wtorek, 28 lutego 2023

Górskie rekordy lutego (albo lutych).

Luty był zawsze owocnym w ciekawe trasy miesiącem i właśnie wtedy przyroda w Alpach najbardziej sprzyjała. Kocham zimę, jej mroźny oddech, śnieg pełen gwiazd, jej zastygłe w bezruchu fale i gwiezdny pył tańczący na wierchach z wiatrem.
    Srebrno-biały bezkres i stawianie kroków tam, gdzie jeszcze nikogo nie było przede mną. Zima od lat kojarzy mi się wyłącznie z przygodą i oby nigdy nie przestała.

Luty 2018

Arvenbüel auf den Flügenspitz, SzwajcariaSt. Gallen

Temat rekordu: Flugenspitz 1 701 m n.p.m.

Wysoko nad jeziorem Walen mieści się skąpana w słońcu mała wioska. Stąd można wyruszyć dowolnym zimowym szlakiem wędrownym na rakietach śnieżnych. Ścieżki są oznaczone stopniami trudności, wybieramy w zależności od kondycji.
    Już w drodze na szczyt otwiera się wspaniała panorama i mnóstwo świeżego śniegu. Trawers moim zdaniem nie jest odpowiedni dla dzieci, czy początkujących, bądź z lękiem wysokości. Na miejscu mamy wrażenie, że jesteśmy najmłodszymi uczestnikami tych dróg.
    Widoki i odpoczynek na szczycie są naprawdę idylliczne.


























Luty 2019

Nesslau, Szwajcaria, Toggenburg, St. Gallen

Temat rekordu: wędrówka w nieznane

Nie to, żeby nie było szlaku. Szlak był, ale cel stał się wędrówką samą w sobie, przeżyciem zimowej przygody i doznaniem piękna.
    Nesslau było miejscowością wypadową, tam zostawiliśmy samochód. Potem poszliśmy zgodnie z mapą, wytyczając sobie szlak, który zawiódł nas w najgładsze połacie śniegu i nie lada przyjemności z tym związane.
    Nie bójmy się kombinować, odkrywajmy i poszukujmy tych najciekawszych dróg, bo z tego właśnie płynie cała frajda.















Savognin, Szwajcaria, Albula, Graubünden

Temat rekordu: zimowym szlakiem na 1 700 m n.p.m.

Od urokliwego Savognin i jego wspaniale odrestaurowanego zamku, w którym mieści się teatr, aż po przyrodnicze zakamarki w których nie sposób się nie zachwycić.
    Po prostu iść i podziwiać piękne niebo i błyszczący śnieg. Prawie na dziko i z uśmiechem od ucha do ucha.
















Stockberg, Szwajcaria, St. Gallen

Temat rekordu: niby niewinne 1 782 m n.p.m., ale podejście nie przelewki

Piękne widoki, szlak do pewnego momentu prosty, ale jak zaczyna się ostatnie podejście, staje się nie tylko trudny, ale nie dający wytchnienia. Dobra droga, by sprawdzić wydolność organizmu. Można się genialnie przetyrać i sięgnąć górnej półki wytrzymałości (zależnie od tempa).




To tam. Wygląda niepozornie.

Prawie bez przystanku, twardo do samego końca.

Padłam...

...ale zaraz powstałam.






I znów byliśmy najmłodsi na szczycie.



Luty 2020

Alp Flix, Szwajcaria, na płaskowyżu nad miejscowością Sur, w samym centrum parku przyrodniczego Ela

Temat rekordu: zima powyżej 2 000 m n.p.m.

Często miejscowość nazywana jest wyspą skarbów bioróżnorodności. Imponująca przyroda i różne atrakcje jak np. spanie w jurcie, dostępne są przez cały rok. My oczywiście zafiksowani długodystansowymi szlakami, przeszliśmy kawałek jednego z nich.
    Park Ela jest największym parkiem przyrodniczym w Szwajcarii. Jego jedną trzecią stanowią nietknięte ludzką ręką wysokie góry, których najwyższe szczyty przekraczają 3 tys. metrów. To był wspaniały zaszczyt mogąc tu wędrować, nawet jeśli tylko szlakami przygotowanymi pod piechurów.











Bivio – Alp Natons, Szwajcaria

Temat rekordu1 963 m n.p.m. (stestowaliśmy nowe raki w rakietach śnieżnych)

Wędrówka z fantastycznymi widokami na góry Sursetter. Nasz szlak rozpoczął się w miejscowości Bivio.
    Kiedy linia drzew zostaje przekroczona, otwiera się wspaniały widok na jezioro. Podobno ścieżka niesie jeszcze ślady dawnego wydobycia rudy, ale pod śniegiem wszystko znika w mrożącej niepamięci.










