W Szwajcarii pierwsze kwiaty widywałam już w styczniu. Towarzystwo wiatru z południa sprawia, że bociany nie musiały odlatywać, ale pory roku występowały – mniej lub bardziej srogie – lecz optymalnie można powiedzieć, było cieplej niż w Polsce. Wiosna przychodziła znacznie wcześniej. (Porównując tamte lata, może dziś jest inaczej, może granica się już zatarła, może...)
Bądź co bądź, łany przebiśniegów były wszędzie, pokrywały nawet całe leśne stoki gór do pewnego metra rzecz jasna, bo wyżej zima królowała czasami nawet do czerwca.
Marzec był takim ostatnim wiosennym miesiącem, gdzie jeszcze szlaki trzymały się kupy. Wiosna nie sprzyja wędrówkom, roztopy rozmiękczają ziemię, szlaki spływają pod lawinami z błota i niestety także z drzew. Bałagan jaki istnieje, póki specjalna ekipa nie posprząta szklaków turystycznych, jest po prostu nie do przejścia.
Nacięliśmy się już niejeden raz na drogę, z której trzeba było zawrócić, więc wiosną wędrowanie było mniej zintensyfikowane, po prostu nie wybieraliśmy żadnych wielkich celów, szczytów, trudniejszych szlaków, wyższych gór, bo nie miało to sensu.
Można więc powiedzieć, że marzec był ostatnim tak owocnym miesiącem aż do lata, kiedy można już było wbić się gdzieś na przełęcz w poszukiwaniu znośniejszego klimatu – wtedy z kolei w ucieczce przed upałami.
Co wcale nie oznacza, że w kwietniu siedzieliśmy w domu. Próbowaliśmy chodzić, czasami się udawało, a czasami nie. Zobaczycie zresztą za miesiąc w kolejnej relacji jak to wyglądało i jak dobieraliśmy swoje szlaki.
A tymczasem relacje z marcowych rekordów:
Marzec 2018
Bannegg Hochstuckli, Szwajcaria, szczyt Alp Schwyzerskich, kanton Schwyz.
Temat rekordu: 1566 m n.p.m.
Co może być lepszego niż zwieńczenie spektakularnej zimy taką ekscytującą wyprawą? Już za chwilę przecież sezon na rakiety śnieżne miał się zakończyć, obecne w marcu warunki na wierchach są jak marzenie.
W dolinach już ciepło, chodzi się na krótki rękaw, a szlak początkowy zdobią różne kwiaty. Powyżej wiosennej granicy gdzie jeszcze zima nie powiedziała ostatniego słowa, wzuwa się sweterek, rakiety i idzie się w przyjemną podróż do szczytu z widokiem na coraz bardziej kolorowiejące doliny i krystalizujące w słońcu jezioro.
Ptaki wiosny:
Tu się dowiedziałam, że w rakietach nie da się iść stopa za stopą. |
Matt Weissenberge, Szwajcaria, gmina Glarus Süd, kanton Glarus.
Temat rekordu: 1777 m n.p.m.
Przepis na najlepszą kawę na świecie – robisz jakąkolwiek kawę i jedziesz z nią w najpiękniejsze miejsce na świecie.
Jakie to miejsce, to już kwestia gustu. W moim przypadku musi to być miejsce na szerokim obszarze, ponieważ kocham rozległe olbrzymie tereny i najlepiej na niebanalnym, gładkim i równie błyszczącym jak jedwab (tu mamy śnieg) terenie. Równie dobrze może być pustynia albo gładka tafla wielkiego jeziora. Naprawdę wiele w moim guście się mieści. Wiele wielkiego...
Śnieżna połać, idealna temperatura, doskonałe powietrze i możliwość patrzenia na wszystko z góry, to najlepsze co może towarzyszyć porannej kawce.
Jak widzicie, w marcu w Alpach śniegu parę metrów, ale już w dolinach nie ma ani śladu.
