niedziela, 11 grudnia 2022

Spoglądając w głąb siebie – mieszkańcem którego domu jesteś?

Za oknem jest pięknie. Wiem doskonale, że wielu z Was to zdanie zgrzyta. Opisuje ono bowiem coś, z czym zupełnie nie kojarzycie tego, co widzicie za własnymi oknami. Powiem co ja widzę za swoją szybą:
    Drzewo. Konkretne drzewo, które rośnie tak blisko balkonu, że prawie mogłabym go dotknąć. Nie jest stare i potężne, ale jego konary utrzymałyby mnie. Ma rzadką koronę, raczej w lecie skąpo osłonięta listowiem. Ma brunatną, chropowatą korę. Dzisiaj leży na nim cienka warstwa śniegu.

Wiktor Frankl uważa, że w życiu są trzy główne rodzaje wartości – doświadczenie, czyli to, co zdarza się w naszym życiu; tworzone, czyli to, co my sami powołujemy do życia; i związane z postawą, czyli nasze odpowiedzi na sytuacje trudne, takie jak nieuleczalna choroba.
Moje własne doświadczenie potwierdza zdanie Frankla, że najwyższe wartości to te związane z postawą, rozumiane jako paradygmat lub zmiana punktu widzenia. Innymi słowy w życiu najbardziej liczy się nasza  o d p o w i e d ź  na to, czego w nim doświadczamy.

Jak reagujesz na otoczenie? To pytanie zawiera w sobie tło wielu wydarzeń z całego dnia, tygodnia, a może nawet życia.
    Ile jest w Tobie światła? Oto kolejne ciekawe pytanie konfrontujące nasze reagowanie na wydarzenia jakie nas dotykają pośrednio i bezpośrednio.

Co jest Ci bliższe? Latarnia morska podczas sztormu, czy mały dom nocą w środku lasu? Zanim odpowiesz, dobrze się zastanów, bo to pytanie nie wymaga szybkiej reakcji. Ono wymaga zajrzenia w głąb siebie.

Używanie reaktywnego języka jest poważnym problemem, ponieważ staje się on samospełniającą się przepowiednią. Ludzie utwierdzają się w przekonaniu, że środowisko ich ogranicza, i znajdują dowody na poparcie tego przeświadczenia. Czują się jak coraz bardziej pozbawione kontroli, nie odpowiadające za własne życie i przeznaczenie ofiary. Winą za własną sytuację obarczają siły zewnętrzne – innych ludzi, okoliczności, nawet gwiazdy.

Do małego domku w lesie wejdą ci, którzy raczej chcą się schować przed światem i wydarzeniami jakie z sobą niesie. Będą mówić, że zgiełk świata męczy ich i o wiele lepiej czują się pośród dzikiej przyrody, pod czystym, rozgwieżdżonym niebem. Będą też mówić, że bliższe im hukanie sowy czy wycie wilka, niż dźwięki ludzkich rozmów, odgłosy miasta, płacz dziecka. Całym sercem pragną się schować, a nawet zniknąć.

Można być lepszym słuchaczem, być bardziej czułym partnerem, być lepiej współpracującym i bardziej oddanym pracownikiem. Czasami najbardziej proaktywne zachowania to być szczęśliwym – po prostu szczerze się uśmiechać. Zarówno szczęście, jak i nieszczęście są proaktywnymi wyborami. Są pewne zjawiska, choćby pogoda, które nigdy nie znajdą się w naszym kręgu wpływu. Jednak jako ludzie proaktywni nosimy ze sobą własną pogodę, i tę fizyczną, i społeczną. Jesteśmy szczęśliwi i akceptując to, na co nie mamy wpływu, koncentrujemy nasze wysiłki tam, gdzie możemy coś zrobić.

Do latarni morskiej wejdą ci, którzy nie boją się, że ochlapie ich fala, a przede wszystkim będą to ci, którzy zdają sobie sprawę, że są widoczni i dzięki ich światłu orientują się statki na morzu. Będą mówić, że dobrze się czują wśród ludzi, choć nie przeczą, że czasem wolą opuścić posterunek i stanąć na skale, by popatrzeć jak roztrzaskują się o nią fale. Samotnie. Będą też mówić, że są zawsze gotowi na to, aby przyjąć gościa, ogrzać go, ubrać i nakarmić. Bo latarnia jest właśnie takim miejscem, które widać z daleka i które chroni. Pomaga dostać się do domu, odnaleźć właściwy kurs, albo pozwala przeczekać sztorm nie gubiąc właściwej marszruty.

