czwartek, 7 marca 2024

Kobieta w trybach systemu.

Luty zakończyłam emocjonującą feerią wędrówek pieszych po mieście, która bogactwem różnorodnych efektów urozmaiciła mi przy okazji artykuły na łódzkim blogu. Można też powiedzieć, że kaskada wydarzeń porządnie zlała (wymasowała) mi plery, prawie niczego nie ominęłam. Omijać zaczęłam dopiero w marcu, kiedy wraz ze zwiększoną liczbą godzin w pracy, wydarzenia zaczęłam obserwować w Internecie, a nie na nich bywać. Tak musi już być. I minęła dopiero połowa tygodnia, a ja już mam wrażenie, że życie przecieka mi między palcami.
    Jeden dzień wolnego w tygodniu to niewiele. Mnożą się pomysły, doba okazuje się zbyt krótka, książka przestała się pisać, dobrze, że nie zapominam oddychać... ach tak, to przecież niezależne ode mnie.
    W tym całym szaleństwie jedno na pewno mi się udaje – nie oszaleć doszczętnie.

System świata zrobił się radioaktywny. Przebiegle dostraja do siebie, szybko i niezauważenie zaczynamy zachowywać się jak większość. Dlatego też (między innymi) tak bardzo celebruję czas wolny. Żeby nie utracić dobrego ducha, sprawiedliwego osądu sytuacji, a przede wszystkim, by nie przestać patrzeć we właściwym kierunku. By nie zaśmiecać sobie głowy tym czym inni.
    Tymczasem znowu nie zauważyłam jak moja twarz odwracała się powoli w stronę, która kompletnie nie powinna mnie obchodzić i jak zajmuje serce syfem, po którym powinnam tylko przejść, otrzepać buty i pójść dalej.
    Z tego trzeba pokutować.

Tak więc na razie sobie nie radzę, zaczął roznosić się smród...
Ale będzie poprawa. Podstawą jest zauważyć czyhającą bestię. Reszta z czasem.

/adres


Pod koniec lutego szwendałam się do późna kiedy mogłam. Deszcz, nie deszcz, nie obchodziło mnie to. Czułam się wolna w tym, zainwestowałam swój czas w coś, co przyniosło mi wiele dobrego. Zrozumienie.
    Kocham szwendać się samotnie. Kocham być ze sobą. Wtedy w myślach pojawia się masa spraw, które warto poukładać, podstemplować i zamknąć. A potem wolna głowa – nic nie zaprząta... To w dzisiejszych czasach luksus.

Mieć inne życie niż to, którym miliony ludzi na całym świecie zalepiają sobie języki pielęgnując na nich rosnące wrzody.

⏩fotorelacja z nocnego szwendania – Deszczowa opowiastka.


Przyszedł marzec.
    Przez cały jedyny dzień wolnego szwendałam się, ale nie sama, bo mąż to też szwendacz.
Wróciliśmy do jadania na mieście, znów degustujemy i za każdym razem gdzieindziej. To wspaniały czas razem, którego nie chciałabym utracić. W Łodzi jest tak dużo lokali, że chyba przez całe życie nie poznamy wszystkich.

Ostatnio stwierdziliśmy, że chyba zaczynamy się starzeć. 🤣 Bardzo nam się zmienił gust, użyłam słowa nobliwy. Ale co to dokładnie oznacza?
    Słówko to, ma wiele synonimów, zauważyłam, że powszechnie kojarzy się ze zdziadzieniem i nudą. Nic bardziej mylnego.

Co jest nobliwe? Mnie przychodzi na myśl coś szlachetnego i wytrawnego. Jak Rolls-Royce. Mnóstwo jest samochodów i wszystkie jeżdżą, ale są Fiaty i są Roll'sy.
    Co jeszcze? Wytworność i gustowność. Chyba najłatwiej mi wskazywać różnice na motoryzacji. Można mieć drogą limuzynę, ale można mieć Mercedesa, albo Lincolna. Każdy zauważy różnice.
    Dystyngowanie. Po prostu przyszedł czas, że bardziej mi się podoba elegancja (choć z pazurem) niż sama goła zadziorność. Wtedy Bentley GT, a nie Lancer EVO.

