piątek, 5 kwietnia 2024

Trzeba żyć dalej. Może przy okazji owocniej.

W czasie zwolnienia parametry nieco się przestawiły. Z nastaniem normalnego porządku tygodnia pracy, wróciło spoglądanie na zegarek, tak kompletnie niepotrzebne kiedy nie spieszysz się do pracy. Wróciły wczesne pobudki, obowiązki na czas, aby zdążyć i się nie spóźnić. Wrócił pęd życia jaki narzucił system.
    Żartujemy sobie z koleżanką w pracy, że "byle do emerytury". Tak poważnie mówiąc, całe życie szykujemy się do emerytury. Pracujemy, by ją w ogóle mieć, ale nie jest powiedziane, że dalej nie będziemy musieli pracować. Żyjemy tak, aby na emeryturę być jak najzdrowsi i najsprawniejsi, na ile to możliwe i jeśli mamy to szczęście, że ominą nas choroby, na które nikt nie ma wpływu.
    Przeżywamy cały ten system aż do emerytury nakładając na siebie stres, niewyspanie, czasami wysiłek kryzysowy. W zabieganiu odkładając to, na co powinniśmy mieć czas teraz, bo większość musimy odkładać na później, by zdążyć, by się nie spóźnić, kiedy tak naprawdę to co odkładamy na potem, może w przyszłości już nam się do niczego nie przydać. Wolne godziny przebiegamy niemal bezmyślnie, wszystko by być na czas...
    To nie jest nic nie ważna refleksja. System obiera człowieka ze złudzeń bardzo szybko, a zaczyna się już w szkole.

Dlatego ostatni weekend przed ponownym zakuciem się w kajdany systemu, spędziliśmy jak należy – po naszemu i w plenerze.

Więcej zdjęć z wiosennej wyprawy ⏩TU
 

Przy okazji sobotniej wyprawy na ryby, zdecydowałam się na śmiały krok względem reklamy w Internecie. Ponieważ pracuję również w PR firmy, zachęcona ostatnio przez szefa, rozbudowałam wędkarskie portfolio.
    Na tapetę wzięłam ciuchy z naszego Salonu wędkarskiego, (tę stronę akurat prowadzi kolega). Z okazji chłodniejszych dni, poszły na plan swetry i koszule z długim rękawem. Na lato pomyśli się więcej o stylizacjach i ciekawych zdjęciach plenerowych z akcesoriami.
    Odpowiedni tekst reklamowy, opisy rzeczy. Kocham tę robotę, właściwie mogłabym zajmować się tylko tym...
    Zapytało mnie parę osób o to, czy za Public relations mam płacone. Tak, oczywiście, że tak.

W firmowej koszulce / zdjęcie poszło jako zaczepka – "a Wam jak mija sobota?" Odzew był wspaniały.

A tu mamy sweterek. Oczywiście zdjęć była cała masa i z każdej strony, nie tylko z tyłu. ;)


To było moje pierwsze wyjście po długotrwałym siedzeniu w domu.

I tutaj mam kolejną refleksję. Złe zdarzenie zamieniło się w dobry czas. Nie oszalałam od siedzenia i niewychodzenia, ale miałam dobry moment na projekty, na które normalnie nie mam czasu. I to jest fantastyczne.
    Rozmawiałam ostatnio z kolegą, który stwierdził, że ten czas dał mi Bóg... ale zaraz zaraz... (usłyszałam dźwięk zatrzymanego winylu, jak w jakiejś komedii) → i to mi powiedział człowiek ode mnie z Kościoła?
 Bóg nie daje ludziom chorób ani nieszczęść. To jest błędne i nieboże przekonanie.
    Rzecz ma się prosto – jesteśmy tylko ludźmi, błąkamy się po tym świecie i nawet ci, którzy od lat wierzą i można powiedzieć – chodzą z Bogiem, mają jeszcze takie staroświeckie przekonania typu "Bóg tak chciał". Nie, nie chciał. Zło na świat wylało się tysiące lat temu przez człowieka.
    Bóg potrafi różne sytuacje obrócić w korzyść. Czasem tak jest, że na koniec niedobrej sytuacji, dochodzimy do dobrych wniosków, albo po prostu na zgliszczach kiełkuje coś dobrego. Miałam tuziny takich zwrotów akcji. I tyle tylko, że większość ludzi tego nie zauważa, ale jest możliwe, by ugrać dla siebie korzyść, będąc nawet w największym bagnie.
    Moja korzyść z tej sytuacji wypłynęła taka, że wyszłam z domu po tych dwóch tygodniach odporniejsza na system tego świata, bo przepracowałam to razem z Bogiem, miałam z Nim na to czas. Bo w tygodniu z zegarkiem w ręce, to nie jest wystarczające. Ale coraz częściej spontaniczne i to też jest w porządku.

Jakby mnie ktoś szukał na FB prywatnie, w profilowym pojawił się mój uśmiech. ;) Nie wstawiałam wcześniej swojego zdjęcia z chęci posiadania świętego spokoju. Uznałam, że chyba już się dość uodporniłam na ludzkość... więc jestem.

O tym, że straciłam szansę na nauczenie się promowania własnej strony internetowej, którą prowadzę na FB o Łodzi, już się dowiedzieliście, kiedy wylałam swój gorzki żal w jednym z wpisów na tym blogu. Otóż dostałam nową szansę na zrobienie własnego reportażu pod okiem jednego z lepszych przewodników Łodzi. On będzie gadał o pewnym miejscu, do którego wybieramy się wspólnie za dwa tygodnie, a ja będę to notować w głowie i oczywiście robić miliony zdjęć.
    Muszę zapamiętywać, ponieważ taka forma zapisu będzie dużo lepsza, gdyż będę później potrafiła własnymi słowami przekazać całą wiedzę komuś innemu. Będziemy w centrum historycznych zdarzeń, w miejscu, w którym bardzo dawno nie byłam i już nie mogę się doczekać... I to będzie, moi drodzy: największa w Polsce pod względem powierzchni, nekropolia żydowska. I ona znajduje się w Łodzi.

W każdej dziedzinie jest potrzebny mentor. Chcę czerpać od tego człowieka jak najwięcej.

Bo chociaż serce mam rozdarte między trzema różnymi miejscami, tak swoją przyszłość widzę nadal w Łodzi. I rozpiera mnie mega motywacja, że wreszcie coś się zaczęło w tym temacie dziać!

Tło z profilowego na moim FB.

Nie tylko w tym temacie. Ostatnio namalowałam na małym płótnie pstrąga wyskakującego z wody. Wrzuciłam go tylko na relację na FB i z automatu otrzymałam zamówienie na ryby.
    Lecz kiedy ja mam to malować... serio, potrzebuję na to spokojnego dnia... W dwa tygodnie namalowałam 3 obrazy, w tym jeden dużego formatu. Na rybie spróbowałam się pierwszy raz z farbami olejnymi. Musi być ciepło, bo po tym trzeba długo wietrzyć mieszkanie...
    Ale znowu w trybie pracy od poniedziałku do soboty, nie mam na to czasu. W niedzielę nie da rady, potrzebuję być sama. Czas mija, zobaczymy jak się to wszystko ułoży.

Padło niedawno zapytanie o jakość nadruków z koszulek, których tuzin nakupowałam siedząc na L4. Wzięłam sobie na tapetę kilka firm, z każdej kupiłam po jednej rzeczy. Najbardziej jestem zadowolona z termoaktywnej koszulki z krótkim rękawem, której nadruk jest rzeczywiście nadrukiem, a nie farbą kładzioną na gorąco.
    Czekam aż pojawią się w ich magazynie bezrękawniki i zamierzam u nich zakupić sporo ciuchów. Wzięłam jeszcze rękawiczki bez palców, ponieważ te co miałam, zrobiłam sama i się rozwaliły. Przypalałam je regularnie, żeby przestały się strzępić, ale ile można... Teraz mam porządną rzecz i czeka sobie w szafie na kolejną piękną jesień.

I to jest ten sklep ⏩włóczęga.