Idę:
Ktoś tam poleciał z wrażenia... |
Zjechaliśmy do samochodu kolejką. Z niej doskonale widać szlak pozarzucany drzewami. Tak jak pisałam na początku, wiosną "puszcza" ziemia, puszczają i korzenie.
Jezioro Waleńskie (Walensee). |
Marzec 2019
Alpe Gufa, Szwajcaria, pod szczytem Eggberg, gmina Prättigau, kanton Gryzonia.
Temat rekordu: 1948 m n.p.m.
A propos wielkich idealnych powierzchni... Alpe Gufa zdecydowanie należy do moich ideałów. Śniegu po dach.
To co tam zobaczyliśmy to była bajka, której nawet opisać nie potrafię... Piękne obszary, cudowne połacie idealnie czystego śniegu.
San Bernardino, Szwajcaria, przełęcz Alp Lepontyńskich, kanton Gryzonia.
Temat rekordu: 2 066 m n.p.m.
Wędrówka nie do zapomnienia, absolutnie wyjątkowa, absolutnie piękna. W czym taka wyjątkowość? Paleta doznań była rozmaita, przede wszystkim trzaskający mróz i wiatr to na tej wysokości wprost nieziemski zapach powietrza, do tego mieniące się w słońcu tumany śniegu nad szczytami, dające ten przepiękny efekt grani w aureoli. Jeziora nie było widać, po jeziorze można było chodzić.
Mega wędrówka, bardzo dobrze wspominam.
Jezioro. :D |
Marzec 2020
Bivio Pass da Sett, Szwajcaria, przełęcz Alpach Retyckich, kanton Gryzonia.
Temat rekordu: 2310 m n.p.m.
Przepiękna słoneczna wyprawa przez przełęcz, którą pierwszy raz zdobyto w czasach rzymskich. Był to krótszy szlak handlowy (krótszy od pobliskiej przełęczy Julier), jednakże bardziej stromy, przez co nienadający się do przewozów kołowych.
Odkryto tu dobrze rozpoznawalny rzymski obóz polowy z okresu cesarstwa augustowskiego z XVI r. p.n.e.
Piękny historyczny szlak, jeszcze bardziej urokliwy pod białą pierzyną.
Jestem absolutnie zakochana w zimie, w śniegu, wietrze i mrozie, nic na to nie poradzę i nie chcę się z tego wyleczyć.
Ten kontrast mnie zawsze zdumiewa, nawet latem.
OdpowiedzUsuńW górach wysokich śnieg i zima, w dolinach już wiosna i zielono.
Nawet w Tarach znaleźliśmy kiedyś małe połacie śniegu w lipcu, niesamowite wrażenie...
jotka
Lubię to. ^_^ Często latem lepiłam małego bałwanka.
UsuńZachwycające widoki, chyba nic więcej nie trzeba pisać. Na żywo muszą robić wrażenie. Super.
OdpowiedzUsuńDlatego ograniczyłam liczbę słów i po prostu wrzuciłam zdjęcia. :)
UsuńPrzepiękne zdjęcia, wspaniałe wspomnienia, których szczerze Ci zazdroszczę Aniu 🙂!!!
OdpowiedzUsuńWszystko jest do ogarnięcia w ramach każdego portfela, po prostu survival i w drogę. ;)
UsuńOd lat zachwycam się Twoimi ciekawymi zdjęciami, idealne.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
To nie zdjęcia są idealne, tylko przyroda. ;)
UsuńZdjęcie numer 4. To drzewo i cień genialnie wyszło.
OdpowiedzUsuńJa czekam na wiosne na wędrówki.
To jest jedno z moich ulubionych zdjęć, ale technicznie kiepskich, więc nie nadaje się na żaden konkurs niestety.
UsuńA jakie planujesz szlaki na wiosnę?
Marzy mi się wypad na dziko do lasu na taki bushcraft. Parę lat temu na wsi byłem. Już to planuje i planuje może kiedyś sie uda.
UsuńPo prostu to zrób. ;)
Usuń