Idee, które są dziś w modzie, przeżywają swój sezon akceptacji, jednak jak wiele przed nimi, nie ostaną się na zawsze, gdyż opierają się na fałszywych podstawach.

Czasami jest to owczy pęd. Sprawdza się też powiedzenie, że przy kim przystajesz, takim się stajesz. Ze względu na to, co mówią inni i jak się zachowują. Ze względu na to, co wypada i czego nie wypada. Zegar tyka, a ty się dalej martwisz. O cokolwiek, małe czy duże zmartwienia, wszystko jedno, byle było o czym gadać i z czego się żalić.
    Pudło. To nie działa.

Raczej  o d k r y w a m y, niż wymyślamy nasze życiowe posłannictwo. Każdy z nas ma wbudowane urządzenie kontrolne, zmysł, sumienie, które uświadamia nam naszą odrębność i możliwość jednostkowego wkładu, jaki możemy czynić. Dlatego nikogo nie można zastąpić ani też powtórzyć niczyjego życia.

Każdy ma jakąś rolę. Każdy ma jakiś talent, a jeśli nie talent to jakieś zamiłowania, rzeczy, które sprawiają mu frajdę. Każdy coś umie, niekoniecznie jest to konkretne stwierdzenie, bo precyzyjnie należałoby by mówić o każdym z osobna.
    Morze jest morzem, las lasem, a moje drzewo nadal pozostaje drzewem, niewzruszonym na to co się wokół dzieje. Dostosowuje się do każdej pogody, zupełnie naturalnie przychodzi mu stanie w słońcu latem jak i stanie w mrozie zimą. Ono żyje, nieustannie i cały czas wzrasta. Jest rośliną, nie potrzebuje ubrań. Kora jest jego płaszczem.
    Morze podobnie, odbijając kolory nieba, przybiera barwę danej chwili i jest mu to zawsze w smak.

Trzeba siły i charakteru, by przeprosić natychmiast i zgłębi serca. By przeprosić prawdziwie, człowiek musi należeć do siebie samego i czerpać z fundamentalnych zasad i wartości głębokie poczucie bezpieczeństwa.
Ludzie z niewielkim poczuciem wewnętrznego bezpieczeństwa nie potrafią tego robić. Wydaje im się, że takie zachowanie wykazuje ich wewnętrzną słabość, i obawiają się, że inni mogą ją wykorzystywać. Bezpieczeństwo uzależniają od opinii innych ludzi i dlatego boją się, co tamci pomyślą. Na dodatek zazwyczaj potrafią usprawiedliwiać swoje zachowanie. Racjonalizują własne złe zachowanie, tłumacząc je złym zachowaniem innych i nawet jeśli w końcu przeproszą – to sztucznie.
„Jeśli się kłaniasz, kłaniaj się nisko” – mówi mądrość Wschodu. „Zapłać co do grosza” – mówi etyka chrześcijańska. Żeby przeprosiny miały wartość, muszą być szczere. I muszą być odebrane jako szczere.
Leo Roskin twierdzi: „Ten jest słaby, kto jest okrutny. Łagodności można oczekiwać jedynie od silnych”.

Innymi słowy, kiedy kochamy innych prawdziwie, bez warunków i bez sznurków do pociągania, pomagamy im osiągnąć poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości oraz potwierdzić ich zasadniczą wartość, tożsamość i spójność wewnętrzną.

Latarnię zawsze wybierają ludzie silni. Nie starają się oni upodobać innym ludziom, mało ich obchodzi opinia innych. Robią zawsze to co słuszne. Są odpowiedzialni, można na nich liczyć. Zupełnie się nie przejmują padającym deszczem czy zachmurzonym niebem, wiedzą doskonale, że pielęgnowanie w sobie takich zmartwień, jest zupełnie bez sensu. Wiedzą doskonale, że miłość żyje czynem. Latarnik żyje na świeczniku. Wyróżnia się, jest widoczny. Jego dom stoi na skale.
    Mieszkańca domku w lesie raczej nie znajdziesz. To uciekinier.


– cytaty pochodzą z książki "7 nawyków skutecznego działania" Stephen'a R. Covey'a

21 komentarzy:

  1. Bardzo interesujący post. "Czytam" swoje cechy działania z obu opisów. Chyba nie pasujemy idealnie do tych dwóch zaledwie kategorii. Jestem świadoma, że posiadam cechy po trosze i z jednej, i z drugiej. Wybieram zatem miejsce gdzieś pomiędzy....
    To według mnie najprawdziwsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie to koreluje z trochę inną sprawą w życiu, to tak jak wybierać między gorącem i zimnem, a zostać letnim i nijakim. To jest moje odczucie, ponieważ plasuję się w tym samym miejscu, czyli gdzieś pomiędzy, tyle że mój charakter wymaga ode mnie zdecydowanych kroków. Nigdy nie lubiłam być pomiędzy, zawsze kochałam zdecydowane kolory, nie dla mnie są pastele.

      Usuń
    2. Dla mnie jest wszystko, co na danym etapie życia koreluje z moją duszą... Idę jak w dym, z dozą ostrożności jednak, ale...zdecydowanie :) Nie lubię marazmu, mam łatwość podejmowania decyzji :)

      Usuń
  2. Dom w lesie jest chyba bliższy mojemu charakterowi. Jednak z wiekiem ciągnie mnie do latarni.

    OdpowiedzUsuń
  3. W pierwszym odruchu wybrałam domek w lesie, zresztą całe życie jestem raczej aktorem drugiego planu, choć miewałam i epizody z latarnią. Chyba nie można być tylko tym lub tym, człowiek łączy w sobie różne, czasem skrajne cechy.
    Latarnia wzywa i ogrzewa? W leśnej chatce tez można znaleźć spokój i pomoc, a światło nie oślepia...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasuwa mi się podobna odpowiedź, którą dwa piętra wyżej napisałam do Poli.
      W domku się ogrzeję, ale będę tam niewyczerpującą zasobów pulą talentów zmarnowanych. Życie nie jest pracą zdalną.

      Usuń
  4. Nie potrafię podjąć decyzji. Chciałabym być i tu, i tu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mówią, apartament w stolicy i dacza nad jeziorem. ;)

      Usuń
  5. Chyba jestem domkiem w lesie, ale czasem mam ochotę pobyć, choc przez chwilę latarnią. Dziwna jest we mnie mieszanina introwertyzmu z ekstrawertyzmem. Tym niemniej, akceptuję siebie taką, jaka jestem. Z wiekiem coraz bardziej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psychologia mówi, że w zdrowej duszy jest i introwertyzm i ekstrawertyzm mniej więcej po równo.

      Usuń
  6. Przeczytałam z uwagę. Bliżej mi do domku w lesie, ale bywałam latarnią.

    Świadomie wybieram ,,domek w lesie,, i wcale nie dlatego, że jestem uciekinierem w periatywnym znaczeniu. Właśnie taka decyzja dała mi poczucie wolności i niezależności.

    OdpowiedzUsuń
  7. trochę (trochę?) przefilozofowane, ale co szkodzi pobawić się w test "introwert? vs ektrawert?"... niestety, u bez względu na to, czy wezmę to na czucie i spontan, czy (wg. zalecenia) na myślenie, to u mnie wychodzi jakaś trzecia opcja, bynajmniej nie środek, tylko od bandy do bandy, raz lubię tak sobie pomieszkać, a raz inaczej...
    modne (chwilowo) idee... pamiętam okres mody na "człowieka sukcesu", sterty cegieł napisane na ten temat, jaki to świetny jest brzeg Yang rzeki Tao w porównaniu z beznadziejnym brzegiem In i uparte wmawianie, że nie istnieje nic takiego jak "good/bad luck"... czy to nadal jest modne?... to pytanie to żart, bo wcale mnie nie interesuje odpowiedź :)
    natomiast ciekawe jest, jak wygląda sprawa tego "posłannictwa"?... otóż to jest tak, że najpierw wymyślamy lub dajemy sobie wmówić, że koniecznie musimy mieć jakieś posłannictwo, a potem niektórzy odkrywają, że jest to iluzja, że realnie nie istnieje nic takiego jak posłannictwo i można być panem samego siebie, a kto nie odkryje wciąż pozostaje androidem... przy takim postawieniu sprawy nie ma znaczenia, czy ktoś to swoje posłannictwo odkryje, czy wymyśli... jest jednak dobra wiadomość, taka że to wcale nie musi być creepy bycie takim posłannikiem...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cechy charakteru i psychologię jednak odłożyłabym na bok, bo wcale nie pisałam eseju z analizy umysłu. ;) Filozofia może trochę, bo przecie słynie z porównań. Nie chodzi mi o ocenę tego kim jesteśmy, jakimi "...wertykami", a o to jaki charakter ma nasze życie.
      W przypadku posłannictwa, miałam na myśli to, do czego czujemy się stworzeni, a nie pracę, przy której zostajemy androidem, jeśli dobrze Cię zrozumiałam. Pasja tudzież czynność, która czyni nas szczęśliwym i doskonałym w danej dziedzinie, bo jeśli to kochamy, robimy to naprawdę dobrze. Trochę powiało w Twoich słowach poszukiwaniem własnego sensu do czego wielu teraz nawołuje i że każdy powinien to mieć bla, bla, bla.
      Odnalezienie takiego posłannictwa może dać wolność, bo spełnienie daje wolność, czasami proste rzeczy jakie nas otaczają, mogą być właśnie tym. Matka ma szczęście i wolność w rodzicielstwie, czuje, że to jej posłannictwo. Żołnierz ma szczęście w swojej służbie, bo czuje, że ma do tego powołanie - podobne słowo. To są takie przykłady, które występują na co dzień na świecie i to nie musi oznaczać zawodu czy hobby.

      Usuń
    2. symbolikę omawianych "domów" można rozmaicie interpretować neverending, mi wyszło chwilowo akurat psychologicznie...
      zaś "posłannictwo" można tłumaczyć jako odpowiedź na (koaniczne) pytanie "kim jestem?"... i tu faktycznie myśleniem nic się nie wskóra, im bardziej się szuka, tym bardziej się nie znajduje... za to jest szansa, że się znajdzie (odkryje), gdy się zaprzestanie tego szukania... i nagle (a może niekoniecznie nagle?) ma miejsce takie "wow!!!"... okazuje się, że nie ma czego szukać, nie ma czego osiągać, bo to się miało od samego początku...
      p.s. dialog z offu:
      - Co jest tym początkiem?
      - Nie nudź. Napijmy się herbaty.
      :)

      Usuń
    3. Jak ze zgubionymi rzeczami, znajdują się, kiedy przestają być potrzebne. Posłannictwo mamy od samego początku, ale być może w ferworze życia zgubiliśmy je i nagle kiedy ktoś nam mówi, że powinniśmy takie mieć, zaczynamy szukać i wpadać we frustrację. Inaczej znajduje się wtedy kiedy należy.
      Herbatka dobra na każdą okazję. :)

      Usuń
  8. Marzenie moje spełniło się, ponieważ nieważne, w jakim domku mieszkam, ale kto wokół niego jest i jakim jest człowiekiem. Mam młodych, życzliwych sąsiadów na moim małym osiedlu, na których mogę liczyć w potrzebie, nawet dziecko małe zapytało, czy może mi pomóc w niesieniu siatki z zakupami. Takie ważne, gdy większość ludzi jest życzliwych, gdy można na nich liczyć, otrzymać pomoc.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej chodziło mi o naszą postawę, czy jesteśmy dla ludzi, czy dla siebie.
      Życzliwi sąsiedzi to skarb. Moi dzielą się pół na pół i niektórzy potrafią zatruć dzień.

      Usuń
  9. Hmmm, pomyślałam o latarni. Nie widziałam w sobie siły przebicia się w to miejsce. Pomyślałam raczej, że mało kto się tam zdoła dostać, więc będzie mi tam bezpiecznie. Domek w lesie ściąga nieproszonych gości, co mnie przeraża :D

    OdpowiedzUsuń