niedziela, 8 października 2023

W mazurskim lesie.

Są rzeczy, które możemy mieć, ale nie możemy na zawsze zatrzymać. Chwile, którymi możemy się cieszyć, aż nie upłyną. Ścieżki, którymi możemy chodzić, póki się nie skończą. Gwiazdy, które możemy obserwować, nim nie zgasną.
    Kto dba o jeszcze jeden blask gasnący na niebie miliona gwiazd?
Gdy żniwo zostanie zebrane, a ziemia zaorana, wszystko zacznie się od nowa.
    Tak jak na miejscu wyciętego lasu, wyrośnie młodnik, bo natura prędzej czy później upomni się o swoje, tak Bóg się upomni.
    A człowiek rozpłynie się w miliardach komórek, lecz nie one są ważne. Po człowieku zostaje pamięć i miłość. Bo z miłości powstał i z miłości zostanie odrodzony.

Nigdy nie bałam się nocy. Podobno wtedy widać tamten drugi świat, tą jego gorszą stronę. A wiesz dlaczego? Bo on korzysta ze strachu, który otwiera wszystkie furtki do ciebie.

Jest takie miejsce na ziemi, do którego kiedyś uciekałam przed smutkiem. W takie miejsca nikt nie zagląda. Bardzo ciche, wprost perfekcyjne miejsce do przemyśleń, omijane i zapomniane.
    Siadałam tam na skraju płyty. W absolutnej ciszy. Nawet wiatr się nie odzywał.
Nie wracałam, póki nie poskładałam myśli i nie zdarzyło się jeszcze, żeby tak się nie stało. To nie była żadna magia. Jestem zdania, że człowiek powinien znać swoje miejsce wyciszenia.









Cisza ma wiele wymiarów. Czasami jest nią zwykła próżnia dźwięków, a czasami milczenie w sercu. Jedno i drugie bywa dla wielu niekomfortowe. Zawsze intrygowało mnie, dlaczego tak wielu ludzi nienawidzi ciszy... Może dlatego, że luka w sercu i cisza, są zbyt mocno konfrontujące?

Las każdego dnia może być inny. Zastawałam go już różnym, raz szalejącym w burzy, raz cichym i próżnym.
    Kocham wszystkie lasy, a ten chciałabym posadzić koło swego domu.




Przychodziliśmy tu albo przyjeżdżaliśmy na rowerach. Zawsze siadaliśmy na ławkach pod dębami obok tego głazu, to przystanek obowiązkowy. Niemal tradycja rodzinna. Pogaduchy, łyk herbatki, kanapka, dorośli niekiedy otwierali piwo.
    Byłam dzieckiem. Na przestrzeni lat drogi się pozmieniały, ścieżka, którą chodziłam tam na skróty, już nie istnieje, wycieli sporą część lasu. Omal bym tu nie trafiła...

Jest to Głaz Hindenburga. Niemieccy leśnicy w 1929 roku postawili go tutaj na cześć Paula von Hindenburga. Stoi otoczony borem dębowym. Głaz jest wysokości dorosłego człowieka.


Nie wiem dlaczego tak jest, ale na Mazurach odkrywam serce. Robię się wrażliwsza, bardziej czuła. Na samotnych spacerach, zwykle wtedy wystarczy przytulić się na kilka sekund do konia i ta ckliwość sama przechodzi. Gdzieś tam w chaszczach, gdzie ludzki wzrok już nie sięga. Prawdopodobnie nikt nie wie ile razy łaziłam na łąkę w tej sprawie.
    Tak, to prawda, nie radzę sobie z rozłąkami i nienawidzę płakać. Szczęściem okoliczności pożegnania były tak niesprzyjające rozklejaniu się, że uszłam z tego na sucho. Ale prawdą jest również, że Mazury są przesiąknięte moimi łzami.

Człowiek miewa sentymenty i problemy. Można mieć jedno i drugie, a wówczas przeładowanie emocjonalne jest nieuniknione.
Jeśli sentymenty, to tylko do miejsca. Poza nim ich nie miewam.










I nie zawróci w głowie zapach tak samo przyrządzonej kawy jak przyrządzałam ją sobie tam. Z jesienną nutą korzenną. Cynamon, kardamon i goździki. Imbiru tylko troszeczkę.

