czwartek, 28 lipca 2022

Górskie rekordy lipca (albo lipców).

Aby dobre wspomnienia jeszcze trochę porozpieszczały wspominającego, wrzucam cykl "Górskich rekordów", moich prywatnych osiągnięć uchwalonych na mocy wrażeń, przez majestatyczną przyrodę.

Nie chcę otwierać kilku cykli na raz, ale mam jeszcze parę pomysłów. Drugi będzie  zawierał ciekawostki, widokówki z ładnych miejscowości. Trzeci będzie o lekkich wędrówkach górsko-dolinnych, pięknych krajobrazowo, do pokonania przez każdego. Myślę o jeziorach i zamczyskach (osobno, choć nie zawsze). Zaczynam hardcorem – kontynuuję z końcem każdego miesiąca.
Projekt na długie lata, oczywiście bez pokrycia, bo skąd mam wiedzieć czy entuzjazm jutro będzie, czy cokolwiek innego się nie wydarzy, czy świat się nie skończy? Pożyjemy zobaczymy. Na spokojnie i nie wszystko na raz. Niech raczej życie pisze tego bloga.

Lipiec 2017

Przełęcz Flüela Schwarzhorn, Szwajcaria, kanton Gryzonia, pasmo górskie Albula, Alpy Retyckie.

Temat rekordu: wysokość 3 146 m n.p.m.

Wędrówka jakiej nie zapomnę nigdy, żadnego szczegółu, żadnego doznania. Nie tylko przez sam rekord wysokościowy, ale przez niewyobrażalnie mistyczną aurę, jaka nam na tej wyprawie towarzyszyła. Po tej wędrówce opowiadałam, że byłam w Mordorze, a przecież nie od dziś wiadomo, że Tolkien inspirował się Szwajcarią. Pewnie akurat tu go nie było, ale może gdzieś zobaczył i gdzieś go urzekł mistycyzm wysokich szczytów zaklętych w chmurze? Czerwono-czarne skały Schwarzhorn dodawały do klimatu swoje dwa mroczne grosze.

Mieliśmy ogromne szczęście do tych warunków, nie co dzień się zdarza doświadczyć czegoś takiego. Pamiętam, że w tamtym okresie było wyjątkowo gorąco. Suszę ogłoszono już w czerwcu, natomiast my, by nie kusić losu, uciekliśmy na wyprawę na wysoką przełęcz. Nie kusić losu – chodzi mi bardziej o to, że podchodzenie w upał może zniszczyć. Skrupulatnie unikaliśmy więc szlaków poniżej 2 tysięcy m n.p.m.. Zdobywając szczyty na przełęczach, od 2 tys. się strartuje.

Czerwone piarżyska kojarzyły się z powierzchnią Marsa, który jest wiecznie zmarznięty. Stale panujące na nim temperatury ujemne nie dają szans na to, by wyrosła zieleń i ona właśnie przypominała nam, że nadal jesteśmy na Ziemi.

Takiego czegoś doświadczyłam pierwszy raz w życiu i chyba ostatni. To nie była zwykła chmura, ona wisiała na tej górze niczym na Olimpie, widzieliśmy to z dołu. Grafitowe kłęby kotłowały się i gniotły o skały, które oszroniły się pięknie, nabywając dodatkowo jeszcze oryginalniejszego wyglądu.

Później pojawił się nawet śnieg. Niesamowita ulga po ciężkich dniach, dodam że w szwajcarskich dolinach temperatura potrafi dobijać nawet do 37٥ C. Schwarzhorn był wystarczająco daleko od tego.

Jak jest na takiej wysokości? Nie odczuwałam różnicy.

Na chwilę, dosłownie na życzenie, chmury rozstąpiły się ukazując wspaniały widok na potężne Alpy pasma Albula.

