sobota, 29 października 2022

Październik pięknie przemija.

Piękny październik właśnie mija. Wpadnie trochę więcej wolnego dzięki czerwonej kartce w kalendarzu, wjadę w listopad z poczciwym nastawieniem do ogółu wydarzeń. Sumiennie zaczytana w książkach, wreszcie płynę między wierszami skwapliwie zapamiętując co ważniejsze nauki. Pierwszy sweter wpadł już do prania, bardzo lubię nosić swetry. Październik wypieścił moją duszę.

Lato pozostało w tyle – to może być tytuł mojego najnowszego obrazu, który po troszeczku, bez pospiechu sobie wykańczam detal po detalu. Nieskromnie powiem, iż liczę na to, że opuści on moje progi sprzedany a nie darowany i to będzie pierwszy krok do rozbujania własnego biznesu numer 2. Pierwszy biznes trafił bowiem w zły moment dziejów ludzkich, ale nie zamierzam się wcale poddać. Jego odłam trafił do krytyka literackiego, otrzymałam potrzebne wskazówki, by polepszyć swój warsztat. Być może tomik wierszy pierwszy ujrzy światło, niżeli druga powieść.


Nieukończony fragment nieukończonego obrazu.

Byliśmy na kolejnym spotkaniu małżeństw. Nie miałam przygotowanych żadnych oczekiwań względem nich. Powiedziałam, że nie mam żadnych obaw o ewentualne wyczerpanie pomysłów, ponieważ organizatorka to gejzer pomysłów, poza tym Duch Święty porusza się między nami i te tematy do przemyślenia i przegadania, ewidentnie zaczynają wypływać.
    Przychodzimy z mężem z wielką przyjemnością, zasiadamy przy pięknie zastawionym stole, rozmawiamy, jemy, cieszymy się swoją obecnością i to ma ogromną wartość.




Wydaje mi się, że już skończyliśmy zbierać grzyby. Mówię w ten sposób, bo w gruncie rzeczy spacerując często po jakichś gąszczach, aby nie zbierać grzybów – po prostu trzeba przestać na nie trafiać. A sezon na grzybki rokrocznie coraz później się kończy.
    Cieszą mnie liście na szlakach, szeleszczące i kolorowe. Cieszy mnie mgła o poranku, jej romantyczna aura. Cieszy mnie teraz naprawdę wiele i tylko czasami, naprawdę rzadko gdzieś to umyka, kiedy coś zamienia się z przygody na brak przygody. Czasami tak jest w życiu, że chcesz, a nie możesz.
    Na szczęście to nie jest centrum mojego życia, dlatego nie stanowi o moim poczuciu szczęścia.




Więcej zdjęć ⏩ TU

Mąż specjalnie dla mnie zrobił wegańskie spaghetti. Wie jak lubię te smaki, choć wcale przecież nie jestem weganką. Po prostu doceniam tę kuchnię, tak inną, tak różnorodną i poczułam, że przez ugotowanie mi tej potrawy, mąż docenił mnie.

A to mój ulubiony przepis na zupę dyniową:

składniki:

  • 800g dyni (wychodzi mniej więcej 500g po obraniu)
  • 250g ziemniaków
  • masełko do smażenia
  • 1 cebulka
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 łyżeczka kurkumy
  • 1 łyżeczka imbiru
  • 1 pomidor
  • 1 i 1/2 szklanki bulionu (najczęściej używam warzywnego)
  • 1 szklanka mleka (obojętnie jakiego, zarówno z krowim jak i z roślinnym, wychodzi pysznie)

przygotowanie:

  • Dynię obrać, usunąć nasiona, miąższ pokroić w kostkę. Ziemniaki też pokroić i obrać jeśli trzeba.
  • W garnku na masełku zeszklić cebulę pokrojoną w kostkę i pokrojony w plasterki czosnek.
  • Dorzucić dynię i ziemniaki, wsypać przyprawy, mieszać. Dusić pod przykryciem 5 minut.
  • Wlać gorący bulion, zagotować pod przykryciem. Gotować do miękkości warzyw.
  • Pomidor pokroić w kostkę, dodać do zupy w międzyczasie.
  • Kiedy dynia i ziemniaki będą już miękkie, można zakończyć gotowanie. Zblendować dodając mleko i gotowe.

