środa, 14 czerwca 2023

Nie jesteśmy niewolnikami czasu.

Przyjemnie jest spać przy otwartym oknie kiedy pada deszcz. Właściwie... nawet go nie zauważyłam, spałam tak dobrze i mocno... ten szum utulał serce, odsuwał najnikczemniejszą myśl ze świata, trzymał mnie w spokoju jak Morfeusz w swych objęciach wespół ze swoim dziadkiem Hypnosem. Ale to tylko porównania, do Grecji stąd daleko, a atrybutem jedynego boga, jaki w tej chwili mógłby pełnić czaty w drzwiach do mojej sypialni, byłaby poduszka.

No dobra, żarty o mitach na bok, choć fajnie się wymyśla.


Zbudziłam się o 5 rano czując się co najmniej doskonale. Głęboko wdychałam rześkie powietrze i jeszcze tak wędrowałam w półświadomości po sennych krainach. Takie poranki niech mi się przydarzają jak najczęściej. Kocham deszcz, jego zapach i oczyszczające właściwości.
    I tak zaczął się dzień wolny od pracy, poranek.

Miasto jak wielki ul, pełen harmidru, ludzie fruwali w różnych kierunkach. Zostawiłam samochód na ostatnim piętrze parkingu.
    Śniadanie w Costa Coffee, oni tam serwują małe posiłki, musiałam poprawić w pączkarni. 😂

Potem odpoczynek w pięknym parku blisko Urzędu Miasta, w którym miałam do załatwienia interes, ale jeszcze było sporo czasu. Dzień był upalny, do kwadratu solarny, gdzieś w powietrzu czuć było pragnienie burzy.
    Udało mi się zobaczyć z bliska pisklę łyski w tym najbardziej kolorowym stadium. Niestety nie miałam ze sobą aparatu, więc marzenie spełnione w 50%. Tak! Bo konkretnie marzyło mi się zrobić mu kilka zdjęć!


Któryś dzień pamiętam, to chyba była niedziela, wygłupy z mężem w parku. Pamiętam starszego pana, który siedział na ławce z żoną. Zaczepił nas i zaczęliśmy gadkę. O podróżach, o językach obcych, o lotach samolotowych, o relacjach. Uroczy człowiek.
    Znów zabawa selfie stick'iem. Różne tematy, bolączki do przepracowania, bo świat nie jest dobry i czasem doskwiera, ale jest w tym wszystkim życie, które porusza dobrą wibracją.




Mój domowy ogród botaniczny coraz większy. Wróciłam sobie do starszych zdjęć, gdzie z każdej tej doniczki wystawało zaledwie po kilka listków. Dziś rośnie mi piękny busz.
    Kapturnica mi w tym roku zakwitła, co przydarza mi się po raz pierwszy w życiu. Rejestruję to jako wydarzenie roku!





Kompletuję rzeczy względem tych dwóch wesel. Do jednego zestawu udało się znaleźć pasujące kolczyki. Jeszcze nie wiem do których z sześciu dziur w uszach je wsadzę. Praktycznie nigdy wszystkich nie zajmuję, więc ilość kolczyków jak najbardziej się zgadza.
    Coś z włosami zdecydowałam zrobić sama, mam taki szpargał, który powinien mi pomóc.


Na lekko życie płynie. Bo choć nie wszystkie plany pozwala mi się zrealizować, nie wszystko zawsze gra, czasami coś męczy, skupiam się na rozwiązywaniu problemów, a nie na samych problemach.
    Najważniejsza jest rozmowa, bez tego ani rusz. Być może dlatego my się z mężem w ogóle nie kłócimy, być może dlatego każdy szef miał zawsze do mnie zaufanie, bo buduję nie tylko partnerstwo, ale i jakąś relację, w mniejszym bądź większym stopniu zażyłą, wszystko zależy od ludzi.
    Rozmowa przede wszystkim, prosto z mostu i od razu, nie czekać, nie dusić nic w sobie. I wtedy pomimo tych problemów, dostrzegamy, że są jeszcze inne rzeczy, prawdopodobnie dużo ważniejsze niż te komplikacje. Pamiętajmy zawsze, że radość z małych rzeczy to żaden frazes. To jest zdrowe postrzeganie, zdrowsze od uciekania w te dobre i piękne sprawy, bo takie coś można długo ciągnąć, ale kłopoty są jak diabeł na gumowej smyczy. My możemy go odrzucać, ale guma się w końcu tak napnie, że diabeł wróci i walnie nas z pełnym impetem tej smyczy. Nie warto na nic czekać. Ale zawsze warto cieszyć się małymi rzeczami – gdzieś pomiędzy tym wszystkim.

