poniedziałek, 10 czerwca 2024

Jestem, żyję.

Zbierałam się do tego wpisu zdecydowanie za długo. Szukałam tak naprawdę chwili, w której będę mogła zająć sobie tym czas, ale w obecnej sytuacji po prostu nie mogłam. Winę za to ponosi system podatkowy, który trzeba dzielnie wspierać dobrowolnymi dotacjami pod groźbą eksmisji.
    Dlatego trzeba pracować i zarabiać na te podatki, bez tego ani rusz. Albo rusz z biletem w jedną stronę. To by była dopiero zajawka → proszę państwa, codzienna porcja zdjęć z życia ulicznego! Ale kto by mi wtedy płacił za abonament telefoniczny?
    Dość żartów, humor trzyma się mnie jak zawsze, a że bywa najczęściej czarny, o tym większość z Was wie. Także tego... ↴


Chorobą współczesności jest życie na poważnie.

Przede wszystkim życie zbyt true, zbyt serio. Ja na to nie zachorowałam, ale na te podatki pracuję każdego dnia sumiennie, ostatnio 6 dni w tygodniu, samymi popołudniami i zwyczajnie nie mam czasu. I zaczęły się pytania, co się u mnie dzieje? – CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE!? – i to jest dla mnie bardzo miłe i wiele świadczy...

Minął prawie miesiąc jak nie zaglądam do wszystkich na blogi, nie pisałam nic tutaj z prywaty i nie jest mi łatwo pogodzić to wszystko z rosnącą popularnością strony "Łódź - tutaj żyję". Możecie sobie wyobrażać, że 300 osób to mało, ale każda jedna osoba jest cenna i każdą jedną osobę chcę nadal regularnie uświadamiać, że dobrze zrobiła, klikając w to.
    Dlatego cały swój wolny czas poświęcam na tamten rejon Internetu. Dlaczego? Żeby mieć coraz mniej czasu na pracę w sklepie i coraz więcej musieć mieć czasu na pracę dla turystyki łódzkiej. Po co? No zgadnijcie po co... 😎

Najlepsze, że to jest najbardziej lekceważony pomysł w moim środowisku i wszyscy się z tego śmieją. Dzisiaj sprzedam jedno zdjęcie, jutro jakiś plakat, a za rok może zdołam się z tego utrzymać. Wśród tych trzystu jest jakiś potencjalny klient, to też mam na uwadze. A jak będę mieć czas, wrócę do pisarstwa. Pomysł mam w głowie niebanalny.


Wstyd rządzi ludźmi.

Było mi wstyd napisać tu o pewnej sprawie. I dobrze, bo po zbadaniu głębokości tejże sytuacji, zrozumiałam, że to nie ja powinnam się wstydzić.
    Zareklamowałam Wam pewne wydarzenie do którego nie doszło i chyba już nie dojdzie. Wydaje mi się, że pewna osoba, której załatwiłam coś nieziemsko skutecznego w marketingu, okłamała mnie. Skontaktowałam ją z owym kimś i mam wrażenie, że na tej jednej rozmowie między nimi się skończyło. Natomiast mnie ona zapewniała o czymś innym, mówiła, opowiadała, wydaje mi się, że mydliła oczy... Że tak naprawdę nie było żadnych więcej rozmów ani żadnych umówionych terminów. Nie było niczego, a ja tym żyłam jak powalona. Bo mi zależało na dobrym uczynku... Bardzo...

Dlaczego ta osoba nie przyznała się, że zrezygnowała, nie powiedziała mi prawdy, tylko utrzymywała mnie w stanie euforii? Widziała tę euforię, mój mąż jej powiedział, że tryskam energią przez to wszystko... Może to był powód? Przyznam, że to trochę jak kombajn napędzany olejem po frytkach. Atmosfera zaczęła paskudnie śmierdzieć spalenizną.
    Pomyślałam sobie, że to przecież nie mój interes, skontaktowałam ich i na tym powinien się skończyć mój udział, dziękuję i do widzenia.
    W każdym bądź razie straciłam zupełnie zaufanie do tejże osoby, której wierzyłam w każde słowo i z którym, myślałam, że mam świetną relację. Przeszło mi. Nie znoszę kłamstwa i nie znoszę jak ktoś zwyczajnie ma mnie w dupie, bo to już nie jest koleżeństwo. Znajomość w moim odczuciu stała się z automatu bardziej formalna.