Odwiedziliśmy Konstantynów Łódzki. To mała miejscowość leżąca blisko granicy naszej Łodzi. Są tam dwa malownicze stawy, a rzeka Łódka ma w tym miasteczku szersze koryto.
    Mąż zabrał mnie tu na obiad. Wybrałam naleśnika w gyrosem. Był ogromny...

No już? Mogę jeść? Długo jeszcze będziesz robił to zdjęcie?


Rzeka Łódka.

Mąż tu często wędkuje, dzięki czemu mamy świeżą rybę na kolację.



Dzisiejszy lin męża.

Jesień to czas na pyszne grzane wino korzenne, czym delektuję się z eleganckiego kubeczka z pozłacaną rączką, jaki dostałam w prezencie ślubnym. Akurat na wielkość mi przypasował do ilości trunku, bo grzańca nalewam zawsze niewiele, ponieważ szybko stygnie.

A ten kubeczek to pamiątka ze Szwajcarii, przeznaczyłam go do porannej kawy w te twórcze poranki.

Od dawna strzygłam sama swojego męża, ale nie jestem barberem, dlatego kiedy włosy poodrastały, wypchnęłam go na kompleksowe działanie fachowych nożyczek fryzjerskich. Mam ochotę rozleniwić się w tej materii i posyłać go tam częściej. Ładnie wyszło.


Tak jak w czasach starożytnych, kiedy chrześcijanie dzielili się chlebem w swoich prywatnych domach, tak spotykamy się dalej przy własnych stołach. Do tej pory zawsze chodziliśmy na takie spotkania do kogoś, od tej jesieni role się odwracają. Pora na nowe doświadczenie i można jeszcze powiedzieć – nowej materii odpowiedzialność.
    Niemniej, nie potrzeba wcale eklezji by tworzyć takie miejsce. Ostatnio spotkaliśmy się we dwoje, wypiliśmy weselnego szampana i knuliśmy jakby tu opanować świat...





A co nowego słychać w pracy? Zmienił się nieco klimat, w biurze straszy, a nasz jaszczur modli się do gadzich bogów o plagę szarańczy, bo nie chcemy mu ich dawać więcej niż rozsądnie uważamy.


Czaszka rytualna.




Nasz Stefanek otrzymał wreszcie odpowiedniej wielkości lokum. Pierwszy dzień w nowym terrarium o słusznych rozmiarach. Na razie po prostu plac zabaw z pudełka został przeniesiony do terrarium, ale to dopiero początek. Rozpoczynamy budowę naturalnych elementów, bo nie będę tolerować tam żadnych plastików. Trociny już skomasowałam do minimum, docelowo nie będzie ich wcale. Wszystko przyjdzie z czasem i będzie to porządnie wyglądać, na razie nawet szafka pod terrarium istnieje jedynie w kosztorysie i na rysunku technicznym.



Czas płynie, jesień go ozdabia, przyroda mnie zachwyca. Odwiedziliśmy morską restaurację, trafiliśmy na stare autobusy, ponadto byliśmy w Krainie Czarów, ale jeszcze nie zdążyłam przygotować opowieści o tym. Nic nie zginie.
    I generalnie czeka mnie koncert, miły towarzyski dzień, a potem dzika przygoda. Jesienny mini urlopik czas zacząć wjazdem w listopad samymi pozytywami.

Właśnie wpałaszowałam śniadanko. Zapiekanki z grzybkami, ciasto dyniowe i jabłuszka o smaku dzieciństwa, od sadownika.

Październik pięknie przemija, jak walec drogowy sunie koleinami wyrównując wszelką niepożądaną nostalgię.


20 komentarzy:

  1. Co to jest, ten... coś pomiędzy rabarbarem a barbarzyńcą?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, tutaj: "ale nie jestem barberem" :-) Teraz mi jeszcze przyszedł do głowy Joseph Barbera z Hanna-Barbera Cartoons :-)

      Usuń
    2. Barber nie wiesz co to jest? O_o' Fryzjer od brody.

