poniedziałek, 24 lipca 2023

O co chodzi z drugą śmiercią, zagrzewanie żołnierzy i czym w zasadzie odróżnia się chrześcijaństwo? – apokaliptyczne tipy c.d.

Minęło wiele dni od czasu kiedy kontynuowałam z potrzeby wewnętrznej, swoje prywatne studium Księgi Objawienia. Chcę ją zrozumieć i krok po kroku poszukuję odpowiedzi na wiele pytań.
    Czego już zdołałam się nauczyć ogólnie z Pisma? Jeśli urodziłeś się raz, umrzesz dwa razy; ALE jeśli urodziłeś się dwukrotnie, umrzesz tylko raz.
    Co to znaczy "dwukrotnie? Pierwsze narodziny są z matki, a drugie z góry, z Ojca (nawrócenie), tzw. "narodzenie się na nowo". Tych, którzy nie narodzili się na nowo, czeka to, co Księga Objawienia nazywa właśnie "drugą śmiercią".
    Lecz jeśli oprócz narodzin fizycznych przeżyjesz także narodziny duchowe – umrzesz tylko raz. Jak wszyscy ludzie od czasów Adama, naśladowcy Chrystusa również umierają, ale nie doświadczą drugiej śmierci, czyli wiecznego oddzielenia od Boga.

Błogosławiony i święty ten, kto ma udział w pierwszym zmartwychwstaniu. Nad nimi druga śmierć nie ma władzy, lecz będą kapłanami Boga i Chrystusa i będą z nim królować tysiąc lat.

– Księga Objawienia 20:6

Żeby zrozumieć kwestię drugiej śmierci, trzeba najpierw przyjąć, że nastąpi fizyczne zmartwychwstanie. Wtedy możliwość drugiej śmierci nabiera sensu, bo przecież żeby ponownie umrzeć, trzeba ponownie żyć.
    Zatem → w Chwili powrotu Chrystusa na ziemię wszyscy ludzie, bez względu na wiarę czy też to, jacy byli (dobrzy czy źli), absolutnie wszyscy – ożyją.
    A co zrobić, żeby drugi raz nie umrzeć? Właściwie odpowiedź została podana już we wstępie.

Dola chrześcijanina nie jest łatwa, nie wystarczy po prostu ochrzcić się i żyć sobie spokojnie. Księga Objawienia przypomina nam, że niosąc światu przesłanie o Bogu, możemy spodziewać się przeciwności i ucisku. Ucisk to sprzeciw ze strony świata i jest on rezultatem naszego udziału w Królestwie. To trochę tak jakbyśmy nie pasowali do otoczenia i ono chce nas wykluczyć.
    Księga Objawienia ma za zadanie rozniecić nadzieję – mimo wszystko – wzbudzić odwagę, wezwać do lojalności, wierności i wytrwałości. W tych czasach to nierzadko heroizm, choć w naszym kraju może to oznaczać tylko ogólną nieakceptację, hejt. Wydaje się że to nic strasznego, ale trzeba spojrzeć na inne kraje, gdzie głoszenie Chrystusa gasi się zgodnym z prawem - linczem (słownikowo kończącym się śmiercią).
    I teraz warto się zastanowić, bo jeżeli myślisz, że nie warto się tak poświęcać dla wiary, to czy niewierzący mieliby po co walczyć, jeżeli mielibyśmy zakładać, że Chrystus jest fikcją jak wielu ateistów zakłada? Czy faktycznie miałby sens zbrojny atak na chrześcijan, gdyby Bóg był wymyślony? A jednak to robią. Myślę, że gołym okiem widać powagę sprawy.
    Dlaczego księga ta przestrzega aby nie ustać, nie zaprzeć się wiary, trzymać się mocno i pozostać wiernym? Bo świat miesza w głowie. Dziś to zwykły hejt, a jutro możesz stanąć na końcu lufy karabinu. Księga Objawienia jest ostrzeżeniem, ale jest również słowem zagrzewającym żołnierzy Pana.

