Byłam jeszcze dwudziestolatką gdy z silnymi bólami brzucha i wzdęciami trafiłam do lekarza na leczenie farmakologiczne.
Badania skusiły lekarza do zrzucenia winy na stres... a tak naprawdę cierpiałam na zachwianie równowagi w układzie pokarmowym, straciłam też odporność organizmu, do tego przypałętała się nadwrażliwość jelita - to jest dysbioza. Zaburzenia pokarmowe przyszły później na dobitkę.
Zaczęłam szukać pomocy od innej strony. Przede wszystkim zapałałam wielką chęcią nauki o medycynie odżywiania i mam wrażenie, że to właśnie hobby uratowało mi zdrowie. Nie studiowałam, ale pod okiem doświadczonych, poszerzałam i wciąż uaktualniałam swoją wiedzę. I zrozumiałam, że mój jadłospis nadawał się do wywoływania większości chorób, zwłaszcza układu pokarmowego.
Zaczęłam z ciekawością spoglądać w stronę ludzi starożytnych. Zainteresowało mnie co jadano tysiące lat wstecz, w czasach kiedy cieszono się długowiecznością. Różne kultury na całym świecie łączyło spożywanie naturalnych pokarmów obfitujących w składniki odżywcze, enzmy i mikroorganizmy. Nie było przetworzonego jedzenia, a i mięso, które jedli, było pełnowartościowe.
W tym samym czasie miałam taki dość ciężki okres odchodzenia od religii katolickiej, czytałam wtedy po raz pierwszy w życiu Pismo Święte, całe od deski do deski. Po raz pierwszy tak zawzięcie. Odkryłam, że tam jest podane gotowe menu dla człowieka. Ale jeszcze wtedy nie zaczęłam tego stosować. Trzymałam się raczej zasad tych dietetyków, od których czerpałam wiedzę.
Trafiłam parę razy na ciekawy materiał mówiący o martwych glebach. Współczesna ziemia pod rolę, jest pozbawiona substancji odżywczych, ponieważ są wyjałowione przez pestycydy.
Homeostatyczne organizmy glebowe - taką nazwę noszą przyjazne mikroby zabijane przez pestycydy i herbicydy, fungicydy i sztuczne nawozy. One giną również w wyniku pasteryzacji, kiedy niszczymy wszelkie bakterie, także te dobre, które pozwalają człowiekowi cieszyć się dobrym zdrowiem. A niepełnowartościowa gleba prowadzi do braków w organizmie, stąd te wszystkie niedobory i wynikająca z tego potrzeba suplementacji.
Wracając jeszcze na chwilę do Biblii, nie ma takiego miejsca, gdzie byłoby napisane, żeby żreć cały dzień na okrągło od samego rana. Menu to jedno, ale sposób pobierania pokarmu, czyli to ile i jak często jemy, ma ogromne znaczenie.
Wyobraźcie sobie, że gdy pierwszy raz skupiłam się na fragmencie o tym jak Bóg karmił swój lud na pustyni, byłam zbulwersowana, że JAK TO?! TYLKO DWA POSIŁKI? PRZEZ CAŁY DZIEŃ?! A teraz sama tak jadam i jestem zdrowa, waga również się ustabilizowała. (Nie wspominałam, że po dwudziestym roku życia zaczęłam tyć.) W Biblii są dwa takie miejsca, gdzie Bóg osobiście kogoś karmi właśnie dwa razy dziennie.
Większość problemów zdarza się kiedy organizm zwyczajnie nie nadąża trawić. Jest zapchany i w pewnym momencie staje się ubitą beką z problemami gastrycznymi.
Nie ma takiego przykazania Bożego, ani w Prawie Mojżeszowym, ani w całym Piśmie Świętym, które nie opierałoby się na naukowym rozumieniu fundamentalnych praw. Boże prawa działają i są tak samo niezawodne jak prawo grawitacji.
Stwórca wymyślił nas i wymyślił do tego przepis na nasze prawidłowe funkcjonowanie. Zainteresowałam się tym jakie jedzenie jest zawarte w zasadach właściwego odżywania wg Biblii, a jakie jest nie do przyjęcia i porównałam to z nauką.
Historia dowodzi, że najzdrowszymi ludami na świecie były prymitywne plemiona. Tam nie umierano na choroby spowodowane niewłaściwym odżywianiem, oni jedli zdrowo i byli aktywni fizycznie. Jedli przede wszystkim dziczyznę, świeże ryby i owoce lasu i ogólną różnorodność roślinną. (Wszystko zależnie od miejsca zamieszkania).