Jeziora czyste jak łza, gwizdanie świstaków "piętro" niżej i ekstra powietrze. Nie widziałam żadnej wady tej wędrówki, no może poza tym, że jak zwykle włożyłam nieodpowiednie spodnie. Z prawie czterdziestu stopni wjechać w przymrozek – nie byłam w stanie pomyśleć o niczym cieplejszym, niestety. Ale było w porządku, nie odchorowywałam. Będąc cały czas w ruchu i utrzymując suchą klatkę piersiową (odpowiednia bielizna), da się wyjść z takiej przygody zdrowym.

Droga przełęczy Fluela położona jest (w najwyższym punkcie), na wysokości 2 384 m


Odległy szczyt, jakiś inny. Dzięki zbliżeniu, już z dołu wiedziałam, czego się mniej więcej spodziewać.





































Fragment trasy:



Szlak przełęczowy, Flüelapass, Szwajcaria, kanton Gryzonia, pasmo górskie Albula, Alpy Retyckie.

Temat rekordu: polegał na wielu godzinach trekkingu w niesamowitych marsjańskich warunkach przełęczy, której sama droga przejazdowa znajduje się na wysokości 2 384 m n.p.m.. Nasz szlak znajdował się znacznie wyżej. Rekord monumentalności przyrody.

Krajobrazy jakie tam zobaczyłam, wryły się w moją pamięć nie mniej niż rekordowy szczyt zdobyty na tej samej przełęczy. Tutaj celem była sama droga, ale tak niesamowita i niezwykła, nawet jak na pejzaże górskie, że nawet Alzheimer mi tego powidoku w starości nie zabierze.

Ciągle pamiętam tę przygodę, tę krótkotrwałą burzę kiedy staliśmy na otwartej przestrzeni i to turkusowe, naturalne jezioro Jöriseen, które po prostu mnie olśniło. Niby marsjańsko, niby czerwone kamory, ale jednak ta woda przebijała się wszędzie. Czysta, krystaliczna...

Wędrówka idealna dla tych, którzy kochają wielkie przestrzenie, niezmącone przez człowieka. Niezamieszkałe, jakby nieprzebyte. Żadnej infrastruktury prócz szlaków rzecz jasna.

Bardzo lubię fotografować drogi z góry. Wyglądają jak zabawkowe jezdnie z zabawkowymi autkami na niej. Niektóre są umiejscowione zjawisko, wręcz nieprawdopodobne, by to mogło się utrzymać.

Hipnotyczne jeziora przykuwały wzrok na długo. Lodowe kry nie tylko inspirowały do pięknych zdjęć, ale i budziły ulgę. W powietrzu roznosiła się iście uwalniająca atmosfera od skwaru lata. Jest woda, jest życie i w człowieku się ono budzi na sam jej tylko widok.

































Widokówka z trasy:


Lipiec 2018

Rheinquelle – źródło Renu, Szwajcaria, Oberalppass, kanton Gryzonia, źródła znajdują się na wysokości 2344  m n.p.m.

Temat rekordu: zdobyliśmy... początek Renu. To jedna z najdłuższych rzek w Europie, mieszkaliśmy nad nią (Rhaintal tj. Dolina Renu), a na tej wędrówce poszliśmy zobaczyć źródło rzeki.

Źródło Renu zamienia się w jezioro nazwane Tomasee. Legenda głosi, że mieszka w nim syrena. Woda przejrzysta jak kryształ.

A jaką należało przebyć drogę, żeby ten raj ujrzeć? Nieprostą, ale i nietrudną. Nie wymagała wielkiego doświadczenia, ale na pewno kondycji do tułaczki pod górę i dobrych butów, bo nie raz ścieżka nam popłynęła wodą. Zaliczyliśmy też krótki opad konwekcyjny.


Sama przełęcz w najwyższym miejscu ma 2 044 m n.p.m.






Tajemnicza góra z okienkami.










Przerwa na gorącą zupkę.


Źródło w zasadzie wygląda tak.

A tutaj zmienia się w jezioro.










Widokówka z trasy:


Piz Beverin, Szwajcaria, kanton Gryzonia, Alpy Lepotyńskie

Temat rekordu: wysokość 2 998 m n.p.m nieprostym szlakiem

Góra składająca się z marmuru i kwarcytu. Teren jest domem watahy wilków.

