niedziela, 12 marca 2023

Finanse.

Temat kontrowersyjny zwłaszcza w kręgach chrześcijańskich (czy raczej w konotacjach), bo kojarzy się z wyzyskiem w instytucjach kościelnych, przypominam jednak, że nie opieram się na żadnej z nich (instytucji), ani do żadnej nawet nie należę, dlatego proszę o niemieszanie tematów.

Jestem realistką ze zdolnością planowania. Nigdy nie miałam kłopotów z rozmawianiem o pieniądzach, ale czy przy tym się denerwowałam? Kiedyś tak.
    Gdy rozpoczęłam pierwszą pracę na etat, wszystko, co sobie kupowałam, było takie wystarane. W domu się mawiało "za moją krwawicę".
    Kiedy się nawróciłam i zaczęłam polegać na Bogu, zauważyłam wiele błędów w swoim pojmowaniu finansów. Sytuacja była taka, że najpierw rąbnęłam mocno o ziemię, gdzie kwiliłam z rozpaczy, że pracuję za darmo (pominę powody, bo dotyczą problemów osób mi bliskich). Na modłę chrześcijańską, oddałam ten problem Bogu. Ja już sobie nie radziłam z tym ani psychicznie, ani w ogóle.
    Dałam tym przystęp Jemu do siebie i tak zaczął się proces zmieniania mojego myślenia i nastawienia do tej sprawy, Bóg udowadniał mi na każdym kroku, że spokojnie mogę na Nim polegać.
    Dostawałam pieniądze z różnych stron, nawet najmniej spodziewanych i z konkretnymi wskazaniami na co to i słuchałam się jak dziecko. Uwierzcie, że niczego mi nie brakowało. Nawet rozrywki. I nigdy o nic nie musiałam prosić, bo Pan wie czego człowiekowi akurat potrzeba. Wiecie jak wtedy zluzowałam? Ja byłam spokojna i szczęśliwa, mimo że kłopoty finansowe były wielkości góry lodowej.

Z punktu widzenia świata byłam wtedy przegrywem. Powinnam się zbuntować, wypiąć na wszystkich i poobrażać, albo nawet wytoczyć sprawę w sądzie. Ale miałam dobrego doradcę, który uczył miłości, a nie odwetu.
    Tak samo większość ludzi uznało śmierć Jezusa za Jego przegraną. Możemy zwyciężać, choć sytuacje przez które przechodzimy, mogą wydawać się innym życiową porażką. Zwyciężamy jednak, bo On nam daje siłę, radość, pasje, wizje, wartościowe relacje, oraz pomoc.


Mówi się, że pieniądze szczęścia nie dają. W dzisiejszym świecie one są po prostu potrzebne. Gdy mówi się o hojności, zrazu przychodzą na myśl bogacze. Wcale jednak nie trzeba być bogatym, by być hojnym. Opowiem Wam jak ja to rozumiem – punkt widzenia realistki.

Hojność wcale nie wyraża się przez jedną osobę, zgodnie z przysłowiem "grosz do grosza...". Należę do wspólnoty chrześcijańskiej, mamy na utrzymaniu salę, w której się spotykamy, by uwielbiać Boga i razem się modlić, by organizować szkolenia uczniowskie, zapraszać gości i prowadzić wykłady.
    Nie każdą z tych rzeczy da się zrobić w domu, więc ta sala jest nam potrzebna. Jest kolekta, składamy się wszyscy na rachunki, na ogrzewanie, wodę, środki czyszczące i papier toaletowy. Takie zwykłe, normalne i prozaiczne, a jednak mimo to, ludzi z zewnątrz wciąż gorszy termin "kolekta". Widzą tą "tacę" i wiadomo z czym kojarzą.

Wracając do hojności, pomagamy. Mamy różne cele, nie tylko własne sprawy, często kogoś wspieramy finansowo. Osoby, które się tym zajmują, poświęcają na to czas, paliwo na dojazdy w odleglejsze miejsca, jakieś drobne rachunki, tak już bywa, że zaangażowanie w pomoc również kosztuje. Oglądając to od podszewki, już wcale mnie nie dziwi, że sami także korzystają z tych zasobów, bo u nas nie ma Rockefellerów.
    Prawda w oczy kole, zaraz znów zapala się czerwone światełko i myśli o wyzyskiwaniu finansowym. Tak naprawdę najczęściej (nie mówię, że zawsze) to światełko wywołuje strach, czyli to do czego świat nas przyzwyczaił – do naciągania, wykorzystania, do egoizmu. Przeważnie jest tak, że boimy się o nasze zasoby i nikomu w tej materii tabu nie ufamy.


