niedziela, 5 marca 2023

Test przyjemności w roli fotografa, mój werdykt + trochę o tańcach i nie tylko.

I wreszcie będziemy mogli porozmawiać o fotografowaniu, tak jak mogliśmy o tym rozmawiać, kiedy fotografowałam przyrodę Szwajcarii. Uczciwie zarobiłam, odłożyłam i nabyłam drogą kupna, nie za kredyt, bez obciążenia, jako wolny człowiek bez statusu "dłużnik", obiektyw do aparatu z racji tego, że poprzedni umarł śmiercią mechaniczną.
    W związku z powyższym udałam się do polecanego przez pana z serwisu naprawczego, najlepszego jego zdaniem w regionie sklepu/komisu i tam zaspokojono moją potrzebę twórczą, która ostatnio nie rozwijała się w ogóle, acz prężnie działała na poziomie "amator" przy pomocy różnych zabawek zastępczych.
    A oto jak przebiegał test i moment podejmowania decyzji:

Postawiono przed mym obliczem na blacie trzy satysfakcjonującej wielkości obiektywy, przyrządy w pełnej krasie stojącej na baczność i każdy – muszę przyznać bezwstydnieidealnie leżał w dłoni. Każdy pod moim dotykiem osiągał imponującą długość i zasięg techniczny. A oto czego doznałam, testując każdy z nich z osobna. Zdjęcia zostały wykonane w maksymalnych przybliżeniach.

(stopień podniecenia oceniany na podstawie emocji podczas trzymania w dłoni i stosowania poszczególnego obiektywu)


Canon 18/135    stopień podniecenia: 6/10

zaleta: lepszy niż fabryczny obiektyw Canona
wada: gorszy od Sigmy, którą miałam wcześniej (w końcu była małym tele.)


Canon 55/250    stopień podniecenia: 10/10

zaleta: lepszy od nich wszystkich
wada: tym nie zrobisz zdjęcia z bliska, czyli fotografia w domu czy po prostu tam gdzie jest potrzebna mała odległość - nie zadziała zbyt dobrze



Tamron 18/400    stopień podniecenia: przekroczyło skalę

zaleta: najlepszy teleobiektyw jaki trzymałam w dłoniach
wada: ciężki


Zależało mi na teleobiektywie, więc Canon z początku testu odpadł bardzo szybko. Gra toczyła się między ostatnimi dwoma kandydatami.
    Dlaczego: Obiektywy mają krótsze ogniskowe. Teleobiektywy zaś, rzutują większy obraz, co pozwala wykonać zdjęcie, na którym dal jest wyrazista i bogata w szczegóły. Efekt dobrego i z założenia mocnego przybliżenia.
    Moja praca w tym temacie wymaga podróżowania. Jestem piechurem, nierzadko górskim, nie jeżdżę jako turysta w komfortowym dżipie, a na górskie szczyty wchodzę sama, rzadko korzystam z kolejek górskich (tylko jak są jakieś wyjątkowo fajne, albo planuję dalszy dłuższy dystans). Istotna jest wtedy dla mnie waga bagażu, dlatego Tamron odpadł. Będę go przyjemnie wspominać.
    Na pewno gdybym nadal pracowała z gwiazdami sceny muzycznej, Tamron wygrałby bez porównania, lecz nie zanosi się na powrót do tej branży.

Mój ci on!

Zabrałam mój nowy obiektyw na wycieczkę na Pabianicki Lewityn. Zdjęcia są dostępne na drugim blogu, zaznaczam, że nie wszystkie zdjęcia pochodzą z tego aparatu, część z nich jest starsza i została wykonana starym teleobiektywem Sigmy. Post stanowi doskonały materiał porównawczy, Sigma vs Canon choć warun jest nie do przebicia. Canon miał szczęście do światła pięknie zachodzącego słońca.
    Zatem zapraszam do oglądania i oceniania
Pabianice – miasto aglomeracji łódzkiej. → zdjęcia z Canona: "Lewityn - MOSiR" pod zdaniem "Kiedy zastał nas zmierzch..." A cała reszta to jeszcze Sigma, (zdjęcia sprzed roku).

Pikpok Kowalski w salonie – ujęcie strzelone z kuchni:

Wilczomlecz ustrzelony z drugiego końca mieszkania:

Da się nim robić zdjęcia w domu, ale trzeba przesuwać ściany. 😁


Przy okazji

Na Starym Rynku w Pabianicach zjedliśmy bardzo dobry posiłek do syta. Obsługa to była istna perła, przesympatyczna pani, a jedzonko naprawdę smaczne. Warto ten lokal polecać, zachęcam i Was, gdybyście akurat trafili głodni do Pabianic. "Kebab Stary Rynek".



Sklep/komis gdzie mają szeroką ofertę przyjemnego sprzętu, mieści się w Pabianicach → "Fotoaparaciki", Świętego Jana 7/9.

