poniedziałek, 30 października 2023

"Gdzieś pomiędzy" – opowieść o moim własnym raju na ziemi.

Nie boję się wcale, że popularność tego zakątka może eksplodować do tego stopnia, że znienawidzę go (jak każdą turystyczną enklawę). Raczej właśnie życzę tej eksplozji właścicielom gospodarstwa, życzę im powodzenia i sukcesu na wielką skalę.
    Dlatego śmiało piszę o nich, dlatego śmiało robię reklamę w różnych miejscach. Te tereny wydają się być tak bardzo dziewicze... wiem, że pewne zakątki dziewiczymi pozostaną na zawsze. Bo tam gdzie ja chodzę, niewiele osób pójdzie. A my na pogaduchy i tak zawsze się złapiemy.

Zobacz ⏩Mazurskie zakątki.

Stajnia Jutrzenka, Grom, pasymskie, zajrzyj ⏩domieszka RAJU.

Urlop z pasją.

Tydzień ze stadem koni to za krótko. Niewiele jest już tak dużych stadnin, gdzie nadal panują rządy rodzinne. Czuć tę atmosferę, tu nie ma pracowników na etacie, za to jest miłość do zwierząt.
    Wspomnienia stąd nigdy nie blakną. Duża ujeżdżalnia przynosi wiele satysfakcji z treningu. A jeśli ktoś bardzo dobrze jeździ, może skorzystać z ogromnej przestrzeni pastwiska. Jechać galopem przez tę łąkę, której końca nie widać, to obłędne uczucie.

🤣🤣🤣🤣
najlepsza fota z tego dnia.

Jeździectwo można nazwać bezpośrednim połączeniem z naturą. Oswojoną co prawda, ale jednak nigdy do końca nie okiełznaną. To nie jest jak jazda samochodem, nad którym masz panowanie. To jest jak jazda samochodem po lodzie. Nigdy nie wiesz, czy maszyna pojedzie tak jak zechcesz.

Tutaj wystawiona na próbę zostaje siła woli człowieka. Prawdą jest, że aby kierować koniem, znajomość pewnych wyuczonych sygnałów na dobrą sprawę wcale nie jest taka oczywista. Wystarczy impuls, a koń już wie co ty chcesz zrobić i szykuje się do tego jeszcze zanim dasz mu sygnał. Dlatego osoby niezdecydowane i niepewne siebie, mają większe trudności z prowadzeniem, bo koń przeważnie ich nie słucha.
    Podczas przygody z koniem szlifuje się własny charakter.

Zobacz ⏩Na pastwisku.






Sama jazda nie będzie autentyczna bez kontaktu jeźdźca z koniem. Koń musi ufać jeźdźcowi, zwłaszcza jeśli ten każe mu wyjść ze strefy komfortu, np. przejść po czymś niefajnym, czy wejść do wody (niektóre konie wzdragają się przed tym).
    Ale jeżeli zwierzę ufa człowiekowi, przełamie się, czując, że człowiek wcale nie chce dla niego krzywdy. To samo dzieje się w sytuacji kiedy pracuje się z końmi bardziej płochliwymi. Nić zaufania jest wtedy bardzo ważna.

A po jeździe, odprowadzamy konia na pastwisko.

Jakieś zebranie mieli.



Życie codzienne.

Nasz pokój znajdował się na piętrze. Kuchnia jest wspólna z innymi wczasowiczami, ale we wrześniu nie trzeba się tym przejmować, bo nikogo innego nie ma. Sezon zaś rządzi się innymi prawami.
    Kuchnia czasami zawiera w wyposażeniu kota, czasami dwa, a czasami zawiera rotwailera. Właściciele kochają tę rasę. Ich psy są łagodne, łatwo się szkolą, spokojne i sympatyczne. Ale swoim wyglądem i niepochlebną opinią, odstraszają od gospodarstwa złodziei, bo nie daj Boże taki incydent, ten pies wie co ma robić.



Magnes na lodówce w naszej kuchni.
Poważnie dał mi do myślenia. 😶
Ja nie wyginę!

Szczeniaki tej suni. Jeszcze jeden jest na wydaniu, więc jeśli ktoś by chciał, dzwonić pod numer stadniny.

