czwartek, 1 sierpnia 2024

Piskorz, różne trucizny i niebo nocą wydobyte z karoserii.

Lubię tematycznie układać sobie pewne sprawy. Tak jak podzieliłam miejsca w internecie na artystyczne, prywatne i turystyczne, tak w domu miałam zawsze roślinność tylko tropikalno-agresywną. Gdy nastąpił pomór, postanowiłam o kolekcji trującej. Jak założyłam akwarium to konkretnie nocne. Zdjęcia nie zrobię, bo nic nie widać, ja się odbijam w szybie. Nie zamontuję tam przecież oświetlenia, to by była profanacja.
    Ludzie znów się przetasowali, tam gdzie brakowało miłości, pojawiła się emocja jak z bajki. Bajki kończą się okrutnie, takie jest moje zdanie, a ja jestem z jeszcze innego świata, bez mrugnięcia okiem ci ludzie stają mi się obojętni. Nauczyłam się tego z wiekiem. Tam gdzie szukałam przyjaźni, nie było warto. Człowiek mi czegoś zazdrościł. Zabawne. Człowiek, który spełnił moje marzenia, drażnił mnie tym troszeczkę, ale mimo to chciałam szczerej relacji i kumplostwa – zazdrościł mi. I teraz unika...
    Krab zrzucił pierwszą wylinkę u mnie. To nie jego pierwsza w ogóle, pragnę to zaznaczyć, ale rzecz warta zapisania. Dokupiłam mu kolegę, zaobserwowałam w pracy nietypową przyjaźń między krabem a piskorkiem kuchla. A że to pożyteczny zwierz akwariów, nabyłam drogą kupna.

Słowem wstępu tyle, teraz pora na szczegóły.


Piskorek Kuhla

Tutaj faktycznie można zrezygnować z oświetlenia. Jest to stworzenie typowo nocne, które karmić należy w późnych porach wieczornych. Ma uroczy wygląd wężyka w żółte paski. Ma małe wąsiki przy pysku. Preferują groty i jaskinie. Jeśli nie ma, zakopią się w tym co mają.
    Jedzą wszystko co im opadnie na dno, martwe i żywe. Nie sprawiają problemów żywieniowych. Zaobserwowałam w pracy, że jedzą razem z krabami i jeszcze po nich dokańczają.
    Mój krab Bob nie dojada niestety i wszystko leży na dnie. Muszę wybierać odkurzaczem. Teraz robi to za mnie ów piskorek.

/źródło zdjęcia


Trująca obsada

Po inwazji pasożyta radykalnie postawiłam na kwarantannę do jesieni, ale była promka w Lidlu, rzucili po dychu krotony. I co ja miałam zrobić? No wzięłam, bo takiego jeszcze nie miałam.
    W tej chwili z resztą nie mam wątpliwości, że mi to przeżyje, skoro inne przeżyły.
Krotony rosną 
na wyspach Pacyfiku, północnej Australii i w Malezji. Pierwszy kroton to tenże nowy nabytek.

Codiaeum variegatum Gold Sun

Nie lubi suchych mieszkań, więc do tropikalnych warunków jak znalazł.
    
Nie lubi bezpośredniego nasłonecznienia, więc również idealny na zacieniony kwietnik. Wymaga ciepłego i wilgotnego środowiska.

Roślina silnie trująca, zwierzę domowe po spożyciu zdechnie, dzieci po kontakcie z mleczkiem mogą dostać silnej alergii.


Codiaeum kroton pstry

Tropikalny potwór o właściwościach zdolnych powalić zwierzę, czasem człowieka. Nie na żarty zwany wilczomleczem, bo w jego żyłach płynie wilcza trucizna.
    Potrzebuje dużej wilgotności powietrza, zawsze wilgotnej gleby oraz jasnego światła. Nie znosi bezpośredniego nasłonecznienia.
    O jego skórzaste, błyszczące liście należy dbać. Pamiętamy, by nie zraszać wodą prosto z kranu, najlepiej wlewać do spryskiwacza wodę demineralizowaną, aby nie powstały szare plamki.



Codiaeum variegatum Kroton Mammy

Wysoka wilgotność powietrza jest priorytetem dla tej rośliny. Pochodzi z gorących i wilgotnych rejonów Azji. Pstrokate, lekko skręcone liście wyróżniają go od innych krotonów. Rzadko spotykane ubarwienie świadczy o truciźnie jaka płynie w jej łodygach.
    Nie toleruje bezpośredniego nasłonecznienia.



