piątek, 3 listopada 2023

Malwa nad Kalwą.

Następna część naszego urlopu została przeniesiona nad jezioro. Kalwa ma kształt podkowy. Na jednym jej końcu leży Pasym, a na drugim wynajęliśmy pokój na tydzień w pensjonacie we wsi Michałki.
    Cena od osoby za noc była niska. Nie spodziewałam się, że będzie to tak duży, funkcjonalny i atrakcyjny pensjonat. Ma tylko jeden minus, w sezonie zapełnia się ludźmi. Jest tam dużo pokoi gościnnych, wspólna duża kuchnia i pięterko, gdzie można odpoczywać bez nudy, niemniej kiedy ludzi kupa, może zrobić się niekomfortowo. Ale mówię przez pryzmat swoich preferencji wypoczynkowych, innym może to nie przeszkadzać, a wręcz cieszyć, że pozna się nowe osoby.
    Pod koniec tygodnia zjechało się sporo wędkarzy. Był problem z mieszczeniem się na pomoście. Ja wtedy zrezygnowałam z wędkowania, nie miałam ochoty gnieździć się tam z nimi, poza tym panowie przy wódeczce poruszali mało smaczne tematy. Ratowała mnie wtedy łódka.

Pensjonat to stary, ceglany dom, odrestaurowany i pieczołowicie wykończony. W środku bardzo pozytywny wystrój: kolorowy, ciekawy, podobało nam się.
    Wciąż się zastanawiałam, czy aby na pewno dobrą cenę usłyszałam przez telefon... I rzeczywiście wszystko się zgadzało.
⏩ znalazłam ich między innymi tu. Ogłaszają się na jeszcze innych portalach.


Pensjonat Malwa.

Gdy przyjechaliśmy, właściciel poczęstował nas kawą i słodyczami. Piękna elegancka zastawa, przyjazne koty, po prostu zostaliśmy przyjęci iście po królewsku. Gospodarze okazali się przesympatycznym starszym małżeństwem.
    I wreszcie poszliśmy oglądać wynajęte włości.




Duża, przestrzenna łazienka. Pokój także dostaliśmy spory, bo na początku byliśmy jedynymi gośćmi i mogliśmy sobie wybrać wygodną sypialnię od razu przy kuchni.
    Każdy pokoik ma własną małą lodówkę, jest też jedna duża we wspólnej kuchni-jadalni. Kuchnia wygodna i wyposażona na bogato, nawet 3 tostery były.





Zostaje góra, tam szalony zawrót głowy. Telewizor, kanapa, kominek, kącik czytelniczy, biblioteczka i stół bilardowy, przy którym spędziliśmy niejeden wieczór.
    Zobaczcie sami jak to wszystko jest pięknie skomponowane. Przyjemna kolorystyka, stare meble, dodatkowa zastawa jakby na dole w kuchni brakło i kieliszki. Ciekawe ozdoby, bibeloty, ogólnie wygląda to naprawdę zachęcająco.



Kalwa raz jeszcze.

I wreszcie miejsce, z powodu którego zmieniliśmy adres. Jezioro Kalwa poprzednio widzieliście od strony Pasymia. Oto wody nieznane, bo nigdy tutaj nie przyjeżdżaliśmy ani nie przypłynęliśmy. Bliziutko od Gromu, a jednak nie wędrowałam w tamtą stronę nigdy, a przynajmniej nie przypominam sobie...



Codzienność nad Kalwą.

Możecie się domyślać, że nasze wszystkie dni nad Kawlą wyglądały podobnie. Na pomoście albo na łódce. Czasami jeździliśmy gdzieś znów pozwiedzać znajome szlaki, a czasami jechałam do Gromu na konną przejażdżkę.
    Spokojnie. Ptaki w eterze, kot na kolanach, kawa na stoliku, książka albo notebook – takie miałam poranki. Już dawno nie mieliśmy takiego chillout'u.