Zawsze wyobrażałam sobie starą drewnianą chatę. To drewno pociemniało już dawno, ale nie wypuszczało ciepła kominka. Dziś już wiem, że nie lubię kominków, bo się duszę od suchego powietrza, ale w marzeniu mi to nie przeszkadza.
    Ten dom jest mały. Na dole mieści się wszystko co najważniejsze, a poddasze jest cichą ostoją na sen, na pisanie, na malowanie... Jest jeszcze weranda cała w bluszczu, a na niej stolik i wygodne siedziska. O widoku z tej werandy porozmawiamy innym razem.






Przez kilka lat (początki dorosłości) tak dziwnie się składało, że przyjeżdżałam tutaj zawsze rozwalona.
    Nieudane relacje partnerskie kończyły się zwykle przed wakacjami, a swoje rozczarowania przywoziłam tutaj, by to wszystko sobie w głowie jakoś poukładać.

Dziś bardzo się pozmieniało. Summa summarum, tutaj zawsze przeżywałam najlepsze wakacje, bez względu na historie, którymi aktualnie żyłam.
    Pani gospodarz domu, w którym tu się zatrzymuję, sporo dla mnie zrobiła, właściwie można przyjąć, że stała mi się naprawdę bliska. W tym roku pękła jedna flaszka wódki, noc prawie cała przegadana. Tym razem zamieniłyśmy się rolami. Moja przeszłość już nie miała prawa głosu. To jest zupełnie inny level.


A co dziś czuję? Czuję, że ziemia podlana własnymi łzami jest bliższa sercu.

Czuję przede wszystkim, że jest tutaj pięknie, jakby w ożywionym marzeniu. Nie przyjeżdżam już po to by leczyć rany. Przyjeżdżam, bo tu się czuję doskonale, bo tu jest wyjątkowo. A rzewność, cóż, roztkliwia mnie to piękno, odkąd pamiętam, byłam wrażliwa na piękno natury i potrafiłam się nie raz porządnie spłakać, będąc pod jej wrażeniem.
    Tak, jestem tu wrażliwsza i tak, bardzo ciężko mi stąd wyjeżdżać. Bez problemu opuszczałam Alpy czy Tatry, a stąd nie umiem normalnie odejść.

Sam sentymentalizm jako nurt filozoficzny, stawiał w centrum uwagi człowieka wespół z jego uczuciami. Sentymentalizm skupia na wnętrzu. Psycha, emocje, uczucia, empiryzm i sensualizm.
    Osoba sentymentalna patrzy na wszystko przez pryzmat miłości, analizuje wszystko z wielką czułością, kocha przyrodę i odczuwa potrzebę przebywania z nią. Stąd empiryzm, czyli poznawanie świata przez bodźce zmysłowe, a sensualizm to poznawanie przez wrażenia.
    Tyle z ciekawostek.

Kiedyś interesowałam się filozofią. Kiedy odkryłam sprawy o wiele mądrzejsze i kiedy to ich stałam się bardziej głodna, przestałam zajmować się filozofią, i te nowe rzeczy zaczęły mnie wychowywać. Wnikać powoli w moje życie.
    Słowo Boże pokazało mi jak błaha jest filozofia. 
Bo określić siebie, jest niezwykle łatwo, ale nacechowanie się jakimś nurtem, niekoniecznie wychowuje, bo filozofia jest martwa. Jest tylko ideą w naszych głowach. Słowo zaś, trafia do rdzenia człowieka.
    Piszę to z autopsji.




Kiedy widzę pół tęczy, wyobrażam sobie często, że drugie pół kończy się tutaj jak widzicie na powyższym zdjęciu. Bardzo często widząc tęczę, goniłam ją żeby znaleźć początek tego mostu, co jest oczywiście fizycznie niemożliwe, a jednak wyobraźcie sobie, że raz w życiu dotarłam do tęczy. Śmieszne złudzenie, co się zbliżyłam, to ona mi jakoś uciekała na bok. Bardzo fajny efekt, nie wiedziałam, że tak się da.
    Mam paprotkę z Mazur. Taką rosnącą na zewnątrz. Jak przetrwa pierwszą zimę, to znaczy że się przyjęła. Lecz czemu miałaby nie przetrwać, rozwar już drugi rok na balkonie stoi.
    Po tych wakacjach zrobiło mi się w sercu jeszcze pozytywniej. I cóż z tego, że ono jest w skrzynce pod ziemią 🤣 czuję je.