Już od ogrodu Eden szatan jest zabójcą. Jego specjalnością jest zwodzenie. Osiąga swoje cele nadając kłamstwu pozory prawdy, a złu pozory dobra. Dlatego w tej księdze Jan ostrzega byśmy nie przyjmowali bezkrytycznie wszystkiego, co słyszymy (nawet w Kościele). Trzeba uważnie nasłuchiwać syczenia węża...
    Diabeł nigdy nikomu nie dałby eliksiru z etykietą "trucizna", bo wtedy nikt go nie wypije. Jego przebiegłość polega na tym, że wsypuje szczyptę strychniny do wysokiej szklanki z zimnym, odświeżającym piwem i zapewnia, że to ci nie zaszkodzi. Powie tak samo jak Ewie: "Na pewno nie umrzecie(...), otworzą się wam oczy i będziecie jak Bóg, znający dobro i zło".
    Szatan przychodzi w różnych przebraniach i każde jest atrakcyjne. Nigdy nie ukaże się z rogami i widłami w ręce. Będzie wyglądał tak, by wydać się pięknym swej kolejnej ofierze.
    W pismach Jana możemy przeczytać, że dotyka on takich dziedzin jak polityka, kaznodziejstwo i zasady. Kiedy wkracza szatan, polityka schodzi na psy, kaznodziejstwo zaczyna błądzić, a wszelkie zasady upadają. (Brzmi znajomo?)
    Jeśli w mroku nocy sposób myślenia tego świata wyda nam się atrakcyjny, włączmy światło i rozejrzyjmy się wokół. Świat może zarzucać nam "wiktoriańską moralność" i wyśmiewać się, że trwamy przy prawdach absolutnych, podczas gdy intelektualiści odrzucili je już dawno temu.

W jaki sposób można odróżnić chrześcijan od ludzi tego świata? Nie po jakichś elektronicznych wynalazkach, lecz po tym, że myślą inaczej. Chrześcijanie są "myśli Chrystusowej". Idą do świata nie po to aby im służono, ale aby służyć – i ta idea jest przeciwna sposobowi myślenia świata.

Kto bowiem poznał umysł Pana? Kto go będzie pouczał? Ale my mamy umysł Chrystusa.

– I List do Koryntian 2:16

Każda forma chrześcijaństwa, która będzie stawiać niskie wymagania (praktyki religijne, odpusty, co tylko sobie wybierzesz), zyska aprobatę zwodziciela. On nie chce wytyczać jasnych granic. Woli, aby wszystko brzmiało rozsądnie i było bardziej eklektyczne.
    Blady, łagodny Galilejczyk wzbudza mniejszy niepokój niż Chrystus, którego opisuje Księga Objawienia, a chrześcijanie naznaczeni są niezłomnością i ta właśnie cecha pieczętuje ich przyszłość.

Ważnym czynnikiem odróżniającym chrześcijaństwo od wszystkich systemów religijnych istniejących na świecie jest poselstwo przebaczania, zawarte w postawie ofiarnej Bożej miłości. Nie można być uczniem Jezusa, jeśli nosi się w sercu nieprzebaczenie. Żaden człowiek bez odpuszczania przewinień ludziom, nie może nazywać siebie chrześcijaninem. Jeśli ktoś sam siebie określa mianem chrześcijanina (z uwagi na intelektualnie akceptowalną doktrynę), lecz trwale odmawia drugiemu przebaczenia, to w istocie nie jest uczniem Jezusa, a jego "chrześcijaństwo" jest jedynie zwodniczą fasadą imitującą prawdziwe uczniostwo.