Oczywiście nie zwrednieję wobec niego, niczego widocznie nie zmienię, ani nie nasram na drzwi od firmy. Normalnie jak zawsze wysłucham gdy trzeba, bo koleżeństwo działa w obie strony, ja też empatycznie do wszystkiego podchodzę, jestem, odpowiem, nie zdradzę i dochowam tajemnic. Ale nie potrafię już do wtóru zaufać ani powierzyć. Skończyło się.
    Przyznam Wam szczerze, że to bolało. Bardzo i długo bolałoZaufanie i nawet tylko lubienie kogoś, bywa ciężarem, po którym zostaje reumatyzm palców po dźwiganiu tej bryły lodu.

I wyszłam z założenia, że po co w ogóle się starać, skoro i tak ma to wszystko w dupie?


Botanicznie.

Sprawa z pasożytem u moich roślin, nadal nie została rozwiązana. Kolejne kwiaty trafiły do kosza. Tak jak się tego spodziewałam, po prostu w pewnym momencie będzie koniec. Potem kwarantanna i na wiosnę kupowanie od nowa. Tylko że przestało mi się chcieć...
    Stoi na razie prawie pusty kwietnik. Mebel wywalony na całą ścianę salonu. Mąż zaczął się na niego wprowadzać swoimi gratami, zrobił się bałagan. Puste półki zapełnia życie codzienne mężczyzny.


Wyprawy w łódzkie.

Miałam wydłużać sobie trasy rowerowe? Miałam. Nie byłam na żadnej. Tyrając popołudniami, nie bardzo jest sens coś planować. W tym tygodniu nie mam ani dnia wolnego, choć mam zaszczyt pracować 3 dni na poranną zmianę, ale wychodząc o 16, nie bardzo jest co dalej kombinować w ramach tych długodystansowych wycieczek. A w piątek już pakuję torbę i świtkiem sobotnim wyruszamy do mazurskiego raju. Standardowo trasą wydłużoną ze zwiedzaniem pod drodze.

Nabyłam drogą kupna polecany przez serwis środek do odtłuszczania łańcucha. Takiego zajzajera jeszcze w życiu nie miałam. Muszę doprać ten sprzęt, bo stary smar zaczął mi zalegać. Krótko mówiąc, rower pluje mi olejem... 🤣

Jak sobie tak pomyślę, to dużo rzeczy ostatnio zaniedbałam... Dlatego myślę o przejściu na inny system pracy... Mniej rentowny, ale skoro chcę już porządnie rozwinąć swoją działalność, której notabene jeszcze nie mam, no to pora na to najwyższa. Trzeba kuć żelazo póki gorące, bo marzenia są po to, aby je spełniać.


Krab Bob.

Poznajcie...

Jego historia jest taka, że dawno temu sprzedałam go klientce i ona wróciła z nim w słoiku. Powiedziała, że chce go oddać i że nie chce za niego żadnych pieniędzy, po prostu chce żebyśmy go przyjęli. Powód? Zżarł jej rybki w akwarium.
    Przygarnęłam go, skoro zwrot nie został zrobiony, a ona nawet nie ma paragonu, to siłą rzeczy nie ma go na stanie. W tym wielkim wazonie, w którym planowałam mieć roślinę wodną dla ozdoby, mam teraz kraba Mekhong.
    Dlaczego Bob? Bo "Bob budowniczy" - była taka bajka. A krab Bob całe noce kopie i przenosi kamyki.



Konkurencja.

W światku łódzkich fotografów jest taki ktoś kto stał się moim wrzodem na szacownej. Przeważnie nie mam problemu, że najczęściej są w naszym mieście publikowane zdjęcia w kółko tych samych 6 osób, nawet spróbowałam się ostatnio z paroma z nich skomunikować. Bardzo sympatyczne gady, naprawdę.
    I nie konkuruję też z dwoma moim zdaniem najlepszymi fotografami Łodzi, za którymi zostać w tyle, to żaden wstyd, a marzy mi się, bym konkurować potrafiła. Umiejętności, sprzęt, wszystko ma znaczenie. Moje prace są sercem podszyte, ale szczęście do momentów, które zdarzają się tylko raz, też jest potrzebne.

Jest jednak taki typ, taki wrzód którego zdjęcia mi się nie podobają. Są technicznie nieidealne, nieostre, ale gdyby jeszcze w jakiś artystyczny sposób... są po prostu niedoskonałe. Wielu kadrów zwyczajnie nie rozumiem, nie widzę w tych zdjęciach niczego pięknego.
    I ten wrzód, wyobraźcie sobie, świeci triumfy w naszym mieście – zwyczajnie tego nie rozumiem. Już dwie platformy zrobiły z nim wywiad, gość robi się sławny, ale nie wiem za co. Za pochodzenie? Czy nadal jesteśmy tak zacofani, żeby się jarać tym, że obcokrajowiec ma nas na oku swego obiektywu? A może zwyczajnie za tym stoją jakieś pieniądze?


I to są miłe koleje losu...

...bo tak naprawdę człowiek żyje bez większych problemów, za to z motywem i chęcią, dobrym motywem i dobrym pomysłem na siebie, tylko szuka tego momentu, szczęśliwej chwili, by się jej uchwycić i jak szybowiec wzbić w przestworza.
    A przyjdzie potem taki moment, że musi puścić się liny, a potem jest pięknie i tylko ster musi pewnie trzymać, a to co widzi, rekompensuje mu każdy czas spędzony na sterowaniu maszyną szepczącą w chmurach nową pieśń, ułożoną na pięciolinii na złotych promieniach słońca.

26 komentarzy:

  1. Boże drogi, zawiedzione zaufanie boli całymi latami... Doświadczyłam tego na własnej skórze. 30 lat poszło się paść w paskudny sposób. Boli. I niestety, czuję niechęć do tej osoby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj człowiek nie był mi aż tak bliski, przyznam szczerze, że moje uczucia mnie zaskoczyły. A jednak. Czasami dzieje się tak, że dopiero tracąc zaufanie, zauważamy, jak ono do tej osoby było dla nas ważne. A niby tylko stosunki koleżeńskie, nawet nie przyjacielskie.

      Usuń
  2. Zapomniałabym: Bob jest cudowny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest zabawny, zawsze kształt krabów mi się podobał, taki baśniowy stworek. Wodnolądowe też są ciekawe, bo są kolorowe. A ten ma kropeczki. :)

      Usuń
  3. Kraba nie pochwalę, bo jedyne zwierzęta, których nigdy się nie bałam, to psy i konie. Dlaczego nie skontaktujesz się z osobą, która miała pomóc w realizacji projektu kolegi, który Cię zawiódł? Byłaś podekscytowana sprawą, więc może warto samemu się nią zająć? Jeżeli chodzi o owego fotografa, to zamieść swoją opinię o jego pracach na jakimś portalu fotograficznym. Niech ludzie wiedzą, że nie wszyscy go chwalą. Może jego "dobra renoma", to taki owczy pęd. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Skontaktuję się, tzn. konkretnie to na pewno się z nim zobaczę, ale to nie jest mój biznes i ja na to nie wyłożę, bez przesady. ;D
      2. Nie lubię działać nikomu na szkodę. Tym bardziej że jako osoba starająca się o własną renomę, nie mogę być pełna krytyki. Może nadarzy się taka sytuacja, by kulturalnie zabrać głos w danej sprawie, ale w obecnej sytuacji każdy taki oficjalny ruch, może zostać niewłaściwie odebrany za przejaw zazdrości, ponieważ on w krótkim czasie zdobył to, o czym ja na razie tylko marzę.

      Usuń
  4. Blogi i komentarze poczekają, skoro teraz absorbują cię realia, które mogą zaważyć na przyszłości.
    Różnych ludzi spotykamy, a to zjawisko zachwytu nazwiskami, a nie treścią i jakością znamy przecież od dawna. Smutne to...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się na to, że zadziało się tak wiele. Następny krok i każdy kolejny będzie teraz ważył moje losy. :D
      Zjawisko zachwytu nazwiskami, tzn. co masz na myśli względem mojej historii?

      Usuń
    2. Napisałaś że uznanie znajduje ktoś, kogo twórczości nie cenisz, nie wiadomo o co chodzi, może ma odpowiednie znajomości
      a kto inny zostanie niedoceniony bo takowych nie ma, podobnie jest z wydawaniem książek czy sprzedażą obrazów
      jotka

      Usuń
    3. Podejrzewam, że przybył do naszego kraju i zaplanował natychmiastowy sukces. Opłacił i teraz czerpie. Bo to jest aż niemożliwe, że dosłownie każde zdjęcie jakie opublikuje, ląduje na popularnych portalach.
      Niektóre kadry ma zachwycające, podobają mi się, ale to jest jedna trzecia jego prac.

      Usuń
  5. to nie jest jakiś tam psiak, czy kot...
    to jest (dyrba!) Bob!!!, LOL...
    aha, czyli projekt marketingowy poszedł się... tego... a konkretny człowiek okazał się "nie do końca", ale tak to właśnie jest, że ten gatunek jest "nie do końca", nawet ja jestem "nie do końca", jakby tak się uważnie przyjrzeć, tylko po co być zbyt uważnym, oko się może zepsuć od takiego uważnego przyglądania...
    trza być jak Bob: SBB - szukaj, burz, buduj...
    https://youtu.be/YkdcujasMhM?si=pZcg9qLJ18HuxMeX
    i mam pomysł na nowy projekt... "tax the Bob"... niech zarabia na swój wikt i opierunek u Ciebie... jego kapitał to jego wizerunek, niech się podzieli... czaisz?... t-shirty, majtki z Bobem, wlepy, kubany, długopisy, zapalniczki, takie tam inne gadżety, wiemy o co chodzi... wszystkie pet shopy bazują na psiaczkach i kotkach, bo nie mają Boba, LOL... ja tam i tak będę kupował kocie żarcie tam, gdzie kupuję, ale akwaryści zlecą się masowo...
    i na koniec delikatne, być może nawet trochę niezręczne pytanie: czy będzie dalszy ciąg "Edzia&Kondi love story"?... z grubsza wiemy, co będzie dalej, ale pytaniem jest, kto kogo w końcu zabił i jaką techniką?, LOL...
    p.jzns :)
    aha, a zagadkę zgadłem, ale złośliwie nie powiem, co zgadłem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Którego "konkretnego człowieka" masz na myśli?
      Tak, tak, będzie dalszy ciąg i dowiesz się z całą pewnością czy i kiedy padnie trup. XD

      Usuń
    2. nie zakochałem się w tym serialu, ale polubiłem, więc... jednak że słowna du... dziewucha jesteś, to mi ulżyło, a jak kocham, to ufam...
      co ja napisałem?... "kocham"?... nie, to tylko metafora taka była, LOL...
      "konkretny człowiek" to miałem na myśli tego gościa, co miał być twarzą Twojego projektu, który okazał się, jak teraz piszesz niekonkretny /człowiek, nie projekt/... ale...
      szukam w Twoim archiwum i (bljad') nie widzę tego posta, a był /między dwoma odcinkami "love story/, ale znikł się, jak w ruskim cyrku... komunikat odebrałem: nie gadamy już o tym... dla mnie no problem...
      ...
      a tak co do jednego akapitu tego posta... jak ktoś się zachował jakoś niefajnie wobec nas, to jeszcze nie powód, aby go gnoić totalnie... nadal jestem wobec niego okay, dopiero jak przegnie, to już ma przesrane po całości, nie czuję się w obowiązku dalej być okay...

      Usuń
    3. Człowiek, którego chciałam ściągnąć, by został twarzą projektu, jest słowny i rzetelny. Osoba, która zawiodła mnie, to człowiek, dla którego chciałam tą osobę ściągnąć.
      Przepraszam, że tak zawile wszystko piszę, ale w razie W, wolę nie być zbyt dosłowna, niby nie puszczam tego bloga w obieg po znajomych, ale wolę dmuchać na zimne. – Z tego powodu skasowałam tamten post. Za dużo było szczegółów + ten wpis z nawiązaniem do tamtego, rozumiesz, nie chcę bajzlu. Poinformowałam stałych czytelników, wystarczy.
      ...
      Tak właśnie mam.