Aktualnie często spełniamy zachcianki podniebienia, a nasza populacja robi się nieruchawa, otyła i coraz częściej chora.
Wśród wszystkich pierwotnych grup etnicznych badanych przez antropologów i historyków żywienia jest jeden wyjątkowy naród. Unikał on spożywania mięsa padlinożerców, żywił się pokarmami bogatymi w substancje odżywcze i utrzymywał styl życia, który chronił go od chorób i epidemii.
Byli zdrowsi niż otaczające ich narody. Cóż to za lud?
W książce pt. "Sztuka zdrowego życia" napisanej przez Doktora Peter'a Rothschild'a znajdujemy taki fragment:
Istnieje bogaty historyczny materiał dowodowy świadczący o tym, iż przeciętny Izraelita do końca minionego stulecia (chodziło wtedy o XIX wiek) żył znacznie dłużej niż zwykły "goj". Należy jednak pokreślić, że chodzi o czasy sięgające końca poprzedniego wieku, ponieważ wtedy większość Żydów zasadniczo stosowała Boże prawo.
Poznawszy Pismo Święte mogę śmiało powiedzieć, że wykracza ono daleko poza kwestie duchowe. Ono obejmuje każdą dziedzinę życia, także dietę, higienę i zasady moralne.
Wielu też błędnie traktowało pojęcie biblijnej diety jako jarskiej. Nie należy zapominać o tym, że człowiek został ze swego jarskiego ogródka wygnany, bo napaprał w swoim życiu. I co się wydarzyło potem? Bóg zmienił zasady odżywiania człowieka, by przystosować go do warunków i stylu życia poza ogródkiem. Co się zmieniło za płotem?
Człowiek zaczął fizycznie pracować i szybko spalać swoje siły. Aby dawać radę, zaczęli potrzebować większej ilości białek. Odpowiednie znajdowały się w mięsie. W Biblii jest podana pełna lista gatunków zwierząt, które wolno nam jeść i tych, których nie wolno, bo mogą nam na dłuższą metę zaszkodzić.
Przykład stworzeń, których mamy nie jeść: można je nazwać padlinożercami albo kubłami na śmieci, czyli wszelcy zbieracze wszystkiego. Ze względu na prymitywny układ pokarmowy tychże zwierząt, stanowią one jedynie baryłki nieczystości, które przy regularnym spożywaniu przez nas, mogą przyczynić się do powstawania różnych schorzeń w naszych ciałach.
Śmietniki mórz to np. krewetki czy homary. Pracując w sklepie zoologicznym, obserwuję czym żywią się nasze krewetki. Padliną, resztkami zepsutego zjedzenia, którego nie złapał wcześniej filtr, nie pogardzą też odchodami rybek... to są czyściciele dna. Na lądzie podobnie wieprzowina która przyczynia się do chorób krwi (zanieczyszcza ją), do kłopotów z żołądkiem, nierzadko też powoduje egzemę itp.
My nie żyjemy już w Ogrodzie Eden, dlatego potrzebujemy białek zwierzęcych. Ale dobrych białek.
Aktualnie prowadzi się dalsze badania pośród plemion niedotkniętych cywilizacją. Nie wykazano pośród nich występowania chorób naczyniowo-sercowych ani raka. Wśród mieszkańców Kitawy (2300 osób) bardzo rzadko trafiały się osoby, które dożywając sędziwego wieku, cierpiały na jakiekolwiek dolegliwości. Ci ludzie prowadzą aktywny tryb życia i odżywiają się stosownie do swoich potrzeb, zachowując siły i zdrowie do końca, tj. około 80-90 lat średnio.
Dr. Weston Price, stomatolog z Harvardu uważał, że stan zębów świadczy o zdrowiu człowieka. Pewnego razu rzucił swoją posadkę i ruszył w ekspedycję naukową po pięciu kontynentach aby przez 6 lat obserwować ludy pierwotne. Czy myślicie, że mieli tam pasty do zębów, że czyścili uzębienie nitką dentystyczną, itd?
