Jej wiek można rozpoznać po dłoniach. Spracowanych, lekko pomarszczonych, które nie urodziły się wyłącznie do trzymania pióra czy pędzla. Są to dłonie osoby, która od kiedy pracuje, pracuje tylko fizycznie. Spękana skóra, czasami do krwi, poszarzała, sucha.
Kiedyś uznała, że społeczne dopasowanie nie jest w jej stylu. Wyróżnia się tym, że nie niszczy swojej cery kosmetykami, nie poprawia się. Tak naprawdę w pracy dopóki nie powiedziała ile ma lat, każdy ją miał za młodą sikorę.
I te dłonie, kiedy już całkiem przestały do niej pasować, zaczęła traktować jako swój atut odróżniający ją od wielu kobiet w jej wieku, które bardziej się oszczędzają, mają inne, lżejsze prace. Każda zmarszczka, każda linia na nich, przypomina, że jest osobą bardzo ambitną, która lubi fizyczną pracę, nie męczy się przy tym, ma świadomość, że może więcej niż inni, nawet dużo młodsi od niej i cieszy się tym. A swoje baterie ładuje na górskich szczytach.
Dostrojona do nieba, chodzi czasem z głową w chmurach, jakby podpierana dziwną siłą właśnie stamtąd. Taką pierwotną energią, dzięki której stoją na świecie góry i lasy. Ona nimi pachnie. Ale człowieka trudniej jest utrzymywać w pionie niźli drzewa. Wszak człowiek się porusza. A góry stoją. Lasy stoją. I wszystko to trwa w wieczystej ciszy połonin.
Ta, która się porusza, przemija. I kiedyś zniknie całkiem. Dosięgnie celu. Osiągnie wszystko. I większość tego nie zauważy.
Mawia, że w życiu liczą się właściwie poukładane priorytety. Widzi czarno na białym, że ludzie bardzo się w tym pogubili. Żyją tym, co jest błahe i podstępnie odbiera im radość życia. Z czasem wszystko to przemija i wyłania się sztuka ratowania w stylu tonącego, który brzytwy się łapie.
Jeśli przestają być ważni, znikają wiążące ich potrzeby, znika cały romantyzm, oraz pieczołowita dbałość o siebie wzajem – znika też małżeństwo. Wiele małżeństw rozpada się przez oddalenie się od siebie...
Każdego dnia po wstaniu z łózka, dziękuje Bogu za spokój nocy, ciepły azyl, cichą okolicę - za sen, za możliwości, za spotkania i za cały miniony dzień, bo zazwyczaj w całym zabieganiu nie zdąży za niego podziękować wieczorem. Dziękuje z góry za wszystko co nadchodzi w nowym dniu. Za pokój w tym kraju, którego może zabraknąć. Za piękną naturę, którą obserwuje z nieukrywaną radością. Dziękuje za siły i mądrość, dzięki którym stać ją na rozwiązywanie kłopotów i nie zamartwianie się.
A tą wdzięczność za tchnienie życia przelewa na innych. Na swoją rodzinę, na pracę i w dalszym ciągu spogląda w niebo w nadziei, że czas zepsutego świata zostanie skrócony.
Osoba poddana dziś pod opinię ma imię, które nie jest tutaj potrzebne, aby nie wywoływać niepotrzebnych sensacji. Znamy się jak łyse kobyły i to wystarczy.
Dłonie faktycznie mówią dużo więcej niż twarz...
OdpowiedzUsuńStokrotka
Piękny wpis o nieznośnej lekkości bytu tej nietypowej kobiety :)
OdpowiedzUsuńNa tle narzekających i niespełnionych ludzi, ona jest jak kolorowa tęcza na czarnej chmurze.
UsuńMoim zdaniem to jest po prostu normalna kobieta.
OdpowiedzUsuńW moim mniemaniu też. W mniemaniu większości znajomych – totalna kosmitka.
UsuńTo smutne, gdy para czeka aż dzieci opuszczą dom, by wreszcie się do siebie na powrót zbliżyć, to znaczy, że cos przegapili , a straconego nie da się nadrobić. Dlatego ważne są priorytety, by nie czuć syndromu opuszczonego gniazda i nie spotykać przy stole obcego człowieka...
OdpowiedzUsuńRęce i oczy mówią wiele.
Straconego nie na się nadrobić i często nie da się już wrócić do tej tzw. "pierwszej miłości".
Usuńtak wielu ludzi sobie nie radzi z upływem lat życia, ale za to lepiej wtedy widać tych, którzy nie tworzą sobie z tego problemu...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
To fakt.
UsuńPiękny portret nakreśliłaś. Chyba wiem Kogo...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czasem takie krótkie formy dają więcej do myślenia, przekazują więcej emocji niż długie zapisy, opowiadania.
OdpowiedzUsuńPrzecież te domy mieszkalne można było przesunąć od ulicy, a przy ulicy zrobić jakieś inne rzeczy ewentualnie. Ekrany akustyczne w środku miasta tak naprawdę to koszmar estetyczny moim zdaniem.
Kościół współczesny, nie wiem tylko z jakich lat ten konkretny budynek. Bo kościół koło mnie co jest pochodzi mniej więcej z przełomu lat 90 i dwutysięcznych, dość przygniatający swoją bryłą.
Beksiński stworzył na swoich obrazach takie światy, że już nikt nie stworzy ciekawszych chyba. Może Aleksandra Waliszewska z nowych twórców powoduje u mnie większe emocje swoim malarstwem.
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
Zostawiają miejsce na przemyślenie i konkluzje.
UsuńTak, też mi się to nie podoba. W Niemczech widziałam ładne, całe porośnięte bluszczem, to już miało więcej sensu.
Aleksandra Waliszewska ryje beret, jej obrazy są kontrowersyjne, ale Beksiński miał coś innego. Głębię istnienia jakby innego wymiaru. Nie umiem tego lepiej nazwać.
Jak ja bym chciała potrafić tak pięknie pisać ❤!!!
OdpowiedzUsuńZ Twego tekstu wyłania się obraz kobiety spełnionej, szczęśliwej, zadowolonej z życia i z siebie samej, a mimo to wciąż życia się uczącej, wciąż pokornej i uważnej, kroczącej wytrwale na drodze ku zrozumieniu, ku dobru i pięknu...Mało jest takich kobiet, a jeśli nawet takie są, to samych siebie nie doceniają...
OdpowiedzUsuńTak ją właśnie widzę. I wiem, że ona siebie docenia. Nie porównuje się z innymi. Mało jest w ogóle ludzi, którzy nie porównują się z innymi.
UsuńMyślałam, że piszesz o sobie?
OdpowiedzUsuńTekst pod pineską.
UsuńTo musi być bardzo do Ciebie podobna pod wieloma względami.
UsuńW pewnym sensie tak.
Usuń