Jest kilka wejść. Szczyt można zdobyć zarówno łatwymi szlakami turystycznymi, jak i bardzo trudnymi. Wejście oznaczone biało-niebiesko-białym można uznać za jedno z bardziej wymagających.
Najtrudniejsze jest wejście przez północno-zachodni grzbiet. Tamtędy łażą koziorożce, można więc dostać kamieniem. Ogólnie trasa niepolecana, skały dość kruche.

Zaczęło się bardzo przyjemnie. 4 Fr za butelkę zimnej wody schłodzonej w poidle dla krów. Skarbonka obok. Cudowna sprawa dla spragnionych wędrowców.

Szlak początkowo monotonny, później przemienia się w plac zabaw. Kocham wszelkie żelastwo jak i sznury czy drabiny na szlakach, więc przez resztę drogi byłam nieziemsko szczęśliwa.

Lodóweczka.

Kozica górska.








Widoki ze szczytu.





Wracaliśmy innym szlakiem.



Lipiec 2020

Naafkopf, Liechtenstein, pasmo Rätikon, trzeci co do wysokości punkt Księstwa Liechtensteinu, "trójstyk" granic Liechtensteinu, Szwajcarii oraz Austrii

Temat rekordu: nasz najwyższy szczyt w tym państwie, wysokość: 2 570 m

Szlak niewymagający, dla pragnących przyspieszyć przygodę, możliwy jest częściowy wjazd kolejką górską.

Góry w tym regionie są grafitowe i bardzo strzeliste, co daje dość spektakularny landszaft. Wrażenie jakby się było naprawdę bardzo wysoko. Pasmo bogate przyrodniczo, sporo świstaków, możliwość zobaczenia koziorożców i interesujące gatunki kwiatów.





Cel widziany z daleka.








Koziorożce alpejskie, samice z młodymi.

Ostatnia prosta.



Szczyt. Można odpocząć.


Samice koziorożca.





A po zdobytym szczycie, można wznieść toast w schronisku.


Widokówka z trasy:


Sidelhorn Grimselpass, Szwajcaria, kantony Valais i Berno, Alpy Berneńskie

Temat rekordu: wysokość 2 764 m n.p.m. w zjawiskowym środowisku.

Wycieczka dość spektakularna i wymagająca. Urok przełęczy to dość osobliwy klimat, który nie każdego przyciąga. Osobiście lubuję się w pejzażach kamienistych, co w połączeniu z jeziorami i lodowcami daje mi pełne zaspokojenie potrzeby estetyki w miejscu, w którym przebywam. Bardzo dobrze czuję się na wszystkich przełęczach o podobnej wysokości.

Sama droga leży na wysokości 2165 m, więc mamy już wysoki punkt startowy. Samochód zostawiliśmy przy Totensee (Jezioro Martwe).

Szlak porywający urodą i bardzo tajemniczy. W skałach można dostrzec liczne lufty dowodzące istnieniu czegoś wewnątrz. Wiadomo oficjalnie, że istnieje w tych górach laboratorium eksperymentujące z radioaktywnością.

Istnieje tu jezioro o dziwnym kolorze, do którego wpada wysoki wodospad. Jezioro to nazywa się Grimselsee. Jest mętne, kompletnie nieprzejrzyste z powodu rozpuszczających się w nich, zielonkawych piaskowcach. Tak przypuszczam, bo nie jestem geologiem, a nie znalazłam żadnej informacji w necie.

Ze szczytu widać Rhonequelle, czyli fragmencik lodowca, którego majestatyczny teren stanowi źródło Rodanu.

Na tej wędrówce byliśmy z przyjaciółmi.














Widać przełęcz Furka.

Odpoczynek na szczycie.











