środa, 6 września 2023

Apokalipsa na prosty rozum.

Czasami tak się zastanawiam, wynotowując co ważniejsze elementy z Objawienia Jana, co właściwie powinnam zawrzeć w takim wpisie. Zajęłam się tym z potrzeby, lubię tę księgę i interesuje mnie dobra znajomość tych zapowiedzi, ponieważ poszczególne proroctwa spełniają się za mojego życia, co pozwala mi twierdzić, że może, być może dożyję końca świata; ale co innego wyciągam z niej dla siebie, a co innego wyciągam na światło dzienne, bo nie jest łatwo przełożyć pewne jej elementy na współczesny tok myślenia, zwłaszcza, że większość moich czytelników nie zna Pisma Św., a nawet część z Was ma albo mgliste pojęcie o sensie jej istnienia, albo nawet krytyczne.
    Staram się, by ten blog opierał się o życie, by pokazywał pewne różnice w życiu codziennym chrześcijanina i rzucał światło na to, co do tej pory okrywał cień, krótko mówiąc opowiedzieć jak rozumiem to czy tamto, a przede wszystkim ściągnąć z Boga całą tę metkę przypiętą przez powszechny w Polsce Kościół. I to wcale nie jest proste zadanie.
    Możesz mieć przyjaciela i bardzo dobrze go znać, poważać, uznawać za wartościowego człowieka, podczas gdy inni uważają, że jest gburem, ważniakiem i nie rozumieją gdzie Ty widzisz te jego dobre cechy. I to jest trudne, bo czegoś tam w życiu z nim doświadczyli (albo właśnie nie doświadczyli), a Ty już niejedną beczkę soli z nim zjadłeś i wciąż się zastanawiasz dlaczego tak jest.
    Ale powoli, może najlepiej mówić ogólnie o byciu chrześcijaninem, niżeli o samym Bogu. Choć w tym temacie jest on nieodzowny.


Chrześcijanin przygotowuje się do wieczności. Można tak powiedzieć w konwencji życia, które maluje inny obraz na tle świata. W pełnej świadomości chrześcijanin oczekuje tzw. Dnia Pana, określającego moment, w którym Bóg przestaje pozwalać człowiekowi na syf jakiego narobił do tej pory i odbiera mu możliwość kontynuowania tego projektu.
    Bóg kiedyś poddał nam ziemię pod władanie, dał wolną wolę i do dziś pozwala nam na nasze rządy i decyzje. Z dniem, z którym na ziemię wstąpiły śmierć i grzech, bo człowiekowi zachciało się zostać bogiem i trochę zafiksował, Bóg określił datę sobie tylko znaną, w której przyjdzie i powie "dosyć!"
    Chrześcijanie tego wyczekują, ponieważ oznacza to dla nich nowy początek, czas, w którym śmierć zostanie zlikwidowana i czas na założenie nowego świata bez tego całego syfu. Przede wszystkim oznacza to życie wieczne w nowym ciele fizycznym, którego prekursorem jest Jezus. On żyje i ma się dobrze, nie starzeje się i nie umiera. Wzorem Jego mamy żyć dzisiaj, wzorem Jego mamy zmartwychwstać potem.
    Dzień Pana jest dla chrześcijanina czymś wyczekanym i oznacza dzień zachwytu. Po postu tego dnia każdy chrześcijanin będzie zachwycony tym co zobaczy. Gorzej dla tych, którzy mają Boga w nienawiści. Bo w nowym świecie nie będzie już miejsca na fochy. Zaś wielu zobaczy i uwierzy, niektórzy tak muszą, więc nie jest tak, że wybije godzina i dobranoc. Bóg chciałby wszystkich do siebie zabrać, do nowego fizycznego domu, ale rąk im nie powykręca. Dziś mają sobie Boga za nic i bawią się w te swoje wojenki, biznesowe przepychanki, polityczne gierki, to jedna ze sfer, która jest powszechnie na językach i w sumie nie ma się co dziwić. Zła jest o wiele więcej, ale zostawmy ten temat.
    Jeśli pytacie co z nimi: pójdzie swój do swego, nikt nikogo na siłę, tam gdzie nie chce, nie zabierze. Także luzik, każdy będzie miał to, w co uwierzył. Przypuszczam jednak, że na koniec nie każdy będzie z tego zadowolony, ale po co o tym myśleć teraz? Nie dramatyzujmy, jeszcze jest czas.