Jeden z wielu mruczących poranków.

Zobaczcie jaki tam jest urodzaj. Gładka tafla jeziora, ten spokój żywiołu jaki od zawsze mnie dobrze nastrajał.
    Czyściutka woda, mnóstwo rybek, jest tutaj życie. W wielu jeziorach już tego nie widać niestety, a tutaj poczułam się z tymi widokami trochę jak za dawnych czasów.

To są migawki bezpośrednio z pomostu pensjonatu. Do tego pomostu jest 1,5 minuty pieszo, trzeba przejść na drugą stronę jedynej ulicy we wsi.

Warto wszystko obejrzeć z dźwiękiem, wybrałam uprzyjemniającą czas melodię.


W cenie pokoju jest łódka z silnikiem elektrycznym. Na Kalwie jest zakaz używania łodzi motorowych, dlatego jest tak idealnie cicho.
    Nasze wypady na łódź to nie tylko wędkowanie, choć przede wszystkim. To również pływanie i ogólne czerpanie z tych chwil tego, co najlepsze.





Zdarzały się też chłodniejsze dni, kiedy w grę wchodziło wyłącznie łowienie ryb. Przyjemność złapania tego, co potem ląduje na talerzu jest duża, ale większość wracała do wody.
    


Raz zdarzyło nam się takie towarzystwo:


I te wieczory, za które dałabym się pokroić.... By żadnego nie stracić, by wszystkie przeżyć, prze-czuć, prze-istnieć. Nasiąknąć, przeżuć, zjeść.
    To coś innego niż po prostu posiedzieć nad wodą gdziekolwiek. Nie umiem wyjaśnić... to jest coś innego.


20 komentarzy:

  1. Przez Twoje wspomnienia, uświadomiłam sobie jak bardzo chcę już na wakacje! Na szczęście to już niedługo. :)) Z rozmysłem wybrałam taki mało atrakcyjny miesiąc, żeby "podładować baterie". I tak nie ma co narzekać, gdyż jesień z roku na rok cieplejsza. Wy byliście we wrześniu, a na zdjęciach i filmach widać pełnię lata. Czy na jednym z filmików są bobry? Musi być tam czysto i spokojnie, jeżeli tam się zadomowiły. Jakie łowiliście rybki? I jak długo trwały Wasze wakacje?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie wakacje mogą trwać cały rok, zależy od podejścia do tematu. Dla mnie zaczynają się z momentem przekroczenia progu firmy. Gdzie wtedy pojadę i co zrobię z wolnym czasem, zależy tylko od mojej wyobraźni.
      Nie raz prosto z pracy pojechałam na dworzec i spontanicznie wyjechałam z miasta coś pozwiedzać. Nie raz też rowerem pojechałam za miasto pojeździć po lasach.
      Prawie każdy weekend jesteśmy w plenerze.
      Tak naprawdę nic nas nie ogranicza, żadne ramy systemu, grafiku pracy czy dat naszych zaplanowanych urlopów.

      Nie zauważyłam żadnych bobrów, a jeśli tam faktycznie były, to nawet wgrywając filmy, też ich nie widziałam. 🤣
      Na Mazurach na pewno są wydry, bo te nie raz widywałam.

      Rybki wszelakie. Szczupaki są na zdjęciach i filmach, na łódkę braliśmy wyłącznie spinningi. Z pomostu ja na spławik, mąż na ciężko i na feeder. Brały leszcze, płocie i czasami miliony uklejek jak jakaś ławica akurat przepłynęła.

      Nasze wakacje trwały dwa tygodnie i 3 dni.

      Usuń
    2. swego czasu, dość dawno zresztą, w Polsce istniały tylko trzy stanowiska bobrów, ale jakoś bardzo szybko się zaczęły mnożyć, docierają nawet do większych miast /sam widziałem kiedyś w Białymstoku/, jeśli w parku lokalnym jest jakaś woda i w niektórych regionach mają przechlapaną opinię szkodników, niekiedy postulowane jest zdjęcie z nich ochrony...

