Cena od osoby za noc była niska. Nie spodziewałam się, że będzie to tak duży, funkcjonalny i atrakcyjny pensjonat. Ma tylko jeden minus, w sezonie zapełnia się ludźmi. Jest tam dużo pokoi gościnnych, wspólna duża kuchnia i pięterko, gdzie można odpoczywać bez nudy, niemniej kiedy ludzi kupa, może zrobić się niekomfortowo. Ale mówię przez pryzmat swoich preferencji wypoczynkowych, innym może to nie przeszkadzać, a wręcz cieszyć, że pozna się nowe osoby.
Pod koniec tygodnia zjechało się sporo wędkarzy. Był problem z mieszczeniem się na pomoście. Ja wtedy zrezygnowałam z wędkowania, nie miałam ochoty gnieździć się tam z nimi, poza tym panowie przy wódeczce poruszali mało smaczne tematy. Ratowała mnie wtedy łódka.
Pensjonat to stary, ceglany dom, odrestaurowany i pieczołowicie wykończony. W środku bardzo pozytywny wystrój: kolorowy, ciekawy, podobało nam się.
Wciąż się zastanawiałam, czy aby na pewno dobrą cenę usłyszałam przez telefon... I rzeczywiście wszystko się zgadzało.
Wciąż się zastanawiałam, czy aby na pewno dobrą cenę usłyszałam przez telefon... I rzeczywiście wszystko się zgadzało.
⏩ znalazłam ich między innymi tu. Ogłaszają się na jeszcze innych portalach.
Gdy przyjechaliśmy, właściciel poczęstował nas kawą i słodyczami. Piękna elegancka zastawa, przyjazne koty, po prostu zostaliśmy przyjęci iście po królewsku. Gospodarze okazali się przesympatycznym starszym małżeństwem.
I wreszcie poszliśmy oglądać wynajęte włości.
I wreszcie poszliśmy oglądać wynajęte włości.
Duża, przestrzenna łazienka. Pokój także dostaliśmy spory, bo na początku byliśmy jedynymi gośćmi i mogliśmy sobie wybrać wygodną sypialnię od razu przy kuchni.
Każdy pokoik ma własną małą lodówkę, jest też jedna duża we wspólnej kuchni-jadalni. Kuchnia wygodna i wyposażona na bogato, nawet 3 tostery były.
Każdy pokoik ma własną małą lodówkę, jest też jedna duża we wspólnej kuchni-jadalni. Kuchnia wygodna i wyposażona na bogato, nawet 3 tostery były.
Zostaje góra, tam szalony zawrót głowy. Telewizor, kanapa, kominek, kącik czytelniczy, biblioteczka i stół bilardowy, przy którym spędziliśmy niejeden wieczór.
Zobaczcie sami jak to wszystko jest pięknie skomponowane. Przyjemna kolorystyka, stare meble, dodatkowa zastawa jakby na dole w kuchni brakło i kieliszki. Ciekawe ozdoby, bibeloty, ogólnie wygląda to naprawdę zachęcająco.
Zobaczcie sami jak to wszystko jest pięknie skomponowane. Przyjemna kolorystyka, stare meble, dodatkowa zastawa jakby na dole w kuchni brakło i kieliszki. Ciekawe ozdoby, bibeloty, ogólnie wygląda to naprawdę zachęcająco.
Kalwa raz jeszcze.
I wreszcie miejsce, z powodu którego zmieniliśmy adres. Jezioro Kalwa poprzednio widzieliście od strony Pasymia. Oto wody nieznane, bo nigdy tutaj nie przyjeżdżaliśmy ani nie przypłynęliśmy. Bliziutko od Gromu, a jednak nie wędrowałam w tamtą stronę nigdy, a przynajmniej nie przypominam sobie...
Codzienność nad Kalwą.
Możecie się domyślać, że nasze wszystkie dni nad Kawlą wyglądały podobnie. Na pomoście albo na łódce. Czasami jeździliśmy gdzieś znów pozwiedzać znajome szlaki, a czasami jechałam do Gromu na konną przejażdżkę.
Spokojnie. Ptaki w eterze, kot na kolanach, kawa na stoliku, książka albo notebook – takie miałam poranki. Już dawno nie mieliśmy takiego chillout'u.