Ukwiecone podwórko i stolik to miejsce wielu naszych pogaduch z właścicielami gospodarstwa. Czasami zakrapianymi.
    Kocham tych ludzi. Tutaj nie ma tabu. Jesteśmy wobec siebie szczerzy jak starzy przyjaciele. Dlatego jeżeli tam się pojawisz, śmiało powołaj się na mnie. Nie ma przypadków. Są tylko spotkania. Jeśli tam trafisz, może się okazać, że to miejsce stanie się idealne także dla Ciebie.



Czy wygląda jakbyśmy coś kombinowali?
To dobrze wygląda. 😆

Wrześniowe grzybobranie było tak owocne, że więcej w tym roku na grzyby się nie wybieramy. Mamy wystarczający zapas.
    Ryby zaś, zjadało się na bieżąco, niczego nie zabieraliśmy ze sobą. Zresztą mam taką zasadę, że nigdy nie zabijam więcej niż jestem w stanie zjeść (czasem jedną zamrożę i tyle). Nie ma jak świeża ryba prosto z wody!


Zdrowiusieńkie.

Oczywiście ryba ze zdjęcia (trochę niżej) żyje sobie dalej na wolności. Bo bzdury kiedyś ktoś rozpaplał, że raz złowiona ryba umiera. Oczywiście, że nie! Można nawet złapać tą samą dwa razy jednego dnia.
    Ryby przeważnie nie różnią się od siebie, ale bywa, że mają jakieś znaki szczególne. Na przykład szramy na ciele po zębach drapieżnika. Łatwo wtedy wpaść na ten sam egzemplarz nawet kilka razy, jeżeli regularnie wędkuje się na jednym łowisku.


Jezioro Machniacz.

Znajduje się niedaleko gospodarstwa. Chodziłam tam na piechotkę, ale z wędkarskimi manatkami trzeba było jednak podjechać samochodem. Właściciel terenu (linii brzegowej, z której wędkowaliśmy) okazał się bardzo sympatyczny i pozwalał nam nawet podjechać samochodem trochę bliżej.






Proza życia.

Pomiędzy wycieczkami, pomiędzy wędkowaniem a jazdami konnymi, najczęściej sami sobie gotowaliśmy. Byliśmy też na maksa skontaktowani z tutejszą fauną.
    Dzień bez wyjścia na pastwisko, to dzień stracony, jakże by można bez tego... no właśnie... teraz jest bez tego.
    Brakuje przytulenia się do konia. Tych kotów włażących wszędzie, gdzie ich się nie chce. Żurawi na niebie, słońca odbitego w tafli jeziora i widoku życia w tej wodzie.

Zobacz ⏩W mazurskim lesie.

Przedstawicielka kurzego gangu.
Z nimi nie ma żartów.

Czasami trzeba było chwycić za łopatę... przynęta na rybę żyje w ziemi. Najlepsza jest naturalna, świeża i aromatyczna dżdżownica prosto z grządki.
    O przynętach można by wiele, pewnikiem jeszcze do tego wrócę, bo mam zaplanowanych parę serii o wspaniałych mazurskich jeziorach, z którymi ściśle wiąże się wędkowanie. Przynajmniej w moim życiu, bo lubię jeść, a w wodzie jest pełno jedzenia.

Na nocne zaganianie koni szło się już w piżamie. Na nią dres, buty jeździeckie, bo adekwatne w razie wdepnięcia w minę. Za właścicielem szedł pies. Nie wiem czy rotwailery są zasłużone w pasterstwie, ale ten tutejszy świetnie zaganiał konie.
    Bardzo lubiliśmy towarzyszyć w tej czynności. Mąż potem nauczył się w miarę bezpiecznie pomagać przy tym, ja trzymałam się na uboczu.

Czasami jeździliśmy pozwiedzać jakieś miejscowości. Wtedy to był dzień bez gotowania, ale nie wchodziliśmy do specjalnie wyszukanych restauracji. Raczej domowe pierogi albo bary mleczne z ceratowymi obrusami.
    Wszystko podrożało, takie lokale także, ale te dania smakowały autentycznie jak w domu. Czasami więc kobieta się wylaszczyła, włożyła nawet koszulę (jak zawsze o dwa rozmiary za dużą, ale jak się zwiąże, to nawet dobrze wygląda) i włóczyło się po tych miasteczkach niekoniecznie nawet mając jakiś cel. To wszystko tak dobrze się już znało, że po prostu sprawiało ogromną przyjemność samo to, że znów można tu być.

Dalej pretenduję do roli władczyni Kryptona.