23 komentarze:

  1. Przepiękny post- zdjęcia i tekst!
    Udało Ci się osiągnąć coś wcale niełatwego. Najpierw leczyłaś na Mazurach złamane serce, a potem odwróciłaś się od tych wspomnień i uczyniłaś ten region swoim ulubionym, do którego lubisz wracać.
    Tak masz rację, filozofia, podobnie jak dla mnie psychologia jest tylko dyscypliną pomocniczą, nic nie może się równać ze Słowem Bożym.
    Ciszy się nie boję- lubię ją, ale mrok i ciemność muszę oswajać. Widocznie w dzieciństwie zbytnio mnie straszono opowieściami osadzonymi w wieczorno- nocnym mroku.
    Nawet drapieżnika udało Ci się pięknie sfotografować. Lubię takie pastwiska z końmi jak na zdjęciach. Leśne chaszcze, różniste rośliny zielne- uwielbiam. Wczoraj u nas padało, choć mało, może będą grzyby?!
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze były tym regionem, do którego lubiłam wracać. Tak sobie myślę, że przecież kiedyś wakacje planowało się koło stycznia, wtedy zazwyczaj bywałam szczęśliwa i zakochana. ;) Dopiero przed wakacjami okazywało się, że przyjeżdżam znów sama.
      Zapomniałam o psychologii. Bardzo ją lubię, jest dobrym narzędziem, ale nie pomoże w dotknięciu rdzenia. Słowo potrafi. A razem z Nim można dotrzeć do człowieka znacznie głębiej, jeśli jest taka konieczność.
      I właśnie za to jestem wdzięczna moim rodzicom, że nie straszyli mnie żadnymi marami nocnymi. Wręcz tłumaczono mi, że to wszystko bujdy.

      Usuń
  2. Zgadza się, tekst i zdjęcia przepięknej urody.
    Nie przekreślałabym jednak znaczenia filozofii i psychologii.
    Nie każdy jest wierzący, nie każdy sięga po słowa wiary, a z drugiej strony - iluż wśród wierzących jest ludzi zagubionych, podłamanych, szukających wsparcia, którego nie daje religia, mimo wszystko.
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filozofia to miła rzecz, a psychologia to pomocne narzędzie.
      Bo religia niczego nie daje. Ale wtedy nie mówimy już o chrześcijaństwie, tylko o osobach uprawiających różne kulty. To często wynika z ucieczki w świat sacrum, zagłusza ból, ale go nie leczy.
      Chrześcijaństwu nigdy nie było po drodze ani z religią rzymską, ani jakąkolwiek inną, bo w którym aspekcie, przestrzeni, koncepcji miałyby się spotkać i zgodzić?

      Usuń
  3. kiedyś miałem taką fajną miejscówkę w Wawie, w Lesie Kabackim, z dala od wydeptanych ścieżek spacerowych, podjeżdżałem tam na rowerze posiedzieć zen lub pomedytować na zwalonym drzewie, albo pogadać z Naturą, albo coś tam jeszcze... syf zaczął się, gdy któregoś dnia zastałem jakieś porozrzucane puszki po piwie... no problem, w końcu nie miałem wyłączności na to miejsce, niech sobie inni robią, co chcą, ale mogliby chociaż posprzątać... posprzątałem więc za nich, ale po jakimś czasie sytuacja się powtórzyła, potem trzeci raz, a sama miejscówka straciła swoje wibracje... obłożyłem to miejsce klątwą, targetowaną na tych junków /było nie zostawiać puszek z nićmi aka doń przylepionymi, łehłehłeh/ i już tam nigdy nie wróciłem...
    odkąd pewne sprawy bazowe stały się dla mnie jasne, filozofowanie stało mi się zbędne... aczkolwiek nieraz jeszcze lubię, ale tylko dla sportu, bez przywiązywania się do tego, bez skupiania na tym uwagi, gwoli czystego funu jedynie...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pijaczki nigdy nie wchodzą głębiej do lasu.

      Usuń
    2. nie znasz topografii tego terenu... akurat dość niedaleko tego miejsca jest camp bezdomnych, wśród których jest sporo pijaczków... niemniej jednak moim intuicyjnym zdaniem akurat trochę inni ludzie tam sobie robili biesiady.... tylko co mnie to obchodzi?... trafi ich prędzej, czy później szlag i o to w sumie biega, LOL..

      Usuń
    3. Nigdy w życiu nikogo bym nie przeklęła. Także tego, nie kręci mnie to. A lasów i czystych miejscówek na szczęście jest więcej.

      Usuń
    4. to nie chodzi o kręcenie, czy jakieś inne robienie sobie dobrze, tylko o ochronę miejsca, których niestety jest coraz mniej, kolesie tylko źle się poczują i kolejny raz w te okolice już nie przyjdą biesiadować...