Jeden z wielu mruczących poranków. |
Zobaczcie jaki tam jest urodzaj. Gładka tafla jeziora, ten spokój żywiołu jaki od zawsze mnie dobrze nastrajał.
Czyściutka woda, mnóstwo rybek, jest tutaj życie. W wielu jeziorach już tego nie widać niestety, a tutaj poczułam się z tymi widokami trochę jak za dawnych czasów.
Czyściutka woda, mnóstwo rybek, jest tutaj życie. W wielu jeziorach już tego nie widać niestety, a tutaj poczułam się z tymi widokami trochę jak za dawnych czasów.
To są migawki bezpośrednio z pomostu pensjonatu. Do tego pomostu jest 1,5 minuty pieszo, trzeba przejść na drugą stronę jedynej ulicy we wsi.
Warto wszystko obejrzeć z dźwiękiem, wybrałam uprzyjemniającą czas melodię.
W cenie pokoju jest łódka z silnikiem elektrycznym. Na Kalwie jest zakaz używania łodzi motorowych, dlatego jest tak idealnie cicho.
Nasze wypady na łódź to nie tylko wędkowanie, choć przede wszystkim. To również pływanie i ogólne czerpanie z tych chwil tego, co najlepsze.
Nasze wypady na łódź to nie tylko wędkowanie, choć przede wszystkim. To również pływanie i ogólne czerpanie z tych chwil tego, co najlepsze.
Zdarzały się też chłodniejsze dni, kiedy w grę wchodziło wyłącznie łowienie ryb. Przyjemność złapania tego, co potem ląduje na talerzu jest duża, ale większość wracała do wody.
I te wieczory, za które dałabym się pokroić.... By żadnego nie stracić, by wszystkie przeżyć, prze-czuć, prze-istnieć. Nasiąknąć, przeżuć, zjeść.
To coś innego niż po prostu posiedzieć nad wodą gdziekolwiek. Nie umiem wyjaśnić... to jest coś innego.
To coś innego niż po prostu posiedzieć nad wodą gdziekolwiek. Nie umiem wyjaśnić... to jest coś innego.
Przez Twoje wspomnienia, uświadomiłam sobie jak bardzo chcę już na wakacje! Na szczęście to już niedługo. :)) Z rozmysłem wybrałam taki mało atrakcyjny miesiąc, żeby "podładować baterie". I tak nie ma co narzekać, gdyż jesień z roku na rok cieplejsza. Wy byliście we wrześniu, a na zdjęciach i filmach widać pełnię lata. Czy na jednym z filmików są bobry? Musi być tam czysto i spokojnie, jeżeli tam się zadomowiły. Jakie łowiliście rybki? I jak długo trwały Wasze wakacje?
OdpowiedzUsuńWłaściwie wakacje mogą trwać cały rok, zależy od podejścia do tematu. Dla mnie zaczynają się z momentem przekroczenia progu firmy. Gdzie wtedy pojadę i co zrobię z wolnym czasem, zależy tylko od mojej wyobraźni.
UsuńNie raz prosto z pracy pojechałam na dworzec i spontanicznie wyjechałam z miasta coś pozwiedzać. Nie raz też rowerem pojechałam za miasto pojeździć po lasach.
Prawie każdy weekend jesteśmy w plenerze.
Tak naprawdę nic nas nie ogranicza, żadne ramy systemu, grafiku pracy czy dat naszych zaplanowanych urlopów.
Nie zauważyłam żadnych bobrów, a jeśli tam faktycznie były, to nawet wgrywając filmy, też ich nie widziałam. 🤣
Na Mazurach na pewno są wydry, bo te nie raz widywałam.
Rybki wszelakie. Szczupaki są na zdjęciach i filmach, na łódkę braliśmy wyłącznie spinningi. Z pomostu ja na spławik, mąż na ciężko i na feeder. Brały leszcze, płocie i czasami miliony uklejek jak jakaś ławica akurat przepłynęła.