Co tymczasem dzieje się na świecie, dlaczego w niektórych krajach bojkotuje się chrześcijan, skąd się biorą współczesne uciski? Wiadomo, że są takie kraje jak Chiny czy Korea Północna, o których można napisać powieść absurdu i nie będzie to wcale fikcja. Dlaczego więc gnębi się tam chrześcijan, posiadanie Biblii jest wysoko karane (często pozbawieniem wolności), dlaczego tak dużo się mówi o prześladowaniach w tamtych miejscach, mimo że przecież nikt nie ogłosił nigdzie tępienia innych wierzeń?
    Sęk w tym, że chrześcijanie są monoteistami. Jak było za starożytnego Rzymu, kiedy oddawano pokłon cesarzowi, czy figurkom, bądź królowej nieba, chrześcijanie byli często kasowani za to, że tego nie robili. I dziś tak jest, że cesarzowi żaden się nie pokłoni (papieżowi), dyktatorowi też nie, ani jego pomnikowi. Chrześcijanie nie ugną kolan przed aniołem, demonem czy szatanem, który notabene też jest aniołem.
    Oni oddają chwałę wyłącznie Bogu, któremu powierzyli swoje życie i tego życia nie boją się stracić, bo znają przyszłość. Poza tym mają z Bogiem żywą relację utwierdzającą ich w przekonaniu, że to nie pusta wyobraźnia, a fakt Jego istnienia.
    Dużym problemem jest mieszkanie w krajach, w których ten kto nie wyznaje krajowej religii, jest od razu poganinem, krótko mówiąc, gorszym sortem. Nie chciałabym trafić w takie miejsce, nawet turystycznie, nie wiem czy dałabym radę nie podupaść.
    Mamy ziomka w Pakistanie, właściwie mąż ma, bo ja nie mówię po angielsku, więc nie rozmawiam z nim, ale śledzę jego życie. Jest chrześcijańskim pastorem w muzułmańskim kraju. To jak włożyć łapę w gniazdo szerszeni. Pewna śmierć. Ostatnio prześladowania nasiliły się do tego stopnia, że spalono kilka domów chrześcijańskich rodzin, a w ostatnią sobotę zastrzelili młodego chłopaka od nich. Ci co przeżyli, ukryli się na polu trzciny cukrowej. To nie jest łatwe, kiedy w cieniu masz jakieś 45 stopni Celsjusza. W tą niedzielę postrzelili innego pastora chrześcijańskiego. Facet jakoś przeżył. I za co? Za to, że nie oddają chwały Allachowi. Tyle wystarczy żeby dostać kulkę w łeb.
    Teoretycznie do turystów się nie strzela, ale ja dziękuję za taką rozrywkę. W chwili obecnej czuję się w Polsce bezpieczna. Nie mam bladego pojęcia co by się ze mną stało w obliczu takiego hard core'u. Czuję się na to zwyczajnie za słaba, choć podobno adrenalina zmienia ludzi w superman'ów. Podobno. Nasz ziomek np. jest takim superman'em. Uciekać nadal nie zamierza. Wy powiecie, że idiota. Ja widzę gościa, który nie opuszcza tych, którzy teraz go najbardziej potrzebują.
    Świat jest zupełnie inny za granicami naszego wygodnego kraju. Polska nie gnębi nas, pozwala na oficjalne życie, a niektórych nawet głaszcze. Polska, taki poniewierany przez polityków kraj, a o wiele więcej głupoty dzieje się za jego granicami, np. tuż za miedzą. Dlatego ja już dawno przestałam się przejmować durnotą z telewizora. Swędzi mnie to, ale nie rozdrapuję. Problem będzie już jak coś zacznie szczypać, ale na rozstrzelanie się nie wpraszam.


