środa, 17 sierpnia 2022

Kobieta w lesie – Bolimowski park narodowy, Dolina Rawki, Rezerwat Przyrody "Kopanicha".

Każda wędrówka rozpoczyna się tak naprawdę dzień wcześniej, kiedy pakujemy plecak, szykujemy ciuchy i robimy wałówkę. Rano tylko wstać, naszykować kawę do termo-kubka i w samochód, szkoda tracić czas na przygotowania, lepiej dobrze się wyspać, by mieć dużo sił i wigoru. Żyjąc ostatnio w skrajnym deficycie, nauczyłam się oszczędzać czas i doceniać każdą minutę na zdrowy sen.

Idealnej konsystencji naleśniki zrobione przez męża, zamieniłam w tortille z przyprawionym serkiem twarogowym, mieszanką różnych liści, wędliną bez konserwantów i żółtym serem. Jeden naleśnik był deserowy z własnymi borówkami od rodziny ze wsi. Do tego suszony snack drobiowo-roślinny na późniejszą przekąskę. Oczywiście butelka wody i można ruszać na prawie cały dzień. To nie była długa wyprawa, podwieczorek i kolację zjedliśmy już w domu.

Wycieczka była moim pomysłem ze stycznia, realizacji i drobiazgowego przygotowania męża. Oto jak kobieta widzi las:

Ta konkretna kobieta nie powie Ci jakiej marki odzież miała na sobie i gdzie kupiła, ale może podpowiedzieć co wziąć ze sobą, by było wygodnie. Buty "połówki" trekkingowe dadzą Ci wodoodporność jakiej potrzebujesz w każdym lesie, jeśli nie idziesz wyłącznie ścieżkami. Sportowa bielizna da Ci komfort spaceru w upalny dzień, nie wiem jak faceci, ale ten temat dla babek bywa upierdliwy. Specjalny materiał załatwia te sprawy.
Jak ktoś potrzebuje, to wiadomo – preparat na komary, ale mnie nic w życiu jeszcze nie pomogło, więc olewam ten temat. Można założyć długie spodnie i rękaw i gotować się we własnym sosie, a i tak Cię pokłują. Co do kleszczy, mam wrażenie, że w tym roku wymarły. Zdarzały się takie lata, że z nimi wojowałam, ale w tym chyba plaga ominęła nasz kraj. Na Mazurach też ich nie było, a przecież niejedne chaszcze przeszłam.

Mieliśmy jechać tam pociągiem. Mieliśmy wysiąść w Skierniewicach i mieć tę przyjemność w podróży koleją i zwiedzania ładnego dworca PKP, pooglądać po drodze do lasu zabytki, ale ceny biletów dla dwojga w obie strony znacznie przekroczyły cenę paliwa na tę wycieczkę.

Parkowaliśmy na leśnym parkingu, dokładnie w miejscu startowym zaznaczonym na mapie. Wędrówka zaczęła się we wspaniałym lesie, którego runo jak pod linijkę, zieleniło się dywanem jagód. Niestety tutaj owoce się nie zawiązały. Słyszałam od ludzi, że nie wszędzie lasy obrodziły.
Nieco dalej jagód trochę było i kwaśne jarzynki.




Na skraju lasu, ścieżek i ogólnie pojętej cywilizacji, tam w dole głęboka treść rezerwatu o znaczeniu dosłownie dzikim, nęciła niewprawnych turystów w swe zabójcze sidła. Być może tego na zdjęciu nie widać, ale te tereny są podmokłe i choć prowadzi tam ścieżka, należałoby najpierw założyć wodery.
Dno tej dzikiej doliny to głównie torfowiska, podmokłe olsy i łęgi.

Tymczasem kobieta na skraju lasu miała na sobie to, co pozwoliła jej wzuć pogoda, duszna, bardzo parna, wręcz tropikalna. I to widać było w zachowaniu zwierząt, których więksi kuzyni kochają takie klimaty – pająki (w naszym kraju to tylko krzyżaki). Było ich naprawdę dużo, przerzucały swe sieci przez szerokości wszystkich ścieżek. Szkoda było psuć te geometryczne twory, ale cóż, iść było trzeba.