      Usuń
  4. Kocham las i często wracam w moje ulubione miejsca. Doceniam psychologię I filozofię, ale według mnie każdy powinien mieć moralność w sobie. Gdzie się podziało Słowo Boże w Strefie Gazy? Oba narody bardzo religijne, a nienawidzą siebie nawzajem. Dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Religijność zawsze prowadziła do wojen. Ale wtedy nie mówimy już o chrześcijaństwie, tylko o osobach uprawiających różne kulty.
      Chrześcijaństwu nigdy nie było po drodze ani z religią rzymską, ani jakąkolwiek inną, bo w którym aspekcie, przestrzeni, koncepcji miałyby się spotkać i zgodzić?

      Usuń
    2. A Wyprawy Krzyżowe? -Co innego Chrystus, co innego ludzie. A jego rodacy? Z pomocą Rzymian Go przecież ukrzyżowali. Ale teraz wcale nie jest lepiej. XXI wiek i dalej barbarzyństwo. Nic się nie zmieniło. Młodzi sobie tańczą na festiwalu, a inny naród umyślnie atakuje bezbronnych. Mnie to się w głowie nie mieści, żeby się tłuc od lat o ten skrawek pustyni! No jak to teraz zatrzymać? Czytasz Biblię, jak akceptować opisy bitew i przelewu krwi tam zawarte? Jezus nakazał nadstawić drugi policzek. Wiem, że wybaczenie jest wyjściem... Ale nie każdy tak myśli.

      Usuń
    3. Wyprawy Krzyżowe to rzymska historia, oni zabijali także chrześcijan, którzy nie praktykowali ich kultów.
      Zgadza się, Żydzi go ukrzyżowali, ale tak musiało się wydarzyć, żeby wypełniły się wszystkie proroctwa. Krzyż ma większe znaczenie, był i tak nieunikniony.
      Zgadza się, barbarzyństwo dalej jest i będzie coraz gorzej, dosłownie jak za czasów Nowego.
      Co do krwawych rozgrywek w Starym Testamencie, ważne jest, by zwrócić uwagę na to kogo zabijali, bo Pismo kilka takich szczegółów, które pozwalają twierdzić, że w podbijanych krajach działy się rzeczy gorsze niż w ogóle przypuszczamy. To jest temat morze.
      Nie zatrzymasz tego. Te wojny też były przepowiedziane, a będzie ich coraz więcej, nie umiem jedynie powiedzieć w jakim przedziale czasowym.
      A prowadzi to do tego, że Bóg w końcu powiem basta i odbierze ludziom prawo do rządzenia światem, które dziś jeszcze mają. Pisma kończą się tam gdzie Apokalipsa. Jak na razie widzę, że słowo po słowie wypełnia się przez cały czas. Na razie póki co, nadal świat może korzystać, mamy wolną wolę, robimy co chcemy, a że świat chce się tłuc, to się tłucze. Nie jest mi to wcale obojętne, bo np. widmo wojny w Polsce totalnie mi nie pasuje, ale przecież może tak się zdarzyć realnie na to patrząc. Lecz mam wiarę, która daje mi perspektywę tego, że po Apokalipsie będzie nowy świat bez barbarzyństwa, cały wg Boga i Jego pierwotnego dla nas planu.
      Z tym drugim policzkiem to trochę inaczej jest, bo wszystko co mówił Jezus jest adekwatne do danej sytuacji i ważne też komu to mówił. Tak samo z tym, co powiedział bogaczowi - sprzedaj wszystko i idź za mną. Jezus w tamtej chwili powiedział mu, co tamtego gościa trzyma daleko od Boga. Uświadomił mu, że zrobił sobie bożka z pieniądza i był to jego wewnętrzny problem, natomiast w dzisiejszych czasach zrobiono z tego motyw i zaczęto gościć tzw. ubóstwo. Nie wiem nawet czy nie od tego w średnich wiekach zaczęło się pustelnictwo, bo wcześniej pustelnicy nie byli nimi całe życie, tylko na jakiś czas żeby w odosobnieniu się modlić, a potem obwoływało się świętymi wszystkich nędzarzy.
      A tym nadstawianiem policzka Jezus tak nie "szastał", bo sam potrafił ukręcić bata i lejąc po plerach, wygonić handlarzy ze świątyni.
      Utarło się w ludzkich umysłach, że Jezus był rachitycznym hipisem głoszącym tylko pokój i miłość. No nie zupełnie tak było.

