poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Odnowienie przyrzeczeń małżeńskich – ślub kościelny (w kościele ewangelicznym).

Wreszcie przyszedł ten dzień. Przez cały lipiec aż do końca miesiąca miałam ręce pełne roboty w firmie i praktycznie nie brałam udziału w przygotowaniach. Wszystko przez telefon i wiadomości graficzne. Dopiero w dniu zero poczułam, że coś ważnego dzieje się w moim życiu. I trochę to nie w porządku, pomyślałam sobie nawet, że tak życie nie może wyglądać. Ale dziś nie o tym. Pomówmy o dniu ślubu:

Kilka godzin wcześniej należało sprawdzić nagłośnienie. Mankamentem tej uroczystości był brak naszego zespołu uwielbieniowego. Niestety zespół wyjechał, a my chcąc mimo wszystko mieć na nabożeństwie uwielbienie Pana, zdecydowaliśmy się puścić 3 utwory z głośników. Niestety bez napisów na projektorze, które byłyby dobre dla osób z zewnątrz.

Muzyka puszczana w ten sposób wiąże się z widokiem pustej sceny, milczących instrumentów, odstawionych mikrofonów... To właśnie scena stoi w centralnym miejscu sali głównej naszego kościoła. Nie ołtarz, nie tabernakulum, nie figury, tego nie ma. Nasze sacrum zachodzi w naszych sercach i objawia się w owocach naszego życia.
Prowadzenie uwielbienia to także służba. Dawid powołał taki pierwowzór, zaangażował w to mnóstwo ludzi, którzy wymieniali się i stworzył w ten sposób niekończące się uwielbienie 24h na dobę, które utrzymał przez 14 lat.

Zależało nam, bo uwielbienie jest dla nas czymś więcej niż tylko śpiewanie piosenek dla Boga. Czuję podskórnie, że Jemu się to podoba.
Poza tym potrafię sobie wyobrazić nabożeństwo bez kazania, ale bez uwielbienia już nie bardzo.
To taki model życia Kościoła, życia, które toczy się wokół Domu Modlitwy i Uwielbienia.

Nasze studio dźwięku i scena.


Największą radością dla mnie było obserwowanie przychodzących gości i czy dres-code się przyjął.

Przybyła również rodzina, ta prawdziwa i ta z wyboru, też prawdziwa - połączyła nas przyjaźń naszych rodziców w latach ich młodości, potem powstała parantela bez więzów krwi.

Ślub w Kościele ewangelicznie wierzących nie wygląda tak samo jak w powszechnym katolickim. Gdy ceremonia się rozpoczęła, weszliśmy oboje pod rękę przy akompaniamencie Piratów z Karaibów.
Ślubu nie poprzedza spowiedź młodej pary. Nie mamy konfesjonałów.

Wierzącemu nie jest absolutnie potrzebny żaden ziemski pośrednik do wyznawania i odpuszczania grzechów. Tak mówi I List do Tymoteusza 2,5.

Jeden bowiem jest Bóg, jeden też pośrednik między Bogiem a ludźmi, człowiek Chrystus Jezus;

Uznajemy Jezusa za swojego zbawiciela i dzięki Niemu możemy być pewni całkowitego rozgrzeszenia przed Ojcem. Ponieważ grzech jest – nie da się ukryć – istnieje – Bóg zachęca nas do regularnego wyznawania swoich grzechów bezpośrednio przed Nim (I List Jana 1,9).

Jeśli wyznajemy nasze grzechy, Bóg jest wierny i sprawiedliwy, aby nam przebaczyć grzechy i oczyścić nas z wszelkiej nieprawości.

To jest naturalny "rachunek sumienia" dla każdego Bożego dziecka, które przychodzi do Ojca we własnej, prywatnej modlitwie (Ew. Jana 1,12).

Lecz wszystkim tym, którzy go przyjęli, dał moc, aby się stali synami Bożymi, to jest tym, którzy wierzą w jego imię;

Bóg zachęca nas w swoim Słowie do bezpośredniej relacji z Nim i do wylewania przed Nim swego serca.
Dlatego w kościele ewangelicznym nie znajdziemy konfesjonału, ponieważ wg Biblii wyznawanie grzechów jest osobistym spotkaniem z Bogiem.

Po uwielbieniu było kazanie prowadzone przez pastora naszego Kościoła. Muszę zaznaczyć, że nie dostosował się do wakacyjnego dres-code, ale zostało mu to wybaczone i dostał tort.
Tekst odnowienia przysięgi był piękny. Nie zająknęłam się, a pamiętam że na ślubie cywilnym 7 lat temu, miałam problem z dykcją.

Po ceremonii rozległ się utwór z Minionków "Muka" i zaczęliśmy się wygłupiać i tańczyć. Do wtóru z nami parę osób się dołączyło, istne szaleństwo! Na sali dzięki wakacyjnym strojom było kolorowo i mega pozytywnie, wszystko udało się tak jak tego chcieliśmy.
A później poczęstunek, pyszny lekki tort zrobiony przez znajomą i smakowite ciasto upieczone przez mojego tatę. Przystawki zamówione z cateringu prowadzonego przez siostrę z Kościoła.
Mamy na to dużo miejsca, własny barek, kawę, napoje, kto co chciał. Nie, nie było alkoholu. A musiał być? Jest jakiś wymóg? Oczywiście gdyby lemoniada zamieniła się w wino, nie mielibyśmy nic przeciwko, ale czy ktoś o to poprosił Jezusa? Nie, nikt nie szemrał czyli było O.K.

A potem spełniło się jedno z moich marzeń, lofty – zawsze chciałam wejść do takiego mieszkania i przekonałam się w jedną noc, że mogłabym tam mieszkać.



Więcej zdjęć z naszej sesji poślubnej oraz ciekawy film, znajdziecie tutaj ⏩ Loft Aparts

6 komentarzy:

  1. Poskładałam kawałki i chyba jestem w domu, widocznie wcześniej nie czytałam ze zrozumieniem.
    Uroczystość wedle własnego scenariusza i jakby w stylu boho to ciekawe doświadczenie.
    Rozumie się, że ślub cywilny załatwia formalności prawne, które w naszym społeczeństwie są niezbędne.
    Pozostaje życzyć szczęścia i spełnienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam wygooglać boho, bo nie wiedziałam co to jest. ;P
      Ślubu cywilnego prawdopodobnie by w ogóle nie było, gdybym nie mieszkała za granicą.
      Dzięki. ;)

      Usuń
  2. Nietuzinkowo i radośnie! Gratuluję pomysłu i życzę pomyślności na nowej ścieżce wspólnego życia :) Niech Wam się szczęści!

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie... oryginalnie... po swojemu!!! Gratuluję i życzę Wam szczęścia!!!

    OdpowiedzUsuń