Czas zmienia człowieka podobno co 7 lat. Znów by się zgadzało.
Przy czym sam człowiek niewiele się zmienia, bo człowiek, który poznał sam siebie i pokochał, pozostaje po prostu sobą do końca życia. Mogę być tą Larą Croft w traperach i spodniach, zdecydowanie w spodniach, ale w Croft Manor – ociekającym elegancją, bardzo nobliwym domu. Z Bentleyem GT w garażu.
    (Oczywiście nadal siedzimy w symbolach. 😉 Nikt mi nie umarł, nie odziedziczyłam spadku.)

/adres

Tak zmienia się świat, który kreuje człowiek z biegiem czasu. Ale on sam najbardziej zmienia się wewnątrz, co oddziałuje na sposób w jaki się porusza we świecie. Oraz to, czy jego język nie owrzodział...
    Jeśli zna się te różnice, rozpoznaje się je, to nie wejdzie się w to błoto. Ale żadna filozofia świata nie uchroni przed pomyłką. Tylko dobre buty. ;)

/adres

"Kto przystaje z mądrymi, będzie mądry, a towarzysz głupców będzie zniszczony". Wszak kto przy kim przystaje, takim się staje.
Szkoda tylko, że nie można sobie dobierać towarzystwa.
"Światło oczu rozwesela serce".

Tymczasem mianowałam się już teraz oficjalnie – SZWENDACZEM:


Pora odpalić wroty i ruszyć tam gdzie nie cuchnie żaden wrzód i wysprzątać wnętrze. Są chęci, czasu brak, coś się wymyśli.
    Tymczasem bogactwo gromadzi się, ale nie tutaj. A spadek jest naprawdę duży. Duży i niezniszczalny. I w tym właśnie kierunku wyłącznie chcę patrzeć.

30 komentarzy:

  1. też lubię się poszwendać sam, tylko że wtedy fajnie się w tym czuję, więc nie jestem samotny... za to samotny bywam w nieciekawym towarzystwie, ale że umiem intuicyjnie nie wchodzić w takie sytuacje, więc szalenie rzadko mi się to zdarza...
    za to nobliwość wydaje mi się czymś męczącym, choć może nie mam w tym racji... niemniej jednak wymaga to pewnych umiejętności, na przykład nobliwie wyrżnąć autem w drzewo i jakoś mi się wydaje, że nie ma to wtedy specjalnego znaczenia, kto to auto zrobił, sprzedał i w jakiej sytuacji: w wypasionym salonie, na giełdzie, czy po cichu od złodzieja...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak samo jak ja. Generalnie ja nigdy przez całe życie nie odczuwałam samotności. A jeśli jestem w nieciekawym towarzystwie, to pewnie mam jakiś powód i robię dalej swoje.
      Nobliwość narosła kapturkiem czegoś starczego, nudnego, ciężkiego i nieciekawego, kiedy to tylko określenie danego stylu: wyglądu, życia, czegokolwiek.
      Nobliwie wyrżną w drzewo.. Zaraz zaraz, czyli rozwalić auto w eleganckim stylu? Chyba na jakimś filmie to widziałam, bodajże z Bondem. On zawsze rozwalał służbowe fury, więc to faktycznie nie ma znaczenia, czyje, gdzie i za ile.

      Usuń
    2. lubię też pracować sam, chyba że sama robota wymaga jakiegoś współdziałania, ale jeśli nie wymaga, to nie chcę wtedy nikogo obok, kto by się wtrącał, patrzył na ręce i w ogóle... co prawda można się w odciąć, ignorować otoczenie i po prostu robić swoje, mimo wszystko jednak wolę, aby tego otoczenia nie było... chociaż jest też pewien wyjątek: trenowanie w gym, po prostu sam klimat sali mnie nakręca, ale tam z kolei nikt się nie wtrąca, bo każdy też robi swoje, a jak się wpieprzy, to bardzo łatwo się pozbyć intruza...
      to chyba jest tak, że nobliwość kojarzy mi się z takim angielskim klubem dla dżentelmenów /które znam zresztą tylko z filmów/, gdzie być może niektórzy z tych panów świetnie się bawią, ale ta zabawa polega na poruszaniu się w przestrzeni jakichś ścisłych reguł i to właśnie jest dla mnie tym męczącym czynnikiem...