Pischa Davos, Szwajcaria, Flüelatal

Temat rekordu: przy tych wszystkich szaleńcach to chyba żaden :D

To unikalne miejsce, koncentruje się na sportach alternatywnych, takich jak wędrówki w rakietach śnieżnych, freeride (wykonywany na naturalnym, nieutwardzonym terenie, bez ustalonego kursu, celów i zasad, czyli zjazd na dziko), ale to nie wszystko. Oświetlona trasa do nocnego narciarstwa biegowego, oraz liczne trasy na sporty z psami. Do tego zjazdy na rowerach przystosowanych do jazdy po śniegu, oraz zjazdy na dmuchanych poduszkach, tzw. airboardach. Surfujesz na leżąco w głębokim śniegu – na dmuchanej poduszce. Podobno łatwo się tego nauczyć. Elastyczny, powietrzny korpus airboardu pochłania wstrząsy, a profile poślizgowe umożliwiają kontrolowaną jazdę nawet przy dużych prędkościach.
    Snowbraker to z kolei sanki. Są unikalne na skalę światową, przystosowane do jazdy w głębokim śniegu i bezpieczne do hamowania.
    Zimowi wędrowcy mogą skorzystać z przygotowanej wycieczki z przewodnikiem na szczyt Hüreli, istnieje też kurs survivalu i budowania igloo.


Tyle szaleństw w jednym miejscu to ja wcześniej w życiu nie widziałam.


My tylko skorzystaliśmy z przyjemnej drogi pod rakiety śnieżne, ale nie wjechaliśmy tu kolejką jak większość, tylko weszliśmy, czyli jak prawie zawsze. Zamiast pędzić jak na autostradzie, świadomie wędrowaliśmy pośród alpejskiej natury, choć nie przeczę, że warto poeksperymentować. Za sobą mamy już podobne wybryki.

















Powoli żegnamy zimę. Wielka szkoda. Z wiosny mam znacznie mniej wspomnień, bo szlaki wysokogórskie są mniej przyjazne piechurom.
    Ale koło przecież się zatoczy.

10 komentarzy:

  1. Jeśli wszystkie zdjęcia są Twoje to naprawdę zazdroszczę. =)

    Ja dawno nie byłem w górach, ani na urlopie. Kurczę pojechałbym do lasu jak będzie ciepło. (na biwak pod namiot)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mieszkałam 4 lata w Szwajcarii i minimum raz w tygodniu wybierałam się na szlak, krajowy bądź w którymś kraju ościennym, sama lub z mężem. Wszystkie zdjęcia robiłam sama albo mąż (naturalnie). Ten wspominkowy cykl na blogu trwa już od dłuższego czasu, jeśli Ci się spodobał, całą resztę znajdziesz w zakładce "Górskie rekordy".
      Do lasu zawsze można się wyrwać, czasem potrzeba tylko wsiąść w jakikolwiek środek komunikacji i już jesteś.
      Osobiście bez zapachu lasów się duszę, dlatego dość często po jakimś wędruję, czuję taki zew, po prostu muszę i już. Ten tydzień mam zapracowany, w przyszłym koniecznie uderzam w plener. Szkoda tylko, że już nie mam gór w zasięgu jednodniowej podróży.

      Usuń
  2. Jaki cudowny ten ptaszek z początku! I śniegowe wydmy z 2019 roku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Płochacz halny. Wtedy pierwszy raz w życiu go spotkałam. I nie był sam, kilka ich fruwało dookoła nas na szczycie.
      Wydmy super, jak zaklęte.

      Usuń
  3. Alęż bossskie te foty! Niektóre pamiętam z tamtych czasów, gdy pisałaś na bieżąco o Waszych wyprawach :)

    OdpowiedzUsuń
  4. widziałem kiedyś na filmie zawody narciarskie w sportowo-artystycznej dyscyplinie zwanej "girlandy"... wybierano do tego stoki "dziewicze" pokryte świeżym śniegiem i zawodnicy kręcili na nich różne wzorki... wyglądało to faktycznie odjazdowo.. dla wzmocnienia efektu stosowano różne kolorowe proszki, które sypały się tym narciarzom podczas jazdy...
    tak mi się skojarzyło, przypomniało podczas oglądania niektórych Twoich fotek...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że formy uprawiania sportu zima są bardzo różnorodne w Szwajcarii, podziwiam !
    Wasze wspaniałe fotki nadają się do albumu lub kalendarza:-)
    Co roku dostaje tez zdjęcia od brata, który odwiedza syna zima, by właśnie tych opisywanych atrakcji doświadczyć.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tam mnie nie raz czymś zaskoczyli. ;) Jak pisałam na początku tego cyklu, powolutku sobie zbieram materiał z krótkimi opisami pod taki właśnie projekt. :)

      Usuń