czwartek, 29 grudnia 2022

Górskie rekordy grudnia (albo grudniów).

Grudzień rodzi wiele emocji, z reguły jest najbardziej napiętym miesiącem w roku, nie tylko dla pewnych branż, ale też nierzadko w życiu prywatnym w wielu domach, w rodzinach. Słyszę wiele narzekania, nie tylko na pogodę...
    Jest jednak takie miejsce, gdzie nie ma kalendarza (chyba że ten naturalny), nie ma zegara (chyba że słoneczny), nie ma pośpiechu, wyścigu szczurów, świąt ani żadnych wyjątkowych dni... miejsce, w którym każdy dzień, dosłownie każda chwila jest niezwykła, a towarzyszy jej spokój. To tam wysoko, tuż pod nieboskłonem gdzie skrzek wieszczek, gdzie szczęk kopyt górskich kozic.

Niniejsze rekordy wyjątkowo zaczynam chronologicznie od ostatnich wojaży, a nie od najstarszych jak to zazwyczaj miało miejsce.


Grudzień 2019

Chli Aubrig, Szwajcaria, Prealpy, kanton Schwyz.

Temat rekordu: 1642 m n.p.m. (w śniegu każda wysokość jest rekordem, różnie to przecież bywa).

Alpejska hala, świetnie oznakowane zbocze, mnóstwo pięknego śniegu. Jak widzicie, w dolinach go nie było, więc taki puch to tamtego roku był rarytas. Rakiety śnieżne w ogóle nie były potrzebne.
    Można powiedzieć, że zima rozpoczyna swoje rządy raczej w styczniu, ale przeróżnie to bywało. Pamiętam też taki grudzień w Szwajcarii, że do sklepu szłam w stuptutach.







Ktoś tu przydreptał z małym pieskiem, który ewidentnie miał nadal (po zdobyciu góry) nadwyżki energii.







Pudełko na "księgę gości".



Grudzień 2018

Regitzer Spitz (1135  m n.p.m.), Szwajcaria, główny szczyt Fläscherberg, kanton Gryzonia, Rätikon. Granica państwowa z Księstwem Liechtensteinu.

Temat rekordu: Regitzer Spitz :D

To żadna ekstra wysokość, ale szlak jest – jak ja to nazywam – treningowym wyciskaczem potu. Takie podejścia to ja lubię! Choć oczywiście nie na każdym metrze taka jest, byłam tam kilka razy o różnych porach roku (chyba najpiękniej było jesienią), ale każdorazowo pozostają przyjemne zakwasy w nogach.
    Położenie oraz kształt masywu predestynowało go do bycia bastionem armii szwajcarskiej. Widać kwatery, wejścia do schronów, różne tajemnicze okienka na całej wysokości klifu (najlepiej widać z doliny), oraz ruiny bunkrów, w których oczywiście buszowałam pewnej jesieni.
    Stroma ścieżka cieszy się popularnością wśród takich psychopatów jak górscy biegacze i rowerzyści, więc ja – piechur – to mały pikuś.

Parę lat temu oderwało się tu 500 ton skał i z hukiem spadło do doliny. Drugi taki incydent miał miejsce rok później, odpadło do ok. 100 metrów sześciennych skał.
    Mimo to nadal jest to popularna góra w świecie sportowców. Grupa biegaczy organizuje co jakiś czas „Regitzer Challenge”. Istnieje również dyscyplina jazdy rowerem na czas.



Świetne są te asymetryczne domy!



Piękne spotkanie ze stadkiem.



Między płaszczem mgieł, a płaszczem chmur.




Grudzień 2017

Walenstadtberg, Szwajcaria, gmina (i miejscowość) Walenstadt, kanton St. Gallen. Nasz szlak obejmował południowe zbocze Churfirsten, nad jeziorem Walen i miastem Walenstadt.

Temat rekordu: nasz pierwszy dwudziesty czwarty na szlaku.

