niedziela, 25 grudnia 2022

Grotniki – w tym czasie to esencjonalna głusza.

Jest taki dzień, kiedy popołudnie zdala od miast milknie, a wieczory składają hołd bezkresnej ciszy. Jest taki dzień, w którym próżno szukać człowieka i zgiełku jaki za sobą niesie. Esencjonalna głusza. Rozkoszna.
    Wspaniały jest ten czas kiedy drzwi się zamykają, a furty zatrzaskują za plecami mas. A za naszymi plecami zostaje tylko ulica, zaś przed nami mamy piękny szlak.

Grotniki w gminie Zgierz to być może najmłodsza miejscowość na tym obszarze, wszak 1924 rok to stosunkowo niedawno.
    Dwadzieścia lat wcześniej wybudował tu swój folwark i pałac, generał major Michał Kurys, carski zarządca tutejszych lasów. Nazwał swój nowy dom właśnie Grotniki, od miejscowości, w której miał swoje ziemie.

Drewniana willa na ul. Ozorkowskiej 6. Nie zdołałam znaleźć żadnych informacji o niej.

Prawdopodobnie jest budynkiem komunalnym. Miałam skojarzenie z Rudą-Popioły, gdzie taki właśnie los spotykał podobne i większe drewniane zabudowy, o które powinno dbać państwo.

Po I wojnie teren przeszedł w ręce rodziny Jungowskich. Podzielili go na działki letniskowe, dzięki czemu Grotniki zasłynęły wśród wczasowiczów dzięki atypowemu środowisku przyrodniczemu – tutejszy mikroklimat posiada cechy zbliżone do mikroklimatu Rabki.
    Na obecnym tu cmentarzu pochowano Krzysztofa Krawczyka, zamieszkującego za życia dom w miejscowości Jedlicze B.


Normalnie Grotniki to komercyjny las, który mnogo odwiedzają całe rodziny. W pobliżu na Zalewie Grotniki (zasilanym przez rzekę Linda) jest kąpielisko, a przy głównym dukcie domki letniskowe. Dlatego warto wpaść tu zimą.

Teraz drogi są puste, lasy milczące, nawet wiatr zatrzymał swój szept. Co jakiś czas było słychać zdesperowanego dzięcioła, uderzającego rytmicznie w poszukiwaniu czegoś smacznego.
    Niekiedy słyszeliśmy gromkie krakanie. Gawron to, czy kruk? Moje oczy nie miały szansy ocenić. Czarne skrzydła niknęły w toni gałęzistych kolorów na tle jednolitego nieba.




Mżawka towarzyszyła nam przez cały dzień. Zapowiadali deszcze, byliśmy przygotowani. Ten delikatny opad uprzyjemnił spacer.
    W pewnym momencie na środku duktu zauważyliśmy dziwny symbol pieczołowicie utworzony najpewniej z szablonu. Nic mi on nie mówi, może ktoś z Was zna jego znaczenie?

Nawet zwyczajny spacer może być zachwycający. Łaziliśmy tak kilka godzin aż do zmroku, rozkoszując się wspaniałym zapachem lasu. Intensywna zieleń mchów cieszyła oczy. W ściółce buszowały chrząszcze gnojarze. I sporo tematów poruszyliśmy na tym spacerze.
    Spokój wnikał w nas, przesączał się z delikatną pieszczotą. Cała ta nerwowa atmosfera, jaka wcześniej wkręcała nam się w mózgi przez uszy w towarzystwie zainteresowanych świętami ludzi, zniknęła zupełnie.




Lubię uczucie stania z boku tego szaleństwa. Ono mnie nie dotyczy. Ale to co za oknem, piękne i takie zsynchronizowane ostatnio, taka sielskość dnia – chcę żeby mnie dotyczyło i zapraszam to do siebie.
    Oboje z mężem mamy poczucie, że spędziliśmy to popołudnie owocnie. To był wartościowy czas. Odprężający i harmonijny.





