niedziela, 28 maja 2023

Górskie rekordy maja (albo majów – ale nie chodzi o te ludy z Meksyku).

Czy można powiedzieć, że w maju w Alpach wiosna już przestaje rozrabiać i można bezpiecznie wędrować? Tak, ale nie wszystkie szlaki zostały już uprzątnięte, dlatego gdzieniegdzie zmierzyliśmy się z tym samym trudem co w marcu. Ziemia była jeszcze dość papkowata, niektóre lawiny błotne zeszły jednak tego miesiąca i raz mięliśmy do czynienia ze świeżym osunięciem.
    Niewprawionym w boju radziłabym w takich momentach zawracać. Mierzmy siły na zamiary i żyjmy, aby daną trasę przejść innym razem w dogodniejszych warunkach. Chcesz się pochwalić, że pokonałeś górę? To wróć innym razem.

Bezpieczeństwo na szlaku – teoretycznie człowiek ma instynkt samozachowawczy i mózg. W praktyce jednak wiemy jak to wygląda, że brawura kusi turystów do popełnienia ostatniego w życiu błędu.
    W miesięczniku "Na szczycie" przeczytałam potężny artykuł na temat bezpieczeństwa w górach. Okazuje się, że są prowadzone felietony o tej tematyce, bo potrzeba edukacji ludzi w tym temacie jest ogromna (tak ogromne są braki). Pytanie – jak wielu z tego korzysta? Historie idiotycznych wezwań GOPR'u mówią same za siebie.
    Pamiętajcie mimo wszystko:

GÓRA ZAWSZE POCZEKA!

Maj 2019

Gaschneida, Szwajcaria, najbliższa miejscowość: Luzein w południowo-wschodniej Szwajcarii, w kantonie Gryzonia, w regionie Prättigau/Davos.
Temat rekordu: 1513 m n.p.m. i Grüsttobel Hängebrücke – most wiszący, 72 metry rozpiętości i ponad 30 metrów w dół.

Szlak "klasycznie atrakcyjny". Typowy landszaft wysokogórski, wiosenna roślinność, poziom trudności minimalny, jedynie kondycja potrzebna, wiadomo. Jest podejście. Pełen relaks i zadowolenie gwarantowane.

Bardzo lubię wiszące mosty w takich okolicznościach przyrodniczych. Zimą jest zamknięty, ale od wiosny można spokojnie startować na ten szlak.
    O.K., on nie należy do gigantów, ale pod względem doświadczenia jest naprawdę super. Lekkie kołysanie, które lubię, to subtelny język wszystkich mostów wiszących.




Prawdziwa droga donikąd.









Typowe o tej porze roku pozostałości, które nie bardzo lubię.

Wiosna.... Świeżutka lawina błotna i poszło kilka drzew.







Maj 2020

Goggein, Szwajcaria, kanton  St. Gallen
Temat rekordu: nasza pierwsza wyprawa na dziko!!

Masyw ma nieco poniżej 1600 m n.p.m., ale to już nawet nie jest ważne. Tę górę widywałam bardzo często z trasy. Robiłam jej zdjęciach z samochodu, przypominała mi gigantyczny ząb. Na mapach w ogóle nieoznaczona, oficjalnie brak szlaku.
    Długo mi zajęły poszukiwania tajemnicy tego masywu, aż trafiłam na blog pewnego Szwajcara, który był ta tym szczycie i podał nawet nazwę tej góry z jakieś starej, papierowej mapy.
    Na mapach turystycznych wejście tam jest niezaznaczone. Kompletnie dzika i nieokiełznana góra aż się prosiła, żeby ją poznać! Swędziało mnie to kilka lat, aż wreszcie podjęliśmy z mężem decyzję, że idziemy!

Jak wygląda taki szlak? Otóż wcale nie przełajowo. Bo jeżeli był tam jeden Szwajcar, to na pewno był ktoś jeszcze, a już na 100% miejscowi znają szczyt jak własną kieszeń.
    Podejście na Goggein, choć nieoznaczone oficjalnymi znakami górskimi, miało swoją wydeptaną ścieżkę. Na ścianie, gdzie było dość stromo i można było polecieć daleko w dół, miejscowi zamontowali stalową linkę. Jedyna dzikość i niebezpieczeństwo to sama "główka". Skalisko, na które wejście polegało jedynie na własnej fantazji – wchodzisz tam jak Ci wygodnie.