Price badał mieszkańców zagubionych szwajcarskich wiosek, gaelickie osady z Hebrydów Zewnętrznych, Inuitów, Eskimosów z Kadany i Alaski, Indian Ameryki Północnej, wyspiarzy Melanezji i Polinezji, plemiona afrykańskie, Aborygenów, Maorysów oraz Indian południowoamerykańskich.
Ci ludzie mieli wyjątkowo piękne i zdrowe zęby oraz silne organizmy odporne na choroby. Co więcej:
- Odizolowane grupy w maleńkich szwajcarskich enklawach, były zależne od wytwarzanych przez siebie samych, naturalnych produktów. Byli odporni na próchnicę. Dziś po zastąpieniu tych pokarmów współczesną żywnością, stracili tę odporność.
- Herydy Zewnętrzne. Wzrost Szkotów obniżył się o 10 cm w ciągu 50-ciu lat. Dostarczono im rafinowaną żywność i pokarmy puszkowane. Naturalna odporność na próchnicę również przestała istnieć.
- Na Alasce nie występował ani jeden przypadek artretyzmu, dopóki nie doszło do kontaktu ze współczesną żywnością. To samo w kwestii próchnicy.
Ludzkość uważa pogarszający się stan zdrowia za normalny objaw starzenia się człowieka. Tymczasem wielu niedomaga już za młodu...
Dr. Everett Koop (lekarz armii USA) utrzymywał, iż 2/3 Amerykanów cierpi na śmiertelne choroby z powodu złych nawyków żywieniowych.
Naukowcy gromadzą coraz więcej dowodów na to, jak ważne dla zdrowia całego organizmu są jelita. Połowa komórek nerwowych mieści się w jelitach. Nasza zdolność odczuwania i wyrażania emocji w dużej mierze zależy od trzewi.
Większość ludzi uważa, że za nasz stan emocjonalny odpowiada mózg. To jednak nie do końca prawda. Nasz układ pokarmowy jest bardziej odpowiedzialny za stan naszej psychiki i samopoczucia, niż to sobie wyobrażamy. Czy nie zastanawiałeś się nigdy, dlaczego ma się wrażenie, że wszystko wywraca się w brzuchu przed wejściem na scenę, tudzież przed rozmową kwalifikacyjną? Albo te "motyle w brzuchu" gdy jesteśmy zakochani.
W ten sposób wyjaśnia się dlaczego autor romantycznej Pieśni nad Pieśniami pisze: "...a moje jelita zadrżały dla niego..."
To jeszcze nie koniec ciekawostek. W hobby, w tym, na co poświęca się bardzo dużo czasu, wysłuchuje mnóstwo wykładów i czyta wiele prac, można dosłownie popłynąć.
I mam chęć popłynąć także i tutaj, wynotowując dla Was co ciekawsze kwestie. Opowiedzieć jak dalece zabrnęłam w to morze i co na sam koniec stało się moją konkluzją, motorem napędowym do tego, by cieszyć się zdrowiem w najlepszym dla siebie stylu. Czy pociągnę za sobą naśladowców? Przede wszystkim zależy mi na naświetleniu pewnych współczesnych problemów i na tym, by czytelnik sam dla siebie wyciągnął wnioski.
Ciąg dalszy⏩ "O zdrowiu"
6+ za ten wpis!