Koszula z szafy wyciągnięta, dziś randka z mężem. Takie rzeczy się nie nudzą.
    Nie jesteśmy niewolnikami czasu – pamiętajmy o tym. Mimo pozornie krótkiego dnia, mimo pracy na 8, czasem na 12 godzin i w pełnym etacie, można żyć i można dostrzegać to co w tym życiu cenne. I delektować się tym.

18 komentarzy:

  1. kolczyk nosiłem kiedyś jeden, dość dawno temu, ale uprawiając sport mocno kontaktowy przestało to być bezpieczne, więc dałem sobie z tym spokój, a po dziurze w uchu prawie śladu już nie ma... a moje chęci modyfikacji ciała zmieniły obiekt zainteresowania: z piercingu na tatuaże, bezpieczne w każdym kontaktowym sporcie, tylko co najwyżej trochę upierdliwe w pierwszej fazie do chwili zagojenia się, bo trzeba unikać potliwych czynności, co niekoniecznie musi być takie łatwe, na szczęście to tylko kilka dni...
    zrobiłem podsumowanie swoich kłótni ze swoimi kolejnymi kobietami /chodzi o związki, te bardziej na poważnie/ i zauważyłem tendencję wyraźnie spadkową... z obecną pokłóciliśmy się tylko raz, dawno temu i nawet nie pamiętamy, o co nam poszło... co może świadczyć o postępach w pracy nad własną niekłótliwością i coraz lepszych relacjach z własną Intuicją, która ma u mnie dużo do powiedzenia w temacie doboru tych kobiet... tylko żeby nie było: to nigdy nie były jakieś ostre draki, a wszystkie moje związki były udane, obecny też zresztą jest... no, może poza tym pierwszym, tu jest kwestia raczej do dyskusji :)
    fajnie mi się śpi przy deszczu, ale moje obecne uwarunkowania domowe w temacie akustyki są takie, że wcale tych deszczy nie słychać, tak więc tą frajdę miewam tylko na wyjazdach...
    lękowy szef to masakra, jak nie umie zaufać ludziom, którymi dyryguje, to co on w ogóle robi na tym stanowisku?... to nie jest szef, tylko jakiś nadzorca siły roboczej, a jak wiadomo, z niewolnika nie ma jak zrobić dobrego pracownika...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam kiedyś kolczyk w języku, ale wyjęłam po pięciu latach, a dzisiaj żałuję. Ale nie chce mi się przebujać drugi raz.
      Myślałam kiedyś o tatuażu, ale w zasadzie każdy pomysł na wzór staje się po jakimś czasie nieaktualny, a to jednak decyzja raz na zawsze. W sumie też nie umiem sobie odpowiedzieć na pytanie, po co mi on. O_O
      Tak, pracowałam kiedyś z lękowymi szefami, to były bardzo trudne współprace, rzeczywiście taki brak zaufania tworzył sobie wrogów i niewolników.

      Usuń
    2. jakoś nie miałem okoliczności z panią z kolczykiem na języku... a generalnie, to u pań lubię asymetrię kolczykową, czyli np. w nosie tak, ale z boku, w przegrodzie już nie bardzo...
      zawsze powtarzam, że każdy tatuaż trzeba przemyśleć, ale sam nigdy tego nie robiłem i wszystkie robiłem na spontan, ale być może świadczy to moim oświeceniu?... w sumie tylko nad jednym myślałem trochę, ale to bardziej chodziło o koncepcję artystyczną, czyli nie o pytanie "czy?", tylko "jak?", w końcu została wypracowana podczas dyskusji z moim tatoo-masterem... za to dwa tatuaże powstały jako cover up-y, żeby przykryć stare, które uznałem za prymitywne i wręcz obciachowe... z dawnych czasów zostawiłem sobie tylko jeden, został wkomponowany w całą koncepcję w stylu "rękaw"... też przy współpracy wspomnianego mistrza, bo był też znakomitym grafikiem - artystą... w końcu przyszła pora na akt zaufania, czyli zrobienie pleców... zajęło to osiem sesji, trwających ok. 3 godzin każda wliczając w to przerwę na papierosa... dłużej nie można było, bo ja już się czułem umęczony, a jemu zaczynała się sypać koncentracja i potrzebował co najmniej godzinnej przerwy do kolejnego klienta... za to przy robieniu tych pleców potrafiłem zasypiać siedząc na krześle "na odwrót", bo mimo, że dużo gadaliśmy, a z kompa grało radio: streamin' metalowy, to monotonne bzyczenie maszynki okazywało się znakomitym nasenniakiem...