22 komentarze:

  1. gdybym Cię /tego fragmentu, który poznałem/ nie zdążył polubić, to bym sobie tego posta odpuścił po całości... nie mój trip, mam lepsze zajęcia dla umysłu, niż czytanie jakichś nawiedzonych bajd... ale w tym przypadku ponowiłem lekturę, bardziej uważnie, bez nastawienia, że to "bajda"... choć znowu wyszło, że "nie mój trip", to niemniej jednak...
    manii prześladowczej wbudowanej w chrześcijaństwo (dowolnego sortu) nie skomentuję, ona po prostu jest i szczerze mówiąc nie chce mi się wpuszczać w pyskówkę w stylu "kto kogo bardziej prześladuje?", "podaj dane, podaj ich źródła!" i takie tam inne chwyty, szkoda czasu na to...
    natomiast odkłammy może to zdanie:
    "Ważnym czynnikiem odróżniającym chrześcijaństwo od wszystkich systemów religijnych istniejących na świecie jest poselstwo przebaczania"...
    gdybyś napisała "istniejących w Europie", czy też w ogólnie rozumianym kręgu "kultury europejskiej", to w ogóle nie byłoby o czym gadać... ale "na świecie"?... to jest po prostu nieprawda... już kilka wieków wcześniej przed zaistnieniem Jezusa /nie wnikajmy w kwestię jego faktycznego istnienia/ inni ludzie, w innym rejonie świata wpadli na podobny pomysł, do tej pory za nim agitują i jest ich sporo, np:
    https://youtu.be/rC8n1kPPxGM
    żeby nie było, to ja mam swoje indywidualne podejście do kwestii wybaczania, czy przebaczania, absolutnie nie utożsamiam się z tym, co opowiada ten wujek na ekranie, chciałem tylko coś uściślić...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To normalne i naturalne, że czasem tekst nie odpala. To jak z książką, którą męczymy jakiś czas, ale w końcu dajemy sobie spokój, nawet jeśli wcześniejsze pozycje tego autora były ciekawe.
      Ale cieszę się, że piszesz.
      Nie znam serc tych ludzi, to tam tkwi sedno. Buddyzm nie jest taki jasny i wspaniały jak go malują, ale nie chcę stawać w całkowitej opozycji, w większości przypadków ludzie dobrze na tym wychodzą, lecz tylko do pewnego czasu. Ogólnie filozofie mają swoje limity dobroczynności w życiu danego człowieka.

      Usuń
    2. podoba mi się Twoje rozmawianie z ludźmi...
      po prostu... ale może do tematu:
      bo buddyzm nie jest wspaniały... dawne nieustanne wzajemne rzeźnie w Japonii, czy też afera ze schroniskiem dla tygrysów w Tajlandii /jeśli nie znasz sprawy, to zapytaj, chętnie opowiem/, autorytarny system w Birmie, etc... i to całe pitolenie o altruizmie, które mnie akurat odrzuca... nie tak miało być w zamyśle Buddhy, jeśli miał w ogóle jakiś zamysł... podobno bardzo nie chciał, żeby z jego nauk robić religię, ale naga małpa to naga małpa, niewiele z tym można zrobić...
      w sumie każdy światopogląd, a co za tym idzie jakiś "sposób na życie", Twój lub mój, jest super, ale istotne jest tylko to, co nim i z nim robimy...

      Usuń
    3. p.s. mnie generalnie jest po drodze z pewnymi tezami niejakiego Siddarthy, ksywa Buddha, na przykład o istnieniu cierpienia i przyczynach cierpienia, ale ta cała reszta, ta pierdologia, którą potem skonstruowano i Białasy dwa wieki temu nazwały "buddyzmem" już mi nie pasuje, szalenie wybiórczo podchodzę do tematu...
      ...
      a wracając do przebaczania i wybaczania:
      odkryłem kiedyś coś takiego, że osobom bliskim pewne rzeczy wybaczamy od ręki, a obcym raczej trudno nam je wybaczyć, ale z z drugiej strony z kolei są rzeczy, które odpuszczamy obcym, ale bliskim nigdy, a przynajmniej jest to bardzo trudne i w efekcie przestają być bliscy...
      masz podobnie, czy to tylko taka moja cecha osobnicza?...
      ...
      co do czytania Twoich tekstów... w "Desideracie" jest takie zalecenie, że warto posłuchać czasem nawet idioty, bo może się okazać, że wcale nie jest idiotą... sprawdziłem to zalecenie i faktycznie działa... mnie wyszło, że idiotką NIE jesteś na pewno, więc czytuję także te Twoje teksty, których temat kompletnie mnie nie grzeje...