Nasze wakacje trwały dwa tygodnie i 3 dni.
swego czasu, dość dawno zresztą, w Polsce istniały tylko trzy stanowiska bobrów, ale jakoś bardzo szybko się zaczęły mnożyć, docierają nawet do większych miast /sam widziałem kiedyś w Białymstoku/, jeśli w parku lokalnym jest jakaś woda i w niektórych regionach mają przechlapaną opinię szkodników, niekiedy postulowane jest zdjęcie z nich ochrony...
Usuńjak jest kicia w pobliżu, a zwłaszcza na kolanach, to od razu poziom dobrych wibracji rośnie lokalnie...
OdpowiedzUsuńciekawe, czy było sępione podczas procesu oprawiania i przyrządzania rybola?... nasze chłopaki są dość grzeczne w takich sytuacjach, ale dziewczyna potrafi wtedy zawracać tyłek za całą gromadkę...
p.jzns :)
Oczywiście, że w kuchni było sępione. 😆
UsuńBywało, że jakiś kot przychodził na pomost. Rzucaliśmy mu wtedy złowione na świeżo mniejsze rybki.
kiedyś na Mazurach /czy może w Augustowskim, mniejsza z tym/ kot gospodyni chadzał nad jezioro, na brzeg lub na pomost i sam wychlapywał małe rybki z wody... akurat dla mnie żadna nowina, bo jeszcze w Wawie nasza mała oprócz ptaków i myszek przynosiła rybki do domu, okazało się, że od którejś sąsiadki, która miała sadzawkę na ogródku :)
UsuńNie pierwszy raz wędkowałam w towarzystwie kota. Cierpliwe towarzystwo. Kot zawsze czeka wpatrzony w wodę, może one widzą czy ryba podpływa pod przynętę?
UsuńAle świetny tytuł:-)
OdpowiedzUsuńniską cenę za pobyt zawsze mieliśmy w Zawoi, mam nadzieje, ze to się nie zmieniło, najwyżej trochę, wiadomo...
Prawdziwa sielanka, przypomniała mi dzieciństwo, tylko ze wtedy nie doceniałam takich atrakcji, a były to Bory Tucholskie!
jotka
Mam w tych regionach powrót do dzieciństwa. Na wakacje zawsze się czekało w emocjach. Pamiętam, że każdą noc przed wyjazdem nie mogłam spać. Chyba raczej doceniałam każdy wyjazd nawet jako najmłodszy dzieciak.
UsuńOczywiście nie miałam pojęcia o istnieniu jeziora Kalwa :-)
OdpowiedzUsuńJedno zdjęcie - do wyrzucenia.
A o ilu ja jeziorach nie miałam pojęcia... odkryliśmy kilka na tym wyjeździe. Będę jeszcze o tym pisać.
UsuńNie napisałaś, które. Mam zapytać? 😆
Myślałam, że to oczywiste!
UsuńTo ze szczupakiem.
W takim razie musisz mnie wyrzucić, bo jadam mięso i ryby. ;)
UsuńBardzo interesujące miejsce, ja się tam nie wybiorę, ale może moi młodzi zechcą kiedyś pojechać na urlop. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTyle że tak jak mówiłam, w sezonie może się tam klimat bardzo zmienić. Bardzo dużo pokoi i ponoć zawsze mają pełne obłożenie. Trzeba wcześniej rezerwować.
UsuńA myślałam, że opublikowałam tu komentarz... W każdym razie: chyba wrócę na Mazury.
OdpowiedzUsuńWidzę wszystkie komentarze, nawet jakbyś wpadła do spamu. Nie było Twojego komentarza.
UsuńTzn., że go napisałam i nie opublikowałam, pewnie dlatego, że siedzę cały weekend i słucham wykładów i czasem się nudzę, to chodzę po blogach. :D
UsuńCzasami bloger płata figla i wyskakuje jakiś błąd. Dlatego zawsze komentarz tworzę w notatniku, a potem przekopiowuję do skutku. ^_^
UsuńW rejonie jeziora Kalwa nigdy nie byłam, nie łowię też ryb. Ale da się wyczuć ten Wasz nastrój i spokój na łonie natury.
OdpowiedzUsuńCudne widoki - co na Mazurach nie zaskakuje, ale za każdym razem zachwyca od nowa!