      Usuń
    3. Noż k... Serio, nie da się po prostu "fryzjer"? Albo golibroda? :-) Obecność w języku polskim niektórych wyrazów jest tyle nieuzasadniona, co wkurwiająca. Co my z siebie robimy jako naród?

      Usuń
    4. Nie mam z tym słowem problemu. :)

      Usuń
    5. Ja mam z każdym nieuzasadnionym :-)

      Usuń
  2. Wow! Wiersze! Zamieść chociaż jeden, bym mogła przeczytać. Zaskakujące nieco, bo pisałaś kiedyś, że nie umiesz interpretować wierszy (coś w tym stylu), więc pomyślałam...
    No i cudnie, że znów malujesz...
    Fajnie sobie poczynacie, na pewno będą owoce dobrej energii...
    Bye!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, że nie umiem, tylko że nie lubię i ogólnie nie czytuję wierszy, nie przepadam za poezją, ale sama lubię pisać. Od czasów szkolnych bardzo dużo pisałam, ale nigdy nie przeczytałam żadnego tomiku. Czytałam swoje wiersze na wieczorku poezji w jednej z łódzkich herbaciarni, chodziłam wtedy jeszcze do liceum. Ale to by było na tyle w temacie "kariery" poety.

      Usuń
  3. Ale piękna dekoracja stołu!
    Wczoraj byliśmy na wegańskim obiedzie: zupa dyniowa i kotlety z buraków i kaszy jaglanej.
    Pięknego listopada!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy przepis na zupę dyniową masz z Kwestii smaku? Robię identyczną... jutro będzie na obiad.
      Też obcinam włosy Miśkowi. Przez kilka lat miałam spokój, bo nosił długie. Niestety znudziły mu się i nożyczki znów poszły w ruch.

      Usuń
    2. Tak, dekoracja za każdym razem wywołuje w ludziach zachwyt, nie tylko ja robię zdjęcia stołu zanim zasiądziemy. :)

      Tak, przepis jest z Kwestii Smaku, zmodyfikowałam go jedynie o warzywny bulion i mleko roślinne.

      Usuń
  4. Pięknie Ci upłynął październik. Malujesz, piszesz wiersze, czytasz, odwiedzasz fajne miejsca....
    Stefanek świetnie wygląda na tle czerwieni.
    Swoją zupę z dyni muszę wzbogacić o imbir i kurkumę.
    Pozdrawiam. Pięknego listopada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyje kreatywnie, takie miałam od lat motto. :) Tak już to jest, że w codzienności swojej się nie nudzę.
      Jakiej czerwieni? Nie ma w trrarium nic czerwonego. O.o'
      A co do zupki, szczególnie imbir robi dużą robotę.
      Także Ciebie pozdrawiam, pięknych chwil Ci życzę. :)

      Usuń
  5. Zupa dyniowa z pomidorami ok, ale z mlekiem - to już mi nie bardzo odpowiada, ma złe wspomnienia, ale dobrze, że tobie smakuje. Ja robię bardzo podobną, ale właśnie bez dodatku mleka. Takie chwile we dwoje warto celebrować, najgorzej gdy się o tym zapomni i każdy swój wolny czas spędza na osobnym fotelu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie za dynią nie przepadam, ale w tym przepisie dyniowa to dla mnie rewolucja. Wielu nienawidzących zup dyniowych przełamało się po spróbowaniu tej.
      My bardzo często spędzamy czas wolny w osobnych fotelach, nawet w osobnych pokojach.

      Usuń
  6. No to życzę, żeby listopad był równie ciekawy jak i październik :)
    Oj, nie lubię strzyc męża. Wolę jak idzie do fryzjera. Po długich poszukiwaniach znalazł idealny dla siebie salon fryzjerski, ale ... pani Alinka wyemigrowała do Niemiec, więc... póki nie znajdzie nowego... :(((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w sumie lubię, ale mi się ostatnio nie chce :P i nie umiem dobrze przystrzyc brody.

      Usuń
  7. Przesyłka dotarła wczoraj, wyjęłam wieczorem ze skrzynki, bo nie było nas w domu.
    Dziękuję, poczytam:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń