poniedziałek, 16 stycznia 2023

Nie mam żadnych postanowień ani podsumowań, ale mam dla Was nowy audiobook. I parę słów na koniec o moich botanicznych podopiecznych.

Podsumowań robić nie zwykłam, podobnie postanowień. Lubię systematyzować, czasami np. wrzucam jakieś zestawienie wędrówek, ale to ma swój konkretny cel. Natomiast populistyczny frazes o tym, że Nowy Rok jest czasem wyznaczania ich sobie [tych celów], nie interesuje mnie. Tym new age'owym  spojrzeniem karmi się całe masy.
    Na pewno ustanawiając takie cele i rozpisując się o nich na social mediach, czujemy się prawdziwie usatysfakcjonowani i utuczeni mentalnie. Ale sekretem na sukces nie jest wcale ustanawianie sobie celów i nowych postanowień.
    Myślę, że pod wieloma względami rok 2023 będzie i wytchnieniem od pewnych rzeczy i szalenie trudny na pewnych poziomach.

Jeżeli chcemy mieć sukcesy w swoim życiu, to traktujmy każdy dzień jak Nowy Rok. Wprowadzajmy zmiany dokładnie w tym miejscu gdzie teraz stoimy. Początek sukcesów zaczyna się teraz. W każde właśnie pojawiające się i wymagające teraz.
    Każdy kolejny rok witam tak samo, nie wiążę z nim niczego wyjątkowego, ponieważ dla mnie każdy dzień jest wyjątkowy, każdy dzień jest początkiem czegoś fascynującego. Taką mam ambicję życia. Nie miewam "gorszych i lepszych dni". Jakieś słabości – owszem, ale to nie zatrzymuje wigoru mojego działania, ponieważ teraz jest szansa i każde teraz może być nowym początkiem kolejnego sukcesu. Nie chcę żeby przepadło w oczekiwaniu na najlepszy moment.
    Słucham się też proroctw wygłaszanych nade mną i z nieskrywaną ekscytacją oświadczam, że one się sprawdziły w stu procentach. Wszystkie. Można na coś cierpliwie czekać w nadziei, że się wydarzy, ale uwierzcie mi, że o wiele lepiej jest dowiedzieć się, że to się faktycznie wydarzy i przygotować już wcześniej na to miejsce ↔ albo dowiedzieć się, że nie ma szans, zająć się rozwijaniem planu B i nie tracić więcej czasu na skupianiu całej swojej uwagi na planie A, tylko dlatego, że NAM się on wydaje najwłaściwszy. Dlatego tak bardzo lubię proroctwa. Poza tym fajna jest każda interakcja z Bogiem, to coś tak nadnaturalnego, że można o tym książki pisać. No i fajnie należeć do tak świadomego i prężnego Kościoła.


Z wielką radością informuję, że mój pierwszy audiobook ujrzał światło dzienne. Chociaż książka została wydana już dawno i cały nakładł zniknął z księgarni dosyć szybko, tak na nowo cieszę się z mojego dzieła.
    Audiobook pojawił się na wielu platformach, podaję randomowy ➨ wobilnik

Co z kolejną częścią? Ona jest napisana, a nawet rozpoczęta jest część trzecia. Tutaj inaczej muszę rozplanowywać koszty, odkładać plany, kombinować. Za granicą napisałam i po prostu wydałam – ja tego wcale nie ukrywam, że droga była dzięki innej walucie łatwiejsza.
    W Polsce będąc do tego nieznanym, ma się utrudnioną drogę po szczeblach do światła. Wciąż moje nazwisko zalega w głębokiej studni, dlatego nadal proszę o cierpliwość tych, którzy poznali tom pierwszy i chcieliby wiedzieć co będzie dalej z bohaterami.

Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że mówię to już od lat kilku. Zmienność życia jak i zmienność planów głównego nurtu życia jak choćby miejsce zamieszkania, wykasza konto, uwierzcie mi. Po powrocie do Polski przeprowadzałam się 5 razy i 4 razy zmieniałam pracę, dokładniej miejsce pracy zmieniłam 5 razy (4x zmieniłam firmę). Nie miałam stabilizacji, nie miałam wolnego budżetu, ale drugi tom już był napisany. Dlatego mówię, że rok 2023 będzie dla mnie ogromnym wytchnieniem i wreszcie stabilizacją.
    Być może mój życiorys pisze właśnie besteller, ale o tym dowiem się pewnie na emeryturze, bo podejrzewam, że pisanie czegoś na swój temat, byłoby dzisiaj oczywistym falstartem. Ale mam już pół książki biograficznej o jednym konkretnym etapie mojego życia, który wypada naświetlić, bo niesie on jedną z najważniejszych lekcji dla człowieka ogólnie. I być może właśnie tamten rozdział uczynił mnie tą osobą, którą jestem dzisiaj. Rozdział z okresu kiedy miałam lat 20.
    Zastanawiałam się, czy pełna rozważań i analizowania powieść, oparta w głównej mierze na historii jednego związku, może się okazać książką tylko dla kobiet. Chciałabym aby tak nie było.
    Piszę ten dramat i piszę jeszcze inną ciekawą historię, tym razem z kręgu Sci-fi. Sama jeszcze nie wiem do jakiego zakończenia mnie ona doprowadzi, zabrałam się na wycieczkę w nieznane po raz pierwszy. Zazwyczaj siadam do pisania z konkretnym planem i znam zakończenie, a tutaj jest inaczej. Dialogi żyją własnym życiem, słucham rozmów bohaterów i czasami sama wyjść z podziwu nie mogę...
    Mam też kilka opowiadań, które mogą stworzyć całkiem intrygujący zbiór niepowiązanych ze sobą historii, jak zwykle z unikalnymi bohaterami. To co mnie kręci najbardziej w byciu pisarzem, to kreowanie postaci, tworzenie osobowości.

Tymczasem mam wydaną jedną książkę, na podstawie której powstał audiobook – literacką fikcję, która zabrała mnie w niesamowitą podróż pełną ekspresji i genialnych charakterów. Jestem dumna, że postaci, które wykreowałam, mogły ożyć w sercach i umysłach wielu czytelników.


Lubię dać szansę czemuś, co zostało skreślone przez kogoś innego. Adoptowałam drugą roślinę. Pierwszą była paproć stojąca bez doniczki (w torebce foliowej) w korytarzu klatki schodowej kilka lat temu. Teraz znalazłam zamiokulkasa pod drzwiami do śmietnika. Komuś nie wyszła uprawa, łatwiej było wyrzucić. Zdiagnozowałam problem po powrocie do domu – roślina gniła, ziemia była aż spleśniała, liście żółte.
    Mam w domu jednego zamiokulkasa, trochę ostatnio zubożał w pędy, ale już puszcza nowe. Wkopałam znajdę do niego, może nowy mieszkaniec odżyje.

Teoretycznie zamiokulkasa nie jest łatwo zabić, można wszakże o nim zapomnieć, a będzie miał się bez nas świetnie. Roślina pochodzi ze strefy zwrotnikowej, wiedzie życie w cieniach afrykańskich buszów.
    Łatwo się domyślić, że idealnym dla niej stanowiskiem będzie półcieniste, a nawet ciemne. W ciemności listki wydłużają się i nabierają koloru wiosennej trawy, natomiast od słońca dostają brązowych plam.
    Zamiokulkas jest ciepłolubny, ale zimą można go trzymać w pokoju z temperaturą ok. 18 stopni C. I tak też właśnie aktualnie ma, ciemno i chłodno – ze mną w biuro-sypialni – najciemniejszym i najchłodniejszym pomieszczeniu całego mieszkania.
    Podlewanie latem powinno być regularne, ale niezbyt obfite (jedynie by ziemia była lekko wilgotna). Zimą można go czasem przesuszyć, zamiokulkas to lubi. Oczywiście w okresie wzrostu nawozimy nawozem dla roślin zielonych.
    Przesadzać należy raz w roku wczesną wiosną. Należy pamiętać o grubej warstwie drenażu. Ziemia musi być przepuszczalna (można pomieszać z piachem i żwirem), żyzna i próchnicza, lekko kwaśna. Z powodu adopcji, przesadzanie zafundowałam mu w środku zimy (dokładnie kilka dni temu), trudno, musi się jakoś pozbierać.

Wilczomlecz.

Areka.

Kawa.

Bananowiec.

Aglaonema.

Pośród wielu innych prostszych gatunków, ukrywa się niemały gąszczyk rośliny, która zabija. Mamy dwie donice tej azjatyckiej osobliwości.
    Roślina dostarcza sobie nawóz przez dzbany, wabiąc do środka owady. Nie wydziela żadnego przykrego zapachu, nic się z niej nie sączy, można takie historie wsunąć między bajki.
    Ciepło i dzień trwający nie krócej niż 12 godzin są bardzo ważne, ale najważniejsza jest wilgotność. Dlatego niektóre gatunki dzbanecznika są uprawiane w specjalnych terrariach gdzie można osiągnąć nawet 90% wilgotności.
    Naszych roślin nie doświetlamy, ale mamy nawilżacz powietrza, którego mgła opada bezpośrednio na liście. Korzystają z tego bananowiec, aglaonema, kawa, kroton, paproć i palma, które stoją w bezpośrednim sąsiedztwie. Najpewniej dlatego ten tropikalny kąt wygląda tak dobrze.

Egzotyka zawsze była mi bliska, zarówno fauna jak i flora. Odtwarzanie naturalnych warunków może stać się zdrową pasją, unikalną i czasami na wagę złota, kiedy masz okazję stać się czyimś doradcą.
    Rośliny, które oglądamy w palmiarniach, mając idealne warunki, prezentują rozrost taki jak w naturze. W domach niektóre odmiany przeważnie nie wyrastają w pełni swych możliwości, ale zdarzają się wyjątki. Wiele zależy od nas samych, mnóstwo od równoleżnika, na którym z nimi mieszkamy. Dnia nie wydłużę, ale wegetacja dzbanecznika pokazuje mi, że jest bardzo dobrze.

Marzę o powiększeniu ogrodu i powrocie do paru gatunków, które padły mi przed laty. Nie były zdolne przystosować się do zmiany kraju. Zastanawiam się, czy inwestycja w rośliny u mnie w firmie nie byłaby przynoszącym złote jaja pomysłem. Wszak egzotyka nie jest nam obca w faunie. Czemy by więc nie poszerzyć asortymentu?
    Czas pokarze. Tymczasem realny projekt mojego grajdołka będzie w tym roku przeżywał renesans.

32 komentarze:

  1. Ja miewam dni dobre, a tak średnio raz na tydzień zły dzień. Zły bo coś mnie wyprowadzi z równowagii i muszę to przepracować. Albo towarzyska nagła sytuacja wymaga odcięcia się od tego co dobre.

    Z kwiatków mój ostatni zakup to Monstera. Bardzo ładnie rośnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Audiobook na pewno ucieszył, to takie twoje ukochane dziecko:-)
    Najważniejsze że piszesz i pomysły są, a co z tego będzie, jak sama mówisz czas pokaże.
    Zawsze gdy mówię/piszę o roślinach, to odpukuję, bo za bardzo chwalone lubią marnieć, no taki zabobon:-)
    W proroctwa i horoskopy nie wierzę...
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że ucieszył, to takie zdmuchnięcie kurzu.
      W to i tamto nie wierzysz, a w zabobony już tak?? ;)

      Usuń
    2. W zabobony też nie, w przypadku roślin to chyba raczej chodzi o przepływ złej lub dobrej energii...czy cos takiego.
      Kiedyś przemawiałam czule do marniejącego fikusa i ożył:-)

      Usuń
    3. Chodzi o nasze uczucia, miłość leczy wszystkie rany. =)
      Abstrahując, modlitwa nie jest zabobonem. ;)

      Usuń
    4. modlitwa jest zabobonem, czyli działaniem magicznym, ale oprócz tego ma jeszcze aspekt medytacyjny, mniej lub bardziej, zależnie od wierzeń i techniki, a wtedy słowo "zabobon" nie bardzo jakoś pasuje, gdy zaczniemy ten aspekt rozważać...
      tylko jeden drobiazg: jakoś tak jest zwykle zabawnie, że ludzie cudze wierzenia i różne od swoich nazywają (pejoratywnie zresztą) "zabobonem", ale jeśli ktoś ich wierzenia i praktyki tak nazwie, to od razu protestują, czasem w porywach do ciężkiego focha... odruch dość naturalny, takie sprawia wrażenie, choć na swój sposób ciekawy...
      p.jzns :)

      Usuń
    5. Modlitwa i magia to są dwie różne rzeczy. Przy modlitwie niczego nie afirmujesz.
      Technika medytacji z Bogiem też nie ma nic wspólnego z techniką wschodu. Nie "wyłączasz" się przy tym.
      Nie obrażam się na to – czy to też nazwiesz normalną reakcją na to co napisałeś? Musisz mnie trochę lepiej poznać. ;)
      Wobec Twoich słów nie ma sensu się tłumaczyć, bo prawdopodobnie wszystko co powiem, zostanie wykorzystane przeciwko mnie. :D :P