OdpowiedzUsuńskojarzył mi się pewien propagandowy wykład na YT pewnego rosyjskiego naukowca, wygłoszony w czasach, gdy nie było jeszcze takiej ostrej mody na "rosyjskie = złe", w którym słuchacz jest zniechęcany do spożywania najpopularniejszego narkotyku, czyli alkoholu, szczególnie w formie piwa, czy szampana, gdyż te trunki zawierają pierdy drożdży... zostawmy już na boku kwestię, czy grzyby mogą pierdzieć, czy też bardziej delikatnie mówiąc, puszczać bąki... otóż podobnej klasy są wywody, jakoby krewetki były be do jedzenia, ponieważ jedzą kupy... tak na dobrą sprawę, to łańcuch pokarmowy na Ziemi jest obiegiem zamkniętym, w którym wszystkie organizmy, umownie dzielone na rośliny, grzyby, zwierzaki (człowiek included), etc, spożywają tylko i wyłącznie jakieś formy kupy, a tym samym całą ziemską biosferę można uznać za złożoną formę kupy... ani myślę podważać Twoich obserwacji zachowań gastronomicznych krewetek w akwarium, niemniej jednak argumentacja, jakoby ich mięso nie nadawało się do spożycia przez ludzi przestaje się trzymać kupy (sic!), co więcej, rozlatuje się niczym kupa na torach rozrzucona tam przez wagony kolejowe starszej generacji... brakuje w niej bazowej rzeczy: czy krewetka jedząc kupę potrafi tak ją zmetabolizować, aby jej mięso nie było toksyczne dla organizmu ludzkiego i co więcej, zawierało wartościowe dla nagiej małpy składniki odżywcze?... walenie (fiszbinowce) mają swoją opinię na ten temat, ale uznajmy to zdanie odrębne i bez znaczenia... to, że jacyś mądrzy wujkowie "napruci winem i palący jakieś zioła" uznali kiedyś arbitralnie, że krewetki "się nie je", jest co najmniej mało przekonywujące :)
OdpowiedzUsuńale żeby nie było, to całościowo Twój post bardzo mi się podoba i zaraz jeszcze raz go przeczytam z maksymalnym, jak na moje mentalne uwarunkowania zrozumieniem... czepiam się tylko kwestii krewetek i tym podobnych żyjątek, bo ten fragment wydał mi się jakby trochę słabszy... i to wcale nie chodzi o mój prywatny gust w temacie spożywania tychże krewetek, LOL...
p.jzns :)
O ich układzie pokarmowym też napisałam, krewetka nie potrafi dobrze zmetabolizować tego, co je. Jesz co uważasz, mnie nic do tego, jeśli masz ochotę na pierdzące grzyby, to również smacznego Ci życzę. ;)
Usuńcóż mogę odpowiedzieć komuś, kto nie gardzi piwem i to porterem, w którym to temacie możemy przybić fląderkę :)
Usuńkrewetki itp, mają opinię "czystego białka" w porównaniu z wieprzowiną, problem (realny) może być za to innego rodzaju, chodzi o metale ciężkie, które już w drobnym nadmiarze dla ludzi zbyt zdrowe nie są... na tą chwilę pojęcia nie mam, jak w organizmach krewetek kumulują się te metale, jeśli jednak się kumulują, to pełen jestem podziwu dla mądrych wujków od Biblii, którzy to przewidzieli... za to argument: "nie jedz tego czegoś, bo to coś je kupę" jest czysto emocjonalny i na mnie nie działa, bo w takim razie nie powinniśmy spożywać wielu rodzajów grzybów uznanych za jadalne...
p.s. a słowo "dieta" jest moim zdaniem dobre, bo krótkie, wygodne w użyciu, ale jest coś za coś, bo jest jednocześnie homonimem, co w pewnych sytuacjach może prowadzić do nieporozumień, gdy kontekst nie wyjaśnia dokładnie, o które znaczenie chodzi...
UsuńNie napisałam, żeby tego nie jeść, dlatego że to je kupę. Już tak na marginesie, kupę wymieniłam jako ciekawostkę na samym końcu. To co było istotne, wytłuściłam na samym wstępie do krewetek, że mają zbyt prymitywny układ trawienny. I drugi raz w komentarzu to wyjaśniłam. Ale brniesz nadal w te odchody. ;]
Usuńskoro boisz się pewnych słów, to może użyję bardziej neutralnych, na przykład "odpadki", bo "martwa materia' byłoby już fałszem... pytanie jest jednak, za czym argumentem może być "zbyt" prymitywny układ pokarmowy?... rośliny i grzyby wcale go nie mają, i jakoś nikt nikomu nie odradza ich spożywania, poza wybranymi gatunkami... krewetki etc mają układ pokarmowy zupełnie im wystarczający do przetrwania /na tą chwilę na osi czasu Ewolucji/, aby przerobić swój pokarm na własne organizmy, energię i inne związki, aby te organizmy prawidłowo działały... wcale nie myślą o tym, aby tak komplikować swoje układy pokarmowe po to, aby jacyś ludzie uznali ich ciała za bardziej nadające się do spożycia... rzecz polega zupełnie na czymś innym, czy w ich ciała są wbudowane toksyny, czy jakieś mikro żyjątka pochodzące z pokarmu lub z jego metabolizacji szkodliwe dla człowieka, a nieszkodliwe lub jakoś tam neutralizowane dla nich samych?... metale ciężkie pomińmy, bo to melodia ostatnich wieków... zapewne odpowiedź zależy też od gatunku, tak jak ze wspomnianymi już np. grzybami... od tego zależy, czy taki gatunek jest szkodliwy dla ludzi do spożycia, zaś komunikat "mają prymitywne układy trawienne" nie niesie ze sobą żadnej informacji, czy ten gatunek nadaje się do jedzenia przez ludzi, czy nie... i tylko o to w tym wszystkim chodzi...
