa zazielenię i kwiaty zakwitną.
Na razie obserwuję jak w małych doniczkach żony sadzonki kiełkują na parapetach.
Miło przeczytać, że szykują się kolejne tomy Strażników. Czekam na nie z utęsknieniem.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Strażnicy i nie tylko. Mam nadzieję ruszyć z kopyta, zwłaszcza, że już stały się możliwe spotkania autorskie.
UsuńFaktycznie wiosenne porządki wokół Ciebie i w Tobie.
OdpowiedzUsuńBardzo świadomie i z konsekwencją podchodzisz zarówno do teraźniejszości, jak i przyszłości.
Oby ta odpowiedź przyszła jasna i we właściwym czasie.
Od Niego zawsze odpowiedź jest we właściwym czasie. Dlatego czasami trzeba dłużej poczekać.
UsuńNie zatrzymuj się. Rób te korektę, pisz ten trzeci tom. To banał, ale dzień dzisiejszy już się nie powtórzy. Niekoniecznie jutro zrobisz to, czego nie zrobiłaś dzisiaj. Nie zastanawiaj się, pisz. Owszem, trzeba mieć z czego żyć, więc rzucenie pracy byłoby ryzykowne, ale ograniczenie jej do rozsądnego wymiaru, to już możliwe. Otwórz sobie furtkę i pisz, spełniaj marzenie, żeby zrobić miejsce nowym.
OdpowiedzUsuńPo kolei, na razie mam za dużo na głowie. Przeprowadzka, praca, urządzanie się i jeszcze w głowie nie skończyłam układać. Lecz dopiero teraz od kiedy wróciłam do kraju, mogę powiedzieć, że wychodzę na prostą, więc jest progres.
UsuńJesteś świadoma, więc jeśli tę świadomość spleciesz z życiem w regularny warkocz, to zdołasz zrealizować wszystko, co masz w planach.
OdpowiedzUsuńZ każdą myślą, którą tutaj napisałaś zgadzam się :) Z tą odnośnie atmosfery twórczej także :)
Powodzenia!
P.S. Zmień sobie czas na blogu na środkowoeuropejski :) :) :) bo już u nas 2.kwietnia :)
UsuńPrzeskrolowałam całą tą długą listę, nie cierpię tego... i nie znalazłam Polski. -_- Trzeci raz nie będę tego robić, zaznaczyłam stolicę sąsiadów. Byle się mniej więcej półkula zgadzała i chyba może być.
UsuńLudzie dochodzą do podobnych przekonań różnymi drogami.
OdpowiedzUsuńJa również daję sobie przyzwolenie na to, żeby się czasem zrobić na bóstwo i nic nikomu do tego. Chociaż ulubionym strojem też jest głównie strój sportowy, tak też jest najlepiej, bo często pokonuję długie trasy rowerem lub na spacerze.
Lubię wiosnę z powodu jej świeżości i obietnicy tego, co będzie dalej.
Ta wiosna z wojną w Ukrainie w tle jest niestety smutna i nie da się tego przeskoczyć, trzeba z tym jednak jakoś żyć, bo nikt za nas na nasze życie nie zarobi.
O Pięciu językach miłości też już słyszałam, zbieram się, żeby sięgnąć po tę pozycję, ale na razie chyba po wersję dla singli. :)
Kwiaty - zdecydowanie wolę te rosnące na łąkach, ale czasem i ja kupuję sobie cięte, jak fioletowe tulipany ostatnio!
I te moje rabatkowe na balkonie.
Życzę Ci, żebyś mogła żyć z tego, co robisz dobrze i lubisz. Ja się staram robić to przez całe życie i do tej pory nieźle mi wychodziło, zatem teraz też podążam nieco inną drogą, ale też z takim założeniem :)
Powodzenia w porządkach! Też mnie czekają na dniach. I w przeprowadzce, bo to poważna i dość obciążająca sprawa. Ale skoro masz coraz mniej rzeczy, to może Tobie pójdzie łatwiej, niż mnie moje ostatnie przeprowadzki.
Uściski!
Mnie tu chodziło nie o strój, a lęk zakorzeniony w kobiecie tu opisywanej. Chodziło o doświadczenie przykrych wydarzeń, a w jednym przypadku nawet gwałtu. Sednem było to, co zadziało się w myślach.
UsuńTa wiosna z ukraińską wojną w tle, wiosna ze śmiercią głodową a Afryce, wiosna z prześladowaniami w Korei, wiosna z obozami pracy w Chinach... dużo by wymieniać.
Lubię kwiaty, zwłaszcza jadalne. :D
Zjadłabym tak podane owocki.
OdpowiedzUsuńNa Dzien Kobiet (u nas MDŽ - Mezinárodní den žen) kupuje sobie kwiatek sama, raz cos w doniczce, raz ciete, na co mam akurat ochote. Diabel dal mi w zyciu kwiatek tylko raz, jeszcze przed slubem i problemami ze zdrowiem, byla to cieta orchidea w pudelku, twierdzi, ze orchidee lubi najbardziej.
OdpowiedzUsuńDzinsy kupuje w NY, w koncu udalo mi sie upolowac dzwony ;) Ubrania rozdaje gdy sa za male lub za duze, w ten sam sposob duzo dostaje, ale czasem cos nowego kupic trzeba, poza tym tutejsze kolezanki maja dosc odmienny gust (jednostronnie, moje ubrania nosza, ja te ich mniej, bo czesto sa rozowe albo blyszczace).
Moje porzadki utknely w martwym punkcie, tak te mieszkaniowe, jak te w glowie - i prawde mowiac nie jestem pewna, gdzie mam wiekszy burdel.
Skoro je lubi, możesz je hodować. Będą cieszyć Was oboje. :)
UsuńPlanuje wybrać się do NY. Pamiętam, że zawsze gdy szukałam czegoś konkretnego w różnych sklepach, zawsze, ale to ZAWSZE zakupu dokonywałam tam. Dlatego, by oszczędzić czas, idę tylko tam. :D
Jest taka rzecz, której "nie umiem" dostać (nigdy rozmiar nie pasuje), są to spodnie. I właśnie po spodnie muszę iść.
Zaczęłam ostatnio łamać stereotypy względem różu. Nie trzeba być blacharą, by godnie nosić ten kolor. Mam różowe szarawary na przykład. Mam też szorty na lato w takim kolorze.
Dla mnie te w głowie były najważniejsze. Reszta ogarnie się z czasem.