poniedziałek, 18 września 2023

O zdrowiu - c.d.

Ciekawe jest, że według badań epidemiologicznych, niecałe sto lat temu wiele ze schorzeń układu pokarmowego, prawie w ogóle nie występowało...
    O czym wiedzieli nasi przodkowie, a my zapomnieliśmy? Jak osiągnąć stan zdrowia naszych pradziadków? Jedno jest pewne - w ich zwyczajach obowiązywały zasady czystej diety, oraz byli aktywni fizycznie.

kontynuacja wpisu ⏩ "Nie lubię słowa dieta(...)

Dieta to nie wszystko dla zdrowia. Wiecie, że istnieje coś takiego jak "błędne koło bólu"? Zmęczenie, emocjonalny dyskomfort, a to wszystko na ogół prowadzi do jeszcze większych problemów. Ściśle wiąże się to ze snem. Osoby, które znają ten problem, nie odczuwają ulgi przez cały dzień.
    Dowiedziono, że sen ma wpływ na jelita przez uwrażliwienie na bodźce.

Mózg i jelita mają wiele wspólnego. Oba narządy pracują w naturalnych 90-cio minutowych cyklach. Powolna fala mózgowego snu, przerywana jest okresami REM, w których śnimy. Osoby mające problemy jelitowe, zazwyczaj mają też zakłócenia fazy REM. Na niewyspanie skarży się większość osób chorujących na zespół nadwrażliwości jelita i niestrawność.
    Niewykluczone, że sen stanowi najistotniejszy czynnik wpływający na zdrowie układu pokarmowego. Ważne, by spać odpowiednio długo i kłaść się o właściwej porze. Niektórzy naukowcy są przekonani, że każda minuta snu przed północą, odpowiadam czterem minutom snu po północy.

Dogrzebałam się do pewnych ciekawych badań rozpisanych przez doktorów badających sen. Okazuje się, że zły wpływ na nasz organizm ma kładzenie się spać po północy.
    Zarówno w czasach biblijnych jak i w czasach rewolucji przemysłowej, ludzie chodzili spać o zmroku, wstawali zaś o świcie. Dowiedziono, iż to naturalny sposób połączenia największej aktywności człowieka z rytmem hormonalnym organizmu.
    Zdaniem dr. Josepha Mercoli, jakość snu zależy od pory, o jakiej kładziemy się do łóżka, oraz od czasu jaki w nim spędzamy. Wg jego badań, im więcej prześpimy do północy, tym lepsze będziemy mieć samopoczucie.
    Inne badania wykazały z kolei, że przewlekłe niedobory snu przyspieszają starzenie się, insulinoodporność oraz zaniki pamięci. Wg w/w doktora, jedna godzina snu przed północom, odpowiada czterem godzinom snu po północy.


Dziś jasno widać, że sen oraz jedzenie mogą bezpośrednio wpływać na układ pokarmowy i nasze zdrowie. Właściwie to każda zmiana stanu zdrowia zaczyna się od układu pokarmowego. Przykładowo, jeśli złamiesz nogę albo będziesz miał operację, to czas rekonwalescencji jest zależny od tego, na ile sprawnie twój układ pokarmowy przetworzy substancje odżywcze i usunie toksyny.
    To samo mózg - choćbyś był najbardziej błyskotliwą osobą, twój umysł może wiele stracić z powodu niewłaściwego odżywiania i stylu życia.


Dobra praca jelit to oczywiście wydalanie. Jeśli jest nieregularne, zaczyna się zatrucie organizmu i krwiobiegu, co się zowie autointoksykacja.
    Według starych żydowskich mądrości człowiek dawniej odmawiał jedzenia, jeżeli danego dnia nie było wypróżnienia. Dziś się tego nie przestrzega, zjada się niezliczone ilości najczęściej szkodliwych pokarmów, a jeśli pojawia się zaparcie, bierze się środek na przeczyszczenie.

Dr. H.H. Boeker twierdził, że przyczyną ponad 90% chorób są toksyny zalegające w jelitach, a więc także i złogi.

Zdrowie to właściwa ilość snu, właściwa podaż kaloryczna dobrego jakościowo pożywienia, codzienne wypróżnianie i - higiena.