Też jestem tą chrześcijanką, która czeka z narastającą niecierpliwością, aż się wreszcie coś tak wyłoży na tym globie, że poczuję dreszczyk. Oczywiście nie ze wszystkich konsekwencji będę zwolniona ale co tam, raz człowiekowi śmierć w końcu.
    Jest np. biblijna zapowiedź czasów, w których ogłosi się pokój na ziemi. Izrael pogodzi się z sąsiadami, będą mogli odbudować świątynię. W końcu kamień węgielny i Lewitów już mają gotowych, pierwsza ofiara złożona. Przy dzisiejszej technice to będzie chwila moment. I potem co? Przyjdzie gość, który poda się z Pana, świat uwierzy. Chrześcijanie będą wiedzieć, że to nie on, choć wielu da się zwieść. Będzie dosyć przekonujący...
    I tu się taki bojkot chrześcijan zacznie, że lepiej zawczasu nie mówić. Jeszcze parę innych rzeczy się okaże, opowiadam nie po kolei i bez szczegółów. Ale ogólnie jaja ja berety mogą się wydarzyć. Bo świat jest durny i uwierzy każdemu kto ślicznie wygląda i obiecuje bogactwo. Góra natychmiast się z nim dogada, jeśli już się nie dogadała, cholera wie jak szybko to będzie.


To tyle - Apokalipsa w wielkim skrócie i po prostemu. ;)

24 komentarze:

  1. z pewnością zgadzam się z Tobą w jednym, że firma zwana w skrócie K.Rz-kat. z pewnością nie ma monopolu na "jedyną słuszną słuszność" chrześcijaństwa, ani tym bardziej wszelkich iluzji natury religijnej /roboczo, umownie tak to nazwę/, jakie ludzie tworzą sobie na świecie...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Monopolu nikt nie ma to nie jest gra o tron ani misja jak opanować świat. Po prostu niektórzy czują się ważniejsi, wpływowi i ciągną za sobą ludzi w tę mizerię.

      Usuń
    2. właśnie na tym polega numer, że ta instytucja akurat chce opanować świat :)

      Usuń
  2. Nie wiem, co będzie, ale...boję się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... najpierw chyba wojna. Ja tu pisałam o takich późniejszych nieco czasach.

      Usuń
  3. Jest tez wielu takich, którzy obywają się bez jakiejkolwiek religii i nikomu szkody nie robią...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyją sobie z dnia na dzień, każdą chwilą, ciężko pracują, spełniają marzenia, ok. takich wielu poznałam. Dlaczego największy współczynnik samobójstw jest w Szwajcarii? Jeszcze na starym blogu o tym pisałam wespół z dziewczyną z francuskiego kantonu, może pamiętasz. Bo są to ludzie żyjący bez Boga, ale za to na wysokim poziomie, bogaci, pełni zrealizowanych marzeń, z tym że dochodzą do pewnego etapu, w którym rozumieją, że dalej nic już nie ma, bo mają wszystko czego chcieli i droga się kończy. Fakt, tu masz rację, nikomu nie szkodzą.

      Usuń
    2. To bardzo duże uproszczenie...i takie na potwierdzenie tezy, a przecież samobójcy to nie tylko niewierzący..
      jotka

      Usuń
    3. Abstrahując od samobójców, powiedziałam Ci o tym, co wiem i nad czym z kimś pracowałam, w temacie kraju, w którym mieszkałam.
      Czy wśród chrześcijan są samobójcy? Mnie w takich sytuacjach zapala się czerwona lampka - był chrześcijaninem, czy raczej tylko mówił, że nim jest? Prowadził faktycznie życie na wzór Jezusa, czy raczej prowadził pobożne, religijne życie z daleka od Boga? Bo mnie to się jakoś, holibka, nie klei.

      Usuń
    4. Może wiara, czy modlitwa nie pomogły w problemach, które doprowadziły do samobójstwa, nie znalazł ktoś pomocy, sam czuł się bezradny, tylko w teorii wszystko jest czarno-białe...
      jotka

      Usuń
    5. Szkopuł w tym, że chrześcijanin nie doznaje samotności, a jego modlitwy są zawsze wysłuchiwane, a jeśli nie zrealizowane, to przynajmniej dowiaduje się dlaczego.
      Abstrahując od działania modlitwy, bo odbiegam od tematu, depresja i samobójstwo przychodzą od strony demonicznej. Jeśli mówimy o nowonarodzonym człowieku, chrześcijaninie mającym relację z Bogiem, nie widzę tu miejsca na śmierć.