Las to taki rarytas świata. Świat oferuje nam niewiele korzyści, ale zawsze można pójść tam, gdzie sam jakby do końca nie dociera. Może nie ma tu dziewiczych terenów, ale na pewno są odseparowane od gorączki życia codziennego.
    Nie lubię życia na czas, patrzenia na zegarek, mówiłam już o tym. Ale mając pracę, tak właśnie trzeba. Dlatego każdy taki wolny dzień oferuje możliwość wyłączenia telefonu (mój jedyny zegarek osobisty, innego nie noszę) i pełny luz.


Gdy zaczęło się ściemniać, przez duże okna domów widzieliśmy ludzi siedzących już przy stołach. W poprzednim poście tłumaczyłam dlaczego obchodzimy to na około.
    
Życie chrześcijanina wypełnia wołanie Marana tha. Skupiamy się na tym co ma nadejść. To jest życie pozbawione schematyczności, pozbawione religijności i aspektów liturgicznych.


Gdy zapadł zmrok, jeszcze trochę zostaliśmy w lesie. W przyrodzie koegzystencja zatacza krąg, jedne formy życia zasypiają, budzą się inne. Czy noc ucisza las? Zimą las jest ciągle cichy, a latem ciągle głośny. Zmrok nie ucisza. Jedno usypia, drugie budzi. Cieszę się, że możemy żyć pomiędzy i oglądać jedno i drugie.
    Cieszę się, że mogliśmy rozkoszować się tego wieczora spokojem lasu.


Wieczorem połączyliśmy się on-line z Kościołem w Krakowie. Najpierw trochę posłuchaliśmy ciekawych rzeczy (tam jest taki gość, który bardzo lubi dużo gadać, mądrze i na fajne tematy), a potem modlitwa. Dwie sytuacje były takie, że aż włosy dęba stawały. I jak tu nie wierzyć w działanie Ducha Świętego. Nadprzyrodzone rzeczy dzieją się. Po prostu. Są.

14 komentarzy:

  1. Wczoraj też spacerowaliśmy, choć to były spacery miejskie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miejski mieliśmy przed świętami. ^_^ Też było super, zabawa z instalacjami świetlnymi (poprzedni wpis).

      Usuń
  2. piktogram może być wzięty zewsząd: być np. starym magicznym sygilem, stylizacją wzorku jakiegoś dawnego leśnego plemienia albo być produktem obecnych czasów wymyślonym do potrzeb gry komputerowej i oznaczać prawie wszystko :)
    spacery w okolicznościach nie sprzyjających gustom większości potencjalnych spacerowiczów liczą się podwójnie, niczym piłkarskie gole strzelone na wyjeździe... gdy mieszkałem w wielkim mieście lubiłem sobie uciąć przechadzkę w godzinach 3 - 4 rano (w nocy?), gdy powietrze najczystsze i najcichsze, w towarzystwie słowiańskich duchów, a z istot realnych spotykając co najwyżej patrolującego teren kota... zawsze był jakiś fajny odlot...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwie rzeczy przyszły mi do głowy. Albo jakiś nieznany mi znak poziomy dla leśników, albo właśnie coś służącego do gry, lecz nie było tam żadnych innych znakowanych miejsc. Aparat Googol niczego mi nie podpowiedział, aż niemożliwe, że pierwszy raz taki symbol pojawił się w Internecie. ;]

      Pora przed świtem i samo świtanie, zawsze wydawały mi się niezwykłe. Mieszkając w Alpach miałam taki nawyk chodzenia codziennie na wschód słońca i nigdy przez te lata nie zobaczyłam takiego samego. Zawsze było inaczej i też odlotowo. Cisza, wspaniałe powietrze i zwierzęta nie spodziewające się o tej porze człowieka. :)
      Teraz w mieście tego nie praktykuje, wtedy wychodziłam na łąki, czasami wspinałam się w nocy na górę, tutaj jeśli już, to wolę wsiąść w samochód i pojechać gdzieś dalej w naturę.