Więcej mnie ogółem w sieci. Zauważyliście? Dotychczas jedynym miejscem, gdzie wklejałam swoje zdjęcia, był ten prywatny blog. Nie przeczę – ukrywałam się. Ale postanowiłam wyjść z tego bezpiecznego cienia.
    Chodzi o to, że w miasteczku, w którym pracuję, mam wrogów... niestety. Chodzi też o to, że medialnie bywam zalewana zaproszeniami matrymonialnymi. Chodzi też o to, że lubię mieć święty spokój.
    Pewnego razu Bóg mi powiedział "przestań się bać"... Początkowo nie dotarło to do mojego łba. Usłyszałam to drugi raz niedawno... ale chwila... ja się bałam? Naprawdę? Zajrzałam w głąb siebie, tam gdzie znajdują się te myśli, których nigdy nie wypowiadamy na głos, do których się nie przyznajemy nawet przed samymi sobą.

Puściłam cugle, zaczęłam funkcjonować popędzana dobrą motywacją, przestałam paranoidalnie ukrywać się. Ze wszystkich stron słyszę – jak chcesz coś zdziałać, to wyjdź do ludzi, nie odwrotnie. I się zaczęło...

Robienie reklam weszło na lepszy poziom, a teraz ta sprawa z turystyką dla Łodzi. Pokazuję się, bo ludzie lubią rozpoznawać człowieka, który stoi za tym. Lubią widzieć, że jest jedna żywa osoba, zaangażowana w to, co i oni lubią, a nie tuzin agentów i rzeczników w garniakach.
    M.in. przez to są zachęceni do tego by wracać do sklepu, by zaglądać na stronę firmy / to samo z moją łódzką działalnością – są zachęceni by wracać na moją stronę i by polecać to swoim znajomym. A kto wie, czy kiedyś nie przejdę się z grupą moich czytelników po moim rodzinnym mieście i nie opowiem im pewnej ciekawej historii...
    Bo wiecznie się chowając, niczego takiego nie osiągnę.
    Gdzieś to się zaczyna (np. w Internecie), a kończyć się wcale nie musi.

49 komentarzy:

  1. Żonkilowe pole mnie rozwaliło. Aż tutaj czuję ten żółty zapach!
    Chciałabym, żebyś mi wyjaśniła jedną rzecz, która mi się zagmatwała.
    Kiedyś określiłaś się jako osoba wierząca biblijnie, nienależąca do żadnego wyznania. W dzisiejszym poście natomiast wspominasz o Twoim Kościele. To jak to w końcu jest?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamy wspólnotę, która spotyka się w jednym miejscu. Mamy salę spotkań. Tam jest scena, instrumenty, zespół gra i śpiewa pieśni uwielbieniowe. To jakby podstawa tzw. nabożeństw. Spotykamy się co niedziela, bo tak jest łatwiej, bo wszyscy mamy wtedy wolne.
      Jesteśmy biblijnie wierzący, ale zrzeszeni ze sobą razem.
      Tu zobacz, napisałam szerzej o tym: https://ambasadaducha.blogspot.com/2022/09/koscio-ewangelicznie-wierzacych-co-to.html

      Usuń
    2. Rozumiem, tylko w dalszym ciągu nie jest dla mnie jasne, czy to jest konkretny Kościół o jakiejś nazwie, czy taka "inicjatywa oddolna".

      Usuń
    3. Zarejestrowani jesteśmy, bo musimy być. Urzędowo nasz pastor może udzielać ślubów i pogrzebów, ma taki sam glejt jak ksiądz.
      Ale nie jesteśmy pod żadną nazwą typu "protestancki" czy "prawosławny". Po prostu "działalność religijna" czy jakoś tak, nie pamiętam. Choć mi się to gryzie, bo nie jest typowo religijna, czyli obrzędowa itp., ale nie da się inaczej. :P

      Usuń
    4. Rozumiem. U nas - poza Rzeszowem - w mniejszych miejscowościach są tacy chrześcijanie pod nazwą "Biblijni chrześcijanie". Mają stronę Biblijni.org. Trochę poczytałam - brzmi bardzo przejrzyście, jasno i konkretnie.

      Usuń
    5. Nazwa własna to też inna kwestia, my mam Centrum Chrześcijańskie Zwycięstwo. Też mamy stronę.
      https://cczwyciestwo.org/
      Nie ukrywamy się, działamy oficjalnie w mediach, prowadzimy różne konferencje, zapraszamy ludzi zainteresowanych tematem. Ogólnie nie jesteśmy miejscem zamkniętym, wychodzimy do świata.

      Usuń
    6. I bardzo dobrze. z punktu widzenia Biblii należy wychodzić do ludzi z dobrą nowiną.