Jak każda góra, i ta ma swój krzyż na czubku. Mieszkańcy postarali się również o puszkę, a w niej księgę gości. Jesteśmy dumni, że mogliśmy się w nią wpisać.
    Razem z nami akurat wspinało się dwoje staruszków.

Ten "ząbek" ma już gruby folder u mnie.





Stalowa linka, nic więcej.

Dwoje staruszków wspinało się przed nami.






Ktoś się ukrył.

Droga, którą przyszliśmy, droga, którą zeszliśmy. A właściwie to brak drogi.










Gonzen, Szwajcaria, Alpy Appenzzel, kanton St. Gallen, grupa Alvier.
Temat rekordu: 1830 m n.p.m.

Nad doliną Renu (region Sargans) góruje charakterystyczny masyw poznaczony ciekawą formacją skalną. Nie ukrywam, że góra była kolejnym moim marzeniem, również często ją fotografowałam. Jest taka finezyjna...
    Na tę okazję założyłam sukienkę. To moja pierwsza góra zdobyta w babskim stylu, zainspirowała mnie Filifionka, która dosyć często łazi po szlakach górskich w sukience.
    Warunki mięliśmy idealne. Umiarkowanie ciepło pod wspinaczkę, piękny taniec dość niskich chmur, po prostu aura jak z obrazka. A po drodze ładny most wiszący nad przepaścią. Dolina Renu jak na dłoni.















To był TEN moment. Zostaliśmy sami, jakby odcięci od świata, od odgłosów cywilizacji z dołu. Zrobiło się na chwilę głucho, wiatr delikatnie szumiał, powietrze nabrało trochę gęściejszej konsystencji. Ale tylko trochę o te niezliczone krople pary wodnej. Chłodnej i miękkiej, smakowitej, wspaniale pachnącej. Chmury można doznawać wszystkimi zmysłami.









Gr. Mythen, Szwajcaria, Schwyz
Temat rekordu: 47 ostrych zakrętów na 1899 m n.p.m.

To znów było marzenie i najczęściej fotografowana góra przez minione lata. Chyba mogę powiedzieć, że był to rok realizowania marzeń górskich.
    To ta góra, którą zawsze widać z okolic Jeziora Lucerny. Gr. Mythen to jeden z najlepszych punktów widokowych w okolicy – serio!
    To nie szlak dla amatorów. Może jest krótki, ale ekspozycja spora… a i samo podejście dają nieco w kość. Widać na mapie ten zygzak szlaku. Jest bardzo duży skos.

Ta imponująca czerwona piramida skalna zwana jest przez miejscowych „Matterhornem wędrowców”.
    Do wspinania się na ten masyw wymagane jest: dobre obuwie i praktyka w górskich wędrówkach. Brak tendencji do zawrotów głowy, brak lęku wysokości. Poziom trudności T3 („trudny”).
    Mythenweg może być w lesie błotnisty.

Do przejścia od parkingu jest niewiele, ale niuans polega na tym, że to miejscami bardzo strome podejście – a skalisty szlak to już kondycyjne wyzwanie.
    Trasa biegnie wąską ścieżką, a każdy “zygzak” to kolejne metry zabierające nas między chmury. Zaczyna się lasem, gdzie bardzo ciężko wyminąć się z wracającymi ze szczytu. Ponad linią drzew jest już łatwiej, ale mimo to i pomimo, że to nie jest szlak stricte wspinaczkowy, może niektórym sprawić kłopot.

Wzdłuż fascynującej skalnej scenerii szlak prowadzi przez kwiatowy przepych. Prawie nie ma płaskich przejść. Wejście z Holzegg zajmuje około 1,5 do 2 godzin, więc to naprawdę niedługo.
    Za to widoki są genialne. Widać Jezioro Czterech Kantonów, a ze szczytu Rigi Kulm i Jezioro Zug. Panoramiczny widok na Alpy Glarner i Urner.
Było naprawdę upalnie tego dnia, więc moja mina może wydawać się troszkę nietęga.

Gr. Mythen we własnej osobie.

Kozice górskie.















Jedyny cień...





Wieszczek.

Lądowisko małego śmigłowca. Tak zaopatruje się tutejszy mały bar.





Schodząc, okazało się, że stado kozi podeszło bliżej szlaku.









Speer, Szwajcaria, Szwajcaria w Alpach Appenzell, górująca nad regionem między Jeziorem Zuryskim a Jeziorem Walenstadt, kanton St. Gallen.
Temat rekordu: 1951 m n.p.m. Najwyższy szczyt w tej grupie górskiej.