      Usuń
    2. yeah!... zwierzęta!... aleyooo! :)
      przez pierwsze miesiące /bo teraz to już normalka/ po przeprowadzce na wieś byłem pod wrażeniem tych spotkań z nimi... jako że przeważnie wstaję wcześnie i często wychodzę na okoliczne pola /na spacer, poćwiczyć albo rowerem do miasta/, to zawsze miewam taki ewent... zające i sarny, czasem ptak - drapol przypadkiem oderwany od śniadania lub kołujący po niebie w jego poszukiwaniu, zresztą po co spacer, skoro przez podwórze potrafi mi czasem w środku przedefilować sarna lub kuna... aczkolwiek ta ostatnia już raczej nie... mieszkała taka u sąsiadów przez lata na strychu, ale od czasu, gdy zamieszkał z nami wielki kot maine coon wyniosła się od nich, gdy zaczął patrolować okolice... do tej pory zaś nie zapominam chmur dzikich gęsi, które przesłoniły niebo, gdy szedłem przez pola do stacji kolejowej, to była taka chmura, że prawie całe niebo zakryła i nagle zrobiło się ciemnawo...
      trochę odbiegam może od tematu, ale o zwierzakach /innych, niż człowiek/ lubię sobie pogawędzić :)
      ...
      a wracając do symbolu, to jest spory i na świeżo pewnie był dobrze widoczny z góry... niewykluczone na przykład, że jakaś okoliczna grupa hobbystów bawiła się dronami i umieściła znaki orientacyjne w jakimś szerszym terenie... co prawda wujek Gugiel również mi nic nie powiedział, ale ja z kolei też zbytnio się nie przykładałem do indagacji...

      Usuń
    3. O zwierzakach mogę długo gadać. :) Spotkania w naturze to szczególna sprawa. Jestem przyzwyczajona do przebiegających obok mnie rodzin dzików. Wśród ludzi panuje niesłuszna opinia o nich.
      Sarny to klasyka spotkań, one są wszędzie w lasach, nie trudno je spotkać, ale trzeba być czujnym. Oj ile razy bym przegapiła... gdzieś tam czającą się cichutko i wyglądającą zza drzewa ukradkiem...
      Raz tylko trafiłam na młodego łosia, to było na Mazurach.
      W górach spotykałam całe stada kozic. Próbowałam trafić na wilki, ale niestety mijały mnie szerokim łukiem.
      Niesamowite koziorożce alpejskie z ogromnymi rogami – te za każdym razem robią takie wrażenie, że trudno oczy oderwać.
      Pamiętam też jakby to było wczoraj, wystawanie nad ranem (tak gdzieś między 3 a 6) na rykowisku. Nauczeni przez leśnika jak to robić, we dwójkę z mężem stawaliśmy na środku łąki i zwoływaliśmy byki. To były noce czarne jak atrament. Było jedynie słychać, że jakiś osobnik jest kilka metrów obok i ryczy. Ciary na całej skórze, doznanie niesamowite. Jak już świtało, to dopiero wtedy mogliśmy się zobaczyć (albo nie, jeśli wcześniej czmychnął w las).

      Usuń
    4. miałem kiedyś sytuację, gdy trzeba było szukać noclegu za miastem w lesie... już się zakokoniłem, zawinąłem i nagle usłyszałem dziwny, nieznany mi bek, niby koza, ale jakoś inaczej... noc była jasna, księżycowa i rozpoznałem kozła sarniaka, który wyraźnie nie chciał intruza na swoim terenie... oszacowałem siły i nie podjąłem dyskusji... poszedłem spać w inne miejsce...

      Usuń
    5. Koziołki w gruncie rzeczy niegroźne, ale mogą nie daś się wyspać.
      Ciekawe czy gdyby zawiesić się wyżej na hamaku, też by mu przeszkadzała obecność obcego.