      Usuń
    3. Też wolę pracę samodzielną. Jak ktoś próbuje mi pomagać, mam wrażenie, że mi się plącze pod nogami.
      Trenować też wolę sama, klimat zatłoczonej siłowni nie wpływał na mnie dobrze. Podczas treningu mój mózg odpoczywa. Jak jest harmider, jakieś rozmowy, muzyka w tle, to nie odpoczywa. Dlatego zawsze wybierałam małe siłownie i godziny, w których nie było dużo ludzi.
      A, wiem o co chodzi. Nie, bynajmniej, moje skojarzenie ze słowem "nobliwy" jest bardziej słownikowe.

      Usuń
    4. fakt, muzyka w klubie jest pewnym zgrzytem... w małej siłowni z familijnym, koleżeńskim klimacikiem, gdzie wszyscy się znają popowe radio może to nieco zepsuć, a w dużej telebimy, też z popem, ale chociaż fajne panienki na osłodę są na tych ekranach... w domu do ćwiczeń to ja sobie zapuszczam swoją muzę... co do tłoku to się zgadzam, poza tym do sprzętu czasem nie można się dopchać, trzeba czekać...

      Usuń
    5. I właśnie z tych powodów nakupowałam sobie sprzętu do domu. :) I mam święty spokój.

      Usuń
  2. Lubię siebie, kocham siebie i uwielbiam ze sobą przebywać. Tak jak Ty celebrujesz wolny czas, tak dla mnie świętością, za którą podążam, jest cisza. Baaardzo niełatwo o nią we współczesnym, krzykliwym świecie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja o sobie myślę. I bardzo często ten wolny czas poświęcam na przebywanie w ciszy.
      Tak, ciężko o nią, ale znajduję. Jotka mądrze o ciszy pisała.

      Usuń
  3. Szwendanie się jest super, lubię, uprawiam , robię fotki, degustuję, obserwuję.
    Lubię z mężem i samotnie, każda forma ma inny wymiar :-)
    Lubię nawet to zmęczenie spowodowane szwendaniem:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziś też się szwenałam. Dobrze mi to zrobiło, choć czuje też osłabienie, oby to nie wirus. Momentami cały bagaż jaki bierzemy sobie na barki staje się za ciężki, wtedy dobrze jest pochodzić sobie. Jeden dzień wolnego to mało. Mam nadzieję, że będziesz go miała więcej. Pozdrawiam 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Swój bagaż to jeszcze nic, ale nierzadko ktoś narzuca własny. Trzeba się w porę otrząsnąć i iść dalej bez zbędnych ciężarów.
      No... na razie się na to nie zapowiada. A ten jeden wolny dzień jest zarezerwowany na spotkania i życie rodzinne, więc dalej ani nie wędruję, ani się nie szwendam, generalnie tydzień się nie skończył, a mi brak wyjścia za miasto jak jasna cholera.

      Usuń
    2. O to ja też czuję zew! Wyje mi w tej duszy już od kilku tygodni. No muszę się gdzieś ruszyć. Muszę, inaczej się uduszę.🫣😅

      Usuń
  5. Reset od codziennej bieganiny to podstawa!!! Mimo, że nie pracuję na etacie, mam dzień wypchany obowiązkami. Staram się jednak znależ go trochę dla siebie... chociażby na trening, albo krótki spacer. To bardzo mi pomaga. A w weekend koniecznie zabieram rodzinkę w plenery 😊!!!
    Pozdrawiam Aniu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na trening znajdę czas, bo robię go w domu, ale na razie wyjazdy za miasto są zablokowane. I już mi tego brakuje. W sobotę pracuję cały dzień, niedziela jest zarezerwowana na spotkania.