      Usuń
  4. Witaj Aniu,
    Dziękuję, że do mnie wpadłaś z wizytą.
    Chcę się z Tobą podzielić pewnym doświadczeniem. Wczoraj oglądałam rolki i był tam film, który mną wstrząsnął. Dotyczył on głównie rozmowy Pana naszego Jezusa Chrystusa z Nikodemem(Ewangelia św. Jana 3; 1-8) A dlaczego wstrząsnął?! Ponieważ ktoś bardzo dokładnie wyjaśnił mi co znaczy- narodzić się na nowo. Po drugie dostałam odpowiedź na pytanie, które od dawna nie dawało mi spokoju- dlaczego nie czuję potrzeby powrotu do nie- kościoła. Po trzecie dlaczego jestem teraz tak emocjonalna i w tym wypadku to nie jest dobra wiadomość.
    Czuję, że jestem obecnie w stanie zawieszenia, to bardzo niewygodny stan, ale być może tak musi być dopóki sama się nie określę. Muszę powiedzieć, że przyzwyczaiłam się, że w najważniejszych dla mnie sprawach jak dotąd dostawałam "cynk" od Boga( tego nawet nie da się opisać słowami) i zawsze nawet, gdy po ludzku było to trudne w wykonaniu i wiązało się często z dużym cierpieniem psychicznym, zawsze ale to zawsze na koniec przynosiło korzyść. Trudno dziś ufać ludziom, ja sama widzę swoje błędy i grzechy, ale Bogu mogę ufać zawsze.
    Niewątpliwie zbliżamy się do końca dziejów, kiedy one nastąpią wie tylko Jezus Chrystus. Mam nadzieję, że wskaże mi On drogę do Kościoła ( ja ze swojej strony też będę szukać- Iz. 55, 6) Wspólnota daje wsparcie. Słucham pewnego pastora w mniej więcej moim wieku. Powiedział on, że jeśli Bóg rozpoczął w człowieku swoje dzieło, to go nie opuści. A ja wiele lat temu doświadczyłam obecności Boga w swoim życiu. Przyszedł aby mnie uzdrowić z moich ran. Dziś wiem, że nie ma większej miłości i nie ma nic na świecie, co by mogło się z tą miłością równać.
    Pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co napisałaś jest bardzo wzruszające. Tak, też mam "cynki" od Boga, są bezbłędne i zawsze pozwalają się przygotować. Teraz bardzo ważne jest bycie czujnym i uważnym, bo przecież w każdej chwili może przyjść po nas. A wiemy, że przyjdzie nim skończy się świat. Niektórzy mówią, że może już niedługo, inni, że jest na to o wiele za wcześnie. Ale wedle Biblii sam Jezus nawet nie wie kiedy, tylko Ojciec.
      Jest duże poruszenie teraz w Kościołach na całym świecie. Ten, w którym jestem, obecnie pastor wciąż ma gorące plany na ten rok, kontynuuje szkołę uczniostwa i jeszcze wiele innych ma pomysłów, ale w czasie, w którym zaczęły nasilać się prowokacje zza granicy, w czasie, w którym już teraz mężczyźni dostają zaproszenia do wojska "w razie W", wydaje się to abstrakcją.
      Aktualnie czytamy sobie informacje o wojnie, słuchamy znajomych, siedzimy wygodnie w fotelach i widzimy, że być może, kto wie, czy tych wszystkich projektów nie przyjdzie nam realizować w takim najtrudniejszym momencie dla kraju, ale wciąż z ludzkiego strachu nie dopuszczamy do siebie takiej możliwości. Bo naprawdę teraz żyje się przyjemnie, jak wyżej w tekście pisałam, "jeszcze nic mnie nie szczypie".
      Wiesz to tylko hipoteza, może być zupełnie inaczej, ale jestem realistką i biorę pod uwagę każdą możliwość. (Jednakże pokrywają się z moimi przeczuciami).
      Ufamy Bogu. Wiemy Kogo reprezentujemy i człowiek nas nie ugnie. Jesteśmy dziećmi Króla, jakby nie było, kiedyś zostanie to objawione. Także głowa do góry, jeśli Mu wierzysz i ufasz u, a tak przecież jest, to wszystko co dzieje się na świecie automatycznie traci na znaczeniu. Bo to i tak się wysypie. Musi, bo nie jest dobre. A potem już będzie dobrze, bo zgodnie z planem Boga. ;)
      p.s. czy dobrze zrozumiałam, że nie jesteś jeszcze świadomie ochrzczona? Wiesz, jakby co, to jest rzecz odwracalna. ;)

