środa, 8 czerwca 2022

Róża Wiatrów – Kraina Wielkich Jezior Mazurskich.

Z jednej strony można powiedzieć, że trafiłam tam przez przypadek, a z drugiej, że od której strony by nie patrzeć, to było zaplanowane. Bo z każdej strony patrząc, widać jak na dłoni, że tak ten czas miał właśnie wyglądać.
Zaplanowane były Mazury. Spóźniłam się jednak z szukaniem noclegu. Tam gdzie mi najbardziej zależało, miejsc już nie było, albo ceny były zaporowe. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo Polska zdrożała w ostatnich latach. No cóż... zostają jeszcze te nieszczęsne Malediwy, na których wynudziłabym się za wszystkie czasy... Tydzień za 4 tys z kawałkiem. dla dwóch osób z all inclusive, (bo co tam innego robić jak tylko jeść i pić?). Bez sensu. Ale póki co, trafiłam nad brzeg jeziora o nazwie we wdzięcznym słowiańskim brzmieniu – Święcajty i miałam co robić. Każdego dnia.

Dlaczego tam?

Poleciła mi ten ośrodek osoba, która pochodzi z Mazur Zachodnich, więc powiedzmy, że jej pomysł zapachniał mi sprawdzoną mazurską przygodą.
Przede wszystkim zdecydowałam się na tę opcję z uwagi na termin urlopu, bo poza sezonem mogłam polegać na niższej frekwencji i w związku z tym, na spokoju. Zależało mi przede wszystkim na miejscu, do którego będę wracać po aktywnie spędzonym dniu na odpoczynek przed następnymi wojażami, a niestety niejeden już raz nacięłam się na różnych ośrodkach w lecie, gdzie po prostu nie dało się spać, dlatego unikam ich w sezonie, ale to moje prywatne, subiektywne doświadczenie. W Róży Wiatrów byłam pierwszy raz , był to schyłek maja i opinia o nim też jest subiektywna.


Przygoda pod żaglami

Róża Wiatrów jest ośrodkiem żeglarskim, znajduje się w zatoce jeziora Święcajty w Węgorzewie. Ma własny port – dwie keje, 50 miejsc wyposażonych w muringi. Podczas pobytu można poddać się szkoleniu żeglarskiemu i zdobyć patent.





"Dobra" zacumowana łódź dalej.





Hotel

Ceglany budynek i drewniana boazeria – zrobiło to na mnie dobre wrażenie estetyczne. W dodatku jest ładnie położony, otoczony starodrzewem sosnowym, a dookoła terenu rozciągają się szerokie przestrzenie pól i lasu.
Do centrum Węgorzewa jest mniej więcej 2,5 kilometra. Chodziłam pieszo na kolację, za każdym razem do innej restauracji. Była jeszcze opcja zamówienia posiłku w jadalni hotelowej, ale nie skorzystałam, wolałam łazić.
Oferta dodatkowych atrakcji jest bardzo bogata, zarówno na lądzie jak i na wodzie, toteż zapraszam na stronę internetową ośrodka: ośrodek.róża.pl




Profesjonalny zestaw do Crossfitu. :)

Domki letniskowe.

Lżejsza siłownia tonąca w bzach.


Pokój

Czyli baza wypadowa, w której dało się naprawdę wyspać. Żaluzje czyniły potrzebną mi ciemność, nie budził mnie świt. Wyspałam się za wszystkie czasy, a każdego dnia miałam siłę na nowe przygody.
Pokój dobrze wyposażony, można było sobie zapomnieć o mydle czy kawie startowej na rano. Czajnik elektryczny, telewizor, którego ani razu nie włączyłam i Wi-Fi, z którego ani razu nie skorzystałam, ale wiem, że to niektórym wczasowiczom potrzebne jak tlen do życia.
Pokój maleńki, nie potrzebowałam jednak wielkiego metrażu, bo nie planowałam stacjonarnego wczasowania. Wówczas na pewno czytywałabym książki w tym bardzo wygodnym, żółtym fotelu.









Najbliższy sklep/ogródek

W odległości około 1,5 kilometra spaceru znajduje się miejscowość Kal. Po drodze  minęłam fenomenalny przystanek.
Na tej trasie jest okazja do wygłaskania wszystkich kotów wiejskich.
Sklepik mieści się w prywatnym ośrodku, gdzie także można wynajmować pokoje. Podobno w sezonie robią tam najlepszą pizzę w okolicy.
Mały ogródek znajduje się tuż przed sklepem, następne stoliki stoją przy samym brzegu jeziora z piękną panoramą.
Oczywiście poddałam się degustacji wyrobów regionalnych, a jakże!