Usuńi jeszcze dwa słowa o świniach... są farmy hodowlane, w których świnie są trzymane w warunkach zbliżonych do naturalnych warunków ich dzikich przodków i żywione takim też pokarmem... okazuje się, że mięso tych świń jest zdrowsze od mięsa świń hodowanych klasycznie... "zdrowsze", czyli mniej w nich np. toksyn, mikroorganizmów, czy też nadmiaru tłuszczów, które razem pospołu tą "niezdrowość" powodują... kwestię ceny takiego mięsa na rynku pomińmy, bo to nie na temat... co z tego wynika?... ano tyle, że to nie świnie same w sobie, ich mięso jest "be" dla człowieka, tylko człowiek sam spowodował, że większość mięsa tego gatunku jest "be" żywiąc te świnie odpadkami własnej działalności...
Z czego wykoncypowałeś, że boję się słów?
UsuńFlora to flora, a fauna to fauna. Nie widzę sensu tego porównywać.
Tak, zgadza się, układ pokarmowy, taki jaki ma, krewetce w zupełności wystarczy.
A ja bym nie pomijała tych metali ciężkich. Wiedzę należy aktualizować. To ważne odkrycie.
Wcale mnie nie dziwi, że naturalnie hodowana świnia jest zdrowsza. Niech by każde hodowlane zwierzę tak było trzymane.
Sporo ciekawostek i prawda to, że jelita powiązane są z nerwami, a nawet bezpośrednio z głową, czego sama doświadczam.
OdpowiedzUsuńDwa posiłki dziennie to dla mnie za mało, zbyt długie przerwy powodują u mnie ból jelit lub głowy, więc karmienie biblijne raczej nie dla mnie, natomiast sprawdza się u mnie eliminacja rzeczy, które mi nie służą...
Myślę, że każdy powinien poszukać dla siebie takiej diety, która mu służy, bo jesteśmy różni i inne mamy geny, inne dolegliwości.
Hobby imponujące, ale czasami może niekiedy przerodzić się w natręctwo.
jotka
Można powiedzieć, że od urodzenia jadałam regularnie dużo małych posiłków. Ale skupmy się na etapie dorosłości, bo dzieci inaczej się żywi.
UsuńDługi czas wierzyłam, że należy jeść często, czyli krótko mówiąc - przez cały dzień, a nocą odpoczynek. Jak napisałam, wieść o tym, że tamci byli karmieni 2x dziennie, wstrząsnęła mną ;P sama nawet jak jeden posiłek w ciągu dnia przepuszczałam z jakiegoś powodu, to już miałam bóle głowy itd. Nie wyobrażałam sobie, że można jeść rzadziej, bo organizm podpowiadał mi, że to niemożliwe, że zamęczyłabym się.
Dopiero wiele lat później gdzieś koło trzydziestki zaczęłam się tym głębiej interesować, bo to nie jest tak, że od dwudziestki żyję w ten sposób. Zainteresowałam się tym i zaczęłam czytać na ten temat. Okazało się, że naukowcy już dawno wpadli na taki sposób odżywiania i nazwali to dieta IF, czyli Intermittent Fasting (post przerywany). Z tym że to nie nawiązuje do biblijnej metody, a raczej do nowych odkryć nauki o ludzkim ciele.
Jak to zaczęłam stosować? POWOLI. Nie z dnia na dzień, ale przez nieśpieszne przesuwanie pór posiłków. W ten sposób uniknęłam bolączek. I od tamtych kilku lat, niezmiennie trwam w tym. W moim przypadku na dzień dzisiejszy są to 3 posiłki, potrzebuję więcej kalorii z uwagi na zwiększony ostatnio wysiłek. Ale gdy jadłam dwa większe, czułam się równie dobrze. Żadnych dolegliwości, koło dwudziestki miałam zaczątki cukrzycy, teraz nie ma po niej śladu. Organizm sprawnie się detoksyzuje. Po chorobach nie ma śladu. Natręctwo wiedzy nie wystąpiło na szczęście, ale wiem o czym mówisz. ;) Na samym początku przygody z dietetyką miałam ten problem. Jedzenie mną rządziło i to dosłownie. Z domu wyjść normalnie nie mogłam tylko obładowana pudełkami. I ciągle w kuchni siedziałam. A teraz ma święty spokój i nie myślę ciągle o jedzeniu i nadchodzących godzinach posiłku.