Łódzkie miejskie drzewa z osiedla można tak pięknie sfotografować, że ma się wrażenie, iż fotograf stał gdzieś w gęstym lesie. Nic bardziej mylnego, ten fotograf wychylił się z balkonu jednego z bloków na Bałutach.
    Do Łodzi zawitała piękna zima, która kusi do wyjścia na spacer. Takie dalekie kadry stały się możliwe dopiero teraz i cieszę się tym jak małe dziecko. W ogóle z powrotu zimy się cieszę.





Janusze zrobiły sobie kolejny selfik z kursu tańca tydzień temu. A przy okazji w czerwcu mamy pokaz Kizomby, na który się nie przygotowujemy, bo nie mamy czasu. Teraz mój tancerz choruje i ma tydzień wycięty z życiorysu, kolejne zajęcia przez to odpadają, generalnie poziomu pokazowego wciąż nie mamy, ale do czerwca jeszcze jest czas, więc daję radę myśleć o tym pozytywnie.
    Na razie "udaje" nam się niechcący omijać wszystkie imprezy, na których też przecież można się douczyć, bo taniec przychodzi wyłącznie z praktyką, nie da się inaczej. Kolejna "Kizombada" przechodzi nam koło nosa.


Spontaniczne wędkowanie zaliczone. Mąż ma zawsze wędkę w bagażniku, a gdy się gdzieś jedzie, na GPS widać zbiorniki w pobliżu punktu naszego przemieszczania się. Jeżeli akurat jesteśmy w strefie, która obejmuje nasze pozwolenie na łowienie i jest czas, skręcamy i korzystamy.
    Tutaj mamy rzekę Ner i ładne okoliczności ciepłego lutego. To akurat faktycznie był pierwszy taki wiosenny powiew i nawet znalazłam kilka świeżych roślin przy samy brzegu.
    Obiad niestety się nie trafił, ale każde takie zatrzymanie się gdzieś w plenerze i obcowanie z przyrodą, przynosi owoc odpocznienia w ciszy










Nowy nabytek, shimano katana.





Luty jak zwykle przygodowy i ciekawy, minął mi z prędkością światła. Przede mną spokojniejszy tydzień pracy i odpocznienie. Dużo ciekawych planów, wyjść i na szczęście jestem takim charakterem, który nie odpuszcza gdy druga połowa nie może pójść i wiem, że wszystko sobie zrealizuję na spokojnie i bez stresu. Małą wędrówkę też. 😏

10 komentarzy:

  1. Gratuluję zakupu i emocji związanych z kupnem i testowaniem!
    Zdjęcia wyszły cudne, a z wędką Ci do twarzy:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
  2. No to masz teraz zabaweczkę :) Będą plenery i nie tylko :) Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja mam canona 18/135 i jestem z niego zadowolona ze względu na to, że pokrywa prawie w zupełności zakres, w którym robię zdjęcia a przy tym nie wymaga ciągłej zmiany obiektywu na przykład na obiektyw z większym zoomem. Ten obiektyw jest też wystarczająco dobry do robienia zdjęć z rozmazanym tłem. Nie jestem profesjonalistką i zdjecia robie wyłącznie dla przyjemności. Tak czy siak widzę wyraźną różnicę między jakością fotografii zrobionych przez mojego obecnego canona i poprzedniego olympusa.
    Piękne zdjęcia zimowych drzew. Takie nieoczywiste i delikatne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie w tym sęk, żeby aparat pokrywał zakres potrzeb fotografa. To podstawa.
      Nie wymieniam obiektywu ciągle, wymieniam go raz. Tamten się zepsuł, potrzebowałam nowego, bo seryjny mi nie wystarczał.
      Kilka lat temu cykałam aparatem Sony i to była cyfrówka. Na tamte czasy dość wysoka półka, to było 15 lat temu. I byłam zadowolona, bo był idealny jak na moje ówczesne potrzeby. Teraz wiele się zmieniło, wiele więcej się nauczyłam i już nie wyobrażam sobie powrotu do cyfrowego świata – to taki przykład. Czy bym chciała coś jeszcze zmieniać? Nie, jak napisałam, Tamron kusił, ale potrzebuje aparatu w podróży, a jego wielkość i waga to już przesada. – Takie są moje widełki potrzeb. :)

      Usuń
  4. Ja wyznajaca zasadę czym mniej ze sobą tym lepiej zdjęcia robię iphone 13. I tak szczerze? Wyglądają super.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W podróży waga plecaka ma znaczenie. I to jest O.K. Zależnie od potrzeby, mam przy sobie i aparat i telefon. Telefon przydaje się do zdjęć panoramicznych i szerokokątnych, używam Redmi 9, jest świetny. Ale do zdjęć przyrody już jednak potrzebny jest ten większy zoom. I głębia zdjęć z lustrzanki, tego się nie zastąpi niczym, podobnie niektóre efekty, których nie da się wykonać telefonem.

      Usuń
  5. Świetne te zdjęcia nad tą rzeczką. Taka dzikość z nich tętni i ukryte piękno.

    Kebaba bym zjadł. Skończyłem dietę wczoraj. Ale kebab nie ucieknie...

    Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I niewiele było trzeba, by tego doświadczyć, ot zjechać z drogi i przejść się dziesięć metrów.
      Kebab może sam przyjść, wystarczy zamówić. :D

      Usuń