Stary Cmentarz Wojenny Jägerhöhe 1914 -1918

Zupełnie niedaleko znajduje się bajeczne miejsce, któremu warto poświęcić uwagę. Znalazłam tam ciszę i to świętą. Piękny widok i leśne życie. Za każdym razem gdy tam szłam, widziałam pasącą się łanię, raz spotkałam też lisa. I koty oczywiście. Koty były wszędzie.
Ten cmentarz to po prostu idylla. Byłam tam kilka razy, perfekcyjne miejsce na modlitwę, przemyślenia, zadumę i zachwyt lub co kto chce. Raz poszłam tam wypić piwo.
Jest dużo ławeczek. Jest też jeszcze coś, ale trzeba zejść stromą ścieżką na sam dół do jeziora.




W oddali, zabytkowa wieża ciśnień.




Na samym dole można siąść na trawiastej skarpie.

Za to kocham jeziora. Za ich spokój, przyjemny dźwięk, zapach...


Jezioro Święcajty

Z cmentarza widać je jak na dłoni. Nie jest ono samodzielnym zbiornikiem, lecz elementem kompleksu jezior znanego pod wspólną nazwą Mamry.
Święcajty (inaczej Święte) swoją nazwę zawdzięcza słowu "święta", co w języku staropruskim oznaczało toń.

długość: 5,52 km 
szerokość: 2,31 km (w najszerszym miejscu)
linia brzegowa: 18,9 km
powierzchnia: 869,4 ha
głębokość: 28 m (w najgłębszym miejscu)
dwie wyspy: Wyspa Tartaczna i Wyspa Kocia

Jezioro należy do II klasy czystości.


Węgorzewo

Niejeden raz wpadłam do Węgorzewa, więc niejeden raz zobaczycie je na zdjęciach, bo trafiłam na parę ciekawostek, ale we wstępie opowiem Wam w skrócie o samym mieście. Węgorzewo, a dawniej Węgobork,  leży na Mazurach, w historycznych Prusach Dolnych, na obszarze dawnej Galindii. Galindowie mieszkali tu do XIII wieku, ale Krzyżacy usunęli ich i na miejscu tej osady zbudowali drewniany zamek, a wokół powstała osada przyzamkowa.
Zamek zniszczyli Litwini, ale potem powstał nowy, mocniejszy. Była to warownia gotycka. Tę budowlę jednak także zniszczono, tym razem przyczynili się do tego sprzymierzeni z nami Tatarzy.
Na jego miejscu zbudowano rezydencję barokową. W XIX wieku budynek spłonął. 10 lat później odbudowano go, ale całkowicie stracił swą historyczną formę.
Potem go sprzedano. Dziś jest niedostępny dla turystów i wygląda mi na ruinę. W trakcie przebudowy na hotel, nadbudowano znacznie dach i umieszczono w nim dwa rzędy lukarn.
Zamek jest zamkiem tylko z nazwy, i tak zapisany widnieje na mapach, ale nie warto go szukać.

Pierwszego dnia starczyło mi czasu na krótki spacer po porcie.




Mazurskie drogi

Co będę gadać, tamtejsze drogi zwalają z nóg i tyle.




I tak dobiegał powoli koniec dnia, w którym przybyłam nad jezioro Święcajty na krótki urlop. Od samego początku nie planowałam nawet minuty spędzić na plażowaniu, dlatego cała pogoda każdego dnia pasowała mi jak ulał. A ulał i to sporo. ;)

Za co kocham Mazury? Za spokój jezior, za królującą tu naturę, za piękne serpentyny dróg, za malownicze, pagórkowate krajobrazy. Za to, że każde spędzone tu wczasy, czy nawet krótkie weekendy, za każdym razem są niezapomnianą, wspaniałą przygodą. Za to, że tu jest zawsze co robić i za historię, której dziedzictwo tak lubię zwiedzać. Za zabudowę z czerwonej cegły i niespotykany nigdzie indziej zapach powietrza.
C.D.N.

16 komentarzy:

  1. Bardzo fajna miejscówka, zapisuje w notesie, jakby co:-)
    Co do spania, to niestety, w wielu miejscach tak jest, że niektórzy przyjeżdżają na libacje :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doświadczałam w innych ośrodkach (w sezonie letnim) przykrych akcji i chamstwa, myślę jednak, że w Róży Wiatrów w sezonie jest inaczej, bo ośrodek celuje w aktywny wypoczynek i raczej ludzie są zmęczeni na noc. Chyba. ;)

      Usuń
  2. Mimo wszystko wolę Malediwy, hamak zamiast żelaznego łóżka piętrowego i ciepłą, krystalicznie czystą wodę do pływania od zamulonych jezior.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pokazałam, że to jezioro nie było wcale zamulone. ;)
      Na Malediwach wytrzymałabym góra dwa dni. Tam nie ma co robić... O_o

      Usuń
    2. Jak to nie ma co? A bibmbanie na hamaku i podziwianie otoczenia? A czytanie książek wieczorami w pięknym otoczeniu? A zasadnicza część wszelkiego odpoczynku - pływanie? A picie drinków z palemką? A szwendanie się po wyspie? To wszystko pies? A głaskanie małych rekinków? A zbieranie kokosów? A robienie pierdylionów zdjęć? To wszystko pies?!
      Aha, nie ma jezior, w których nie ma mułu.