Paproć prosto z mazurskiego lasu

Miała stać na balkonie, ale ponieważ w tym roku go nie mam, stoi na parapecie. Jako część podszycia leśnego, preferuje miejsca półcieniste i wilgotne gleby.
    W suchych mieszkaniach będzie schnąć i gubić liście.

Są pożyteczne, jonizują powietrze w domu. Ale są też niebezpieczne. Trujące są praktycznie wszystkie części tej rośliny, ale najwięcej substancji trujących znajduje się w kłączu. Spożycie większych ilości wywołuje podrażnienia organów wewnętrznych, a nawet zaburzenia widzenia.
    Plaga ją ominęła.



Filodendron 'White Wave'

Pochodzi z lasów deszczowych Ameryki Południowej co już wskazuje jego preferencje. Nie znosi bezpośredniego nasłonecznienia, więc również idealnie pasuje do podcieni mojego kwietnika.
    Przeżył plagę, jest silnie  trujący. 
Zjedzenie choćby jednego małego listka może prowadzić do ślinotoku, bólu brzucha, obrzęku błony śluzowej, a nawet do śmiertelnie niebezpiecznego obrzęku. gardła.


Tak to na razie wygląda.


Gwieździsta czerń

Odkryłam na nowo karoserię samochodu. Wypucowałam ręcznie różnymi specyfikami do lakieru i nagle okazało się, że zawiera gwiazdy. Niesamowite... A przy tym wszystko odbija jak lustro, w ogóle nie udało mi się dobrze zdjęcia zrobić, nawet nie widać, że jest czarny jak niebo nocą.

Metalik z bliska.

Pucowałam auto na końcu parkingu pod marketem, bo pod blokiem nie mam warunków. Możecie sobie tylko wyobrazić, jak się wszyscy gapili... To było nieco żenujące, ale cóż.


Podróż urodzinowa

Po frekwencji na drugim blogu wnioskuję, że Was to nie obchodzi, więc przestaję przypominać o tym, że na drugim blogu też się coś dzieje, a nawet dużo więcej niż tutaj. Moje życie w mieście, oraz podróżowanie pozostaje dla zainteresowanych, nie będę więcej wciskać tutaj niczego na siłę.
    Moja prywata miejska i newsy przewodnickie o Łodzi i nie tylko – fb
    Blog podróżniczo/przewodnicki, coś o Łodzi i nie tylko – bloger

Zapraszam ostatni raz.

26 komentarzy:

  1. Jak fajnie, że znów zaczęłaś tu publikować! :) Nie mogłam się doczekać nowych wpisów.

    Wyczuwam małe rozżalenie w końcowej części wpisu, które rozumiem, więc powiem, jak to wygląda z mojego punktu widzenia. Będę całkowicie szczera - nie lubię, kiedy autor ma tysiąc blogów (tak wiem, to spore nadużycie semantyczne/przesada), bo z mojego, czytelniczego punktu widzenia jest to zwyczajnie niedogodność. Lubię, kiedy wszystko jest w jednym miejscu. Tak więc wybieram sobie tylko jednego bloga i to na niego regularnie zaglądam. W Twoim przypadku jest to ambasada ducha. Czytam wszystkie wpisy, choć nie zawsze każdy komentuję. Na łódzki blog zaglądam sporadycznie, bo to miasto nie leży w obrębie moich zainteresowań. Choć z tego, co piszesz, wynika, że przeniosłaś tam też inne wpisy podróżnicze, które kiedyś ukazywały się tutaj? Czy to oznacza, że tutaj już nie będziesz opisywać żadnych wypraw? A jeśli tak, to jakiej tematyki można się tu spodziewać w przyszłości?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, że ja też. ;]

      Rozdzieliłam ogólnie temat przewodnictwa, (na tym etapie wirtualnego). Kiedyś być może, bo bardzo bym chciała, zajęłabym się tym zawodowo. I z tego wyniknęło przeniesienie całego – jakże szerokiego spektrum – turystycznego tematu w jedno odrębne miejsce.
      Działam tam jako autor, który pokazuje swoje miasto z perspektywy swojego życia, a więc nie tylko jest tam historia i turystyka stricte obdarte z życia, ale i perspektywa moich oczu, rzecz jasna - podszyta moim sercem.
      Staram się aby to miejsce tworzyć wyjątkowo i z czuciem. Nie na surowo. Nie jak wszyscy, bo stron przewodnickich jest na pęczki i każda do siebie podobna. Tworzę coś innego. O Łodzi i podróżach.

      A tutaj – jak zakładki wskazują – tematy będą różne, ale nie wędrówkowe.