Wielu chrześcijan płacze, boi się, martwi, wycofuje. W wielu Kościołach (teraz już mam na myśli instytucje) żyje się religijnie i bez Bożej mocy w swoim życiu.
    Panem naszego życia jest Bóg, naśladujmy więc zaufanie, o którym nas uczy. Pamiętaj chrześcijaninie: jesteś dzieckiem Bożym. Jesteś na górze a nie na dole. Jesteś więcej niż zwycięzcą. Kiedyś to wszystko zobaczysz. Teraz wierz w to i żyj jak zawsze wygrywający wojownik.


Utarł się fałszywy stereotyp chrześcijanina biedaka, który sprzedał wszystko i poszedł boso za Jezusem. Ten fragment z Biblii jest znany z pominięciem sedna. To ten konkretny człowiek miał problem, bo w jego konkretnym przypadku pieniądze były jego bożkiem i on musiał usłyszeć te konkretne słowa od Jezusa. Jezus nie mówił tego do każdego.
    Biblia nie uczy, że im większą biedę klepiesz, tym bliżej jesteś Królestwa. Biblia uczy, że masz pomnażać swoje zyski i dzielić się nimi. Biblia nie mówi, że każdy ma oddawać przysłowiowy "wdowi grosz". Biblia sugeruje, że skoro masz się dzielić, to masz mieć czym się dzielić.
    W przypowieści Jezusa, ten frajer, który nie pomnożył kasy, którą mu szef zostawił – usłyszał na koniec "Sługo zły i gnuśny!"

Jaką można więc wyciągnąć tezę? Nie leż tylko weź się za robotę. Nie bój się inwestować, ale ufaj, że będzie dobrze skoro Pan jest w tym z Tobą. (A jest?) Nie ociągaj się w hojności, boś nie suka modląca się nad jeżem. I jeszcze raz – nie bój się. Kasa to narzędzie, a nie potwór z bagien.

Porzućmy więc raz na zawsze stereotyp ubogiego chrześcijanina nędzarza. Biblia mówi jeszcze "kto nie chce pracować, niech nie je". [2Tes 3:10]
    Nie ten jest święty kto nosi habit i sandały, ale ten kto ma uświęcone serce i myśli, kto ma ręce do pracy i pomocy (w tym i hojności), "ale ty, gdy dajesz jałmużnę, niech nie wie twoja lewa ręka, co czyni prawa" [Mt 6:3], bo hojność nie jest do chwalenia się. Hojność jest cichą pomocą niesioną w skrytości, a nie wychwalaną medialnie, bo Biblia uczy jeszcze skromności, a nie szukania chwały dla samego siebie. Taki drobiazg, a czasem trudny do wprowadzenia w życie.

To tyle moim zdaniem w kwestii działań charytatywnych i "dawania na tacę".

12 komentarzy:

  1. Finansowo wspieram tylko swoje dzieci i tylko wtedy, kiedy naprawdę potrzebują. Nie należę do żadnych organizacji, bo nie mam takiej potrzeby, więc nie finansuję nikogo i niczego. Natomiast nikomu nie zaglądam w kieszeń, choć patrzę z politowaniem na emerytki, które nie wykupują leków albo nie kupią sobie porządnych butów, bo wpłaciły "dar" niejakiemu rydzykowi. Ich głupota, ich pieniądze, ich strata:)
    A religia zawsze wspierała bogatych, każda religia. To mit, że bóg i kościół (jakikolwiek) wspiera ubogich. Natomiast prawdą jest, że żerują na biednych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno zaprzeczyć. Religijność czyni instytucje, instytucje czynią władzę, a władza lubi pieniądze. Trudno uznać inaczej, jeżeli widzimy jaki owoc przynosi taki Kościół. Żaden. Dlatego mówię – trzymam się z dala.