I znów sprawdza się indywidualne podejście, ja źle się czuję po dwóch dużych posiłkach, nie celebruję jedzenia, jem gdy jestem głodna, a w kuchni mało czasu spędzam, bo nie lubię, na szczęście mąż ma tak samo...
Usuńjotka
Aha, rozumiem, że próbowałaś diety IF i faktycznie po miesiącu powolnego przesuwania pór jedzenia, nadal źle się czułaś? Jesteś pierwszym przykładem, który wrócił z IFu do klasycznej diety. Cóż, czasami nie wystarczy chcieć. ;)
UsuńNie, nie próbowałam, czasami zdarzało się tak jadać, ale to nie dla mnie.
UsuńZ całym szacunkiem, jeżeli z dnia na dzień zdarzyło Ci się zjeść dwa razy, to nie spodziewaj się, że będziesz się czuła dobrze. Czyli nie masz tak naprawdę pojęcia, czy taki sposób odżywiania jest dla Ciebie, bo nigdy nie próbowałaś. ;)
UsuńCiekawe spojrzenie na temat. To prawda, niektórzy już za młodu mają spore problemy...
OdpowiedzUsuńA lekarze usuwali ból, nie poszukując przyczyny. Przynajmniej tak to u mnie wyglądało.
UsuńUważam, że Twój wpis jest bardzo wartościowy. Chętnie bym spróbowała takiego biblijnego żywienia. Dwa posiłki dziennie też są dla mnie optymalne. Nie boję się też wysiłku fizycznego. Najtrudniej znaleźć na niego czas. :)) Mam świadomość, że mieszkam w kraju, gdzie ludzie żyją ponad stan: gdzie miliardy wydaje się na pożywienie, a później na programy walki z otyłością, do tego dochodzi pośpiech i stres, aby utrzymać ten poziom życia, który jest przyjęty za normalny. Uważam, że prócz przetworzonej żywności największym grzechem współczesnych jest cukier.
OdpowiedzUsuńDokładnie, z czasem bywa najtrudniej, ale nawet odkładając treningi na bok, można samą dietą wyprowadzić się z wielu dolegliwości. Polska wcale nie jest lepsza od Stanów. Przewartościowanie "mieć" nad "być" stało się mocno widoczne. Półki sklepowe muszą uginać się pod jedzeniem, a każdego dnia to co się nie sprzedało ostatnio, idzie zwyczajnie w śmietnik.
UsuńOtyłość zaczyna być coraz bardziej widzialnym problemem, ten procent drastycznie rośnie.
Ostatnio zrobił się modny styl "Slow life", na samym początku myślałam, że ludzie zaczną się obracać wokół nowej idei, ale jednak wyścig szczurów, życie dla pracy i wyższych ambicji, nadal górują, a spojrzenie na siebie odchodzi gdzieś w zapomnienie.
Tak, cukier jest bardzo dużym problemem, a jego eliminacja z własnej diety, wcale nie jest taka prosta.
Są chyba jakieś akcje społeczne, żeby żywności jednak nie wyrzucać? Ludzka świadość się zwiększa, a w młodych ludziach jest potencjał. Jak będziesz miała czas i ochotę, to napisz jak Ty się odżywiasz? I jak powinna wyglądać taka biblijna dieta?
UsuńJeszcze nie tak dawno nadwyżki dobrego jedzenia z supermarketów szły do różnych placówek, np. DPS. Państwo jednak opodatkowało darowizny i już się tego nie robi.
UsuńDo tego dążę, mam zaplanowane jeszcze dwa artykuły i na koniec chcę napisać o swoim przykładzie. Mogłabym opowiedzieć jeszcze o kilku przykładach, ale wydaje mi się, że najlepiej jest pisać o własnych doświadczeniach. Jeśli chcesz więcej, polecam Ci książkę "Dieta Stwórcy". Napisał ją dietetyk i lekarz medycyny naturalnej Dr. Jordan S. Rubin. On mi potwierdził moje założenia, czytam ją jeszcze, ale już widzę, że się ze sobą zgadzamy. Często chlapnę tutaj cytatem z jego książki.