      Usuń
    3. Bimbać na hamaku to ja mogę na balkonie, mam słońce przez cały dzień. Palmy? A wiesz, że kokos spadając z drzewa może nawet zabić?
      A płaszczki przy brzegu? Zagrzebują się w piasku, nie da się zobaczyć, trafisz na taką, płyniesz, a ta Ci wbija swój sztylet w ciało.
      No i meduzy, chyba tego zagrożenia nie muszę tłumaczyć.
      Zresztą pływam mało, a w wodach innych niż rzeka czy jezioro, nawet niespecjalnie lubię.
      Drinków nie ma na Malediwach. Tam nie ma w ogóle alkoholu i nie wolno przybywać z własnym. Chyba, że jesteś w kurorcie za 20 tys. to oni tam mają alkohol.
      Szwendanie się po wyspie jest O.K., ale kilka godzin i całą mam w jednym palcu, zdjęcia porobione i co dalej? Wiesz, że ja szwendacz jestem.
      Nie boję się mułu. Z resztą ostatnio trafiam na czyste wody.
      Na Malediwy mogę pojechać, zobaczyć, doświadczyć, bardzo chętnie, ale nie na dłużej niż 3/4 dni, bo bym oszalała. A na pewno oszalałabym z gorąca.

      Usuń
  3. I jakim cudem udało ci się zrobić zdjęcie "Tania" "Droga"?
    To fenomen!
    Tylko te biedne koty były niefotogeniczne, bo żaden się nie złapał na zdjęciu. ;)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak jakim? Stanęłam obok i cyknęłam. O_o
      Bo koty były głaskane, a nie fotografowane. Nie do wszystkiego co mi się podoba, lecę od razu z aparatem.
      Również pozdrawiam, dobrego weekendu.

      Usuń
  4. Mamy znajomych, którzy na pewnej wyspie mają działkę i dom. Obok oczywiście jest parę innych domów, nie przeszkadza to jednak jakoś szczególnie. Jak byłem młodszy to mieli jeszcze poprzedni, mniejszy dom i WC było oddzielnie. Wtedy bardzo lubiłem gapić się na jezioro wcześnie rano z tego pomieszczenia. :) Z niczym nie da się porównać poranka nad wodą. A jeszcze przy pomoście stała łódka i można było odpocząć na jeziorze od ludzi.

    Kiedyś zrobiliśmy błąd z Rodzicami i pojechaliśmy do Turcji w lipcu. Nie wiem co nam się wtedy stało. Nie polecam i źle wspominam tamte upały. Jak już do wrzesień-październik można na południe jeździć (a nawet później).

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię kibelki plenerowe z ładnymi widokami. :) Najładniejszy w jakim byłam, miał widok na alpejską panoramę. Oczywiście wszystko z otwartymi drzwiami, był świetnie usytułowany. :D
      To moja najukochańsza forma wypoczynku – na spokojnej wodzie.
      Wiosnę też polecam, da się żyć w ciepłym kraju, np. maj jest już O.K. Maj to ostatni gwizdek, tak bym powiedziała.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Och, te Mazury!!! Wciąż o nich tylko marzę, a dotrzeć nie mogę!!! Może za rok 🙃?!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj ja też lubię aktywne wakacje. Właśnie wróciłam z Pragi, tyle się nawiedzałam, że hoho. Nie mniej jednak po tym wyjeździe, mogę stwierdzić, że w Polsce jest bardzo tanio, a ci co twierdzą, że za granicą taniej to chyba wykupują jedynie all inclusive i siedzą w hotelu z drinkami nudząc się i nic nie robiąc, bo do zobaczenia różnych atrakcji potrzeba worek z pieniędzmi w dzisiejszych czasach xd Na basenie to sobie mogę posiedzieć w moim mieście haha. Mazury bardzo mi się marzą, może za rok. Byłam na kilka dni jeszcze na studiach w 2009r. ale trzeba odświeżyć sobie wspomnienia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Pradze byłam kilka lat temu, piękne miasto, zwiedzanie było oczywiście aktywne. ;) Praga wówczas wydała mi się tańsza od wczasów w Polsce.
      Na Mazurach jestem obowiązkowo, chociaż na chwilę, ale czuję że mnie tam ciągnie. Zostawiłam tam swoje serce już wiele lat temu. :)

      Usuń
  7. Wpadłam z rewizytą i cóż widzę? Moje kochane Mazury. Ostatni urlop spędziłam tam chyba 3 lata temu, nawet są zdjęcia na blogu. I to wyobraź sobie byłam właśnie na Kalu, w prywatnych kwaterach. Węgorzewo odwiedzaliśmy z mężem codziennie (oczywiście wodą), tak jak i małą wioskę obok o wdzięcznej nazwie Ogonki, z tej racji, że mamy tam od lat przyjaciół :) Pozdrawiam Cię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mazury są w moim sercu od dziecka. Co to za rok przez przynajmniej jednego, krótkiego wypadu tam. ;)

      Usuń