      Usuń
    6. kiedyś mocowałem się ze "zwykłym" kozłem gatunku Capra hircus i wydaje mi się, że dorodny kozioł sarny jest odeń silniejszy... natomiast czy ten był na tyle zdeterminowany, żeby zaatakować w obronie własnego terenu?... nie wiem... na razie tylko ostrzegał, czy komunikował swoje niezadowolenie, a to z pewnością nie dawało warunków na spokojne pospanie sobie...
      miałem wtedy tylko śpiwór i plecak, więc hamak jakoś nie przyszedł by mi do głowy... ale dysponując takim chyba trzeba było by go zawiesić odpowiednio wysoko, żeby być poza zasięgiem ewentualnego ataku... czy by mnie zauważył, gdyby przyszedł już po tym zawieszeniu i uplasowaniu się w hamaku?... z pewnością by wywęszył i też zacząłby hałasować, więc hamak nie wydaje mi się dobrym rozwiązaniem... ale tylko "nie wydaje", tak sobie gdybam jedynie na luzie :)

      Usuń
    7. Możliwe. Dzikie zwierzęta mają więcej werwy.
      Sądzę jednak, że człowiek budzi pewnego rodzaju respekt i zwierz sam z siebie nie powinien zaatakować. Niemniej, mógłby zakłócać skutecznie sen.

      Usuń
  3. O tak, taki spacer świetnie wycisza, my tez wczoraj na spacerach, z przerwą na kawę w miłym miejscu, bo nie lubię kawy z termosu.
    Znaku nie znam, przejrzałam Internet, nic.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W lasach nie ma przecież kawiarni, :) musielibyśmy skoczyć do miejscowości. Tak samo jak chodziliśmy po górach. Na szczęście kawa z termosu smakuje mi równie dobrze jak w kubku, bo ten mój trzyma temperaturę, a to najistotniejsze. Do pracy też robię w termosie (mam odpowiednio mały pojemności kubka). Po prostu używam innych składników niż mamy w firmie, dlatego wolę przynieść swoją już gotową.

      Szukałam tego znaku przez aplikację aparatu Google i wygląda na to, że ów symbol nie widnieje w sieci.

      Usuń
  4. Piękne zdjęcia. Wiesz, że fajnie mi się czyta, że ten delikatny deszczyk nie przeszkadzał, bo ja już mam dość narzekania. Gdzie nie spojrzę to ktoś bebla, że chce już wiosnę, a nie to białe gówno...bla bla bla... Ma być wiosna, ale teraz ma być zima i tyle. Zdjęcia są takie klimatyczne, bardzo lubię takie fotografie, taką pogodę. My nie biegamy w czasie świąt, no nie znoszę bieganiny, zaraz jestem nerwowa. Jakie to było fajne, parę dni, kiedy było mniej aut, mniej ludzi, ale mi się fajnie spacerowało, rozkosz normalnie. :D W poniedziałek wracam do pracy, a że jest moją udręką to...zresztą co będę o niej pisać i zabierać mój drogocenny czas na takie badziewie. :D  Lepiej napiszę, ze zaraz po wysłaniu Ci tego mojego komentarza zaś se zdjęcia pooglądam, no bo one takie dla mnie, dziękuję. :)))) No a w nadprzyrodzone rzeczy wierzę...czasami myślę se...a przywidziało mi się, a co, jak widzę coś i widzę....miałam taką jedną sytuację niedawno z obrazem... Choć mogę być też nawiedzona...;D Wierzę w Anioły  i wiem, że mało wiem. Cudowności dla Was Aniu, zawsze. :****

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i właśnie, to wszechobecne narzekanie... Nudne to jest, rokrocznie to samo jakby każdy był zaskoczony kołem natury. Z drugiej jednak strony, może to jedyne problemy jakie ludzie mają i trzeba im pozazdrościć? ;P
      Tak, puste ulice, żadnych korków, pełna swoboda. :D
      Jeśli wierzysz w Boga, to wierzysz również w istnienie tego co On stworzył, czyli wiesz, że są anioły. ;)

      Usuń