      Usuń
    4. Możesz mi opowiedzieć o tej aferze z tygrysami, bo nie znam tematu, a zaciekawił mnie.
      ...
      Kiedyś tak miałam. Dokładnie tak. Do tego dochodziło "wybaczam ci, ale pamiętam ci", czyli tak naprawdę hodowałam urazy a nie przebaczałam. Coś się jednak po drodze zmieniło. Kiedyś bardzo weryfikowałam znajomych i rodzinę, teraz weryfikują się sami.
      ...
      Dobrze wiedzieć, podobno najtrafniejsze diagnozy odbijają się w cudzych oczach. ;]

      Usuń
    5. The Tiger Temple na początku było klasztorem buddyjskim, który prowadził schronisko dla osieroconych tygrysiątek... koty tam sobie żyły spokojnie, niektóre szykowano do introdukcji z powrotem do swojego środowiska, a ponieważ utrzymanie tygrysa kosztuje, więc ośrodek stał się atrakcją turystyczną zarabiającą na odwiedzających... mogli sobie zwiedzić obiekt, a przy okazji mieć bliski, bezpośredni kontakt z tym pięknymi kotami... były szalenie łagodne, więc powstały plotki, że są otępiane przy pomocy opium lub innych środków... tego jednak nigdy nie udowodniono, za to różni dziennikarze śledczy odkryli, że to schronisko jest de fakto "fabryką", pseudo hodowlą tygrysów uśmiercanych w młodym wieku, aby pozyskiwać z nich różne narządy stosowane w chińskiej medycynie... sprawą zainteresowała się policja, ich interwencja wszystko potwierdziła... znaleziono między innymi chłodnię ze zwłokami tych tygrysów przeznaczonymi do dalszej obróbki... sprawa się zrobiła rozwojowa, przy okazji wylazły powiązania z gangami zajmującymi się handlem narkotykami /innymi, niż alkohol/, a także bronią... klasztor okazał się być sprawnie działającą organizacją gangsterską zarządzaną przez sprytnych mnichów... przykrywka buddyzmu jako pokojowej, humanitarnej religii znakomicie działała...do czasu... klasztor działa do tej pory, już jako normalny klasztor, ale nie ma tam już tygrysow, ani turystów, a śledztwo w całej sprawie nie jest jeszcze definitywnie zamknięte... koty trafiły do państwowych rezerwatów, a te nie rokujące udanej introdukcji do ogrodów zoologicznych, wiele już nie żyje z przyczyn naturalnych, bo jakby nie bylo trochę lat już upłynęło od tamtego czasu...nie tylko zresztą tygrysy, bo mnisi oprócz sprowadzania mięsa dla tygrysów miała wlsne hododle zwierząt służących za pokarm dla nich... policja tajlandzka ma cały obiekt na oku po dziś dzien... czy ktoś poszedł siedzieć z kierownictwa gangu, tych danych nigdy nie ujawniono..

      Usuń
  2. Widzisz, piszesz na tematy religijne w ten sposób, że gdyby od początku tak mnie uczono czy tak ze mną rozmawiano, może byłabym dziś w zupełnie innym miejscu niż jestem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby mnie w ten sposób uczono, to nie marnowałabym czasu na boskie częstochowskie, ani kasy na obrządki religijne.

      Usuń
    2. Ale przetrwałaś, a ja za długo byłam katoliczka, żeby pozostać przy wierze...