Lubię głaskać mech. Ten na drzewach i ten w ściółce. Bardzo podobają mi się mchy zamiast trawników (lubie po nich chodzić boso), ale to rzadki widok, zazwyczaj niszczony w naszych ogrodach, bo przecież "musi być trawa".

Wciąż szliśmy górą jakby skrajem rzeczywistości. Gdyby tam czekała baśniowa przygoda, to kto wie, czy by człowiek tam chętniej nie zaglądał.
Tymczasem wiadomo, że choć głoszą uparcie, iż ziemia przeludniona, na ogromne tereny człowiek się po prostu nie zapuszcza, a dziki zwierz żyje w spokoju. Cały ten Bolimowski park ma 20 512,32 ha, a otulina 3 102,43 ha.




Zbliżyliśmy się do bagniska skuszeni ruchem w dole i trzaskiem kilku złamanych gałązek. Poruszając się wcale nie ciszej, znaleźliśmy się na poziomie szuwarów bagiennych. Żadnego zwierza jednak nie ujrzeliśmy. Cokolwiek to było, znało świetną kryjówkę.






Lubię wodzić wzrokiem pod stopami, nie umknie mi wtedy żaden przystojniak, począwszy od ciekawej urody grzyba, po słodką, włochatą gąsienicę.

Amanita muscaria var. guessowii to amerykański żółty muchomor i są to grzybki halucynogenne.

A poniżej gąsienica Barczatki malinówki. Jest to – czy raczej będzie – brunatny motyl o rozpiętości skrzydeł do 72 mm.


Rzeka Rawka to największy dopływ Bzury. Płynie przez 97 km. Jest naturalnie zachowana, nieregulowana, znajduje się pod pełną ochroną rezerwatową od źródeł aż do ujścia. Są na niej przeprowadzane spływy kajakowe, jednak ze względu na dziki charakter rzeki, trasa uważana jest za trudną.


W tych malowniczych okolicznościach przyrody, spałaszowaliśmy pierwszy posiłek. Była godzina 11:08, nie wiem po co to zapamiętałam... Rozsiedliśmy się wygodnie na przewróconych pniach i wpatrywaliśmy się w piękną, dziką wodę, w której cały czas pluskały się ryby.






Ktoś tam miał tratwę i wieżę widokową.




Z pozdrowieniami dla tych wszystkich fitnesssek, które wypinają się na zdjęciach z wakacji. Moja mina mówi wszystko, zawsze mnie to śmieszyło.

Zwrócę uwagę na ciekawe ukształtowanie terenu leśnego. Od tej pory widać wyraźnie lekko falistą strukturę polodowcową.
Ponadto Rawka ma tutaj kilka dorzeczy innych mniejszych rzek, które fantastycznie urozmaicają krajobraz swymi meandrami i starorzeczami.

Pszeniec gajowy jest pospolitym gatunkiem półpasożytniczym, który za pomocą ssawek ciągnie z innych roślin wodę i sole mineralne.






Młodziutka ropucha szara została odeskortowana na pobocze ścieżki, a dorosła jaszczurka zwinka obserwowała nas z traw, pozując do pięknego zdjęcia.
Cisza w tym lesie była tym czego naprawdę potrzebowałam po ostatnim przebodźcowaniu. Niestety nie najlepiej znoszę długie przebywanie w chaosie pełnym decybeli, tak miałam już za czasów szkolnych kiedy wychodziłam na korytarz, natychmiast bolała mnie głowa i trochę uszy. Byłam jednym z tych dzieciaków, które spędzały przerwy w toaletach. Między innymi też dlatego nie lubię zakupów.
Wyjście do lasu jest dla mnie jak balsam dla zmysłów.






Raz się zdarzyło, że przechodziliśmy koło jakieś małego ośrodka turystycznego, gdzieś chyba tak gdzie szlak zawijał na obrzeżasz tego lasu. Jak wypoczywali ludzie na terenie ogrodzonym siatką? Z głośnika przenośnego napieprzała muzyka (inaczej nie potrafię tego napisać), szkło już brzęczało. Człowiek wyjeżdża na wczasy po to, by się uchlać przy hałasie.
Miałam wtedy taka refleksję – po co marnują pieniądze na noclegi, skoro mogli zostać w mieście i bujać się nocami po klubach, gdzie by nawet głośniej mieli i nie musieliby do sklepu po towar jeździć???
Nie rozumiem, sorry. Może za dzika jestem.