Dziękuję za polecenie. Poszukam tej książki i będę czytać kolejne Twoje wpisy. Pozdrawiam. :)
UsuńJedzenie mięsa a Biblia...
OdpowiedzUsuńSprawa postawiona jest jasno już na etapie Abla i Kaina.
Abel był pasterzem, czyli żył w świecie zwierząt, Kain był rolnikiem.
Obaj złożyli Bogu ofiary z owoców swojej pracy.
Bóg przyjął ofiarę Abla, odrzucił ofiarę Kaina.
Na marginesie - 12 lat temu izraelski pisarz Yuval Hahari opublikował książkę - Sapiens - A brief history of Humankind. Mnie bardzo spodobał się rozdział zatytułowany - The curse of agriculture - Przekleństwo rolnictwa.
Historia Abla i Kaina nie uwzględnia kwestii podejścia Biblii do jedzenia mięsa, to zupełnie inny temat.
UsuńNie znam tej pozycji, domniemam po tytule, że autor podobnie naświetla problem współczesnego rolnictwa i wyjałowionych gleb.
Historia Abla i Kaina jest znacznie wcześniejsza niż dalsze biblijne rozważania, podaje fakt - Bóg przyjął ofiarę z mięsa, odrzucił z płodów rolnych. Yuval Harari nie rozważa problemów współczesnych, zaczyna od początku - rolnictwo wymusiło osiadły tryb życia, gromadzenie produktów, wymianę handlową, wynalezienie pieniądza i wszystkie jego skutki.
UsuńBóg przyjął ofiarę ze zwierzęcia, bo przyjmował wyłącznie ofiarę krwi, która miała zakrywać grzech człowieka. Po to były składane ofiary. Nie odrzucił płodów rolnych tylko dlatego, że wolał mięcho. Kain nie zrozumiał zasad składania ofiar.
UsuńDziękuję za przekonujące wyjaśnienie sprawy.
UsuńDla mnie nadal zagadką jest - czy Bóg powiedział komuś o swoich preferencjach? Nie wiemy czy Adam składał Bogu jakieś ofiary, kto skłonił Abla i Kaina do składania ofiar?
Zaczęli składać ofiary, powód czy przekaz tego jako zalecenia, został pominięty.
UsuńDopiero Mojżesz spisał konkretne zasady i ten przekaz jak i jego forma, zostały szczegółowo opisane w Biblii.
Przeczytawszy raz jeszcze historię Kaina i Abla, dostrzegam jeszcze jedną rzecz, mianowicie Kain nie złożył nawet swoich pierwocin. To drugi powód, który potwierdza moje zdanie, że Kain po prostu nie zrozumiał zasad składania ofiar.
A czy Adam składał ofiary? Możemy przypuszczać, że tak, ale widocznie nie było to tak istotne, by autor miał o tym wspominać.
To mam tak samo. Też nie lubię słowa dieta, a od lat używam styl lub sposób odżywiania :)))
OdpowiedzUsuńUściski!
A poza tym to bardzo ciekawy post o odżywianiu. Od lat unikam jedzenia wieprzowiny, staram się jeść jak najlepszej jakości białka. Ale o krewetkach nie wiedziałam! Dziękuję, od teraz i ich będę unikać, choć i tak od dawna rzadko je jadam.
OdpowiedzUsuńO jelitach i bakteriach, które powinny żyć w zdrowych jelitach wiem już od dawna, ale nadal nie do końca wiem, jak nad tym zapanować.
Jeśli miałaś z tym problemy, to pewnie zgłębiłaś temat, chętnie bym przeczytała na ten temat, jeśli zechcesz podzielić się swoją praktyczną wiedzą.
Czy wystarczy jadać jogurt naturalny? Ja ostatnio głównie skyr. Ale nie za często.
Uściski!
Probiotyki bakteryjne – Lactobacillus acidophilus, Lactobacillus rhamnosus, Bifidobacterium lactis i Streptococcus thermophilus.
UsuńZnane środowiska występowania to jogurty, kefiry, maślanki oraz kwaśne mleko. Probiotyki można też spożywać w tabletkach i wtedy nie trzeba wpychać w siebie nabiału jak ktoś nie chce. Alternatywą są kiszonki, czyli ogórki i kapusta (nie kwaszone, tylko koniecznie kiszone).