      Usuń
    4. aha, z grubsza już rozumiem, ale przepraszać nie musisz, w takich przypadkach często dla wygody przyjmuję, że to ja coś popieprzyłem, że źle doczytałem, a że nie miewam poczuć winy i wstydu, to zamiast problemu mam swój ulubiony Święty Spokój :)

      Usuń
    5. Mam świadomość tego, że potrafię niezły chaos w tekst wprowadzić, kiedy nie chcę mówić wprost.
      Święty Spokój ponad wszystko. Albo "spokój grabarza i wszystko będzie dobrze", jak to śpiewają Elektryczne Gitary. ;)

      Usuń
  6. Ania, trzymam kciuki za Twoje projekty!!! Czas tak szybko leci... spełniaj się dziewczyno, bo masz talent fotograficzny i pisarski!!! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo bym chciała umieć tak zgrabnie dobierać słowa 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Każdy ma jakieś talenty. Jakąś w tym lekkość swoją indywidualną i pasję do rozwijania tego.

      Usuń
  7. A ja byłam święcie przekonana, że urlopujemy się razem (w sensie: w tym samym czasie, tylko Ty na Mazurach), i nawet byłam pełna podziwu, że Ty taka pracowita mróweczka jesteś - publikujesz wpisy na wyjeździe (to a propos tego poprzedniego) i jeszcze odpowiadasz na komentarze! Głupio mi się zrobiło i samobiczowałam się (przez chwilę tylko, wszak nie jestem masochistką), bo moje wtedy leżały odłogiem i czekały na mój powrót do Irlandii.

    A niech się śmieją... Niech wyszydzają... Niejeden wielki człowiek był kiedyś wyszydzany przez innych, bo nikt nie wierzył w jego pomysł na życie, plan biznesowy czy w niego samego. Ostatnio natrafiłam gdzieś na fajny cytat. Jako że dzisiaj mózg nie działa mi na najwyższych obrotach, to nie będzie to najpiękniejszy przekład, ale szło to mniej więcej tak: Nie powinieneś stosować się do rad ludzi, którzy nie są w życiu w tym miejscu, w którym chciałbyś być.

    Każdy zaczynał od zera. Przynajmniej stopniowo budujesz swoją społeczność, dzięki czemu jesteś transparentna i wiarygodna. Wielu jest takich, którzy zakładają konto na fb albo IG i nagle mają tysiąc, albo kilka tysięcy obserwatorów. Nic to, że to tylko boty, społeczność, która w ogóle się nie angażuje w twórczość, ale wielka liczba robi wrażenie, a przecież o to w tym chodzi.

    Widzę dwa rozwiązania - albo Twój "wrzód" faktycznie opłacił sobie reklamę i sławę, albo redaktorzy są zwyczajnie wypaleni i leniwi, nie chce im się szukać nowych ludzi (być może ciekawszych i bardziej wartych uwagi). Piszę z doświadczenia - jeszcze jak Onet miał swoją platformę blogową i polecał na swojej głównej stronie blogi swoich użytkowników, to w kategorii tych zagranicznych (zwłaszcza irlandzkich) ciągle polecany był mój i jeszcze jednego polskiego blogera z Irlandii (mimo że było nas w tamtym czasie naprawdę sporo). Wystarczyło tylko stworzyć jakiś fajny clickbaitowy tytuł, który podburzał czytelników, wrzucić na główną stronę z odnośnikiem do bloga i voila... Afera gwarantowana. Mam nadzieję, że redaktorzy zdążyli chwycić wiaderko popcornu i wygodnie zasiąść w fotelu, by z podziwem patrzeć na swoje "dzieło" ;)

    O tak, zawiedzione zaufanie boli, tak samo jak pokładane nadzieje. Szkoda, że nie wypaliło, ale to akurat nie Twoja wina. Twoją jedyną "winą" było to, że napaliłaś się jak szczerbaty na suchary i za szybko podzieliłaś z nami swoimi nadziejami i entuzjazmem. Jakbym była przesądna, to powiedziałabym, że ktoś zauroczył.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro wyjeżdżam na Mazury. ;) Ale do porannej kawki nie omieszkam coś skrobnąć, albo zajrzeć w komentarze. Czemu mam sobie tego odmawiać, skoro tak to lubię. Poza tym straszliwie mnie wtedy denerwuje gdy zbierają mi się zaległości do opowiedzenia. Lubię być na bieżąco.

      Bombowy cytat. I nie ważne czy oryginalny, czy nie, biorę go sobie!