Np. Takie Jedwabno. Nazwa miejscowości może się niektórym kojarzyć, występowało w letnich piosenkach, dziś nie jestem w stanie sobie przypomnieć wykonawców... ale było. 😅 Raz na pewno Enej, "Coppernicana" – wesoły utwór o tych stronach.
    Jedwabno ma nawet swój herb i to całkiem zacny. C
zerwony zamek z wieżami, na których siedzą dwa kormorany.
    Zamek symbolizuje gród obronny Galindów, który tu funkcjonował dawno temu.





Zjedliśmy tu naprawdę pożywny posiłek. Sporo było na talerzu, pamiętam, że placki mnie pokonały i zabierałam je do pudełka na kolację.
    "Zajazd Oleńka", 
ul. Polna 2a. Ale uwaga, czynna tylko w sezonie letnim. Widocznie sezon kalendarzowy liczy się tu bardziej niż turystyczny, bo w końcu my byliśmy tu we wrześniu.





Gdzieś tam po drodze wyczailiśmy taki URBEX.

Trafił się nam upalny wrzesień. Z końcem naszego wyjazdu zjarałam się jak na plaży w Sri Lance. I to pływając w równie czystej wodzie co tam. Kolor może troszkę się nie zgadzał, bo miast turkusowego, był po prostu bezbarwny, przezroczysty jak woda w kranie.
    Poniższe selfi zrobiłam jakoś w pierwszych dniach pobytu. Na łódce chyba spala najbardziej. Filtr 50+ może się okazać za słaby. A na łódkę zaczęliśmy chodzić w drugiej połowie urlopu.

A teraz miazga. Nagrałam ten film dla jaj, opublikowałam dla jeszcze większych jaj spodziewając się raczej hejtu, a okazało się, że stworzyłam hit shorts'ów na You Tube. Mam tysiące wyświetleń i same pozytywne oceny. Normalnie już czuję pinionc, będę sławna. 🤣 Naprawdę nie spodziewałam się tego. Ten film na przestrzeli lat mojej działalności na YT, ma najwięcej wyświetleń i like'ów.


Nasze działania w Gromie jeszcze wcale się nie skończyły, ale już na weekend przeprowadziliśmy się do małej wioski nad Jeziorem Kalwa, kawałek za Pasymiem.

33 komentarze:

  1. Mieliście super urlop :).

    Lubię konie ale się ich boję. I nie zbliżam się za bardzo do nich. Jednak bardzo lubię je fotografować :).

    Na jednym ze zdjęć czarny kot wygląda groźniej niż piesek :).

    Kuweta rzeczywiście zacna haha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konie, jak każde zwierzę, wyczuwają emocje człowieka. Strach jest silnym uczuciem, mocno emanującym.
      Doświadczyłaś kiedyś czegoś złego od koni?

      Usuń
  2. Oprowadzasz tak, że już chciałoby się pojechać!
    Wrzesień w tym roku faktycznie był idealny na urlop bez tłumów.
    Piękna z Ciebie amazonka:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co roku wybieram wrzesień. Pogodowo jest bardzo różny, ale zawsze sobie radzę. :)

      Usuń
  3. Miejsce faktycznie zacne. Lubię czasem trafić do takiego miejsca.

    Chyba tu akurat dba bardziej spółdzielnia i dzielnica o zieleń. Bo niestety w Warszawie są pewne miejsca, gdzie zieleń nie ma się tak dobrze jak w moim nowym miejscu zamieszkania (choćby betonoza w Wilanowie, wstrętne osiedla bez śladu zieleni, sklepów, właściwie bez auta nie ma tam co robić).

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba te nowsze osiedla już projektują bardziej z rozmysłem. Zieleń przecież ozdabia takie tereny, a ładne osiedla można drożej sprzedawać. Deweloperzy zaczęli więc kombinować i tworzą teraz (np. u mnie w Łodzi) całkiem konkretne, zielone miejsca do mieszkania.

      Usuń
  4. kicie słodziackie rzecz jasna mnie rozwaliły i skupiwszy na sobie moją uwagę odciągnęły ją od reszty tematów... pytanie, co te szarobure chce?... chyba nie piwa, bo koty są nietronkowe... a czarne, to prawie jak nasza Mała, tylko krawacik ma mniejszy...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyłącznie pieszczot się domagał. Jeden i drugi.
      Czarna na tych zdjęciach jeszcze ciężarna była. Potem urodziła maleństwa czarne jak węgielki. Urodzajny rok właściciele mieli, najpierw psy, potem kociaki.