      Usuń
  6. Problem polega na tym, że zwyczajny szary żuczek niejako skazany jest na to przeciekanie życia między palcami. Jeśli nie masz bogatych rodziców i sama taka nie jesteś, to Twoje życie sprowadza się do tyrania na rachunki i bycia gościem we własnym domu.
    Czasem z lekką nutką melancholii i zazdrości patrzę na instagramowe rolki ludzi, którzy cały czas żyją w vanie, a ich codziennością są road tripy. Tylko kto może sobie na to pozwolić? Szarak - nie, bo on spędza nawet 12 h dziennie w robocie. Tylko ktoś zamożny albo chociaż taki, który ma dużą społeczność w SM i z tego się utrzymuje. Wtedy łączy pracę z przyjemnością. I nie, nie chcę słuchać tego, że każdy tak może, bo nie każdy. Nie każdy ma do tego zdolności, swobodę bycia przed kamerą, osobowość (trzeba dać się lubić) i nie każdy jest... ładny. Bo z tego co zauważyłam to piękno najlepiej się sprzedaje. Ludzie są po prostu estetami i lubią patrzeć na ładnych ludzi. Tajemnicą poliszynela jest, że ładni mają w życiu lepiej. Dziwnym trafem najpopularniejsi influencerzy są bardzo atrakcyjni.

    Lubię przebywać sama z sobą w... wannie :) To tam relaksuję się, planuję, rozmyślam, i to tam najczęściej przychodzą mi do głowy najlepsze pomysły. To tam czasami piszę swoje posty (rzecz jasna, tylko w głowie, haha). Żyjemy w takim świecie, że niebezpiecznie być samotną kobietą na ulicy, o czym znów nam dobitnie przypomniano poprzez zabójstwo Lizy z Warszawy. Tutaj też był głośny przypadek młodej i pięknej nauczycielki, która po szkole poszła sobie pobiegać - w publicznym miejscu, w środku dnia. Została brutalnie zabita przez przypadkowego faceta, gnidę ze Słowacji, który przez kilkanaście lat siedział tu na zasiłku dla niepełnosprawnych. Do pracy nie był zdolny, ale do brutalnego zabicia kobiety już tak. Wcześniej przyglądał się innym, ale padło akurat na tę, bo była sama...

    A właśnie, wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet :)

    Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że nobliwy może komukolwiek kojarzyć się z nudą i zdziadzieniem. Moją pierwszą konotacją był właśnie przymiotnik szlachetny. Ach, i bardziej kojarzy mi się z tym określeniem materia ożywiona, nie zaś nieożywiona. To tylko taka luźna myśl, wiem, że łatwiej było Ci wytłumaczyć na przykładzie motoryzacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byle do emerytury. ;]

      Zależy do czego Ci ta uroda. Jeżeli chcesz na niej zrabiać, oczywiście, że będzie Ci łatwiej jeśli jesteś ładna. A w życiu codziennym? Wyobraź sobie, że uroda może stać się nawet problemem.
      Ludzie nie traktują Cię poważnie, dla kobiet jesteś tylko dziunią, dla mężczyzn obiektem seksualnym.
      Nie twierdzę, że zawsze, ale tak niestety jest.

      Patoli nie brakuje na całym świecie, nic na to nie poradzisz. I to nie jest powód, żeby zrezygnować z własnego życia na rzecz siedzenia w domu.

      Dzięki i spóźnione wzajem. ;)

      Czyli Ty też rozumiesz to słowo bardziej książkowo.

      Usuń
    2. Jak najbardziej zdaję sobie sprawę z tego, że niesamowita uroda może być błogosławieństwem, ale też jednocześnie przekleństwem. Chodziło mi jedynie o to, że ci przytoczeni przeze mnie popularni "campervanowcy" trudniący się tym na co dzień są bardzo atrakcyjni. W pewien sposób uosabiają marzenia i pragnienia innych ludzi: idę wolności, swobody, wyrwania się spod trybów bezdusznej maszyny czy też twardych ram codziennej rutyny. Jakoś dziwnym trafem nie natrafiłam nigdy na takich, którzy są starzy, brzydcy i grubi ;) Wątpię by zbudowali wokół siebie tak dużą społeczność.