Już kilka razy zostałam po prostu zamęczona na ośrodkach wypoczynkowych przez ludzi, z którymi nie dało się dogadać, którzy robili się złośliwi, czasem agresywni na prośby o ciszę w środku nocy.
W tych czasach człowiek już nie szuka spokoju. Szuka miejsca do wyładowania swoich frustracji.






Znaleźliśmy trochę grzybów, przydały się na sos do kolacji jeszcze tego samego dnia. Ogólnie było bardzo dużo grzybiarzy, praktycznie gdzie okiem nie sięgnąć, ktoś tam w lesie buszował.

A tutaj mamy kawałek sójki. Czy wiecie, że jest to ptak z rodziny krukowatych?

Grabarz żółtoczarny (Nicrophorus vespilloides) jest bardzo rzadko widywany, a to przez swój osobliwy charakter życia. Już sama nazwa wskazuje bezbłędnie, czym zajmuje się w życiu codziennym... grabarz.
Mają doskonały węch, który pozwala im wyczuć mięso z odległości kilku kilometrów. Lecą wtedy do celu i tam rozpoczynają zabawę. Kiedy zleci się kilka samców, przy padlinie może dojść do zajadłej walki.

Grabarze potrafią ćwierkać (dźwięk wywoływany pocieraniem pokryw grzbietowych). Wabią w ten sposób samice i to kolejny powód do walki, bowiem zleci się na pewno wiele chrząszczy, ale tylko jedna para, która zwycięży w tych igrzyskach, zostanie posiadaczem danych zwłok, przy których będą kopulować.

Padlina zostaje zakopana i tam pod ziemią grabarze założą rodzinę. Zanim zostaną złożone jaja, rodzice obrabiają zdobycz. Rzygają w nią aby zmiękczyć mięso, co ułatwi później karmienie młodych "z ust do ust", czyli będzie to końcowo jeszcze zmiękczone przez ślinę matki.

Następnie mama i tata opiekują się swoim potomstwem, co jest raczej rzadkie wśród chrząszczy. Samiec również karmi młode i sprząta.
I tak żyją pod ziemią aż do wiosny.

Cudownie, po prostu romantycznie! Seks na zwłokach, potem zakopanie ciała i zerzyganie się w nie. No po prostu słodko. Boże... co Ty miałeś w głowie tworząc ten system...

Żuki gnojowe wmieszały się tam ze względu na odchody. To również gatunek troszczący się o potomstwo. Są odporne na wysokie jak i na niskie temperatury. Spotkamy je także w Japonii oraz Syberii.


Niektóre przestrzenie kojarzyły mi się z grafikami, na których przedstawia się dinozaury w naturalnym środowisku. Taki diplodok jedzący z czubka drzewa, pasowałby tu jak ulał.

Przekąska po drodze. Ten snack byłby naprawdę pyszny, gdyby nie wsypali czegoś pikantnego... Ostatnio firma, od której kupuję sushi, dodała pikanterii do swoich rybek i niestety chyba się musimy pożegnać, bo nie dają żadnego wyboru, zestawy są dwa, a skład zmienili od tak.
Kiedyś bardzo lubiłam ostre dania, ale najwyraźniej już swoje zjadłam i przeszkadza mi nawet odrobina pikanterii.


Wracaliśmy drogą przez Skierniewice. Spodobał mi się ich sposób malowania bloków.

Tak mnie dotleniło, że tę krótką podróż na trasie, praktycznie całą przespałam. Polecam poduszkowe oponki na szyję, wygodna sprawa i kark nie boli. Kupiłam ją kiedy podróżowałam autobusem do Szwajcarii, ale tam się nie sprawdziła, bo przeszkadzał wysoki fotel. W samochodzie zdjęłam zagłówek i było IDEALNIE.

A Wy gdzie ostatnio podróżowaliście? Wykorzystujecie każdy dzień wolny tak jak ja, czy czekacie do urlopu?

