Czcij swego ojca i swoją matkę – brzmi 20 rozdział, werset 12 w Księdze Mojżeszowej. W ten sposób rozpoczynam temat macierzyństwa – w święto silnych kobiet ze stali.
Urodziłam się i wychowałam w niedużej rodzinie, ale z tradycjami. Mam kuzynów i kuzynki. Ciotki i pociotki. Model domu zawsze był taki: 2+ ...ileś tam. Różnie to bywało. To, że nie mam rodzeństwa, mogło wpłynąć na moje dzieciństwo, ale dalsze życie ulepiło mnie jednak ekstrawertyczną.
Dosięgnęłam niegdyś posady kierowniczej, więc ludzie widzą we mnie kogoś godnego powierzenia firmy. Jestem realistką, żeby coś utrzymać przy życiu (np. projekt), muszę zobaczyć, że to dobrze działa (nie marnuję czasu na bezowocne czynności). I niekoniecznie muszę to obserwować u siebie. Wychodzę z założenia, że trzeba się uczyć na własnych błędach, ale lepiej na cudzych. Jestem konsekwentna, jeśli ktoś mi coś powierza, dążę do utrzymania dobrej jakości lub jej polepszenia. Tak samo traktuję wyznaczone sobie cele i założenia.
Dziś temat bardzo kobiecy. Drogie mamy, pora pozrywać guziki w koszulach i pokazać dumne "S" na piersi, bo każda z Was jest SUPER!
/źródło grafiki |
Przy kim przystajesz, takim się stajesz.
Najdłuższe lata dziecko zapatruje się w swoją matkę. Nie umniejszając ojcom oczywiście, bo ich rola jest równie ważna. Jednak sumując wszystkie dni życia, swoje niepewne jeszcze kroki w poznawaniu świata – stawia przy matce.
Ci co znają zarówno mnie i moją mamę, doskonale rozpoznają cechy, które przejęłam od niej. Umiejętność zachowania zimnej krwi, umiejętność zdrowej oceny i analizy, niektóre reakcje i miny i pewnie jeszcze milion innych rzeczy, o których nie mam pojęcia.
Dziecko to taki mix ojca i matki, to nie ulega wątpliwości, ale najczęściej (choć pewnie nie zawsze) jest tak, że nowy człowiek przesiąka swoją matką nieco bardziej.
Taka kolej rzeczy, że dwoje łączy się w jedno ciało, po czym pojawia się owoc ich miłości. Ale nie zawsze w ciągu życia wszystko się zgadza. Czasami coś pójdzie nie tak, czasami otwarcie trzeba przyznać, że świat zepsuł nam głowę, zepsuł nas i świąt nie będzie.
Dorastając, nabywamy własnych cech.
Także z zewnątrz. Ponieważ za mąż wyszłam dość późno, wszystkie moje rówieśnice w międzyczasie zdążyły mnie już mocno zniechęcić do pójścia w ich ślady. (Zgodnie z zasadą "ucz się na cudzych błędach"). Miałam wrażenie, że macierzyństwo to jest jakiś kosmos. Jak upadek z drabiny, po której wspinałeś się przez kilka lat. Mocny upadek. I długie lata w gipsie, potem żmudna rekonwalescencja i tak mija lat 18 i nagle budzisz się, nadal stojąc pod drabiną, ale cieszysz się, bo przynajmniej już nie leżysz. Niemniej nie masz siły wejść nawet na jeden szczebel, więc bierzesz krzesło i zasiadasz.
Gdzieś tam więc po drodze ta myśl o potomku stała się potworem z bagien, którego należy złapać za wszarz i utopić definitywnie.
Jeśli zewsząd słyszysz narzekanie: "nie mogę" i "muszę", same ograniczenia, stacjonarność, potomek na piedestale, który regularnie skacze matce z podium na głowę, to coś jest nie tak...
Będąc już dojrzałym, widzimy sprawy troszkę inaczej.
Czy coś się zmieniło przez ostatnie lata? Wiele osób myśli o mnie schematycznie. Sugerują się tym, co wrzucam w socialmedia i JUŻ WIEDZĄ co jest dla mnie w danym czasie najważniejsze, jakie mam priorytety, cele i że mam pstro w głowie.