Tectonic Arena Sardona, Szwajcaria, Alpy Glarneńskie

Temat rekordu: wycieczka długa i wyczerpująca, ale za to przecudowna. Teren UNESCO

Jest to obszar, na którym podczas formowania się gór, doszło do nasunięcia (odwrócenie naskoków), tak jakby góry stały do góry nogami. Miejsce zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO

Nasunięcie Glarus jest jednym z największych nasunięć na świecie, na dystansie ponad 50 km. Nasunięcie wznosi się z ok. 600 m n.p.m. w dolinie Surselva na wysokość ponad 3000 m n.p.m. na szczytach Hausstock, Vorab, Piz Segnas i Ringelspitz.

Tyle o centralnym punkcie szlaku, ale początek jest niemniej epicki pod względem geologicznym i widokowym. Krótko mówiąc – erozja powodowana przez pędzącą wodę jest piękna, tak samo jak pozostałości po lodzie z minionej dawno ery.

To była nasza druga wyprawa w to miejsce. Tym razem wzbogacona o letnie kwiaty i przedłużenie szlaku o płaskowyż, z którego doskonale było widać owe przesunięcie, oraz sławetny Martinsloch czyli okno skalne, które jest związane z legendą o pasterzu Marcinie.
Gość wypasał tu swoje owce, aż pewnego dnia spokój zakłócił olbrzym, który chciał ukraść kilka zwierząt. Pastuch zaciekle bronił owiec, olbrzym zaczął uciekać, zaś Marcin rzucił w jego kierunku swój kij pasterski. Nie trafił. Kij uderzył w skałę powodując lawinę. Gdy kurz opadł, pojawiło się w skale to okno.

Wycieczka również odbyta z przyjaciółmi.
























I dalej na płaskowyż:


Fotka z oknem Marcina w tle.


Przyjrzyjmy się temu zjawisku.






Okno.

Cieniutki szlak.



Wierzch płaskowyżu.











Zajrzałam do sierpniowych wspomnień, zapowiada się równie ciekawie. Jeszcze większe rekordy wysokościowe i jeszcze jeden kraj do listy.
Lubię przeglądać te zdjęcia, lubię dobry smak wspomnień.

9 komentarzy:

  1. Palmy w górach? Oczom nie wierzę. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcie z trasy, czyli dolinka. Szwajcaria graniczy z Włochami a nie z Syberią. Zauważyłam, że ludzie mają mylne skojarzenia z tym krajem.

      Usuń
  2. Ile świetnych zdjęć! Mogłabym je oglądać non stop :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postawiłam na widokówki, tekst tu nie jest zbytnio potrzebny, sama przyznasz. ;)

      Usuń
  3. Zdjęcia mistrzowskie, trasy bajeczne, niełatwe.
    Każda jest inna, doświadczenie rośnie z każdym krokiem, z każdą zmianą aury!
    Piękne wspomnienia, nieprzeciętne rekordy:-)
    Trzeba przyznać, że Szwajcarzy potrafią dbać o turystów, ale tłumów nie widać na trasie, na szczęście!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakbyś rozciągnęła Tatry na powierzchnię całej Polski, to też byś tłumów nie widziała w górach. ;)

      Usuń
  4. Fenomenalne przygody! Zazdroszczę totalnie, ale w takim pozytywnym sensie - że sama nie mogłam tego zobaczyc, ale baaardzo się cieszę, że to wszystko przeżyłaś i że teraz dzielisz się z czytelnikami zdjęciami. Kadry są bajeczne. Mam nadzieję, że Twoje podróże znajdą się w albumach, bo byłoby to piękne dzieło. Zdjęcia są jak z wydawnictwa przyrodniczego. Jestem zachwycona, oczarowana i niesamowicie przejęta pięknem tego świata. Tyle przeżyć, no pomprostu fantastycznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedyny album jaki chciałabym mieć w swoich rękach, to wydany dla przyjemności każdego miłośnika podróży i dostępny w księgarniach. :)
      Nie wywoływałam wszystkich zdjęć ze Szwajcarii, bo musiałabym przestać jeść, tego aż jest tyle. ;D

      Usuń
  5. Piękne wędrówki, miejsca, foty! Szacun! :)

    OdpowiedzUsuń