      Usuń
  2. Witaj już w kwietniu
    Oj tak, pole żonkili zachwyca. Przypomniał mi się film Doktor Żywago. Tam to dopiero było pole.
    Ja już coraz częściej myślę "byle do emerytury"
    Pozdrawiam rozkwitającymi tulipanami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam filmu. Ale ja mało "kinowa" jestem. ;)
      Pozdrawiam również, ciepłego weekendu. :)

      Usuń
  3. Wyciągnęłaś dla siebie, co najlepsze i mimo trudnego czasu słychać pozytywne wibracje!
    Życzę rozmachu i udanych zamierzeń, ciekawie to wszystko brzmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Działamy ostro i teraz nic mnie nie może powstrzymać. ;)

      Usuń
  4. Jesteś młoda, twórcza, utalentowana, pełna energii i chęci by istnieć w pełni, by realizować siebie. I rzeczywiscie - jak nie teraz, to kiedy? Życie tak szybko przelatuje...Wszystkiego dobrego Ci życze, Aniu!:-)*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiek nie ma znaczenia, ale czasy tak. Robię to co kocham, skoro można.
      Dziękuję i ze szczerą wzajemnością.

      Usuń
  5. O Mamuniu!!! Jaki piękny żonkilowy plener 💛
    Wiosna zachwyca na każdym kroku i dodaję energii do działania.
    Ja nie myślę o emeryturze, jeśli dożyję to chyba czegoś takiego nie dostanę 🤪... albo grosze jakieś. Żyję tu i teraz... świat stał się tak strasznie nieprzewidywalny, że chcę się nacieszyć tym dobrostanem chwili obecnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jednym parku żonkilowy, w drugim cebulicowy, w trzecim... nie wiem, białe kwiatki... generalnie fajne mamy te parki, na wiosnę kompletnie zmieniają swoje oblicza.
      Energię do działania to ja z innych źródeł biorę, żeby mieć jej przez cały rok. ;)
      Rozumiem, to nie są łatwe czasy, wokół toczy się kompletny chaos. Myślę o przyszłości, ale zdaję sobie sprawę z tego, że jest ona niepewna, ale nie będę siedzieć i czekać z założonymi rękami, czekając na pass. 💪

      Usuń
  6. W Gdyni też są takie łączki z żonkilami - cudowne.
    Dobry czas - a bać się nie wolno, bo to nas bardzo ogranicza. Dobrze, że się pokazujesz.
    Co do emerytury - nie myślę oo niej, jeszcze chyba za dużo we mnie życia. Jednak system mnie wytrąca z moich zainteresowań, bo jak np. siedzę w robocie w czwartek o 7;30 do 18;15, to jak wracam do domu, pies chce wyjść - nie mam już potem siły np. pisać komentarzy na zaprzyjaźnionych blogach. Bo muszę się wyciszyć, bo mój wewnętrzny Asperger bardzo tego potrzebuje.
    System jest kiepski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas są parki żonkilowe, cebulicowe i parki z białych kwiatków (nie wiem jakie to...), widziałam też krokusowe zagajniki.
      Znam to z autopsji. Też potrzebuję wyciszenia. Czasami po całym tygodniu jak nie mogę go znaleźć, to mi się włącza agresja. Aż tak jest... Dlatego cieszę się, że mimo wszystko znajduję te chwile ciszy dla siebie. Dzisiaj od 9:00 do 18:00 na pełnej petardzie, bardzo dużo klientów. ale teraz jest spokojny wieczór i właśnie odpoczywam.

      Usuń
    2. Dokładnie tak! Nie ma co liczyć na to, że świat o nas usłyszy, jeśli będziemy się chować i siedzieć cicho. Szczęściu trzeba dopomóc. 👍

      Usuń
    3. Na szczęście nie liczę, inaczej bym leżała i czekała na nie. 🤣 To jak z tym powiedzonkiem: "wystarczy tylko chcieć" – no nie wystarczy. Trzeba działać i po prostu to zrobić.

      Usuń
    4. Zgadzam się w 100%. Piękna ta bluza z rybą. Wszystko wygląda profesjonalnie. Co złowiliście?

      Usuń
    5. To sweter, bardzo ciepła wełenka, choć taka cienka i lekka.
      Tamtego dnia nic. Ale wypoczynek był owocny.