      Usuń
    3. Nie ma czegoś takiego jak "za długo byłam katoliczką". W momencie kiedy mama powiedziała mi o Bogu (prawdopodobnie żebym wiedziała o co chodzi, jak na religię pójdę), to już zostałam dostosowywana do religii katolickiej. Od samego początku mówiono mi, że to jedyna słuszna wiara i wzięłam to na pałę. Praktykowałam od dziecka aż do dwudziestego któregoś, ósmego chyba, roku życia.

      Usuń
  3. Myślę, że przemoc nie zależy od tego od tego, czy ktoś sprzeciwia się Bogu czy wierzącym w niego. Przemoc po prostu istnieje, bo ludzie maja to we krwi, w naturze, czy jak to nazwać.
    Dwukrotne narodziny i jedna śmierć, a co dalej, po zmartwychwstaniu?
    Piszesz o przebaczeniu, a co z życiem wedle nauk Jezusa? Wielu chrześcijan żyje jak chce, choć uważają siebie za pobożnych.
    Przebaczanie... a jak się ma do tego słynne "oko za oko"?
    Nie podoba mi się także używanie sformułowań typu żołnierze Pana, byli już tacy żołnierze, co zmuszali do przyjęcia chrztu mieczem i torturami.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemoc jest. To nie ulega wątpliwości. Akurat pisałam o tym mając w domyśle konkretne sceny z kart historii, oraz obecne lincze w niektórych krajach (akty religijne).

      Człowiek nie miał zła we krwi i w naturze. Człowiek połasił się na to, by poznać jak to jest. I polubił to.
      Dalej po zmartwychwstaniu nowe życie. Wedle biblijnej wiary ten świat będzie miał kres. Zostanie zaorany (lubię tak to nazwać) i postawiony na nowo. I śmierci nie będzie. Wyobrażasz sobie żyć wiecznie w zdrowym, ładnym i poukładanym świecie bez zła i chorób? Bez starzenia się? W nowym i młodym ciele? Wiem, brzmi jak fikcja literacka, ale w taką przyszłość wierzymy.

      (...)Piszesz o przebaczeniu, a co z życiem wedle nauk Jezusa? Wielu chrześcijan żyje jak chce, choć uważają siebie za pobożnych.(...) – odpowiedź padła pod koniec wpisu – (...)Jeśli ktoś sam siebie określa mianem chrześcijanina (z uwagi na intelektualnie akceptowalną doktrynę), lecz trwale odmawia drugiemu przebaczenia, to w istocie nie jest uczniem Jezusa, a jego "chrześcijaństwo" jest jedynie zwodniczą fasadą imitującą prawdziwe uczniostwo.(...)

      Słynne "oko za oko" wg Biblii wyglądała trochę inaczej. Zasada hammurabiego: „oko za oko, ząb za ząb”, rzeczywiście znajduje się w Starym Testamencie, w Księdze Kapłańskiej 24,17-21. Przeznaczona jednak była dla sędziów, aby nie wymierzali zbyt surowej kary. W czasach Jezusa nagminnie interpretowano tę zasadę jako prawo każdego człowieka do osobistej zemsty i odwetu. Zasada „oko za oko” nie upoważniała też do dokonywania samosądu.
      Poza tym: była to zasada dla sądów panujących w tamtym czasie. Dzisiaj prawo już nie obowiązuje. Zostało zniesione z chwilą ofiarnej śmierci Jezusa.
      Jezus doskonale wiedział, że niektórzy błędnie rozumieli zasadę „oko za oko”. Dlatego sprostował ich pogląd, mówiąc: „Słyszeliście, że powiedziano: ‚Oko za oko i ząb za ząb’. Lecz ja wam mówię: Nie sprzeciwiajcie się złemu, ale jeśli ktoś uderzy cię w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. (Mateusza 5:38)

      Tamci to nie byli chrześcijanie. Oni się podawali za chrześcijan. Tak, wiem, historia przedstawia inny obraz, ale trzeba samemu pogrzebać, żeby na to wpaść. Jestem akurat takim typem, który nie bierze niczego za prawdę od razu od tak, tylko dlatego, że większość coś opowiada w taki sposób, lecz sama szukam i drążę temat.