18 komentarzy:

  1. Wyprawa, jakie lubimy z mężem także. Nie jesteś dzika, raczej normalna, ja tez nie rozumiem picia w hałasie, dlatego nie jeżdżę na wczasy i wycieczki. Takie wypady nie tylko dotleniają, świetnie głowa odpoczywa, a natrętne myśli uciekają!
    Na kolejna wyprawę wezmę naleśniki zamiast kanapek:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okazuje się, że jesteśmy w mniejszości. Mało ludzi rozumie pasję do wypraw po górach czy kniejach. Znam takich może kilka, cała reszta chyba nie potrzebuje wczasów, a raczej talonu na picie.
      Cieszę się, że pomysł zainspirował. :)

      Usuń
  2. Miło poczytać i pooglądać. Lubię takie knieje. Nad Rawką byliśmy kiedyś 2 może 3 razy. Bardzo niepokojący jest poziom wód w rzekach i to widać na Twoich zdjęciach. Ładne żuczki- mam do nich słabość. W lesie lubię chodzić boso po piaszczystych drogach. W tym roku las był największą atrakcją naszego wyjazdu i włóczenie się po nim.
    Staramy się unikać zakwaterowania w miejscach popularnych i w ogóle tłumu, bo tam nie można odpocząć, udziela się frustracja, irytacja.
    Naleśniki- świetny pomysł na przekąskę w terenie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad Rawka byłam pierwszy raz, nie mam porównania. Jest lato, jest problem, do tego przyzwyczaiły mnie coroczne susze w Szwajcarii, nie przejmowałam się, ekosystem wracał do normalności zawsze. Woda to bardzo dynamiczny żywioł, myślę, że i u nas da sobie radę.
      Kilka razy musiałam się przekonać, że ośrodki nie są już dla mnie. Pamiętam czasy kiedy jako maluch jeździłam do ośrodków z moimi rodzicami. Owszem, były imprezy praktycznie w każdym domku, ale nikomu do głowy nie przyszło, bo otworzyć bagażnik i puszczać na ful swoja muzę, albo wrzeszczeć na cały ośrodek. Czasy się zmieniają, a jaki przykład otrzymuje nowe pokolenie? Strach się bać.

      Usuń
    2. Las i morze to moje dwa miejsca na ziemi,do których uciekam gdy chce się zaszyć przed problemami i oderwać od rzeczywistości :)

      Usuń
    3. Tak, to też dobre miejsce na wyciszenie się po zgiełku tygodnia. Pozdrawiam. ;)

      Usuń
  3. Takie miejscówki kocham, a gąsiennica włochata skradła moje serce :) :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Piękny las... super wyprawa 🤩!!! Uwielbiam spędzać czas aktywnie i tak wyglądają moje wakacje. W tym roku wybieram miejsca z wodą. Ŕzeczka, jezioro, górski potok, morze... czy basen (choć ten ostatni tylko ze względu na dzieci... niełatwo przetrwać w tłumie golasów... zdecydowanie wolę odludne miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jaka cudowna wycieczka, niby zwykły las, ale już tylko oglądając zdjęcia odpoczęłam. Chyba mnie zainspirowałaś do takiej wyprawy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wejdź do lasu, poczuj przygodę, wchłoń w płuca zapach lasu, nie pożałujesz. :)

      Usuń
  6. Witam serdecznie ♡
    Świetna wyprawa :) Lubię lasy, lubię góry - mój mąż zaraził mnie pasją do spacerów na tle przyrody ^^ Jesteśmy też zapalonymi grzybiarzami, więc lasy (zwłaszcza w okresie lato/jesień) odwiedzamy baaardzo często :) Uwielbiam to. Cisza, spokój, relaks. To dla mnie świetna forma aktywnego odpoczynku ^^ Staramy się wybierać na takie wycieczki regularnie ^^
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Relaks i ratunek przed szaleństwem codziennego zgiełku. ^_^ Lasy są świetne, cieszę się, że są na wyciągnięcie ręki i można tam prysnąć nawet w tygodniu. To za każdym razem jest pełna dobrej wartości przygoda.
      Pozdrowienia dla Was obojga!

      Usuń
  7. Takie wycieczki to my rozumiemy! Po lasach i rezerwatach możemy włóczyć się o każdej porze roku :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kocham las, amen. Za to.... Na litość boską, co to jest "snack drobiowo-roślinny"?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po to zdjęcie wrzuciłam, żeby było widać co to.

      Usuń