To co wpuszczam w socialmedia, to cząstki mojej codzienności. Piszę o rzeczach, na których się znam – ale nie oznacza to, że one są moimi priorytetami. Za to nie piszę o sferach intymnych. Tak na dobrą sprawę, czy mam dziecko? Wszak na rok zniknęłam z socialmediów, na rok też, opuściłam górskie szlaki i na rok zwinęłam moją matę treningową, więc kto wie.
A propos tego, gdy moje potencjalne dziecko założy sobie profil w Internecie, to wtedy będzie samo się pokazywać i wklejać zdjęcia. Ja tego za niego robić nie muszę. Dlatego druga kwestia – nie czaję tych profili i blogów zalepionych po brzegi zdjęciami dzieci, ale nie krytykuję, skoro dziecko jest u nich na pierwszym miejscu, jest to normalny skutek.
Tymczasem powstała jakaś niepisana zmowa matek przeciwko bezdzietnym kobietom... 😶 Krytyka czasami leje się ogromna jak Niagara.
A wiecie, że bycie Super, często dzieje się w ukryciu?
/źródło zdjęcia |
Czego uczy obserwacja innych rodzin:
Przykro mi, ale zazwyczaj wygląda to tak: same problemy, najpierw małe, potem duże. Z młodym donikąd nie pojadę, bo głośno się zachowuje. O konferencjach mogę zapomnieć na kilka lat. Tak samo o kinie. W restauracjach zawsze wiocha. O wyjazdach w góry zapomnij. W ogóle o sportowych wyjściach w ogóle zapomnij. Plany? Jakie plany? Za pięć dwunasta dziecko dostaje gorączki i już nie masz planów. Jesteś uziemiony. Masz kulę u nogi.
Frustracja, niezadowolenie z życia i patrzenie z zawiścią na innych. Scenariusz życia zostaje mocno okrojony, brak czasu na pasję, kompletne połamanie i uziemienie. Często przez to wszystko młode małżeństwa odcinają się od znajomych. A czasem tylko matki się odcinają, a mąż hula (bywa też odwrotnie).
Zbiór obserwacji pochodzi z różnych małżeństw rówieśniczych.
Po tym wszystkim miałam ochotę paść na kolana przed moją mamą.
W ogóle nie rozumiałam jak to wszystko zniosła i dożyła swych lat bez uszczerbku na zdrowiu i psychice...
O tak ją widziałam:
/źródło grafiki |
Poznałam zupełnie inny scenariusz.
Żyłam kilka lat w miejscu, w którym te wszystkie problemy nie istniały. Wdziałam wielodzietne rodziny na górskich szlakach. Widziałam tam kobiety w zaawansowanych ciążach. I już nawet abstrahując od takich aktywności: widziałam kobiety, których życie nie zmieniło się aż tak po porodzie.
Nie zmieniła się mentalność, nadal robiły to co kochały, nadal żyły z pasją i nadal nie były uziemione. Widywałam zarówno mamy-artystki jak i mamy-o umysłach ścisłych. Ciągle jak w rollercoasterze – nie zatrzymały się. Bywalczynie wielu miejsc, tak samo placów zabaw jak i fitness-clubów. Nieznudzone życiem, pełne pasji, spełnione, piękne i silne kobiety. Prawdziwie błogosławione.
Super Mamy z krwi i kości, kobiety ze stali istnieją.
/źródło grafiki |
Nie rozumiem tylko dlaczego kraje różnią się od siebie mentalnością aż tak bardzo.
Na całe szczęście istnieją wyjątki u nas w Polsce i nie tylko.
Super Mama, 2 lata starsza ode mnie:
/źródło: prywatne, FB |
Super Mama, 5 lat starsza ode mnie:
/źródło: prywatne, FB |
Dar życia został w nas złożony. Powierzono nam – kobietom, szalenie wielką odpowiedzialność – powierzono nam obce życie. Nowego człowieka, osobne stworzenie, które umarłoby bez nas w krótkim czasie. Ufne i zależne, tak jak Bóg chciałby, aby dorosły już człowiek dziecięcą miłością i ufnością Go darzył. To jest właśnie to. Bezwzględnie. Ponad wszystko inne.