      To tak w gwoli wyjaśnień i zapewnień, jakoby nie znikam stąd, ale może się zdarzyć, że nie będę miała czasu tu pisać, bo swój wolny (ograniczony) czas będę spędzać na tamtym blogu.
      Plusy są takie, że tutaj nie będą mnie wstrzymywały (i denerwowały) zaległości turystyczne. Zawsze będę na bieżąco ze swoim życiem codziennym i z żadnym newsem nie będę musiała czekać, bo coś tam muszę najpierw przedstawić.
      Dlatego ogólnie jeżeli chciałabyś oglądać wędrówki, to może nie najgłupszym pomysłem byłoby obserwowanie FB, gdzie wrzucam nie tylko bieżące sprawki i łódzkie ciekawostki, ale też przy okazji gdzie jestem, co robię, co zobaczyłam i gdzie warto pojechać. I tam na bieżąco posty z drugiego bloga udostępniam też.
      Ale to już jak sobie życzysz, nie chcę żeby to brzmiało nachalnie.

      Usuń
    2. Uff, długa, ale ciekawa odpowiedź, nie przybrałaś defensywnej postawy i nie najeżyłaś się jak jeż :) Oj, zdziwiłabyś się, ile osób odebrałoby tamten mój komentarz jako "hejt". Z tego, co zauważyłam, niektórzy autorzy są przewrażliwieni na swoim punkcie.

      Tak, pamiętam o tych Twoich marzeniach i pasji, wiem też, że to właśnie tamten blog jest dla Ciebie teraz priorytetem, dlatego domyślałam się, gdzie byłaś, kiedy Cię nie było ;) No i cierpliwie czekałam, bo wiedziałam, że jednak wrócisz, wszak musisz dokończyć telenowelę, w której główne role odgrywają Edyta i Konrad Walle...a nie, coś mi się pomyliło! ;)

      Obrałaś dobry kierunek - nie ma nic gorszego niż suche, encyklopedyczne dane i powielanie materiałów, które już są. Ja osobiście zawsze szukam na blogach osobistego aspektu, dowodu na włożone serce, perspektywy autora.

      Nie mam FB, choć zdarza mi się korzystać z konta członka rodziny (za pozwoleniem oczywiście), ale nie będę się szarogęsić i dodawać znajomych czy lajkować cudze strony ;)

      Usuń
    3. Ludzie są wrażliwi na tle własnej ambicji. Nie mam przerostu.

      Taaa, do każdego rozdziału nagrywam tekst głosowy, a teraz nie mogę, bo jest za duży hałas od remontu. Co prawda w weekend robotników nie ma, ale w soboty pracuję cały dzień, a w niedzielę przy mężu tego nie zrobię. ;)

      Insta też mam. Ale insta jest słabe, są limity na zdjęcia, zdjęcia są obcinane, są też limity na tekst.

      Usuń
    4. Jakieś takie same nerwowe roczniki wokół ;) Nie jestem mistrzynią dyplomacji, ale też nie uważam się za chamkę, a mimo to boję się czasami coś napisać, aby nie zostać posądzoną o plucie jadem albo agresywne komentarze. Z tego, co widzę, Ty na szczęście taka nie jesteś, ale wielu autorom zależy jedynie na poklasku.

      Faktycznie - remont! Współczuję! Oszalałabym. A właśnie - ja jestem przewrażliwiona na punkcie hałasów. Muszę mieć względną ciszę do relaksu i regeneracji.

      To prawda, IG nie jest tu najlepszym medium.

      Usuń
    5. Nie biorę odpowiedzialności za to jak ktoś zrozumie to co piszę. I nie mam problemu z krytyką, bo na niej też można wzrastać, naprawiać pewne rzeczy, szlifować swój warsztat - o ile mówimy o krytyce, a nie o zwykłym obsmarowywaniu błotem. Tymi drugimi jawnie się nie przejmuję, albo odbijam rozgrywkę (ale własnymi kartami), albo usuwam.

      Mam tak samo. I wyobraź sobie, że pracuję w chaosie, bo sklep jest chaosem i kakofonią. I w domu potrzebuję ciszy żeby odtajać, a jej często nie mam bo sąsiad remontuje, bo balkony robią, bo impreza obok... wiesz, przyznam szczerze, że w różnych mieszkaniach w całej Łodzi mieszkałam, ale tu jest jakaś patologia hałasu.

      Mam jeszcze Tik Tok, ale rzadko tam coś wstawiam. Nie wiem do końca czy jest wiarygodny, nie wiem skąd te liczby, czy rzeczywiście mam osiągi po kilkaset wejść, czy to tylko taka sztuczna zachęta do korzystania z tej aplikacji.