      Ludzi przybywa mi z każdym dniem. Wiadomo, nie każdy będzie złoty, czasem sypnie się hejt, ale to będą żywi ludzie, którzy nie przyszli do mnie z różnych sztucznych powodów, ale dlatego, bo ich zainteresowałam.
      Sama mam inspirację, dosyć dobrą, ludzie sukcesu. Robią podobną rzecz co ja, ale zawsze będzie się to różnić, bo nasze wyobrażenia są diametralnie inne, jak i język serca, którym się posługujemy.

      Chwytliwy tytuł to zalążek sukcesu. :) No popatrz, a może powinnam się tym redaktorom pokazać, "objawić"? Trzeba się tylko zastanowić nad tym "jak zrobić to dobrze".

      Nie jestem absolutnie przesądna, powiem więcej, jako osoba wierząca, postanowiłam zapomnieć o tym zupełnie, a w modlitwie powiedziałam, że zostawiam to Ojcu, niech robi z tą reklamą co chce, ja umywam ręce, swoje zrobiłam - to brzmiało jak foch z przytupem niemalże.
      I wyobraź sobie, że parę dni po opublikowaniu tego wpisu, poinformowano mnie niniejszym, że to dojdzie do skutku. Tylko termin został zmieniony z przyczyn, które rozumiem. Nie jest wykluczone, że wszystko się wydarzy pod moją nieobecność, kiedy będę szczęśliwie galopować przez mazurskie knieje, ale wiesz co? Ja tego nie zrobiłam dla siebie. Ja dostęp do tych łepków od marketingu mam, w każdej chwili mogę ich nękać swoją osobą, ale tego nie robię, bo nie jestem nękaczem. Jakoś mnie to uspokoiło.

      Usuń
    2. A zatem miłego urlopowania się!

      Cieszę się, że przytuliłaś cytat ;)

      A co do tych chwytliwych tytułów, to nie my (blogerzy) je wymyślaliśmy, tylko redaktorzy Onetu. Oni zawsze dawali swój, taki, który przyciągał czytelników. Po ponownym przeczytaniu swojego komentarza doszłam do wniosku, że to chyba nie do końca może być jasne.

      Nie podejrzewałam Cię o bycie przesądną, tak tylko mi się skojarzyło. No proszę - ale niespodziewane zakończenie tej sytuacji. Myślałam, że to definitywny koniec i współpracy nie będzie.

      Usuń
    3. Dziękuję. :)

      Cos się tam za niedługo ruszy, ale kompletnie wypuściłam sprawę z rąk, więc nie wiem kiedy. Co ma być, to będzie. I się tym cieszę. Będą liczyć się efekty tego przedsięwzięcia.

      Usuń
  8. Współczuje wszystkim wam zwyczajnym i nie zwyczajnym ludziom, którzy muszą pracować po sześć dni w tygodniu nie wiadomo ile godzin. Praca za kase? Tyra za kase? Oj nie... Ale praca nad samym sobą i rozwój? Oj tak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy jaka praca. Jeżeli lubisz ją, to nie przeszkadza aż tak znacznie. Generalnie to pierwszy raz jak chodzę do pracy, a nie do roboty. A że denerwuje mnie czas jaki pochłania, to tylko dlatego, że rozkręcam powolutku własny biznes. Tak to miałabym nieco inne podejście.

      Usuń
  9. Ależ się rozpisałaś, aż miło było poczytać! Widzę, że nieźle masz na głowie, ale mimo wszystko trzymasz fason i humor – szacun! Współczuję tej akcji z wydarzeniem, takie rzeczy potrafią naprawdę zdołować. A krab Bob to najlepszy plot twist ever – nie każdy może się pochwalić takim lokatorem! 😄

    Nie martw się, że zaniedbałaś blogi – wrócisz do tego, jak się trochę uspokoi. No i pamiętaj, że marzenia są po to, żeby je spełniać, więc trzymaj się swojego planu i rozwijaj działalność. Łódź potrzebuje takich zapaleńców jak Ty!

    Pozdrowienia i trzymaj się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli na głowie są rzeczy, które się bardzo lubi, to z lekkością trzyma się fason i luz. :) Praca etatowa niestety zabiera sporo czasu, który mogłabym wykorzystać znacznie efektywniej i efektowniej, ale na wszystko w końcu przychodzi pora. :)
      Jednego zapaleńca Łódź już ma, ale ja nie konkuruję, ja mam własny pomysł. :) I tego się trzymam.
      Pozdrawiam. :)

      Usuń