Listopad bywa bardzo niezdecydowany. Jest jak dekadencka myśl w głowie nastoletniego artysty, podburzonego walącym się na głowę systemem hormonalnym. Zbuntowanym przeciwko temu co wypada i nie wypada. Listopad zaskakuje, rozpieszcza albo wręcz przeciwnie, męczy obfitością swoich możliwości, szarga uczuciami człowieka wkraczającego w jego świat. Listopad bywa niedostępny w swoim czasie, jednocześnie więzi i dotyka mocno. Jest kochany i nienawidzony, nie znam bowiem obojętnych, wszyscy ankietowani wyrażali się dość mocnymi uczuciami.
Mniej zdobywaliśmy szczytów w nasze alpejskie listopady, ale za to nie brakowało pięknych pejzaży, które zostawiły w naszych sercach przyjemny powidok. Matryca listopada poznaczona jest śladami rudej jesieni i białej zimy. Moje wspomnienia są dobre.
Listopad 2017
Promischur, Szwajcaria, kanton Gryzonia, u podnóża Piz Vizan, z widokiem na miejscowość Andeer
Temat rekordu: przymiarka do wędrowania w większym śniegu
Szlak leży pośród wysokogórskich dolin, wodospadów i małych miasteczek rolniczych, Promischur jest jednym z nich. W nim zapętliła się nasza podróż, dlatego tak nazwałam tę trasę.
Około roku 1300 przybyli tu Walserowie, którzy osiedlili się w środkowej części doliny Safiental. Spokój, odosobnienie, przyroda i autentyczność do dziś pozostały głównymi cechami doliny Wals, tak pożądanymi przez nas oboje.
Nietrudny szlak spacerowy zdecydowanie popularniejszy jest w lecie. Mieliśmy tego dnia pomysł na dużo dłuższy szlak, ale to był rok, w którym jeszcze nie byliśmy szczęśliwymi posiadaczami rakiet śnieżnych i pomysł ten został zakopany w śniegu aż po pachwiny, czego nie udokumentowałam na poniższych zdjęciach. Wędrówka przekonywała nas coraz bardziej o tym jak bardzo potrzebujemy tych rakiet.
Tguma, Glaser Grat, Szwajcaria, kanton Gryzonia, w pobliżu Tschappina
Temat rekordu: najwyżej położona wiklinowa kulka... Tguma na wysokości 2163 m n.p.m. Glaser Grat na wysokości 2 124 m n.p.m.
Od strony Heinzenbergu, Glaser oraz Tguma wyglądają niepozornie jako trawiaste wzniesienie, ale już od strony Safiental jest kamienista i bardziej stroma.
Listopad na ten dzień zaplanował dla nas niezwykle barwną jesień, dużo czerwieni i rdzawości prezentowało się w słońcu nader imponująco.
Cisza, spokój, zwierzęta no i ta wiklinowa kuleczka...
Listopad 2019
Cuolm da Latsch, Szwajcaria, kanton Gryzonia
Temat rekordu: 2296 m n.p.m.
Imponująca urodą ścieżka pełna zachwycających elementów przyrody. Tutaj jesień pokazywała delikatny pazur strasząc chmurami, ale stawiliśmy temu czoła i nie daliśmy się przestraszyć. Całkiem słusznie, bo aura była wymarzona, widoki piękne, a sam szlak można dopisać do tych łatwych, jak zresztą większość wybieranych przez nas dróg na ten miesiąc.
Spotkaliśmy na samym szczycie łatczyna brodawnika, jest to euroazjatycki gatunek owada z rodziny pasikonikowatych. Charakteryzuje się tym, że jego długie pokładełko jest pokryte ostrymi brodawkami, posiada długie, masywne odnóża oraz skrzydła wystające poza długość ciała. Można go spotkać także i w Polsce (poza Tatrami). Potrafi porządnie ugryźć.
Deszczowe chmury zaczęły nadciągać na sam koniec naszej wędrówki, dokładnie kiedy znaleźliśmy się już przy samochodzie.
Regelstein, Szwajcaria, kanton Sankt Gallen, z widokiem na góry Churfirsten
Temat rekordu: 1315 m n.p.m to niewiele, ale panorama warta czasu spędzonego na tych szlaku
Widziałam ten szlak na zdjęciach, zielony, malowniczy, prosty, zatłoczony, nudny, wkurzający. W listopadzie byliśmy tam sami. Rozkoszowaliśmy się doświadczeniem dwóch faz, jedną była gęsta mgła w dolinie wraz z upiorami na torowisku, drugą fazą było przejście nad szaro-zimny wymiar do samego słońca i skłaniam się właśnie do takich szlaków. Obserwowanie i doświadczanie kontrastującej zmienności w przyrodzie, fascynuje mnie do szpiku kości. Ponadto prawdopodobnie w tej drugiej fazie zrobiliśmy najlepsze zdjęcie z całego naszego okresu mieszkania w Alpach.
Znowu boskie widoki i kozice:-)
OdpowiedzUsuńZimową porą nie wędrowałam tak wysoko, a widzę, że jest co podziwiać i to słońce!
Aż trudno uwierzyć, że to był listopad...
jotka
Około dwutysięcznego metra jest inny wymiar. Polecam.
UsuńNo jakie piękne listopady, jak to przyjemnie tak czasem obejrzeć się do tyłu, a właśnie koniec roku chyba szczególnie do tego nastraja.
OdpowiedzUsuńLecę z tym patrzeniem w tył w każdy miesiąc, a zaczęłam w lipcu.
UsuńAle nieziemskie widoczki, no cudo <3
OdpowiedzUsuńZapewniam, że to nadal ziemia. Z bliska wygląda ładniej niż przez okno. :)
Usuńtyle fajnych fotek i widoków, że nie wiadomo, na czym najlepiej się skupić i odjechać... może po prostu, bez zbędnego myślenia kula, kozice i Filip, ex aequo...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Bez zbędnych słów: warto podróżować i delektować się wszystkim. :)
UsuńTo prawda - listopad nikogo nie pozostawia obojętnym i budzi zaiste, skrajne uczucia. Ja lubię ten miesiąc. Za jego róznorodnosć i nieprzewidywalność, ale także za spokój i swobodny czas, w który obfituje po pracowitym lecie i jesieni. Cudowne zdjęcia, Aniu. te śnieżne i te mgliste najbardziej mnie urzekły. Jak dobrze mieć tak dobre wspomnienia. Jak dobrze móc do nich wrócić i znowu powędrować w wyobraźni!:-)
OdpowiedzUsuńDobrze było przejść te szlaki. :)
Usuń