      Usuń
  2. znowu temat rzeka, ale wyłowiłem z niej kluczowe zdanie, zacytuję z moją poprawką (dopiskiem kapslokiem): "Kasa to TYLKO narzędzie"... mimo to całe mnóstwo ludzi przywiązuje się do tego narzędzia i tworzy sobie zeń problem z niczego... efekt jest taki, że zamiast "być" wolą "mieć i żreć" /cudzysłowy, bo chodzi o pewne mentalności lub raczej ich etykietki/, a w dalszej konsekwencji tworzą sobie z życia problem i są niczym konsument z piosenki Kazika...
    pamiętam, jak kiedyś próbowała mnie skaptować panienka z Amwaya i w trakcie rozmowy rzuciła ni to stwierdzeniem, ni to pytaniem: "chyba chcesz być bogaty?" i miała bezcenną minę, gdy usłyszała "nie", LOL...
    żeby nie było, to raczej truizmem jest, że lepiej mieć więcej, niż mieć mniej, tak na ogólnym poziomie abstrakcji... ale tu chodzi o coś innego... załóżmy, że jestem bogaty "do obrzydliwości"... fajnie, tylko jest jeden szkopuł: kto mi tego będzie pilnował?... primo, to kwestia lęku przed utratą, ale to mnie akurat nie dotyczy, bo jakoś genetycznie nielękowy jestem i nie ma nad czym pracować... ale secundo, to kwestia czysto praktyczna: jest tyle fajniejszych rzeczy do robienia w życiu, niż pilnowanie własnych zasobów...
    a dalej już z górki: chodzi o nie przywiązywanie się, czy raczej nie skupianie zbytniej uwagi na kasie, luz i dystans do sprawy - to podstawa... z takiego podejścia jest jeszcze dodatkowy profit: gdy zdarzy się jakiś kataklizm, nieprzewidywalny splot okoliczności, a jego skutkiem totalna strata, to trudniej jest wtedy stracić dobry humor...
    to by było na tyle z grubsza, bo detale to już jest naprawdę temat rzeka...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuszna uwaga - i pieniądz zaczyna rządzić człowiekiem.
      Znam przykład takiej osoby, która stała się bogata. Siedziała w miejscu, niby smok na swym skarbcu, w obawie, by jej nikt go nie ukradł. Majętność często przynosi szkodę. Mentalną.
      I znów racja, grunt to luz. :)

      Usuń
  3. Abstrahując od religii, hojność dla mnie to dzielenie się z innymi tym, co w Tobie najlepsze. Co masz Ty, a nie mają inni, a potrzebują. Np. wiedza, umiejętność zarządzania czymś, umiejętność organizowania, prowadzenia np. akcji, koła, stowarzyszenia itp. To aktywność na różnych polach wykonywana non profit. Ale aby cokolwiek robić dla innych, trzeba chcieć :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Wynika z tego, że pomoc i hojność powinna być wymierzona tylko w nielicznych, którzy z np. z powodu kalectwa czy ciężkiej choroby nie mogą pracować. Innym powinno podsuwać się sposoby i z tym się zgadzam, bo zbyt wielu dziś jest tych, co wykorzystują dobroć innych.
    Moja ukochana babcia mawiała, że ona ufa Bogu, ale roboty nikt za nią nie zrobi i gdy dziadek ciężko zachorował, nie szła do nikogo po pomoc, tylko pracowała nawet nocami, by wyżywić rodzinę.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomoc i hojność są niesione tam, gdzie jest taka potrzeba. Po prostu. Nie ma żadnej reguły na to. Nie zawsze choroba powoduje, że dana osoba nie może pracować. Nie zawsze ta praca wystarcza. Historie ludzkie są bardzo różne, więc nie można tak szufladkować.

      Usuń
    2. Niestety systemy pomocowe nie uwzględniają subtelnych różnic i wielu ludzi zostaje bez pomocy!
      jotka

      Usuń
    3. Wiem, ale pisałam na wstępie, że nie piszę o systemach ani instytucjach i prosiłam o nie mylenie tematów.

      Usuń
  5. Jakie to prawdziwe i ŻYCIOWE. W cieniu ostatnich wydarzeń które dotknęły moją rodzinę, uświadomiłam sobie że nawet te trudne wydarzenia są dla nas błogosławieństwem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak było i u mnie. Nasze nastawienie też jest ważne, żeby na to błogosławieństwo otworzyć serce i wtedy dzieją się niesamowite rzeczy, pomijając już sam fakt, że po prostu elegancko wychodzimy na prostą.

      Usuń