      Usuń
  2. Ja też kocham odgłos deszczu - zwłaszcza, gdy nie muszę wychodzić. Śpi się przy nim znakomicie. Ale ulubionym moim żywiołem meteorologicznym jest wiatr. Uważam, że ma w sobie coś boskiego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od dziecka kocham wiatr. Miałam nawet kiedyś takie zabawy, że rozmawiałam z wiatrem. Fascynuje mnie do dzisiaj, zarówno w formie spektakularnego fenu (kolorystycznie zwłaszcza, bo pięknie malował niebo), jak i przeżytych w sumie kilku już orkanów, ale najbardziej chciałabym zobaczyć tornado. Wiem, że to mało mądre ani bezpieczne, ale kręci mnie ten widok.

      Usuń
  3. Lubię deszcz w ciepłe dni i słodkie lenistwo:-)
    Rośliny wdzięczne za opiekę, pięknie rosną.
    Randki z mężem jak najczęściej, w terenie najlepiej się gada lub razem milczy...
    Nie mam przebitych uszu, nosiłam kiedyś klipsy, teraz już chyba nie zrobię miejsca na kolczyki.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię każdy deszcz chyba. I nie robię sobie z niego przeszkody, trzeba się dobrze ubrać i normalnie działać poza domem. Bardzo lubię jogging w deszczu.
      Miałam kiedyś kolczyk w języku.

      Usuń
  4. Witam serdecznie ♡
    Hmm lubię deszcz, zwłaszcza nocą, tak jak piszesz, spać przy otwartym oknie, delektować się tym szumem, oddychać tym powietrzem... to jest dopiero coś :) Ja mam w uszach tylko dwie dziurki. Całe szczęście, że rodzice przebili mi je jak byłam malutka, bo tak kocham igły, że sama nie zdecydowałabym się na przekłucie :D A kolczyki uwielbiam. Randka z mężem- to jest to! :) Ja z moim też, od czasu do czasu, takie robimy ;)
    Pozdrawiam cieplutko ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie mało w tym delektowania się, bo jak już śpię, to po prostu śpię, ale za to rano budzę się jak nowonarodzona. :)
      Po jednej dziurce przebili mi u kosmetyczki, rodzice mnie zaprowadzili. Byłam w wieku początkowego nauczania.
      Na następne dziury nakręciłam się po skończeniu 20 lat. Chodziłam już sama do salonu piercing'owego. Raz przebiłam sobie język, potem drugi raz byłam po dodatkowe dziury w uszach.
      My dosyć często randkujemy. :)

      Usuń
  5. Lubię odgłos deszczu i burzy. Rzeczywiście ma w sobie coś kojącego. Jednak nie lubię moknąć, więc nocne opady preferuję najbardziej 😉.
    Masz piękną dżunglę. Nasze roślinki bardzo zmarniały, odkąd mamy koty. Większość dużych Michał zabrał na uczelnię, bo skubańce po nich skakały 🙃!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Burzy dawno nie słyszałam, w tym sezonie ciągle omija Łódź.
      Dobre ciuchy żeby nie moknąć, to podstawa. ;)
      Jak miałam kota, nie miałam zbyt wielu roślin, tylko takie podstawowe. Żadna egzotyka nie wchodziła w grę, bo natychmiast była równania z ziemią, a kaktusy zrzucał z parapetu. Jednak wybieram dżunglę, kota nie chcę mieć drugi raz. :)

      Usuń
  6. Hi lovely post Jael.. I enjoyed reading this post and watching pictures

    OdpowiedzUsuń
  7. Na szczęście należę do osób, które potrafią się cieszyć z drobnych rzeczy, przyjemności :).

    Też jestem zdecydowanie za komunikacją międzyludzką. Niestety, niektóre osoby są na nią bardzo oporne...

    Mam nadzieję, że randka z mężem się udała :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I w dodatku niektóre oporne osoby przerzucają swój problem na innych w postaci opowiadania jak to (np. ja) jestem niekomunikatywna. ;)

      Owszem, nie pierwsza i nie ostatnia randka, ta nawet z prezentem. :)

      Usuń
  8. Najbardziej lubię deszcz jak jestem w domu już. Burzy nie lubię właściwie w żadnym miejscu.

    :) Dzięki za życzenia urodzinowe. Czyli wiekowo nie ma wielkiej różnicy między nami.

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Deszcz przynosi mi natchnienie, kiedy jestem w domu, lubię właśnie wtedy pisać. A burze mnie inspirują z kolei do fotografii. :)

      Nie, nie ma między nami wielkiej różnicy. A pamiętasz co Ci napisałam, jak się dowiedziałam ile masz lat? (To chyba było rok temu) Że po Twoich tekstach zgadywałam, że jesteś dużo starszy, ponieważ bardzo dojrzale się wypowiadasz. W słowach tkwi dusza i to nie ma nic wspólnego z wiekiem ciała.

      Usuń