      Usuń
    2. kiedyś poznałem to zalecenie o "nadstawianiu drugiego policzka" i choć w dosłownym brzmieniu jest ono dla mnie nie do przyjęcia, to próbowałem doszukać się w nim jakiegoś sensu... no, i wyszło mi, że chodzi o nie tworzenie sobie problemu z jakichś drobnych przykrości, które czasem doznajemy od innych, przypadkiem, czy też z premedytacją... i na przykład olewamy, gdy ktoś nas potrąci na ulicy, ignorujemy pijaczka, który nas zaczepił na ulicy, my odmówiliśmy mu datku, a on nam wtedy urąga... przykładów sytuacji, którymi nie co się przejmować można przytoczyć mnóstwo... generalnie chodzi o higienę psychiczną, o nie przejmowanie się takimi detalami... rzecz jasna pojęcia nie mam, czy ta interpretacja jest prawidłowa, ale nie jestem wyznawcą nauk Jezusa, więc temat traktuję zupełnie niezobowiązująco, dla czystego sportu, jak rozrywkę intelektualną...
      ...
      tak w ogóle, to z dwóch przeciwstawnych zasad "nie rób drugiemu co tobie niemiłe" i "czyń drugiemu jak on tobie", które są narzędziami pedagogizowania innych ludzi, żadna nie działa w całości, żadna nie jest uniwersalna, a do nas należy wyczucie i wymyślenie, która w danym momencie może być skuteczna...

      Usuń
    3. @Jael,
      wedle tego, co piszesz, chrześcijan jest obecnie bardzo mało...
      jotka

      Usuń
    4. Statystyki, Jotko, to jedno. Nie sugeruję się z nimi. Kościołów chrześcijańskich tego typu jest bardzo dużo na całym świecie, ale nie umiem podać Ci liczby osób.


      PKanalio, z tym olewaniem po potrąceniu nas na ulicy, byłabym jednak ostrożna. Nie chodzi o to, by być całe życie przegrywem i ofiarą, ani tym bardziej bezemocjonalną amebą. Oczywiście, że mamy uczucia, czasem ktoś nas wkurzy, ale nie robimy mu pod górę, nie mścimy się, czy w pracy nie kablujemy szefowi.
      Zresztą była taka akcja w Biblii, że ludzie zrobili jarmark w świątyni i Jezus ukręcił rózgę i wypieprzył wszystkich stamtąd, lejąc ich i stoły im wywracając. Wszystko ma swoje granice. ;)

      Usuń
    5. mnie "nadstawianie drugiego policzka" skojarzyło się jeszcze, tak trochę żartobliwie, z filmem "Krwawy sport", tam jest taka scena walki, gdy główny bohater wkręca przeciwnika w taką grę, podczas której obaj nadstawiają sobie boki do kopania w ramach popisów "zobacz, jaki jestem twardziel" i gdy ten przeciwnik skupia się do reszty, wręcz transowo na tej zabawie, nie zauważa, że nagle z drugiej strony powala go nokautujący spinnig kick :)

      Usuń
    6. Teraz przypomniały mi się zawody z policzkowania. 🤣

      Usuń
  4. Skomplikowane to dla mnie dość. Ale jednocześnie można sobie pomyśleć na spokojnie nad tematem.

    To w poprzednim mieszkaniu bardziej na klatce schodowej było czuć co kto gotuje. A tu wiedza prosto do wentylacji. :)

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie wydaje mi się, skomplikowana to jest matematyka na stopniu uniwersyteckim. ;)

      Usuń
  5. Ciekawe jak się to ma do mojego doświadczenia i przeświadczenia, że umarłem w 2012 roku. Natomiast to było przyczyną raczej moich zaburzeń zdrowotnych. Natomiast bardziej narodziłem się na nowo w miłości do ludzi i Boga, ale na pewno nie po Chrześcijańsku.

    OdpowiedzUsuń