      Usuń
  2. jak jest kicia w pobliżu, a zwłaszcza na kolanach, to od razu poziom dobrych wibracji rośnie lokalnie...
    ciekawe, czy było sępione podczas procesu oprawiania i przyrządzania rybola?... nasze chłopaki są dość grzeczne w takich sytuacjach, ale dziewczyna potrafi wtedy zawracać tyłek za całą gromadkę...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że w kuchni było sępione. 😆
      Bywało, że jakiś kot przychodził na pomost. Rzucaliśmy mu wtedy złowione na świeżo mniejsze rybki.

      Usuń
    2. kiedyś na Mazurach /czy może w Augustowskim, mniejsza z tym/ kot gospodyni chadzał nad jezioro, na brzeg lub na pomost i sam wychlapywał małe rybki z wody... akurat dla mnie żadna nowina, bo jeszcze w Wawie nasza mała oprócz ptaków i myszek przynosiła rybki do domu, okazało się, że od którejś sąsiadki, która miała sadzawkę na ogródku :)

      Usuń
    3. Nie pierwszy raz wędkowałam w towarzystwie kota. Cierpliwe towarzystwo. Kot zawsze czeka wpatrzony w wodę, może one widzą czy ryba podpływa pod przynętę?

      Usuń
  3. Ale świetny tytuł:-)
    niską cenę za pobyt zawsze mieliśmy w Zawoi, mam nadzieje, ze to się nie zmieniło, najwyżej trochę, wiadomo...
    Prawdziwa sielanka, przypomniała mi dzieciństwo, tylko ze wtedy nie doceniałam takich atrakcji, a były to Bory Tucholskie!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam w tych regionach powrót do dzieciństwa. Na wakacje zawsze się czekało w emocjach. Pamiętam, że każdą noc przed wyjazdem nie mogłam spać. Chyba raczej doceniałam każdy wyjazd nawet jako najmłodszy dzieciak.

      Usuń
  4. Oczywiście nie miałam pojęcia o istnieniu jeziora Kalwa :-)
    Jedno zdjęcie - do wyrzucenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A o ilu ja jeziorach nie miałam pojęcia... odkryliśmy kilka na tym wyjeździe. Będę jeszcze o tym pisać.
      Nie napisałaś, które. Mam zapytać? 😆

      Usuń
    2. Myślałam, że to oczywiste!
      To ze szczupakiem.

      Usuń
    3. W takim razie musisz mnie wyrzucić, bo jadam mięso i ryby. ;)

      Usuń
  5. Bardzo interesujące miejsce, ja się tam nie wybiorę, ale może moi młodzi zechcą kiedyś pojechać na urlop. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle że tak jak mówiłam, w sezonie może się tam klimat bardzo zmienić. Bardzo dużo pokoi i ponoć zawsze mają pełne obłożenie. Trzeba wcześniej rezerwować.

      Usuń
  6. A myślałam, że opublikowałam tu komentarz... W każdym razie: chyba wrócę na Mazury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę wszystkie komentarze, nawet jakbyś wpadła do spamu. Nie było Twojego komentarza.

      Usuń
    2. Tzn., że go napisałam i nie opublikowałam, pewnie dlatego, że siedzę cały weekend i słucham wykładów i czasem się nudzę, to chodzę po blogach. :D

      Usuń
    3. Czasami bloger płata figla i wyskakuje jakiś błąd. Dlatego zawsze komentarz tworzę w notatniku, a potem przekopiowuję do skutku. ^_^

      Usuń
  7. W rejonie jeziora Kalwa nigdy nie byłam, nie łowię też ryb. Ale da się wyczuć ten Wasz nastrój i spokój na łonie natury.
    Cudne widoki - co na Mazurach nie zaskakuje, ale za każdym razem zachwyca od nowa!

    OdpowiedzUsuń