      Usuń
    6. medytacja to szalenie pojemne pojęcie, coś jak "płyn" i dwie osoby deklarują: "praktykuję medytację", to może się często okazać, że robią dwie różne rzeczy... za to z tym "wyłączeniem" się wszystko zależy od samej techniki: podczas jednych faktycznie jest odlot na maxa, ale przy innych bardziej adekwatne jest słowo "przylot" w stosunku do tripu common, codziennego, powszedniego... ale tu jeszcze dochodzi taki fakt, że nie każda/y jest na takim samym poziomie tripu, czy (mówiąc odwrotnie) jest w jednakowym stopniu obecny w tym, co nazywamy rzeczywistością...
      może źle sformułowałem, może powinno być: "(ewentualny) sprzeciw - okay, foch - już nie okay", moim zdaniem rzecz jasna :)

      Usuń
    7. Tak, to prawda, medytacja to szeroki temat, praktykowałam kiedyś. Tak naprawdę sposobów na medytację też trochę jest. Możesz oczyszczać umysł, możesz wizualizować, odcinasz się, no temat rzeka. Ja np. miałam kompletne odloty. ;P

      Na blogu obrazuję swój punkt widzenia na wiarę. Każdy przeszedł zupełnie inną drogę, inaczej do czegoś dochodził, inaczej jego umysł ewoluował, inaczej przez lata zmieniał się sposób jego myślenia. Ja jestem akurat w takim miejscu, kiedy mogę mówić o tożsamości w Chrystusie. Znam fundament tego, mam doświadczenie w wierze, ale nie w sposób religijny. To też temat rzeka.
      W każdym razie moim zadaniem jest opowiadać o tym jak to wygląda u mnie w moim życiu, co się zmienia, co działa, jaki Bóg ma wpływ na mnie i moje otoczenie i bardzo to lubię robić, lubię o tym gadać, lubię się tym dzielić. Na pewno nie chcę nikogo na siłę nawracać, bo to kompletnie nie ma sensu ani żadnej wartości. Są też pewne fakty, które staram się wyjaśniać (jeśli ktoś pyta), bądź poprawiać (jeśli ktoś ewentualnie myli skojarzenia), wyrażając tym samym siebie, swoją postawę w tym wszystkim.
      Nie jestem żadnym religijnym mówcą, choć piszę czasami nauczania. Uczęszczam na wykłady biblijne, żyję tym bardzo aktywnie, ale poza wiarą, prowadzę zupełnie normalne życie, słucham ostrzejszej muzyki i piszę zupełnie niechrześcijańskie książki. ;D
      I chyba jestem niestandardową babą, bo w ogóle nie strzelam fochów, w domu mężowi też nie. ;D

      Usuń
    8. ostra muza?... ciekawe... mnie się wydawało, że głupawy stereotyp jakoby hard&heavy było produktem jakichś "złych mocy" z biblijnej mitologii od dawna funkcjonuje tylko w żartach, w końcu mamy na scenie taki gatunek, jak "christian metal"... znany polski przykład to Tomek Bombadil Budzyński, który się nawrócił na to chrześcijaństwo w stopniu nawiedzenia i co się odezwie, to słuchać go nie daje rady, LOL, ale muzę nadal tworzy ostrą...
      no, ale takim Iranie, czy innym islamskim hardkorowym kraju ta muza jest oficjalnie zakazana, muzycy muszą emigrować za granicę, żeby tworzyć i nagrywać płyty, więc są jeszcze miejsca, gdzie ten stereotyp jest brany na poważnie...

      Usuń
    9. Mało mnie obchodzi jak katolicy określają muzykę inną niż chrześcijańska. Szczerze mówiąc, moja książka wg nich nadaje się tylko do spalenia. ;D
      Konkretnie słucham takich zespołów jak Closterkeller czy Artrosis. Nie jest to takie bardzo heavy, ale na pewno z pochodzi z piekła. ;D ;D