Bliżej nieznany nikomu lud próbujący 3500 tysiąca lat temu przemierzyć półwysep Synaj, mógł się poszczycić wysoce zaawansowanym systemem ochrony zdrowia i higieny, dzięki któremu unikał chorób zakaźnych i bolączek społecznych, jakie przez tysiąclecia nękały najróżniejsze cywilizacje.
    Gdzie tkwił sekret tego narodu? W poprzednim wpisie wspomniani wtedy badacze, podawali ich za przykład zdrowia.

Wiele mówi się o tym, że sprawił to Mojżesz, który wychowany w Egipcie na wysokim stanowisku, posiadał potrzebną wiedzę medyczną od egipskich lekarzy. Jednakże wiemy, że Mojżesz nie zalecał Izraelitom stosowania egipskich metod.
    Z historii wiemy jak wyglądała praca egipskich lekarzy, a z ekspertyz mumii wiemy, że Egipcjanom wyższych warstw społecznych niezbyt dużo dawała ich pomoc. Przykłady pominę, bo rozwlekłabym strasznie ten tekst.

W przeciwieństwie do Egipcjan, Izraelici stosowali dość nowoczesne  zasady higieny. Były zgodne z zaleceniami, które Bóg przekazał im przez Mojżesza. Boży system higieny jest zadziwiająco zaawansowany jak na tamte czasy i dziś praktycznie stosują go wszystkie współczesne szpitale. Tych zasad jest ogromnie wiele, musiałabym cytować całe strony z Biblii.
    Od dawna już wiadomo, że zdrowie człowieka bardzo zależy od higieny. Gdzieś to się później rozmyło w czasach, kiedy brak higieny zabierał na tamten świat wielu ludzi. Na szczęście to jest już za nami.

Ciało ma naturalną odporność, ale przesada w higienie może ją osłabić - to z kolei nowoczesny problem dzisiejszych czasów. Sterylizujemy wszystko. Bakteriobójcze płyny, antyseptyczne mydła i żele pod prysznic, dezynfekujące płyny (teraz po pandemii mamy je chyba w każdej torebce czy plecaku).
    Jak pisałam we wcześniejszym artykule, sterylizujemy glebę, a to szkodzi naturalnym mechanizmom obronnym roślin. Nasz organizm potrzebuje kontaktu z naturalnymi mikrobami. Układ odpornościowy człowieka, który od dziecka jest tego pozbawiony, reaguje przesadnie na obecność nawet łagodnej bakterii. Alergie i choroby autoimmunologiczne, pewne rodzaje astmy, są konsekwencją zerwania naszej więzi z ziemią.

Jedzenie też sterylizujemy. Nawet jeśli obecnie nie przyjmujesz antybiotyków w celach leczniczych, to zażywasz je w pożywieniu pochodzenia zwierzęcego.
    Np.: naukowcy szacują, że wypijając jedną szklankę mleka, przyswajasz niewielkie dawki 100 różnych antybiotyków.

Współczesny toksyczny świat, będący źródłem wielu stresów, zmuszający ludzi do przyjmowania lekarstw i stosowania złej diety, powoduje, że drastycznie obniża się liczba przyjaznych bakterii w organizmie, co zapewnia przewagę drobnoustrojom dla nas groźnych. Tak się dzieje, kiedy dawki antybiotyków zabijają bakterie w jelitach. Układ pokarmowy staje się wyjałowiony, i jeśli szkodliwe drobnoustroje zajmą w nim przeważającą pozycję (pomoże im dieta, w której występują cukry), w krótkim czasie pojawią się problemy zdrowotne.
    Koktajle mleczne sprzyjają szybkiemu rozmnażaniu się bakterii chorobotwórczych, które niestety prowadzą do dysbiozy (wspominałam o niej w poprzednim wpisie) i zachwiania równowagi bakteryjnej w jelitach, co wywołuje anormalną fermentację w jelicie cienkim, niestety w tym miejscu nie jest to pożądane.


Dalej w kwestii przesady. Oóż znasz pewnie przynajmniej jedną taką osobę, która przyjmuje mnóstwo witamin i minerałów w postaci suplementów. Przyczyniły się do tego zachęcające reklamy w telewizji i radiu, oraz promocje w marketach. Suplementy są obecnie produkowane na masową skale i łatwo dostępne dosłownie wszędzie – ale ludzki organizm nie jest w stanie przyjmować takich produktów (zwłaszcza nadmiarów).
    Co się dzieje po zażyciu syntetycznych, wyizolowanych preparatów? Nie wchłaniają się. Organizm nie wykorzystuje ich tak, jakbyśmy tego oczekiwali, ale często działają jako placebo.
    Z kolei suplementy zwane homeostatycznymi substancjami odżywczymi, mają większy sens stosowania, bo organizm jest w stanie je przyswoić i wykorzystać.