      Co do innych aspektów. Piękna kobieta zawsze będzie przykuwać spojrzenia mężczyzn. A na to, czy będzie traktowana przedmiotowo i lekceważąco wpływa - w moim odczuciu - kilka czynników. Przede wszystkim to, jak sama się zachowuje, jak ubiera, wypowiada, no i czy ma cokolwiek w głowie. Jeśli jest wulgarna, głupia, ale piękna, to będzie traktowana tylko i wyłącznie jako obiekt seksualny. Jeśli w parze z urodą będą szły wiedza, inteligencja, klasa, to ludzie będą ją nie tylko traktować z należytym szacunkiem, ale też podziwiać.
      Bazuję swoje przemyślenia głównie na swoich obserwacjach i na sobie. Dla mnie na przykład żaden (nawet najprzystojniejszy Mister Universe) mężczyzna nie będzie pociągający ani atrakcyjny, jeśli jest głupi jak but z lewej nogi, wulgarny, chamski i prostacki. To są po prostu cechy, które mnie niesamowicie odrzucają - tak samo od mężczyzn jak i kobiet. To też działa w drugą stronę - nawet największy "brzydal" może być nieznośnie pociągający fizycznie i umysłowo, jeśli tylko coś sobą reprezentuje: jest szarmancki, ma dobre serce, jest inteligentny, mądry, ma duże poczucie humoru i dystans do siebie. Nie znoszę facetów z fochami - od razu stają się w dla mnie niemęscy i nieatrakcyjni.
      Sorry, rozpisałam się ;)

      To fakt, nie uciekniesz przed patologią. Jest wszędzie, często nawet przybiera niepozorne formy. Jednak te mniejsze społeczności dają mi większe poczucie bezpieczeństwa.

      Usuń
    3. *ideę wolności (wybacz, nie zrobiłam korekty przed publikacją)

      Usuń
    4. Bycie popularnym czegoś wymaga. Albo urody, albo talentu w dramatycznie wręcz idealnym stylu, że tak to ujmę. Ale tu też na dwoje babka wróżyła, bo jednak pięknie śpiewająca wokalistka, ale gruba - będzie miała mniejsze wzięcie, niż pięknie śpiewająca wokalistka, ale seksowna. Tutaj tęższej dziewczynie może pomóc jedynie naprawdę wybitny głos i talent (przyszła mi na myśl Adel na początku kariery).
      Kwestia podróżników też wyglądają trochę inaczej, oglądałam jakiś czas podróże rodziny w busie. Oboje dość przeciętni w urodzie, dziecko jak dziecko. I są mega popularnymi podróżnikami.
      Przypomina mi się nasza niedawna rozmowa, że ja jako górołazior nie byłam popularna, a ta dziewczyna, która chodzi po górach nierzadko w bikini, jest mega popularna. Obie jesteśmy zgrabne, ale ja się nie rozbieram.
      Tendencje świata są dość wyraźne.

      Wiedza, inteligencja, klasa muszą dopiero wypłynąć. Kiedy nie ma czasu (ani miejsca) na zabłyśnięcie, np. u mechanika, to Cię okantuje, bylebyś tylko sterczała tam dłużej, naprawi coś niezepsutego, a nuż wydębi od ciebie nr telefonu (pieniądze na pewno). Tak przykładowo.

      Dla mnie pierwsze wrażenie, to wygląd. Jestem wzrokowcem, tego nie ukrywam, oglądam się za przystojnymi mężczyznami. Ale jeśli ma w głowie same pustaki, to traci momentalnie na atrakcyjności.
      Kocham mózgi, nic na to nie poradzę. Wtedy ten brzydszy, ale inteligentny i oczytany mężczyzna miałby większe szanse niż ten z żurnala. Generalnie we wszystkim w kwestii facetów, zgadzam się z Tobą.