      Usuń
    10. czy w ogóle można mówić o czymś takim, jak "muzyka chrześcijańska"?... akurat "christian metal" jest określeniem niezbyt starym i komuś tam potrzebnym dla zaspokojenia jego potrzeb klasyfikacji, tylko że w warstwie muzycznej nie ma wielkich ogólnych różnic z innymi odmianami... nazwa powstała bardziej ze względu na teksty, niż na granie...
      też ich słucham czasem, do tego jeszcze dodatkowo bardzo cenię Anję jako osobę /opierając się na tej wiedzy, którą mam/... a co do samego nazewnictwa gatunków to "heavy" jest najbardziej ogólnym określeniem, do tego używanym raczej na Zachodzie, w Polsce popularniejszy jest podział na "hard rock" i "metal" (zwykle z jakimś poprzedzającym słowem: "thrash", "death", "power", "folk" etc)... i jest oczywiście mnóstwo sporów klasyfikacyjnych, "kto co gra", ale mnie one akurat nie interesują, nie mam potrzeby angażowania się w to... mnie się to tylko przydaje tak z grubsza: spotykam nową nazwę kapeli, jeszcze jej nie słyszałem, ale pada nazwa etykietki podgatunku i to mi pomaga wstępnie, bardzo z grubsza zorientować się co oni mogą grać...
      a samo heavy moim zdaniem nie jest już nazwą gatunku, tylko całej gałęzi muzyki, bo tak się to rozrosło, powstało mnóstwo odmian, do tego jeszcze fura kapel, które się nie identyfikują z tą gałęzią, tylko adaptują jakieś elementy do swojego grania...

      Usuń
    11. Można, jest to muzyka uwielbieniowa. I to właśnie o teksty chodzi. Nuta czy instrumenty nie mają większego znaczenia w takim sensie, że nie określają muzyki jako chrześcijańskiej.
      Mam takie samo podejście do rodzajów muzyki jak Ty.

      Usuń
  3. Do audiobukó jestem zupełnie nieprzekonana.
    Widziałam kawę rosnącą pod gołym niebem - to było całkiem duże drzewko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W codzienności też jestem nieprzekonana, samodzielne czytanie sprawia mi tyle radości, że szkoda bym miała sobie tego odmawiać. Ale przydają mi się w samochodzie na dłuższych trasach.

      Usuń
  4. Podsumowania lubię robić na koniec roku, ale planów na kolejny rok już nie robię. I tak nie była konsekwentna, a teraz wychodzę z tego samego założenia - Nowy Rok może być każdego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie, to tak... raz na miesiąc przychodzą dni, że w środku wyję. Nic na to nie poradzę 🙃... Szczęściem szybko to mija 😜.
    Gratuluję audiobooka i nowych pomysłów pisarskich.

    OdpowiedzUsuń
  6. Audiobook to forma raczej nie dla mnie. Może kiedyś się przekonam. Jakby nie patrzeć takie odświeżenie i wydanie książki w innej formie niż papierowa musi cieszyć. Ja z powodów finansowych raczej nie będę chciał wydawać swoich rzeczy drukiem. Poza tym nie jestem pewny ile osób dziś czyta poezję. Dowiadywałem się kiedyś o koszty wydania tomiku poezji i odpadłem jak zobaczyłem kwotę najbardziej podstawowego wydania.

    Czy ja wiem, że aż tak marudzę na blogu? W rzeczywistości mam nieco więcej entuzjazmu do działań związanych z mieszkaniem. :)

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy wolą audio, dlatego zgodziłam się na ten pomysł. Np. mój tata woli słuchać.
      Ja korzystam w samochodzie w długich podróżach, ale zdecydowanie największą przyjemność sprawia mi czytanie papierowych egzemplarzy, więc nawet nie "e-".
      Właśnie z powodu rachunku jaki mi wystawili, zdecydowałam się zmienić wydawnictwo, bo nie stać mnie na finansowanie nakładu do wszystkich księgarni. Ale zależy mi na wydawaniu, więc na pewno chcę dalej pisać dla ludzi, nie tylko dla siebie.
      Byś się zdziwił, ja też tak myślałam, bo sama piszę wiersze i kiedy zaczęłam się interesować możliwym opublikowaniem pierwszego swojego tomiku, okazało się, że miłośników poezji jest o wiele więcej niż przypuszczałam. Nadal są organizowane wernisaże poetyckie, wieczorki czytań i spotkania ze współczesnymi autorami poezji. A wydanie tomiku nie jest już takie drogie. ALE zależy gdzie chcesz wydać.

      Z uśmiechem Ci to napisałam. ;) Ale wie jak to jest – kiedy coś piszesz, nikt nie wie co Ci tak naprawdę gra w sercu.