To był ten rok, kiedy część urlopu przeznaczyliśmy na tę wielką przyjemność. Wiecie jak żyją emigranci – z reguły każde dłuższe wolne przeznaczają na powrót do Polski i spotkania z rodziną. Przyszły takie czasy, że zdaliśmy sobie sprawę z tego szalonego pędu – z tego, że na własnym urlopie zamiast odpoczywać, bujamy się od drzwi do drzwi, realizujemy pewne obowiązkowe plany, pomagamy w pracach gospodarczych u rodziny, a tak naprawdę na sam koniec wychodzi, że wracamy zmęczeni.
    Rychło w czas, zaczęliśmy wreszcie mądrze korzystać z urlopu i – w Polsce, a co! – wyjeżdżaliśmy na urlop, zazwyczaj na Mazury czy gdzieś w tamte północne rejony. Góry mieliśmy na co dzień, więc omijaliśmy tamten region.
    Przyszedł w końcu czas, (to było jakoś niedługo po naszym nawróceniu się), że zdecydowaliśmy na święta zrobić coś epickiego, czyli pójść na szlak. Nasza ojczyzna przez to nie uciekła, nasze rodziny też nie – dzień później zastaliśmy ich tam gdzie zawsze.

Pogranicze chmur. Jak było tamtego dnia w dolinie? Szaro, ciemno i chłodno. Niebo było niewidoczne, utrzymywała się spora wilgoć.
    Na pograniczu chmur jest nieziemsko, dotyka się tej mgły, doświadcza organoleptycznie, wspaniała sprawa, bardzo to lubię.
    A powyżej linii tego puchowego dywanu była już zupełnie inna rzeczywistość. Świeciło słońce, a niebo było jadowicie błękitne. Zawsze tak jest – dolina przykryta, a prognoza pogody zgodna z prawdą – słonecznie i ciepło. Tylko najpierw trzeba wyjść ze strefy komfortu i pokonać te paręset metrów wzwyż.

Od tamtego dnia, nigdy więcej nie spędziliśmy świąt przy stole.
    Teraz (już w Polsce na stałe) to się nadal nie zmienia. Niech nogi niosą!

Może to już nie sam świt, ale bajka porównywalna z jutrzenką.



Nad płaszcz chmur to my w zasadzie wjechaliśmy. A już dalej szwendanie się.

Mała działka nie oznacza, że jest niefajna.







Churfirsten. Tak, tamte skały już dawno zdobyte. ;)






Słońce ostro raziło w oczy.


Piękne skalisko. Mój żywioł. Mój i kozic.





Były ślady nocowania. Ciekawe miejsce.


Mgła się rozpłynęła, pokazało się miasteczko portowe Walenstadt.




Jedno z ładniejszych jezior w Szwajcarii, Walensee.

Małe spotkanie z daleka.


W śniegu czy bez, lasy zawsze piękne.


10 komentarzy:

  1. Pogratulować Aniu🤗
    Życzę, aby cały Nowy Rok był dla Was magiczny, pełen zdrowia i szczęścia💚🍀🌹😀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy szlak to prawdziwa przyjemność, cieszymy się, że mamy tak wspaniałe wspomnienia, do tego ja lubię się nimi dzielić tutaj, więc przyjemność została przedłużona o parę słów.

      Usuń
  2. Zatęskniłam za górami, wprawdzie nasze wyprawy nie tak spektakularne, ale zawsze.
    Spędzanie czasu według własnych upodobań, a nie planów rodziny, to najlepsze dla duszy, nie można dogodzić wszystkim, a o swój dobrostan tez trzeba zadbać.
    Spokoju i szczęścia!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tęsknie za górami, że aż mi skóra z kości złazi.... O_o No ale cóż poradzić, daleko teraz są.
      Właśnie tego się nauczyliśmy – przestać starać się zaspokajać cudze potrzeby, bo jak piszesz - dogodzić wszystkim się nie da. Stanowimy odrębny dom, odrębną rodzinę i dla nas ważne jest, by robić to, co oboje kochamy.

      Usuń
  3. Jeszcze ze dwa takie górskie wpisy i zejdę na serce:) Straszna tęsknota za górami mi się włącza, jak oglądam Twoje zdjęcia z Alp, aż mi serce ściska. Jest w nich moc, są takie dostojne i monumentalne, pięknie sfotografowane, och...:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałoby się mieszkać gdzieś bliżej, nawet w Polsce, ale by nie usychać z pragnienia, oglądając zdjęcia. Czuję to samo.

      Usuń
  4. U Ciebie Aniu jak zwykle piękne zdjęcia i obszerna relacja wymagająca dużo czasu , który dla nas od siebie dajesz:) Życzę Ci spełnienia kolejnych marzeń w tym Nowym Roku:):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzielę sobie ten czas, taki wpis nigdy nie powstaje w jeden dzień. :)

      Usuń
  5. Ależ mi się marzą wędrówki po szwajcarskich górach!
    Zdjęcia cudowne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Startuj. :) Najtańsza wersja podróży, obejmuje cenę biletu PKS. Reszta w Twoim plecaku i do przodu. :)

      Usuń