piątek, 22 września 2023

Tam gdzie, niby Davy Jones, zakopałam dawno temu swoje serce...

Pozwolę sobie na krótki przerywnik w temacie zdrowia i diety, bo mam do opowiedzenia coś co jest bliskie memu sercu. Wrzesień jeszcze trwa, niedawno wróciliśmy z urlopu i przyznam Wam szczerze, że żadnych innych wyjazdów, ani w góry ani za granicę nie wspominam tak jak wspominam wyjazdy na Mazury. Tam gdzie, niby Davy Jones, zakopałam dawno temu swoje serce; potrzebuję regularnie wracać.
    W moim domu w łódzkiem zawsze poszukiwałam dzikich zakątków, bardzo często wybieram się do lasu i równie chciwie poszukiwałam różnych stawów, zalewów czy mniejszych jeziorek, bo w takich okolicznościach czuję się najlepiej. Nazywałam to swoim naturalnym zewem natury, ale kilka dni temu zrozumiałam, że to jest po prostu próba zastąpienia sobie Mazur substytutem dostępnej przyrody, która jednak jest inna.
    Mazurskie lasy i łąki różnią się. One inaczej wyglądają, jest inne ukształtowanie terenu, na pewno liczniej występują jary. Drzewa inaczej rosną, ziemia inaczej pachnie. Zwierząt jest więcej i są one jakby bliżej. Łąki są bujniejsze, wyższe. Ogromne przestrzenie niepodzielone płotami. Czy mi się tylko tak wydaje?

"Tutaj świat ma swój cichy kąt
ludzki ład jest daleko stąd
dobry wiatr własną nutę gra jak ja"

    – Carpe Diem "Wyspa"

Na Mazurach czuję się jak u siebie. Znam te drogi jak własną kieszeń, tutejsze lasy przemierzam od dziecka. To konkretny region między Olsztynem a Szczytnem.
    Mając czas, dużo zwiedziłam. Kiedyś z rodziną, potem samodzielnie, dziś z mężem. Obszar znajomych terenów jest więc znacznie szerszy. 

 Wyselekcjonowałam dla Was te zdjęcia, które uważam za najbardziej mazurskie, ale – UWAGA – celowo nie skupiam uwagi na jeziorach. One oczywiście są wizytówką tego pięknego regionu, ale chciałam Wam pokazać coś zupełnie innego. I jednocześnie pokazuję Wam moją niedawną codzienność, po trosze, dzień za dniem... w kompilacji tych kilku zdjęć, kiedy przelewałam swoje uczucia przez obiektyw, by pokazać subtelność tych chwil.







Tam czuję, że kocham. Wbrew pozorom... bo mogę wydawać się nieco melancholijna czy zmęczona... chociaż naprawdę szczęśliwa z tego tylko powodu, że tam jestem.
    To jest dziwny stan, to tak jakbyś cieszył się chwilą i jednocześnie smucił, bo wiesz, że musisz stąd wkrótce odjechać. Budzą się bardzo stare marzenia o przeprowadzeniu się...
    Rzucić wszystko i wyjechać na Mazury. Bez mała na golasa, bez niczego, tylko ty, trochę rzeczy i  popalone mosty. Otóż marzył mi się kompletny i ostatni w tym życiu start. Start? Powrót do domu, w którym kocham, bo dom jest tam, gdzie jest i serce... zaklęte w słojach drewna jednego z najstarszych drzew.
    Nie marzę o ucieczce, może przesadziłam z tym paleniem mostów, bardziej tu miałam na myśli czyste formalności dot. przeprowadzki. Bo w Łodzi też są ludzie, których kocham. Łódź kocham. Od lat jestem rozdarta między dwoma... domami.

Moja ukochana jesień. :)

Tajemnicze jeziorko ukryte przy ruinach starego dworu.

Kuropatwy.



Zachód słońca. Na wschody nie wstawałam.
Postawiłam sobie za priorytet, porządnie się wysypiać.

Jedna z wielu moich dróg...


Będąc tam prawie 2 i pół tygodnia, w ogóle nie tęskniłam za starym życiem i rutyną, tak jak to bywa gdy jadę gdziekolwiek indziej. Na Mazurach coś mi się zupełnie odcina w duchu.
    Słuchałam nawoływań żurawi, obserwowałam ich olbrzymią ilość rankami na niebie. Wieczorem rykowisko, kilka jeleni z różnych stron przenosiło basowym głosem soczyste obelgi, jeden do drugiego... prowokując się, aż strach pomyśleć gdyby umiały mówić... Jakby to brzmiało? A ile przez noc stoczyły między sobą walk?
    Fantazja na całego, ale rzeczywiście bywały głośne noce.

"...teraz serce moje milczy... teraz tonę, tonę w ciszy..."

    – Closterkeller "Poza granicą dotyku"

Żurawie.