1. Nie zabiega o względy żadnego z ludzi. Właściwie opinią się nie przejmuje. Na pierwszym miejscu jest opinia Boga. To Jemu ma się przypodobać.
2. Potrafi wspierać inne kobiety, nie pluje jadem zazdrości.
3. Podąża za przykazaniem Jezusa "miłuj ludzi jak ja Ciebie umiłowałem".
4. Nie wstydzi się wrażliwości (to mi czasem nie wychodzi, bo często płaczę jak bóbr i mnie to wkurza)
5. Umie wybaczyć.
6. Jest uczciwa i prawdomówna. (Przez to mam wielu wrogów. Jednak nie widzę powodów, by kłamać dla dobra sprawy, albo wyrzekać się prawdy)
7. Zna swoją wartość.
8. Spokój i zimna krew w kryzysowych sytuacjach. Bez histerii.
9. Nie knuje spisków, nie plotkuje, nie obrabia nikomu garażu.
10. Reputacja nie gra pierwszych skrzypiec w jej życiu, bo nie poci sobie mózgu od tego co o niej mówią.
🌸
Wzorem szczęścia nie jest brak problemów, ktoś kto tak myśli, nie jest jeszcze dojrzałą osobą.
Szczęście jest wtedy, kiedy czujesz, że jesteś na właściwym miejscu i wtedy gdy to, co myślisz, to, co mówisz i to, co robisz – jest ze sobą w harmonii.
To a propos ostatnich pogadanek.
Definicji szczęścia jest wiele, ale czy któraś świadczy o dojrzałości? każdy ma swój punkt widzenia, inny moment w życiu...
OdpowiedzUsuńNa pewno nie jestem kobietą ze stali i chyba nie chciałabym być, wystarczy, że bliscy wiedzą, że mogą na mnie polegać w kluczowych momentach życia, ale z zachowaniem własnej przestrzeni:-)
Świetne ujęcie tematu w Dniu Matki!
Dokładnie tak, każdy znajduje się w innym miejscu, co innego doświadczył.
UsuńDzięki. :)
faktycznie jest coś takiego, jak krytyka kobiet nie mających dzieci przez matki /znaczy: kobiety mające dzieci/, czasem nawet intensywna, aczkolwiek jest to zjawisko statystyczne, czyli nie wszystkie matki ulegają zawiści, czy stadnemu konformizmowi i nie tworzą sobie problemu z niczego... niektóre próbują krytykować selektywnie, zależnie od powodów, czy motywacji: "ona jest okay, bo coś tam, druga ona nie jest okay, bo inne coś tam"... nie zmienia to jednak kluczowej sprawy: co ich to nagle obchodzi, jak inna kobieta zarządza sobą, swoim ciałem?... już dawno minęły czasy, gdy dzietność jednostkowych kobiet była kwestą przetrwania całej grupy...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Na całe szczęście poznałam wiele szczęśliwych z powodu macierzyństwa, inaczej już chyba bym nie miała koleżanek. 🤣
UsuńPrzeżyłam macierzyństwo, choć ciężko bywało. I jestem zaprzeczeniem porzekadła o dzieciach i kłopotach. Z każdym dniem, z każdym rokiem upierdliwość macierzyństwa maleje i robi się coraz fajniej, coraz spokojniej, coraz luźniej.
OdpowiedzUsuńPozytywnie. 👍
UsuńWydaje mi się, że każda kobieta jest na swój sposób super, bez względu na to czy ma rodzinę, męża, dzieci itd. :)
OdpowiedzUsuńGorąco to mój wróg. Nie cierpię jak jest upał. A jak mam chodzić w upał gdzieś to koniec, protestuję na całego wtedy. :D
Wycieczka do USA to temat rzeka, zwłaszcza koszty robią wrażenie, sam przelot kosztuje dużo. Ale z drugiej strony jak kiedyś będzie okazja to można skorzystać.
Nie znam chyba tego bloga o Japonii. Muszę sprawdzić w wolnej chwili.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
Wcale nie będę polemizować. ;)
UsuńPróbuję oswoić tego dziada.
Może uda się zdmuchnąć kurz z mapy Ameryki. Czas pokaże.
Mówiąc w skrócie: "Jesteś super babka!" Może nie tak jak moja mama... a może jednak?
OdpowiedzUsuń