      Usuń
    2. psiaczki też są cudowne... ale z tym kotem to się zgadza... jak nasz Kudłaty drze ryja, to rości michę, ale jak zaczepia łapką, to jest komunikat "zajmij się mną, zróbmy coś, etc" :)

      Usuń
  5. Niegdyś spadłam z konia i wtedy doszłam do wniosku, że z konia do ziemi jest cholernie daleko :-)
    A urbex uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spadłam kilka razy, jakoś szczęśliwie się udało nie wylądować na głowie (często straszą, że upadek z konia równa się złamanie karku.) Ja zawsze na nogi albo na tyłek lądowałam. 🤣 I wsiadałam i jechałam dalej.
      No fakt, jest daleko do ziemi, staram się mimo wszystko trzymać siodła. W tym roku się udało uniknąć ziemi, mimo długiej przerwy od jeździectwa.

      Usuń
    2. gdy kiedyś moja znajoma spadła z konia, to dowiedziałem się, jak głośno może być na świecie...
      p.jzns :)

      Usuń
    3. Ona tak się darła z bólu czy ze złości? 😆

      Usuń
    4. najpierw duplo o glebę, reszta to rezonanse, pogłosy....
      @Jael...
      tak poza tym to mam sprawę na poprzedni temat:
      https://youtu.be/PxxSbFxMZxY?si=HiQ5tAapiorgWDce
      13:20
      po ratuszu poznałem...
      p.jzns :)

      Usuń
    5. Tam widzimy Pasym z drugiej połowy XX wieku.

      Usuń
  6. Pięknie! I ja uwielbiam takie miejsca. bliskie natury i tej natury pełne w każdym jej przejawie. Konie, koty, psy, ryby, grzyby...Same wspaniałosci. No i jeszcze pobliski zajazd "Oleńka". Juz z racji samego imienia na pewno by mnie urzekł!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś w Łodzi była Stajnia Oleńka. To tak a propos. ;)

      Usuń
  7. Hm U mnie to samo, tam, gdzie chodzę, mało kto chodzi. Tu już od pierwszego zdjęcia czuć miłość i pasję, a pamiętam, bo już o tym pisałaś, pamiętam, jak kochasz to, co tu ukazujesz. Kocham to zdjęcie ze śmiejącym się koniem, kocham zwierzęta i miejsca pełne miłości do nich. :)
    Ok, ale z tym magnezem to już wybuchłam śmiechem, uf akurat piję kawę. :D Tak piszesz o tym miejscu, ze najchętniej bym tam zaraz pojechała. Przedstawiciel kurzego gangu, jego opis mnie powaliły, ten wyraz twarzy...nie ma mowy, bym z nim zadzierała. haha Takie Jedwabno, nigdy nie słyszałam, a tam tak klimatycznie, przynajmniej na Twoich zdjęciach. Mega post, taki swojski, a miłość z niego wali na całego. Widać, że oboje spędziliście niezapomniany czas, opisy powodują, że chce się tam jechać. Nie umiem jeździć konno, kocham za to konie...ej naucz mnie jeździć. hehe Uściski. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dość, że tam gdzie chodzę, mało kto chodzi, to jeszcze potrafię wybrać taką pogodę, że mało kto w ogóle wychodzi z domu. 🤣 Wtedy mogę iść dosłownie wszędzie i wszędy ni żywej duszy. 😆
      Właścicielka tego gospodarstwa nauczyła mnie jeździć. To jest jak dotąd najlepszy instruktor jakiego spotkałam. A testowałam ich trochę kiedyś... Jeśli chcesz się nauczyć, polecam na początek wpaść tu na wczasy.

      Usuń
  8. Tyyyle kuwety xD. Sama zauważyłam, że na takich bekowych filmikach to najłatwiej się można wybić ;p.
    Piękne miejsce, kocham zwierzęta i pewnie tez bym się tam wspaniale czuła, mimo iż nie jeżdżę konno. A moja siostra, która jeździła, dopiero byłaby zachwycona. <3 Może kiedyś się razem wybierzemy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jazda to oczywiście nie obowiązek, to nie są stricte wczasy w siodle, ale normalna agroturystyka. Myślę, że nie nudziłybyście się tam obie. Nawet jeśli byście przyjechały pociągiem (jest stacja w Gromie, tyle że do gospodarstwa kawałek trzeba dojść), z samej miejscowości jeździ mnóstwo busów i każdą fajną miejscowość śmiało możecie ogarnąć i porządnie pozwiedzać te mazury. Zresztą chyba najbardziej i tak będą nogi ciągnąć. Mnóstwo jezior blisko siebie, lasy itd. I chyba jeszcze mają rowery na wypożyczenie na miejscu.