      Pięknie się rozpisałaś, ja się powstrzymuję, żeby każdego akapitu jeszcze nie rozciągnąć.

      Usuń
    5. Wymaga, to prawda, i nie zawsze jest to uroda. Na pewno trzeba mieć charyzmę. Weźmy takiego Charlesa Mansona - kurdupel z obłędem w oczach, a mimo to potrafił zgrabnie sprzedawać ludziom bajki i umiejętnie robić pranie mózgu. I to do tego stopnia, że szli mordować w jego imieniu.

      Mnie tu z kolei od razu na myśl nasunęła się Susan Boyle. Wyszła na scenę szkocka "babcia" (miała 47 lat, a wyglądała na znacznie więcej), z nadwagą, krzaczastymi brwiami i siwawymi włosiskami w nieładzie. I mówi że chce być tak znana jak Elaine Paige. Ludzie od razu ją ocenili, myśląc sobie, ze to będzie jeden z tych żenujących występów, jakie widziano w "Britain's Got Talent" wielokrotnie. Lekceważące uśmieszki publiki, wymowne spojrzenie jury... a tu taka niespodzianka. Ta kobieta ma nie tylko głos jak dzwon, ale też ogromny talent!

      Nasza pierwotna natura i trywialny instynkt pchają nas w kierunku urodziwych osobników, nie jest to może godne pochwały, ale jednak zupełnie naturalne. Czasem też bardzo problematyczne bo np. pewien rodzaj mężczyzn wybiera typowe "lachony" z zionącą otchłanią w głowie, które są fajne na krótką metę, ale na dłużej jednak nie. I potem płacz, że nie ma normalnych dziewczyn na tym świecie. Są. Tylko niekoniecznie wyglądają jak modelki. To też oczywiście działa w przypadku kobiet - znam takie, które wiecznie narzekają, że "nie mają szczęścia do facetów" albo zawsze "przyciągają tych złych", ale nie wykażą się autorefleksją w tym temacie i nie wyciągną żadnych wniosków z popełnionych błędów. No cóż, jeśli zawsze wybiera się dokładnie ten sam typ partnera (bad guya i łobuza) albo partnerki (słodkiej idiotki), to trudno oczekiwać odmiennych rezultatów (i trochę też trudno współczuć takim ludziom...).

      Gdybyś się zaczęła rozbierać albo założyła konto na OnlyFans, to miałabyś fanów na pęczki (co prawda obleśnych, ale zawsze) ;) No i pewnie nie musiałabyś dziś tyrać sześć dni w tygodniu.

      Tu doskonale Cię rozumiem, bo też często powtarzam, że dla mnie najseksowniejsza męska część ciała to MÓZG :)

      Usuń
    6. Pamiętam Susan Boyle. Wryła mnie w fotel, dreszcze mam na samo wspomnienie jej głosu.

      Tak się zastanawiam... dlaczego pcha nas pierwotnie do ładnych osobników? Może właśnie odpowiedź jest bardziej pierwotna niż nam się wydaje.
      Bo popatrz, instynktownie wiemy, że facet ma się nadawać do stworzenia rodziny i trzymania nad nią pieczy. (Teraz podaję luźny przykład). Opasły, niezdrowo wyglądający łysiejący - nie wpasowuję się w opis zdrowego mężczyzny. Ten wysportowany będzie nam bardziej pasował do tego terminu.
      Ale to już mówię - bardzo przyziemny przykład.

      A już nawiązując do nieudanych związków, ja zawsze mawiałam, że jak szukasz sobie przystojnego faceta, to weź pod uwagę, że ten facet zdaje sobie sprawę z własnej urody i wykorzystuje to, że się dziewczynom podoba. Bowiem przystojny facet z MÓZGIEM to RZADKOŚĆ, więc raczej będziesz zdradzana.
      Ale oczywiście to też nie jest regułą.
      Tak samo względem kobiet.
      Mam ostatnio nieodparte wrażenie, że im większe usta, tym mniej w głowie. Może wargi przepompowuje się z mózgu?