      Usuń
    6. A kiedy najlepiej biorą? Wspólnie później gotujecie? Macie jakiś sprawdzony przepis?

      Usuń
    7. Nie ma reguły na brania. Czasami przyjeżdżasz wcześnie rano i do 8:00 masz brania, a potem cały dzień nic. A czasami przyjeżdżasz rano i nic nie bierze, a zaczynają żerować np. od południa.
      Na takie wypady bierzemy tylko jedzenie do odgrzania.

      Usuń
    8. Trzeba wyczuć, kiedy im się zachce żerować? 🙂

      Usuń
    9. Wyczuć? Tego się raczej nie wyczuwa. 🤣 Po prostu idziesz na ryby i bierze albo nie.

      Usuń
    10. Jak pamiętam, zwykle żerują o świcie i przed zachodem słońca (niektórzy twierdzą, że do 3 godzin po zachodzie). W nocy większość gatunków jednak śpi. Znam też takich, co moczą kije, kiedy się tylko da. ;)

      Usuń
    11. Nie ma na to reguły. Możesz iść o świcie i nic Ci nie weźmie, a złowisz dopiero w południe. Najwięcej szans na brania jest w nocy, ale ja nie lubię nocnych polowań. Znajomi chodzą zwłaszcza nocą i zawsze mają mnóstwo okazów.
      Wieczory też wypadają bardzo różnie.

      Usuń
  7. Nosz, jaka ja jestem dumna z Ciebie, brawo. Post zapisuję w sercu, bo mi tego potrzeba, jeszcze ciut więcej odwagi, by się nie ukrywać. Idzie mi nieco lepiej i lepiej, ale jeszcze ciut, a ten post to niezły kopniak do przodu. Własny reportaż, obrazy...aj jak się cieszę. Ja właśnie się zastanawiam, gdzie pokazywać swe obrazy, a nie znam się na FB, nawet nie wiem, gdzie miałabym je tam pokazywać. hahaha Nie wiem, czemu FB jest dla mnie taką czarną magią. :D Stroje, które masz na sobie są super.
    Powiem Ci, że staram się, jak mogę żyć w równowadze. Tyle znajomych poodchodziło, też czekali na emeryturę...wielu nie doczekało, inni nadal muszą  ciężko robić...różnie bywa, a ja też sporo mam kontaktu ze starszymi. Pracuję, staram się, ale nie pod emeryturę, bo ja tam wiem, co będzie... Chwile wyciszenia też muszą być, bo inaczej zamieniam się w monstrum zabijakę pierwszego stopnia... :D No nie wiem, jestem tu i teraz, nie, że nie dbam o przyszłość, ale raczej staram sie być tu i teraz i dbać o siebie, bliskich ....a kuźwa mam dzień, w którym ciężko mi idzie pisanie...zmęczona, bo akurat miałam niedzielę pracującą...
    Dziękuję Aniu za ten post!!!! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest FB, jest Instagram, jest jeszcze TikTok. Nie trzymaj się tylko jednego miejsca.
      A jeśli chcesz sprzedawać, to załóż sobie konto na Allegro i OLX. ;)

      Nie zawsze wszystko idzie na medal, np. fajna przygoda reportażowa by mnie czekała pewnego dnia, ale nie powstanie, bo akurat pracuję.
      Może kiedyś będę się mogła zająć na 100% tym co kocham, ale na razie trzeba pracować. ;) Niemniej, przydałoby się więcej czasu żeby wypłynąć, prawda? Dlatego musi go upłynąć dużo więcej...

      Usuń
    2. Jestem na instagramie, jesteś też tam?
      No nic, trza zacząć pokazywać swe prace też tu w Polsce. Jestem na Etsy i było tak fajnie, ale weszły chiny, co dają niemal za darmo i już fajnie nie jest, ale się nie poddaję.
      A ja już o tym Twoim reportażu rozmyślałam...och szkoda. No, boś Ty jest utalentowana kobieta i mam nadzieję, że poza pracą znajdzie się okazja, by to pokazać dalej. 