      Usuń
    6. Jak ja to rozumiem! Szczerze Ci współczuję! U mnie na szczęście nikt nie robi remontu, ale jako że mieszkam na osiedlu domków jednorodzinnych, to latem (lato jest tu bezkonkurencyjne) jest czasami istna symfonia: wrzeszczące dzieci, ujadające psy (obok mieszkają idioci, którzy mają psa mniejszego od mojego kota, ale i tak nie wpuszczą go do domu, tylko ten pies siedzi w ogródku non stop, nawet na deszczu, zagląda przez szybę i skomle...), sąsiedzi koszący trawę (jeden za drugim), czyszczący podjazd/dom karcherem... W tym roku i tak jest znacznie lepiej, w przeszłości zdarzało się, że głupki z sąsiedniego ogródka balowali w nim do 2-3 nad ranem i to w środku tygodnia - kompletne pogwałcenie zasad współżycia społecznego!
      Zrozumie tylko ten, kto potrzebuje ciszy do wypoczynku.
      W takich chwilach polecam głęboki wdech i mantrę: "Ach, mój miły Augustynie, wszystko minie, minie, minie" :))

      Usuń
    7. Dlatego osiedla domków jak i życie na wsi, nie są dla mnie. Mieszkałam, doświadczyłam całodobowego hałasu, dodam jeszcze do puli sąsiadkę z ośmioma dużymi psami, które ujadają całą noc. Latem nie było możliwości spania przy otwartym oknie. Sypialnia na poddaszu. Wyobraź sobie jaki był zaduch.
      Jaki Augustynie?

      Usuń
    8. Mimo wszystko myślę, że nie ma reguły. W bloku ludzie też potrafią dać sąsiadom popalić. To właśnie do nich wszystko się sprowadza - jak masz fajnych i bezproblemowych, to wygrałaś na loterii :) Generalnie to nie narzekam. Tak jak pisałam - lato jest najgorsze, bo w każdym domku jest ogródek (z przodu i z tyłu), a trawa sama się nie skosi. Kiedy jest gorsza pogoda, pada, to jest cisza jak makiem zasiał :) Jesienią, zimą, wiosną jest OK :)

      Taki tam cytat z bajki Hansa Christiana Andersena :)

      Wykryłam nowy awatar - ciekawy!

      Usuń
    9. W blokach jest tak samo. Pogoda i pora roku nie przeszkadza tylko ujadającym psom i remontom w mieszkaniach.
      Reguły nie ma, ale koszenie trawnika przed blokiem trwa krócej.

      Usuń
  2. Podziwiam Twoją zielono-kolorową kolekcję. Zawsze mnie ciągnie na stoisko z kwiatami doniczkowymi, ale ostatnio zdałam sobie sprawę, że może jednak już ich wystarczy. Nic takiego wielkiego się nie zdarzyło, ale znajomi zaczęli zwracać się do mnie "Maja w ogrodzie" i że się czują u mnie jak w palmiarni. Wydaje mi się, że w sezonie nie wyrabiam na zakrętach z podlewaniem, pieleniem, robieniem przetworów i innymi obowiązkami. Widziałam, że byłaś na wycieczce na youtube. Na czym ta przyjaźń piskorka i kraba polega? Bardzo sympatyczne towarzystwo. Pozdrawiam 🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam palmiarnię i dążę do tego, żeby znowu mieć palmiarnię.
      Jak pisałam, relacje wycieczek są na drugim blogu. Na YT to pojedyncze wyrywki, zwiedziliśmy jednego dnia dużo więcej miejsc.
      Piskorek i krab jadają razem.

      Usuń
    2. Wspólna pasja to piękny początek przyjaźni. 😉

      Usuń
    3. W sensie, że jedzenie śniadań to pasja?

      Usuń
  3. to nie to, że nie obchodzi, tylko w Lato jest przeważnie mniejsza aktywność na forach blogowych, do moich czarownic też ostatnio niewiele zagląda osób, ale tu dochodzi jeszcze kwestia pewnej dyscypliny bycia na bieżąco, aby pojąć kolejny odcinek trzeba znać co nieco poprzednich, przynajmniej z grubsza, oraz fakt, że dla niektórych te opowiadania są po prostu za trudne literacko... to trochę tak, jakbyś napisała kolejny odcinek o Edycie i Konradzie, ktoś nie czytający poprzednich mógłby nie załapać do końca, o co się centralnie rozchodzi...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Blog turystyczny nie ma ani początku ani końca, ani jednego wspólnego wątku dla każdego z odcinków, nie ma bohaterów, nie jest cykliczny. ;] Raczej trudno byłoby się w nim pogubić.