      Usuń
    4. Nie znam innego fragmentu, w którym Jezus by się zdenerwował i dlatego uznaję, że Jego nauki dotyczyły miłości, pokory, pobożności i ewangelizacji. Jednym słowem życia według Ewangelii. Podejście bardzo nowatorskie biorąc pod uwagę Stary Testament i tradycję żydowską. Można powiedzieć, że Chrystus był takim jakby pomostem między nowym, a starym światem, nowym przymierzem. Jak Ty to widzisz?

      Usuń
    5. Głównie tak było, nie ma co tu kryć. Jezus przyszedł głosić o Królestwie i przywołać do opamiętania. I to jest wskazówką dla nas, jak żyć na Jego wzór i jak głosić dobrą nowinę o ratunku w Nim.
      Poza tym na Faryzeuszy krzyczał, padło kilka razy do nich, że są plemieniem żmijowym. Ponad to Apokalipsa jest też ciekawym przykładem gniewu Jezusa i to takiego totalnego.
      Przede wszystkim Jezus wypełnił prawo, bo wszystkich ponad sześciuset przykazań, żaden człowiek wypełnić nie mógł. Potem złożył ofiarę z samego siebie, to była ostatnia ofiara i więcej już człowiek nie musi ich składać. Jezus tym samym dopełniając pierwsze przymierze, stał się poręczycielem lepszego przymierza.

      Usuń
  5. Zgodzę się w przedmówcami, że to niezwykłej urody tekst, Anno. To poezja pełnych wrażliwości słów i towarzyszących im nostalgicznym w wymowie krajobrazom. A to rzadkie. Coraz rzadsze chyba teraz Nie u każdego przecież natura wzbudza tyle uczuć, tyle refleksji i dobra. Wielu wcale natury nie zauważa, nie poważa a co najwyżej fragmenty owej natury traktuje uzytkowo. Panowie świata, którym sie wszystko należy. Mutanty wyprane z wrażliwości, za to łaknace nieograniczonych przyjemnosci.
    Wzruszenia to dobra rzecz, bo serce powinno przecież żyć, bo uczucia to paliwo zycia. Bez nich jestesmy niczym cyborgi albo ...sztuczna inteligencja. W lasach mozna poczuć ciszę i mozna poczuć...siebie. A wielu nie chce mierzyć sie ze sobą. Woli siebie zagłuszać.Uciekać byle dalej, bo to, co tam w nich w środku jest - przeraża. I wolą uciekać, niz stawić czoła.
    Pozdrowienia ciepłe zasyłam Ci o mglistym poranku.

    OdpowiedzUsuń
  6. Sentymentalizmem pachnie z daleka... i przez wszystkie ekrany świata przenika...
    Piękny post!
    Bardzo mi bliski na swój sposób.
    Bo ja bardzo sentymentalna jestem, bardzo...
    I lubię mieć w głowie i idee i marzenia... I płynąć na ich falach...
    Bye!

    OdpowiedzUsuń
  7. Też miewam dni czy godziny sentymentalne. A i płakać wolę w samotności, na szczęście coraz rzadziej mi się to ostatnio zdarza.
    Poskładać jeździłam się też w moje własne miejsca. Jakieś miejsca na ziemi trzeba mieć. Mogą być własne albo mogą być odwiedzane, ale są to miejsca, z którymi czujemy więź.
    Mazury nas łązczą najwyraźniej. :)
    Nie goniłam nigdy jeszcze tęczy, jakoś zawsze kiedy ją widzę, jestem czymś zajęta.
    Tkliwość natomiast ostatnio zdarza mi się częściej, niż myślałam.
    Może w jakiś sposób czuję, że mogę być też chwilami słabsza i nic takiego się nie stanie...
    Uściski!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dziwne, że miałam taki etap w życiu, że ilekroć widziałam tęczę, miałam czas, albo byłam akurat na spacerze, lub w drodze gdzieś, gdzie nie musiałam się spieszyć. I szłam za tymi kolorami.
      Na dzień dzisiejszy już tego nie robię, chyba tamtą przygodę uznałam podświadomie za wszystko co mogę dostać od tej sytuacji.

      Usuń
  8. Nigdy nie byłam na Mazurach, chociaż od tych, którzy tam byli, słyszałam o ich uroku. Zdjęcia piękne, gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są jedynie lasy, zajrzyj do mnie jeszcze. Teraz szykuję powolutku materiał o jednej z miejscowości zamkowych, a później chcę pokazać krajobraz jezior.

      Usuń