      Usuń
  7. Gratulacje, lubię słuchać audiobuków, ponieważ w tym czaie mogę robić inne rzeczy.
    Masz rękę do kwiatków, brawo, roślinki wyjątkowe.
    Dołączam serdeczności

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na kwiaty to bym osobnego pokoju potrzebowała, bo jest mnóstwo gatunków, które jeszcze chciałabym mieć, ale brakuje miejsca. A targi roślin w Łodzi są co roku, potem targi po targach gdzie egzotyka sprzedawana jest za bezcen.

      Usuń
  8. jeśli coś postanawiam, to nie trzymam się żadnych oficjalnych dat w stylu "od poniedziałku", "od pierwszego", czy "od nowego roku", u mnie jest "od teraz", albo "od pierwszego możliwego terminu"... a podsumowania mogę robić w dowolnym momencie, aczkolwiek rzadko mi się zdarza coś tam podsumowywać...

    audiobooki to nie jest mój ulubiony sposób konsumpcji książek... coś mam takiego w mózgu, że bez względu na treść i atrakcyjność przekazu przez lektora szybko zasypiam... czyli pojawia się pytanie, po co ta zabawa: aby poznać książkę, czy aby pomóc sobie w zasypianiu? :D
    ...
    dzbanecznika ma jedna osoba w mojej rodzinie, gdy mam okazję, to lubię czasem go pokontemplować... wiem tylko, że nie dba o niego za bardzo "fachowo", nie pieści się z nim, ale on jest twardziel "wiecznie żywy", straciłem rachubę lat ile on ich ma...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak. Wychodzę z założenia, że jeśli dana sfera w życiu wymaga zmiany, to należy ją wprowadzić natychmiast, bo na co czekać?

      Mój też nie jest, ale audiobooków słucha np. mój tata. Czasami wykorzystuję tę formę literatury jak wybieram się w długą trasę. To o niebo lepsze niż radio, muzyka na dłuższą metę też nuży. Spróbowałam już dosłownie wszystkiego na trasie Polska-Szwajcaria, żeby nie zamulić. Książki okazały się strzałem w dziesiątkę, bo czy za kółkiem, czy na miejscu pasażera, żadne nie czuło się zmęczone drogą.

      Dzbaneczniki to zdecydowani twardziele wśród tego typu roślinek. Przetrwał już u nas tak wiele, że chyba nic go nie zabije. :)

      Usuń
    2. nieraz, choć nie zawsze, właśnie chodzi o to, aby zasnąć (jako pasażer), a nie każdy umie zasypiać na zawołanie i wtedy audiobook wydaje mi się zdrowszą opcją, niż Rohypnol, który bywa stosowany przez pasażerów długich tras :)

      Usuń
    3. Nie mam zupełnie problemu z zasypianiem podczas jazdy, raczej w drugą stronę, jak jestem pasażerem, ja nie chcę spać. ;P
      Inaczej kiedy podróżuję gdzieś daleko autokarem i jest to kurs nocny, ale też po prostu zasypiam, nie muszę niczego stosować, chyba jestem szczęściarą pod tym względem. ;D

      Usuń
  9. Każdy z nas wie na jakim etapie życia jest. Cele czy marzenia, możliwości czy realia. Bardzo odpowiada mi pogląd że każdy dzień jest dobry do postawienia nowych celów. Kwiaty też lubię i otaczam się nimi nie tylko w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy robi tak jak czuje. Zdaję sobie świetnie sprawę z tego, że lekcje życia bywają różne i co innego będzie u każdego działać.
      U mnie jest akurat tak.
      Oj tak, kwiaty, ogólnie roślinność, to ważna część otaczające nas przyrody.

      Usuń
  10. Tak po ludzku cieszę się Twoją radością. Dobrze, że się udało, kolejny krok naprzód. Oby okoliczności sprzyjały w realizacji kolejnych celów.
    Co do samych postanowień. Lubię wytyczać cele, ale uświadomiłam sobie, że droga do nich to nie górnolotne orędzia noworoczne. To małe kroczki, a właściwie truchcik :)
    Najdobitniej pokazała mi to walka o zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieć cel - to bardzo dobrze. Wcale tego nie neguję. Nie lubię chodzić bez celu. Lubię, aby był smaczek w tym życiu, lubię rozwój, lubię postęp.
      Choróbska to już zupełnie co innego. Jeżeli zdrowie zależy od naszej konsekwencji w czymś, to faktycznie można ów proces podpiąć pod cele.

      Usuń