      Usuń
    2. z pewnością blog turystyczny nie jest serialem o Edycie i Konradzie, chociaż z drugiej strony to byłoby ciekawe literacko, gdyby ten serial o Edycie i Konradzie odbywał się w jakimś ciekawym turystycznie miejscu, choćby w Łodzi, taka hybryda... tak jak stary cykl A.Szklarskiego o Tomu Wilmowskim, tam się dzieją różne fikcyjne działania, a przy okazji autor wplątywał co nieco wiadomości na temat historii i geografii miejsc akcji rozsianych po całym świecie...
      tak w ogółe, to czy ja dobrze zapamiętałem imiona bohaterów wspomnianego serialu?... bo urwał się nagle już dość sporo czasu temu, można zapomnieć co nieco różnych detali :)

      Usuń
    3. W sumie to może nie serial, ale bohaterami jesteśmy ja i mąż i różne przygody mamy na tych wycieczkach. Nazwać tego telenowelą nie sposób, ale drzemie potencjał. XD

      Mam konflikt interesów z panami z budowy na balkonach. Procesy twórcze nie działają mi przy kilku wiertarkach włączonych na raz, że o nagraniu wersji "e" nie wspomnę, bo to kompletnie niemożliwe.

      Usuń
    4. w tym Waszym przypadku to raczej można mówić o cyklu reportaży, takie mini opowieści podróżnicze... a tak przy okazji, kiedyś w bibliotece, grzebiąc po półkach z książkami właśnie podróżniczymi wyszło mi jakoś tak, że większość ich to raczej relacje historyczne, tak szybko potrafią się nieraz dezaktualizować informacje w nich zawarte...
      ...
      aha, wszystko jasne :)

      Usuń
    5. Nie lubię jak przewodnik turystyczny jest głównie historyczny. Jeśli szukam czegoś by urozmaicić własną podróż, to szukam interesującej dawki wiedzy, ale nie ze szkoły. Czegoś z praktyką, przygodą i dodatkowo dobrze opowiedzianą przeszłością.

      Usuń
    6. to nie chodzi o jakąś dawną historię, której uczą w szkole... przewodnik turystyczny opisuje jakieś własne doświadczenie, na nim się opiera, tylko co czytelnikowi po tym doświadczeniu, jeśli chce z niego skorzystać jadąc w to samo miejsce, skoro samo miejsce zdążyło już się zmienić... oczywiście nie zawsze tak jest, ale dość często...

      Usuń
    7. O właśnie - własne doświadczenia, na których się opiera.
      To zależy. Pisałam w Internecie przewodniki górskie, trasy były różne, jeżeli coś mogło wyglądać inaczej, napisałam, że szlak jest w trakcie zmian, albo planowane są zmiany i odbędzie się bez danej niewygody. Albo, że coś jest spartaczone i tak już pozostanie. Albo, że właściwie do kitu jest ta trasa i polecam inną. Korzystam z takich relacji jak wybieram się w nieznane.
      Wracając do historycznych treści, takie coś jest potrzebne jak idziesz z przewodnikiem, np. po zamku i idziesz aby poznać historię tego miejsca. To zmienia postać rzeczy. Lubię jednak jak wchodzi jakiś nietuzinkowy temat. Np. byłam kiedyś na wycieczce po moim mieście, na której przewodnik opowiadał historie kryminalne z XIX wieku i pokazywał gdzie do nich dochodziło. Też historia.

      Usuń
  4. Podobno najwięcej zazdroszczą osoby, którym się nie chce...tak usprawiedliwiają swoje lenistwo lub porażki.
    Roślinki piękne , o ich trujących własnościach wiedziałam.
    Wszędzie mniej na blogach i w komentarzach, chyba większość urlopuje tez od blogowania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tym blogu nie zauważyłam, żeby było mniej. XD Tylko że pisać przestałam na jakiś czas.
      Mniejsza z tym, tam mam inną widownię, z tym że komentarze zostawiają na FB. Nie o to chodzi, by mieć wejścia, chodzi o to, że myślałam, że ze stałymi czytelnikami mam jakąś więź i wzajemnie interesujemy się sobą. Widać, że raczej nadal chodzi tylko o to, żeby się nie naklikać, nie naczytać, a ślad zostawić i żebym, podążyła za nim. ;) Ale na szczęście nie wszyscy.

      Usuń
  5. Podziwiam Twoją zieloną kolekcję, choć rzeczywiście u mnie posiadanie tych roślin byłoby absolutnym szaleństwem. Najbardziej żal mi paproci. Uwielbiam je... ale Peruna i Freję bardziej 😊.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu kwestia wyborów, nie można mieć wszystkiego. Czworonogi odpadają, bo często mnie nie ma w domu.

      Usuń