Jestem głęboko przekonana o dobroczynności wykonywania ćwiczeń fizycznych. Zwłaszcza w moim trybie życia, mieszkańca bloku w wielkim mieście, gdzie nie muszę się za wiele napracować na ten przysłowiowy chleb.
    Pamiętam siebie i swoje samopoczucie oraz zdrowie i kondycję sprzed 15-tu lat, kiedy prawie w ogóle się nie ruszałam. Że nie mogłam dogonić odjeżdżającego autobusu, bo zaraz dostawałam zadyszki, że powrót z zakupów z siatami to hektolitry wylanego potu i koszmarnego zmęczenia, że gdy zepsuła się winda, wejście schodami na 9 wówczas piętro, było dla mnie katastrofą. Chorowałam, tyłam, łapałam częste infekcje, ogólnie jak na dwudziestolatkę, nie byłam wzorem młodego człowieka. Kręgosłup rozwalony, stawy kolanowe w rozsypce, ciągle wizytowałam u przenajróżniejszych lekarzy. Co by było, gdybym się za siebie nie wzięła? Gdybym nie poczuła tej pasji do sportu i dietetyki? Sami sobie odpowiedzcie.

Ludzie w chyba każdej kulturze oddawali się typowym zajęciom takim jak praca na roli, łowienie ryb czy myślistwo. Chodzenie na długie dystanse lub ewentualnie podróżowanie w siodle.
    Ostatnio zaczyna do mnie docierać coraz więcej uwag na temat wykonywania intensywnych ćwiczeń kardio typu bieganie. Współczesne badania nasuwają wnioski, że to nie jest do końca naturalne dla naszego organizmu. Do czego zatem zostało stworzone ciało ludzkie?
    To co wymieniłam akapit wyżej, to ruch mieszczący się w zakresie aktywności anaerobowej, czyli mniej intensywnej formy ruchu, którą może być na przykład dźwiganie ciężarów na siłowni. Okazuje się, że intensywne kardio może na dłuższą metę wywoływać stres i osłabić reakcję immunologiczną organizmu.
    Konsekwencje podano na przykładach maratończyków często skarżących się na spadek odporności, zakażenia wirusowe i bakteryjne w sezonie treningowym oraz na przewlekłe problemy z więzadłami i stawami i zwyrodnienia organów oraz tkanek.


Tym razem popłynęłam w morze innych bardzo ważnych aspektów w kontekście zdrowia, ale z uwagi na to, że pytacie dalej o dietę, nie omieszkam naświetlić tego zagadnienia. Czym jest biblijna dieta i jak ją wprowadzić w życie? Jakie są jej zasady (poza samym menu)?
    Wszystko co dziś napisałam, powoli zmierza do odpowiedzenia na te pytania. Mój punkt widzenia jednak nie ma na celu kontrowania cudzych przekonań. Mnie ten styl życia bardzo pomógł, komuś innemu mogło pomóc coś innego. Ja jednak wierzę, że wszyscy ludzie mają wspólny mianownik. Potrzeby są nadal różnorodne i z nich się wziął zawód dietetyka, ale skąd dokładnie? Z indywidualnych potrzeb każdego człowieka, bo dietetyk wyprowadza ludzi z ich problemów, a każdy ma je różne. Niezwykle rzadko przychodzą do niego ludzie zdrowi, którzy po prostu chcą się nauczyć prawidłowo dbać o organizm i cieszyć się zdrowiem do samego końca. Raczej przychodzą ludzie już będący w kłopotach. Dlatego medycyna odżywiania cieszy się coraz większą popularnością - a wynika to z potrzeby coraz bardziej toksycznej cywilizacji.

Ciąg dalszy ⏩ "Eliminacje w dietach."