      Usuń
    7. O tak, chyba na wszystkich zrobiła piorunujące wrażenie. Taka niepozorna kobieta. Przy okazji doskonały przykład na to, że nigdy nie jest za późno na realizację swoich marzeń. Trzeba tylko chwycić byka mocno za rogi i... wiooo! ;) A nie czekać, aż książę z bajki przyjedzie na rumaku, bo to się może źle skończyć dla obydwu stron. My możemy się zestarzeć i pomarszczyć jak suszone śliwki, a książę - jak już łaskawie przyjedzie - wystraszyć zmurszałej "księżniczki" i odjechać szybciej, niż przyjechał :))

      Dobór naturalny dochodzi do głosu i chyba tyle w tym temacie.

      TAK! Mam identyczne spostrzeżenia w tym temacie! Nie można zjeść ciastka i mieć ciastka. Myślę, że takich naprawdę szalenie przystojnych i atrakcyjnych, a do tego wiernych, jest tyle co kot napłakał. Bo co tu dużo mówić, w naszym zepsutym moralnie świecie taki gość będzie non stop wodzony na pokuszenie. A że nie jest Jezusem, to da się skusić. I nie trzeba na to ani 40 dni, ani pustyni. Wystarczy atrakcyjna i uparta kobieta.

      Usuń
    8. Książę sam wtedy będzie pomarszczony i wyliniały. 😆

      W temacie znajdywania partnera tak - to tyle. Więcej jednak scenariuszy wygląda tak: kobieta poznaje mężczyznę, zakochują się w sobie, jeszcze pięknie. Mijają lata, kobieta traci blask w oku, mężczyzna zaniedbał się, utył, stał się toksyczny i leniwy, kobieta wiernie przy nim trwa, ale zgubiła cząstkę radości życia.

      Tak.
      Amen.

      Usuń
  7. ja cały czas pracuję nad moją książką. moze jest dość łatwa, bo piszę o sobie. ale poświęcając 30 minut dziennie ide ładnie do przodu.

    wszystkiego naj naj naj na 8 marca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pisałam swoją książkę, poświęcałam na to 8 godzin roboczych. Jeśli coś jest pasją, to nie jest przymusem, więc tych ośmiu godzin zawsze było mi mało.

      Dzięki.

      Usuń
  8. W trakcie tego wszystkiego człowiek się niesamowicie zmienia :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, wszyscy sie zmieniamy. czasem tak jak chcemy a czasem wbrew woli. A najczęściej po prostu czas rzeźbi nas po swojemu. Grunt żebyśmy zdawali sobie sprawę z tych zmian i ocalali w sobie to, co w najlepsze. Czyli poczucie sensu życia, umiejętność odróznienia tego, co nam służy a co nie i pójścia za tym pierwszym. Choć nie zawsze sie da, niestety...
    Też jestem szwendaczem. I też lubie łazić samotnie.. Człowiek łaknie takiego swoistego wyciszenia, uczucia wolnosci, gdy po prostu idzie w przestrzeń i staje się jej częścią.
    Obyś nareszcie sie porządnie wyspała i miała siły, czas i ochotę na nowe szwendanie!:-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To są zmiany sensu stricto sensualne, zmysłowe. Nie tyle o własny charakter czy głębiej mówiąc osobowość chodzi, co postrzeganie i określanie tego co na zewnątrz. Bo człowiek zmienia się, mądrzeje albo głupieje pod wpływem czegoś. Czasu, traumy albo doświadczeń, więc długofalowo, albo krótkofalowo. Zaś te 7 lat jest określeniem tego, czym się chcemy otaczać.
      A sens życia to już inny temat. ;)
      Jestem szwendaczem, który łaknie czasu na szwendanie. Kiedy coś go zabiera, zaczyna się frustracja. Mam nadzieję, że frustracja nie zagra pierwszych skrzypiec i nie zagłuszy dobrego Ducha.

      Usuń