      Usuń
    2. Dziękuję za Twój komentarz.
      Tak, w dorosłym życiu jeszcze nie przyjęłam chrztu wodnego.

      Usuń
    3. Jeśli chcesz i czujesz, że to jest ten czas, mogę Cię naprowadzić na jakichś ludzi bliżej Ciebie.

      Usuń
    4. Dziękuję . Myślałam o tym i pewnie zwrócę się do Ciebie, jak poczuję, że to ten czas. W tej chwili mam zaległą sprawę do załatwienia. Z tego powodu mam też trochę emocjonalną huśtawkę. Może to jakiś egzamin dla mnie, przez który czuję, że brodzę w mętnej wodzie?! Myślę, że muszę na Niego poczekać, bo to zawsze okazywało się słusznym posunięciem. W każdym razie wiem ,że mogę się do Ciebie zwrócić w tej ważnej kwestii. Dam znać.

      Usuń
    5. A On czeka na Ciebie.
      Trzymaj się. I jakby co, chętnie pomogę. ;)

      Usuń
  5. W komentarzu powyżej napisałaś, że "wedle Biblii sam Jezus nawet nie wie kiedy, tylko Ojciec". Jak to jest w takim razie, Bóg jest jeden czy jest ich dwóch albo trzech? Jestem ciekawa Twojego zdania na ten temat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Innymi słowy, czy jesteś zwolenniczką teorii o Trójcy św., czy jakoś inaczej to odczytujesz.

      Usuń
    2. Tak, najprościej odpowiadając, jestem zwolenniczką teorii Trójcy. Wszak dużo tu piszę o Duchu Świętym. ;)

      Usuń
    3. czy to naprawdę takie trudne wymentalizować sobie koncepcję jakiejś "Boskiej Trójcy"?... przy czym bez znaczenia jest, czy ktoś jest ateistą, czy też wierzy w istnienie jakiejś bozi lub nawet całej ich gromady... ten pomysł jest zresztą starszy, niż religie abrahamiczne... zacznijmy od "dwójcy", która ma swoje ludzkie realizacje: np. schizofrenia, cyklofrenia (choroba dwubiegunowa), czy coś tam jeszcze... o takiej "trójcy" już nie słyszałem, ale być może za mało słyszałem... to teraz do "dwójcy" dodajemy jedynkę i mamy "trójcę"... a kwestia, kto w tym kurniku rządzi jest drugorzędna: może być demokracja, autokracja, albo nawet full anarchia... ba, jest nawet koncepcja wielu boskich osobowości - np. w wisznuizmie... tam akurat nie ma problemu dominacji, bo poszczególne inkarnacje ustawiły się w kolejce na osi czasu i rządzi jedna, a reszta udaje, że ich nie ma... podstawy metateologii teoretycznej są bardzo proste do pojęcia...
      p.jzns :)

      Usuń
    4. Przede wszystkim dla mnie nie jest to pustą teorią, a praktyką i życiem. Poznałam Trójcę. Nie mam żadnej choroby psychicznej, jestem zdrowa w dodatku przebadana. ;)
      A Bóg wybrał sobie relację na trzy sposoby. Tak sobie postanowił i to Jego sprawa, mnie nic do tego.
      A że ja i Ty spotykamy się jako dwa przeciwne bieguny, nie oznacza, że należy sobie teraz stawiać diagnozy. ;P

      Usuń
    5. W takim razie nie rozumiem tej logiki: Trójca to jedno, a mimo to poszczególne jej kawałki mają inną wiedzę (Jezus nie wie, a ojciec wie?). Jakieś to szemrane.

      Usuń
    6. Heh, nie wszystko tu musi być logiczne. ;)

      Usuń