      Usuń
  9. Umiałaś uchwycić klimat tych wspaniałych wakacji. Jest wiele fantastycznych zdjęć, które mówią same za siebie. Te z końmi - cudowne, Ty jako amazonka, cały stół grzybów, łowienie ryb, koty i psy...Bardzo dobry portret Twojego męża- szczęśliwy i na luzie!
    Czy mówimy o TYM Jedwabnym?
    Piękne zdjęcia koni, to fantastyczne zwierzęta. Kiedyś mój ojciec i wuj mieli ranczo w dolinie. Motylek, stary koń bardzo łagodny pracował w polu, ale miał wadę- okropnie bał się na drodze przejeżdżających samochodów i przez to właśnie kupili go za bezcen. Kilka razy pozwalano mi jeździć na oklep. Byłam dzieckiem, wydawał się taki duży.
    Fajny filmik, nie dziwię się, że zrobił furorę, bo takie najprostsze, zwyczajne kadry są po prostu najlepsze.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym, to znaczy? Miejscowość słynie jeszcze z różnych festiwali piosenki.
      Konie do pracy są naprawdę wielkie. Mają szeroką pierś. Podejrzewam, że nawet teraz zrobiłby na Tobie wrażenie.
      No tak, ale myślałam, że dosłownie srający kot nie może mieścić się w żadnych ramach. To naprawdę miał być żart. 🤣😅

      Usuń
  10. Wrzesień wspominam jako najcieplejszy w moim życiu, a mam 54 lata, ale nie opalam się, bo mam bardzo jasną cerę.
    Kuweta śmieszna. Nie wiem, czy moja Balbina by z takiej skorzystała, bo jest przyzwyczajona do silikonowego żwirku i jak kiedyś kupiłam inny żwirek, bardziej podobny do piasku, to nie chciała korzystać. :D Konie uwielbiam, są jednymi z najcudniejszych istot ever.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam gorące wrześnie, że też się chodziło w bezrękawnikach. Też się nie opalam specjalnie. Po prostu wychodzę z domu. ;)
      Koty tak mają. I na odwyrtkę, jeśli przyzwyczaisz od małego do piasku, to w sylikon w ogóle nie wejdzie.

      Usuń
    2. Koty to w ogóle temat rzeka, charakterne bywają bardzo, ale nie sposób ich nie kochać.

      Usuń
  11. Wasz urlop na Mazurach potwierdza moje przypuszczenia, że życie w zgodzie i blisko natury daje najwięcej satysfakcji, pozytywnych bodźców oraz przynosi pokój ducha. Życzę Wam tego. Sobie zręsztą też. :)) Bardzo fajna relacja. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Człowiek urodził się w tym wszystkim, a tak bardzo izoluje się w swoich bańkach mydlanych od przyrody. Wystawia się na bodźce techniczne, cierpi przeładowanie tym wszystkim, mimo to najlepsze hobby to wklejanie nosa w monitory, małe i duże.
      Nie stronię od techniki, ale bańki żadnej nie było i nie będzie. Pozdrawiam. :)

      Usuń
  12. Kiedyś zaczęłam się uczyć jeździć na koniach, to był dwutygodniowy urlop z rodzicami. Niestety po tygodniu spadłam z konia i bałam się z powrotem wsiadać. To chociaż przez drugi tydzień oporządzałam te wspaniałe zwierzęta, bo ich w sumie się nie bałam.
    Ale jazdę trzeba trenować. Ja nie doszłam do etapu kierowania koniem, nie umiałam wyczuć mojego, bo mój był zbyt krótko.
    No i szkoda, ale będę już raczej z tym żyć.
    Podziwiam jednak zawsze u Ciebie tę pasję i cieszę się za każdym razem, kiedy widzę, że mogłaś znów pojeździć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem ile razy już spadłam z konia. Wsiada się dalej i jedzie. :D

      Usuń