14 komentarzy:

  1. To na pewno, nadmierna higiena obniża odporność, zauważyli to już pediatrzy, że dzieci chowane bardziej surowo, mniej się przeziębiają.
    Niewielki wpływ mamy na jakość pokarmów, nie jesteśmy w stanie sami hodować, produkować, przetwarzać, gotować od zera. Z kolei produkty tzw. eko, bio itp. są bardzo drogie i bez gwarancji, że faktycznie takie są.
    Odpowiednią dietą można podobno niejedno wyleczyć, ale jak odróżnić fachowca od oszusta?
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się zgadza, dzieciaki najczęściej w miastach w ogóle nie mają odporności. Widzę to po znajomych, których pociechy non stop siedzą w domu na lekach.
      Jesteśmy sami w stanie to robić, jeżeli będzie do tego miejsce. Tak żeby wyżywić tylko siebie i swoją rodzinę. Z mięsem trochę gorzej, bo ubij teraz krowę, ale własne kury czy indyki można mieć. Ale mieszkaniec miasta i bloków może o tym zapomnieć.
      Jak odróżnić? Efektami jego pracy.

      Usuń
  2. pewien człowiek przesiedział co nieco w areszcie śledczym... mimo pewnej rotacji kontaktów z ludźmi było tam bardzo czysto, choć "sterylnie" to może za mocno powiedziane, ale sami osadzeni starali się trzymać dość ostrych zasad higieny, choć rzecz jasna nie wszyscy, ale tacy byli szybko regulowani... ale efekt był taki, że ów człowiek, a także inni mu podobni, po wyjściu mieli bardzo obniżoną odporność i przez jakiś czas łapałi wszystkie możliwe infekcje z trudno zauważalnych powodów... zwykła jednodniowa krostka potrafiła szybko zamienić się w ropień, a przypadkowe, śladowe otarcie powodowało stan zapalny i puchnięcie ręki lub nogi... czyli wniosek taki, że choć higiena to podstawa, to przegięcia tej podstawy na zdrowie zwykle nie wychodzą...
    wieś vs. miasto... zawsze dbałem i dbam o higienę (osobistą), a w mieście miałem do tego lepsze warunki... co prawda ogólnie rzadko choruję z powodu jakichś infekcji, ale mieszkając obecnie na wsi od dwóch prawie lat nie zachorowałem na nic, mimo że czasu pod prysznicem spędzam jednak mniej, choćby z powodów ekonomicznych, bo wywóz szamba zbyt tani nie jest... najlepiej (najtaniej) jest w letnie, słoneczne dni, bo wtedy wystarczy odkręcić szlauch, wypełnić go wodą i wystawić na Słońce, robi się wręcz ukrop, woda w rurach budynku też zimna nie jest, a woda idzie do gleby na placu...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. */ta ostatnia "woda" to chodzi o wodę już zużytą, pokąpielową...

      Usuń
    2. antybiotyków używam tak, jak środków przeciwbólowych, czyli prawie wcale, a jeśli raz na kilka lat jest taka (skrajna) sytuacja, to są to mocne środki, uderzeniowo przez dwa, trzy dni i potem znowu przez kilka lat nie ma takiej potrzeby...
      tylko jest jeden kłopot: ja tej strategii wcale nie nauczyłem się z Biblii, LOL...

      Usuń
    3. Klasyczne życie w blokach mocno sterylizuje. Wyobraź sobie takiego przykładowego Kowalskiego, który siedzi cały czas w domu, przemieszcza się po mieście własnym samochodem, pracuje dajmy na to zdalnie, zakupy przez Internet. Takich ludzi jest na pęczki. Częste infekcje, osłabienie itd. mogą być konsekwencją sterylnego życia.
      I taki Kowalski pilnuje swoich pociech, odwozi je do szkoły samochodem, płyn do dezynfekcji każde w plecaku ma i codziennie pan Kowalski sprawdza ile ubyło w buteleczce. Zero kontaktu z naturą, nigdzie nie wyjeżdżają, bo wiecznie oszczędzają, przecież trzeba mieć na nowszy samochód lub telewizor.
      I teraz tak - opowiastka wygląda jak abstrakcja i totalna katastrofa, ale ja to widzę u niektórych rodzin.
      Inaczej jest na wsi, to zrozumiałe, ten kontakt z naturą jest, świeże powietrze, dzieciaki nie kiszą się w domu, fakt faktem, wszędzie dojeżdża się tym samochodem, ale zarówno pan Nowak jak i dzieci pana Nowaka, wciąż obcują z przyrodą, z ziemią, mają najpewniej jakieś zwierzęta. I te dzieciaki zdecydowanie rzadziej łapią infekcje, a pan Nowak jak kilka razy przekopie i wypieli ogródek to i sam lepiej się czuje i zdrowszy jest.
      Wolny przykład, porównanie nie od czapy.