      Usuń
    3. Jestem, ale tam rzadko coś wrzucam. Więcej działam na FB, trochę więcej na TikTok.
      W Polsce jest trudniej coś sprzedać, bo człowiek dokładniej liczy. ;) Musi być też taniej niż w sklepie. Jak Kowalski może pójść do IKEI i kupić obrazek za 30zł, to ja się nie dziwie, że mój droższy mu nie pasuje. Tyle że ręcznie malowany, ale klasyka mniej w sztuce się liczy, chodzi o designe. I o cenę.
      Liczę na to. Zobaczymy jak to pójdzie. Wszystko jest zaklepane, pójdę choćby lał deszcz (a reportaż plenerowy, rzecz jasna).

      Usuń
    4. Szkoda, że na Insta mało, ja zaś tam sporo jestem, a TikToka nawet nie posiadam.... choć i tam może są możliwości.
      Tak, tu ciężko sprzedać, a jak weszło Temu, to całe Etsy ma problemy... Stefek kupi za 30, choćby to było, jak milion innych, za 300 już mało kto kupi. hehe No, ale się zdarza, także nie traćmy nadziei. :)
      Mega Ci tego reportażu życzę i go przeczytam pełna dumy!!!! <3

      Usuń
    5. Na Insta wrzucam to samo co na fejsa, z tym że czasami mi się nie chce i zapominam. Na TikToku jest zupełnie inna grupa oglądających. I tam możesz mieć kilka setek wyświetleń w ciągu paru minut. Ten system inaczej działa. Dobre rzeczy jak się ludziom spodobają, windują w przedziale kilku tysięcy oglądających. Jeśli prowadzisz sprzedaż, może Ci to pomóc.
      Na łódzkim blogu będzie reportaż turystyczny, a tutaj opowiem jak nam było prywatnie. :)

      Usuń
    6. Hm... teraz będę się zastanawiać, czy chcem TikToka, czy mam energioze na jeszcze jeden internetowy...zgubiłam słowo. hahaha Tak kibicuje Ci z reportażem, lecę przeszukiwać blog Twój. :)

      Usuń
  8. O emeryturze nigdy nie myśli się, kiedy jest się młodym. Ja na nią już bardzo czekałam, to fakt, ale tylko dlatego, żeby mieć święty spokój od pracy ( mobing), no i zdrowotnie nie najlepiej.

    OdpowiedzUsuń
  9. Niemal każdy przeszedł przez fazę chowania się i obaw i większość wyszła jednak do ludzi.
    Masz rację, ludzie chcą wiedzieć, kto jest twórcą treści na FB i na innych mediach społecznościowych.
    Podoba mi się to, że pokazujesz swoje projekty i rzeczy. Myślę, że to dobry kierunek.
    Wrogów ma każdy, kto robi coś ważnego, więc w sumie tak jest OK. :)
    Powodzenia w Twoich projektach, lecę na przerwę, może wpadnę jeszcze dopisać coś potem :)))
    Uściski!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja faza lęku wynika z tego, że mam wrogów. Pracuję blisko miejsca ich zamieszkania. ;) Ale nie takich co to zazdroszczą i takie tak dyrdymały. Po prostu coś kiedyś w przeszłości nie pykło, przejechałam się na znajomości i zostałam wykorzystana. Renoma się rozwiała fatalna. Ale spokojnie, bez obawy, myślę, że nawet najbardziej mściwy człowiek po latach wreszcie odpuszcza.
      Tak, nawet z obserwacji wydać, które strony są najbardziej poczytne. Te, na których autor pokazuje się.
      Dzięki. ;) :)

      Usuń
    2. Też się parę razy przejechałam na ludziach, czasem zupełnie nieoczekiwanie. To były najbardziej bolesne lekcje, bo ja się przywiązuję do ludzi, do przyjaciół i kiedy jeszcze jest wzajemne zrozumienie, nawiązuję głębokie więzi z ludźmi.
      Kiedy ktoś taki potem wbija mi szpilę aż po samo serce, to oczywiście boli i wymaga leczenia. Ale z czasem zranienie się goi.
      Zaszkodzić mi raczej nikt wprost nie próbował, zastanów się, czy tobie ktoś może... Bo złe słowa zawsze kiedyś od kogoś padną. Nie masz wpływu na to, co gadają ludzie. Wychodząc z tego założenia robię swoje i słucham ludzi, których życie chętnie bym naśladowała, które robią coś, co podziwiam i od których mogę się uczyć. Zdanie innych nie jest dla mnie miarodajne.