Czapla.





Wzdręgi.

Żaba wodna.


Łubin.

Wiem doskonale, że jeśli w moim sercu będzie zawsze wiosna, to żaden mróz nie zachwieje moim ogrodem. Spodziewam się, że nowe życie będzie pachnieć znajomo. Ta dziwna tęsknota za czymś czego jeszcze nie było... może właśnie odkrywam najważniejsze odpowiedzi.
    Kompas, który pokazuje moje pragnienia, nie myli się nigdy. Odnajdę swego Latającego Holendra i poszybuję na wysokiej fali.

12 komentarzy:

  1. jak zwykle, standardowy stały lajk za fotki, ale coś mi moja najlepsza kumpela Intuicja mówi, że przeżarcie rutyną tu nie grozi :)
    tak przy okazji: fota nr 7 (dobrze policzyłem?) to jest z grubsza widok mojej okolicy /pola, słup elektryczny, dróżka-miedzuszka i jakiś tam lasek w oddali/, tylko bardziej pagórkowato... a dziś rano spotkałem drapola, chyba myszołowa, jechałem do miasteczka rowerem na targ, taki szybki trip po coś-tam, przeleciał mi junak prawie przed nosem... tak sobie wykoncypowałem, że choćby dla takich spotkań warto było się tu wyprowadzić...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. p.s....
      "Kompas, który pokazuje moje pragnienia, nie myli się nigdy. Odnajdę swego Latającego Holendra i poszybuję na wysokiej fali"...
      cytat mi się podoba swą estetyką formy, a co do treści, to tak na moją Intuicję, to chyba już odnalazłaś i już szybujesz... run Bambi, run /taki pozytywny żart/... ale to są zbyt prywatne refleksje, abyśmy o tym gadali "przy ludziach" :)

      Usuń
    2. Bo rutyną nazwałam tak swój codzienny zachwyt nad przyrodą. Taka rutyna nigdy się nie nudzi. ;) Nie było dnia, żebym nie widziała czegoś wyjątkowego. Zawsze coś mnie zachwyciło. Widziałam już naprawdę sporo w życiu, byłam w różnych miejscach, poznałam parę ciepłych krajów, widziałam Alpy, Polskę zwiedziłam dosyć porządnie (tylko w Bieszczadach mnie nie było), i na Mazurach podoba mi się najbardziej. Pewnie to sentyment, ale jak sama tak patrzę nawet na swoje zdjęcia, no to niestety – przekonuję sama siebie o swojej racji. ;P
      Istnieje jeszcze tylko jedno miejsce, które przed laty wycisnęło mi łzy z oczu. Dosłownie – jak je zobaczyłam, rozbeczałam się z przeładowania wrażeniem. Laguna na Krecie. ^_^
      A tak to dosyć ciężko mnie przyrodą oczarować.
      Tak, chyba Holendra odnalazłam. Taki cel w życiu.

      Usuń
  2. Na Mazurach nigdy nie byłam, ale wierzę na słowo, zresztą zdjęcia i twój opis są najlepszym dowodem.
    Konie i rozległe przestrzenie, to przecież twój żywioł.
    Każdy chyba ma takie miejsca, w których czuje się wyjątkowo i nawet specjalnie nie tęskni za domem.
    A gdyby mieć dom tam właśnie?
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałoby się. Ale to by się skończyło kredytem spłacanym chyba do końca życia. Staramy się z mężem unikać takich ruchów.

      Usuń
  3. Tak dawno tam nie byłam, a zdjęcia takie cudne, zachęcające i twój brak tęsknoty za rutyną i to późne wstawanie... no, no. Chyba dobrze na Ciebie działają takie kontakty z naturą. na mnie też, jak wracam znad morza, nie mogę sobie miejsca znaleźć.
    Jesień na razie ładna, oby taka była aż do grudnia. :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Późne takie znowu to wstawanie nie było, ale słońce wisiało już na niebie. ;)
      Tak, zawsze dobrze w przyrodzie, nawet po blogu widać, że ciągnie mnie w takie miejsca. Właściwie po obu blogach... 😶
      Jesień jeszcze słabiutka, poczekamy, doświadczymy. :)

      Usuń
  4. Jeziora i lasy to najważniejsze i najpiękniejsze elementy Mazur i tamtejszej przyrody! Też to kocham i mogłabym przemieszczać się tam długo i nie nudziałabym się.
    Jednak jest jak jest i też szukam takich ładnych przyrodniczo zakątków w moich miejscach tutaj, a jest ich sporo :)
    I doceniam każdą oazę spokoju i natury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak samych Mazur nic nie zastąpi. :)

      Usuń
    2. A to wiadomo! Dlatego trzeba tam raz na jakiś czas pojechać, żeby się nasycić! :)))))

      Usuń