      *tak, domyśliłam się, że chodzi o zużytą wodę. ;)

      *to żaden kłopot. To naturalna strategia, po prostu zrozumiałeś co jest dla Ciebie najlepsze, wyciągnąłeś z czegoś wnioski. Mnie najwięcej mądrych decyzji przyniosło obserwowanie innych ludzi. ;) Biblia przyszła potem i to w największej części tylko na potwierdzenie.

      Usuń
    4. przykład wcale nie od czapy, ale tak przy okazji to jest w ogóle fascynujące: wielu ludzi z bloków, jak ich stać, przenosi się do zabudowy jednorodzinnej właśnie w imię bliższego kontaktu z Naturą, a gdy już się tam wymoszczą, to wszystko robią, żeby tą Naturę... nieee... nie wyregulować bynajmniej pod własne potrzeby, tylko po prostu zamordować, LOL...

      Usuń
    5. Obserwowałam kilka takich przypadków, jednym z nich jest rodzina, która mieszkając w bloku, budowała sobie dom pod Łodzią. Kiedy miałam okazję ich odwiedzić w nowym domu, okazało się, że plac cały wybrukowany, sam trawnik, żadnego ogródka, parę przyciętych równiutko tui. W domu wysoki połysk, dzieciaki w pokojach przy komputerach.
      Ich tryb życia był dokładnie taki sam jak wcześniej w blokach. Lepiej – nawet nie musieli wychodzić na zewnątrz do samochodu, bo było przejście z korytarzyka do garażu...

      Mnie osobiście trudno się przyrównać, w bloku żyje mi się dobrze, bo to moje biuro i jednocześnie baza wypadowa do bycia szczęśliwym mieszkańcem, potrzebuję tylko ciszy. Na ogół żyję na zewnątrz, swoje biuro traktuję jak moją pracownię twórczą. Plus wiadome inne zajęcia, ale nie gniję tutaj.
      Miałam epizod mieszkania na wsi, ale też trudno porównywać swój tryb życia do zasobów, bo nie były moje i niczego nie mogłam za bardzo ruszyć. Może było by inaczej, gdyby miejsce było gdzieindziej, może nawet bym polubiła mieszkanie na wsi. Po tych doświadczeniach jednak, wróciłam do bloku przeszczęśliwa. Mimo to, marzę o małym domku na Mazurach. Ale to jest wyjątkowe, indywidualne marzenie.

      Usuń
  3. Żele antybakteryjne stosuje tylko I wyłącznie wtedy, kiedy nie mam dostępu do wody. Jestem pewna, że coś mi w ich składzie przeszkadza. Podczas pandemii często mi od nich łzawiły oczy, więc jeśli mogę to zwyczajnie myję ręce. Czekam na wpis o biblijnym menu. Pozdrawiam, miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak samo i ja. Nieodzowne w wędrówkach po górach, kiedy muszę, a nie mam jak umyć dłoni. Nie wyrządzały mi szkody, bo to były rzadkie użycia i nie codziennie. Podczas pandemii jednak, zaczęły mnie delikatnie uczulać i jeśli mogłam, unikałam dezynfekcji, wolałam skorzystać z wody i mydła.
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  4. 6+ znowu...mam ten sam pogląd...

    OdpowiedzUsuń
  5. "O czym wiedzieli nasi przodkowie, a my zapomnieliśmy?"
    Wydaje mi się, że wiedzieli bardzo mało, po prostu korzystali tylko z tego co mieli w zasięgu ręki a mieli raczej mało. Do tego musieli włożyć sporo wysiłku żeby po prostu przeżyć. A na dodatek nie mieszkali w wielkich skupiskach ludzi.
    To zasadniczo wystarczy do zdrowego życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, lecz piszę o współczesnym świecie, powołując się na prostotę przeszłych lat. Dziś wszystko pokomplikowaliśmy dla masowej produkcji i zaistniał problem.

      Usuń