niedziela, 27 listopada 2022

Górskie rekordy listopada (albo listopadów).

Listopad bywa bardzo niezdecydowany. Jest jak dekadencka myśl w głowie nastoletniego artysty, podburzonego walącym się na głowę systemem hormonalnym. Zbuntowanym przeciwko temu co wypada i nie wypada. Listopad zaskakuje, rozpieszcza albo wręcz przeciwnie, męczy obfitością swoich możliwości, szarga uczuciami człowieka wkraczającego w jego świat. Listopad bywa niedostępny w swoim czasie, jednocześnie więzi i dotyka mocno. Jest kochany i nienawidzony, nie znam bowiem obojętnych, wszyscy ankietowani wyrażali się dość mocnymi uczuciami.
    Mniej zdobywaliśmy szczytów w nasze alpejskie listopady, ale za to nie brakowało pięknych pejzaży, które zostawiły w naszych sercach przyjemny powidok. Matryca listopada poznaczona jest śladami rudej jesieni i białej zimy. Moje wspomnienia są dobre.

Listopad 2017

Promischur, Szwajcaria, kanton Gryzonia, u podnóża Piz Vizan, z widokiem na miejscowość Andeer

Temat rekordu: przymiarka do wędrowania w większym śniegu

Szlak leży pośród wysokogórskich dolin, wodospadów i małych miasteczek rolniczych, Promischur jest jednym z nich. W nim zapętliła się nasza podróż, dlatego tak nazwałam tę trasę.
    
Około roku 1300 przybyli tu Walserowie, którzy osiedlili się w środkowej części doliny Safiental. Spokój, odosobnienie, przyroda i autentyczność do dziś pozostały głównymi cechami doliny Wals, tak pożądanymi przez nas oboje.
    Nietrudny szlak spacerowy zdecydowanie popularniejszy jest w lecie. Mieliśmy tego dnia pomysł na dużo dłuższy szlak, ale to był rok, w którym jeszcze nie byliśmy szczęśliwymi posiadaczami rakiet śnieżnych i pomysł ten został zakopany w śniegu aż po pachwiny, czego nie udokumentowałam na poniższych zdjęciach. Wędrówka przekonywała nas coraz bardziej o tym jak bardzo potrzebujemy tych rakiet.













Tguma, Glaser Grat, Szwajcaria, kanton Gryzonia, w pobliżu Tschappina

Temat rekordu: najwyżej położona wiklinowa kulka... Tguma na wysokości 2163 m n.p.m. Glaser Grat na wysokości 2 124 m n.p.m.

Od strony Heinzenbergu, Glaser oraz Tguma wyglądają niepozornie jako trawiaste wzniesienie, ale już od strony Safiental jest kamienista i bardziej stroma.
    Listopad na ten dzień zaplanował dla nas niezwykle barwną jesień, dużo czerwieni i rdzawości prezentowało się w słońcu nader imponująco.
    Cisza, spokój, zwierzęta no i ta wiklinowa kuleczka...

















Listopad 2019

Cuolm da Latsch, Szwajcaria, kanton Gryzonia

Temat rekordu: 2296 m n.p.m.

Imponująca urodą ścieżka pełna zachwycających elementów przyrody. Tutaj jesień pokazywała delikatny pazur strasząc chmurami, ale stawiliśmy temu czoła i nie daliśmy się przestraszyć. Całkiem słusznie, bo aura była wymarzona, widoki piękne, a sam szlak można dopisać do tych łatwych, jak zresztą większość wybieranych przez nas dróg na ten miesiąc.
    Spotkaliśmy na samym szczycie łatczyna brodawnika, jest to 
euroazjatycki gatunek owada z rodziny pasikonikowatych. Charakteryzuje się tym, że jego długie pokładełko jest pokryte ostrymi brodawkami, posiada długie, masywne odnóża oraz skrzydła wystające poza długość ciała. Można go spotkać także i w Polsce (poza Tatrami). Potrafi porządnie ugryźć.
    Deszczowe chmury zaczęły nadciągać na sam koniec naszej wędrówki, dokładnie kiedy znaleźliśmy się już przy samochodzie.





















Regelstein, Szwajcaria, kanton Sankt Gallen, z widokiem na góry Churfirsten

Temat rekordu: 1315 m n.p.m to niewiele, ale panorama warta czasu spędzonego na tych szlaku

Widziałam ten szlak na zdjęciach, zielony, malowniczy, prosty, zatłoczony, nudny, wkurzający. W listopadzie byliśmy tam sami. Rozkoszowaliśmy się doświadczeniem dwóch faz, jedną była gęsta mgła w dolinie wraz z  upiorami na torowisku, drugą fazą było przejście nad szaro-zimny wymiar do samego słońca i skłaniam się właśnie do takich szlaków. Obserwowanie i doświadczanie kontrastującej zmienności w przyrodzie, fascynuje mnie do szpiku kości. Ponadto prawdopodobnie w tej drugiej fazie zrobiliśmy najlepsze zdjęcie z całego naszego okresu mieszkania w Alpach.












10 komentarzy:

  1. Znowu boskie widoki i kozice:-)
    Zimową porą nie wędrowałam tak wysoko, a widzę, że jest co podziwiać i to słońce!
    Aż trudno uwierzyć, że to był listopad...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  2. No jakie piękne listopady, jak to przyjemnie tak czasem obejrzeć się do tyłu, a właśnie koniec roku chyba szczególnie do tego nastraja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lecę z tym patrzeniem w tył w każdy miesiąc, a zaczęłam w lipcu.

      Usuń
  3. Ale nieziemskie widoczki, no cudo <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewniam, że to nadal ziemia. Z bliska wygląda ładniej niż przez okno. :)

      Usuń
  4. tyle fajnych fotek i widoków, że nie wiadomo, na czym najlepiej się skupić i odjechać... może po prostu, bez zbędnego myślenia kula, kozice i Filip, ex aequo...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bez zbędnych słów: warto podróżować i delektować się wszystkim. :)

      Usuń
  5. To prawda - listopad nikogo nie pozostawia obojętnym i budzi zaiste, skrajne uczucia. Ja lubię ten miesiąc. Za jego róznorodnosć i nieprzewidywalność, ale także za spokój i swobodny czas, w który obfituje po pracowitym lecie i jesieni. Cudowne zdjęcia, Aniu. te śnieżne i te mgliste najbardziej mnie urzekły. Jak dobrze mieć tak dobre wspomnienia. Jak dobrze móc do nich wrócić i znowu powędrować w wyobraźni!:-)

    OdpowiedzUsuń