Mąż marzył o tej górze.
    Widok z tego szczytu rozciąga się od Jeziora Bodeńskiego po Schwarzwald i Jurę Neuchâtel.
    Góra ma widoczne warstwy swej budowy, co jest cechą szczególną. Jest to najwyższa góra tego typu w Europie.
    Nazwa pochodzi od kształtu góry, która przypomina grot włóczni.



















Podziemny dom.




W czerwcu przyszły upały, więc odbyliśmy tylko jedną taką wysokogórską wędrówkę. Za miesiąc będzie króciutki wpis.

6 komentarzy:

  1. Wspominałaś te podziemne domy, super pomysł, ale czy chciałabym w nich mieszkać?
    Chyba nie, za wiele ograniczeń i w pewnym wieku za daleko do lekarza, ale w wakacje, czemu nie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są normalne domy jak wszystkie, ze wszystkimi podłączeniami. Różnią się jedynie umiejscowieniem. To nie są kurne chaty czy coś takiego, że nie masz nic w środku, tylko ściany i koza.
      Akurat ten dom stał przy asfaltowej drodze do miasta, ograniczeń żadnych, to domek całoroczny.

      Usuń
  2. Bardzo ważny początek posta. Ja nie idę na szczyt nawet jeśli jest mi na tyle ciepło, duszno, że aż mi się słabo robi...nie idę, wracam, pierw odpoczywam. Na tyle źle znoszę upały, że wolę nie ryzykować.  Na tym moście wiszącym pewnie bym miała przyspieszone tętno, ale też czułabym miłą adrenalinę. :D Fajnie tak wejść na mało znaną górę, na coś, o czym niewielu wie. Uwierz, że oboje z bratem już chcemy w góry, to też poprzez moje ględzenia, po tym jak widzę nawet tylko Twoją ikonkę...zaraz jest...chcę w góry, ale no nie po drodze nam poprzez życia wyboje. Powiem Ci, że przemiło mi się czyta, że Ty marzyłaś o jakimś szczycie i razem z mężem go zdobyłaś, on marzył o innym i razem stanęliście ma szczycie, bardzo miło się to czyta. Z Tobą łatwo się zrelaksować i poczuć radość. Piękne zdjęcia, Wy, słowa, czuje się dobrze. :))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak mam, dlatego w czerwcu byliśmy raz w wysokich górach. Teraz postanowiłam coś przełamać, ale to jest proces. Przystosowuję ciało do normalnego funkcjonowania w gorąco. Na razie idzie mi dobrze, ale jeszcze nie ma takich gorączek. Stopniowo.
      Można powiedzieć, że to podejście w czerwcu będzie taką próbą. Zobaczymy.
      Miły akcent. :) Cieszę się, że tak fajnie to wszystko odbierasz. ❤️

      Usuń
  3. góry okay, ale u mnie priorytet /już to chyba wiesz/ to zwierzaki, te inne, niż człowiek... taka ekipa kozic robi wrażenie... na temat wieszczeka sobie poczytałem gdzieś tam i w sumie istotną informacją dla mnie było, że w Polsce jest ściśle prawnie chroniony... zaś co do jaszczurki, nie wnikając już o detale gatunkowe, to mam zabawne wspomnienia z przed tygodnia... to było tak: siedzę przy kompie i widzę jakieś nietypowe aktywości naszych dwojga czarnych kotów przy regale... coś musiało wniknąć do domu, bo ostatnio rutynowo drzwi są otwarte... kocicę to znudziło i w końcu poszła sobie... ale kocurniak nie odpuszczał... i wreszcie wyszło na to, że jaszczurka chwyciła go za łapkę... ja w tym powiedzonku: "złapał Kozak Tatarzyna"... w końcu kocisko strząsnęło jaszczurkę z łapki, a mnie pozostało schwytać smoka i wynieść na pole...
    ten dom w glebie... ciekawe, ale pomyślałem o sprawach bazowych, na przykład o prozaicznym pipi i kaka w tym lokum... jakby nie było, obok amć-amć i fiku-miku to jedna z bazowych ludzkich potrzeb, jak to jest tam zorganizowane?... na razie nie wiem, nie mam jakiegoś szczególnego pomysła...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest normalny dom, ma wszystkie podłączenia, prąd, wodę itd. Różnica polega na tym, że stoi na ziemi. W Szwajcarii całkiem sporo tego budują, w wioskach wysokogórskich szczególnie.

      Usuń