      Usuń
    3. To była klasyczna manipulacja. Człowiek doskonale wiedział jak mnie do siebie uwiązać, a jak się zorientowałam, oczywiście było za późno. Dzięki Bogu nie zbyt późno żeby uciekać.
      Tu nie chodzi o złe słowa. Pojawiały się nawet próby zniszczenia samochodu. Gdyby oczywiście wszystko posunęło się dalej, poszłabym na policję. Ale w porę zniknęłam z ich życia.
      Czasami trzeba palić za sobą mosty, czasami po prostu nie ma słów, są same czyny.

      Usuń
    4. Współczuję. Niestety czasem trafia się na złych, zaburzonych i do tego niekontrolujących się ludzi.
      Dobrze, że udało ci się w porę uciec i uniknąć większych zniszczeń w twoim życiu.
      Parę razy (bo w końcu staż mam dłuższy od Ciebie) też mi się zdarzyły takie historie, że krew się mrozi i też się cieszę, że ci ludzie w porę zniknęli z mojego życia.
      Manipulantom i wredotom mówimy zdecydowne NIE!!!
      P.S. wrzuciłam ci u mnie link do filmu :)))

      Usuń
    5. Materialnie straciłam wiele. Byłam też okradana. Historia ma zarys kryminalny.
      W tym przypadku to ja zniknęłam z ich życia. Nie było innego wyjścia i nie żałuję, że tak to rozegrałam.
      P.S. mam, wszystko mam, ale nawet nie mam czasu Twoich nowych wpisów przeczytać. W sobotę mam wolne, więc nadrobię z miłą chęcią do porannej kawki. :)

      Usuń
    6. Tak bywa, często i ja przez cały tydzień nie mam kiedy zerknąć na blogi :), nawet na swój czasem ze dwa dni nie mam kiedy :)).
      Skoro nie żałujesz, to znaczy, że rozegrałaś to w zgodzie ze sobą. I dobrze. Trzymam kciuki, oby jak najmniej takich ludzi pojawiało się wokół ciebie. :)

      Usuń
    7. Teraz już można powiedzieć śmiało, że chromi mnie trzech niewidzialnych ninja i niczego nie muszę się bać. XD

      Usuń
  10. Wędkarskie ubrania faktycznie dające do zrozumienia co kto lubi, na pierwszy rzut oka. :) To jest coś.

    :) Też chyba najbardziej lubiłem Sam z ,,Odlotowych agentek".

    Pozdrawiam!
    https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. matrymonialnymi mówisz?... być może to tylko taki komplementujący żart ze strony osób proponujących taki układ... ale jeśli czujesz, że jakieś z tych zaproszeń jest na poważnie, to podpowiem Ci równie poważną odpowiedź: "wiem, że jestem zajebista, ale mój chłop jest też zajebisty, więc na razie jestem monogamiczna, ciałem i duchem"...
    na temat bogów moje zdanie z grubsza znasz, ale jeśli Twój bóg o imieniu Bóg podpowiada Ci "przestań się bać", to generalnie jest to chyba fajne bożysko, niczym nie straszy, w tym także sobą, z takimi faktycznie można sensownie pogadać i nawet posłuchać ich zaleceń...
    lubisz hip-hop?... ja tak średnio, zależy od kawałka, ale ten wydaje mi się cool:
    https://youtu.be/WkNIzJK2yZk?si=6-OJQbqYH_tFzLwG
    p.jzn s:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu nie przyjmowałam zaproszenia do znajomych. Ignorowanie weszło mi w krew. Na żywo wchodzę w dialog, np. ostatnio powiedziałam, że bardzo mi miło, że zrobiłam tak duże wrażenie, ale jeden facet mi wystarczy.
      Ma na imię Jahwe. ;P
      Nie lubię. I ten kawałek mi się nie podoba. ;P Do mnie dociera muzyka pokroju My Riot czy też dawne Sweet Noise.

      Usuń
    2. Sweet Noise niezłe... nie po mojej głównej linii co prawda, ale ta moja główna linia jest na tyle rozmyta, że S.N. się jakoś jednak mieści... kiedyś robiłem w pewnej fajnej firmie i szefuńcio ich wynajął jako atrakcję na tzw. "wigilię firmową", było naprawdę cool :)

      Usuń