Późny wieczór. Dojechaliśmy na miejsce. W małym kominku zaskwierczał płomień, wkrótce wygoniliśmy chłód, a drewniane wnętrze zapachniało ciepłem. Na stole kilka dobrych map, a w sercach entuzjazm, który rozniecał chęć przygody.
Plan wypełniał wszystkie godziny nadchodzącej doby. Słodki smak wina, ciepła kolacja, wesoły dźwięk z kominka. Sen przyszedł bardzo szybko i miałam wrażenie, że równie szybko się skończył. Dopiero co świtało kiedy wstałam, jeszcze zanim zadzwonił budzik.
Spadła ostatnia październikowa kartka z kalendarza i pojawiła się czerwona liczba. Tego właśnie dnia obudziłam się pełna pasji w sobie z konkretnym planem na cały dzień.
Jeszcze w piżamie wyszłam na werandę oglądać cudowności przyrody. Marzyłam o tym miejscu i o tym, by wszystko wyglądało właśnie tak. Poranna kawa w takich okolicznościach smakuje najlepiej.
Mimo listopada w południowym regionie Polski nadal jest kolorowa jesień. Piękne mgły rozmywają kolory, pejzaż niby akwarela, artystycznie wlewa się w mą duszę ulubionym doznaniem, taką urodą estetyki natury.
Dojeżdżamy samochodem do wyznaczonego przez nas punktu i wchodzimy na szlak. Mamy czas, nigdzie się nam nie spieszy, jest pięknie.
Dni i noce, słońce i księżyc, nieboskłon i mgły. Wszystko to jest cudowne i cieszę się, że mogłam to oglądać.
Zawsze wolałam spędzać czas na tych dobrych myślach, na nich się skupiać i rozwijać w sobie dobre strony postrzegania życia. To co było po ciemnej stronie wydarzeń, zostanie na zawsze w tych górach, rozwiane i zgubione, choć pamiętane gdzieś tam z tyłu głowy.
Zatem – marzenie w pełnym pakiecie. Jak góry to najlepiej wrzesień-listopad, to zdecydowanie mój ukochany czas na szlak. A jak Góry Stołowe, to koniecznie owiane mgiełką i chmurą. Kiedy pierwszy raz zamarzyłam o tym, by wybrać się w ten region, to było jakoś jeszcze przed wyjazdem do Szwajcarii. Zobaczyłam wiele zdjęć z różnych pór roku i spodobały mi się właśnie te mgliste. Potem w Alpach wielokrotnie przekonywałam się o tym, że góry w takiej właśnie aurze, są najbardziej majestatyczne. I tak zostałam z tym marzeniem Gór Stołowych w listopadowej mgle. Pomyślałam sobie nawet tak egoistycznie, że ta cała wędrówka była jakby specjalnie dla mnie, aż mi głupio było – wypisz wymaluj, moje wyobrażenie, podczas gdy reszta narzekała na brak widoczności.
Czułam się w tej aurze tak dziko i niesamowicie... Kiedy teraz oglądam te zdjęcia i filmy, myślę sobie, że to był najlepszy moment i najlepszy listopad wśród wszystkich moich wojaży. Pełen ekstra doznań i zachwytów. A swoje własne dramaty postanowiłam wyłożyć w każdym szczególe Najwyższemu. Co z tego wynikło? Ano podsunął mi kilka pomysłów na to, jak sobie poradzić z tym i owym, a w bonusie, (bo Tata przeważnie działa z bonusem), otrzymałam remedium na jeszcze inne bolączki. Wszystkie bolesne tematy dziś zostały zamknięte, pora delektować się wieczorem. :)
Witaj Aniu.
OdpowiedzUsuńŻóty jesienny liść...
Lubię jesień i jej kolory, ale najlepiej jesień bieszczadzką.
Jej kolory powalają na kolana.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał
Wielu mi o tym przypominam kiedy planuję swój szlak na jesień. W końcu wybiorę się w Bieszczady. To kolejne marzenie, które czeka na realizację.
UsuńJesień w górach- przepięknie. Rzeczywiście można się delektować tymi kolorami i mgłami.( bardzo lubię mokre liście "przyklejone" do podłoża, byle tylko nie były zbyt śliskie) To służy przemyśleniom, refleksjom wszelakim. Super wyprawa. I ten ogień w kominku, gdy się wróci ze szlaku. I kawa w takim otoczeniu- tak jak piszesz- smakuje najlepiej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Miłego weekendu.
Same przyjemności nam jesień oferuje. Piękna ta polska przyroda.
UsuńOch, zazdroszczę takiego snu! ale w Twoim wieku spałam podobnie:-)
OdpowiedzUsuńRealizacja marzeń to najlepsze co możemy zrobić w życiu i chyba nikt tego nie żałował, najwyżej, że tak późno!
Jak szaleć, to z rozmachem, ale to pozytywne szaleństwo!
jotka
Śpię tak, kiedy jestem bardzo zmęczona. Albo jak niedosypiałam noc wcześniej. Dodam, że cały tydzień taki miałam "niedospany". I dlatego taki efekt, że zasnęłam jak kłoda.
UsuńTak, pozytywne szaleństwo bez strat w ludziach i inwentarzu jest jak najbardziej potrzebne. :)
Uwielbiam mgłę, dodaje przyrodzie poezji. W górach odbiera krajobrazy i dalekie widoki. Coś za coś. Góry Stołowe piękne i ciekawe ale i mnie wabią bardziej Bieszczady.
OdpowiedzUsuńO tak, pięknie to ujęłaś. Mawiam, że mgła to warsztat malarski w i tak już pięknym dziele.
UsuńPrzyznam Ci, że w góry nie jeżdżę dla widoków. Dość chyba się już ich naoglądałam w Alpach, dlatego szukam w nich po prostu jakiejś takiej wyjątkowości i dzikości, by oderwać się od tego co zwyczajne. Ma to sens, jeśli uciekasz przed mgłą życia codziennego, ale przede wszystkim u siebie zaobserwowałam (już dawno) zew dziczy. Tłumaczę to więc u siebie łaknieniem niezwykłego i pierwotnego piękna. Bo na codzienność na szczęście (już) nie narzekam. :)
Bieszczady są na liście marzeń. Obiecane i od bardzo dawna w moim sercu, mimo że znam je tylko z albumów.
Uwielbiam Góry Stołowe. Byłam tam zimą i wiosną, lecz jesienią jeszcze nigdy. Z pewnością jest tam przepięknie w tej porze roku. Mam te góry w głowie od pewnego czasu. Dziewczynki były na Szczelińcu jeszcze w nosidłach, więc nic już nie pamiętają. Może następne babskie wakacje spędzimy właśnie w Kotlinie Kłodzkiej 🤔
OdpowiedzUsuńJak Ty się tam przeciskałaś z nosidłem? :D
UsuńHaha... daliśmy radę 😁
OdpowiedzUsuńhttp://jakirudzielec.blogspot.com/2016/06/gory-stoowe-gory-orlickie.html?m=0
UsuńObejrzałam, to Twój luby się przeciskał z nosidłem, szkoda, że nie nagrałaś tego wyczynu. :D
UsuńGóry Stołowe uwielbiam, to miejsce, do którego bardzo często wracam, ale w listopadzie jeszcze nie byłam - w sumie jeszcze wszystko przed nami :)
OdpowiedzUsuńI polecam właśnie teraz. :)
Usuń