Cóż – zacznę sobie od westchnienia. Moje życie pełne jest sukcesów i udanych statystyk. Często można mnie jednak zobaczyć mniej radosną niż to bywało za czasów, kiedy naprawdę byłam szczęśliwa, ustawicznie szczęśliwa i zadowolona z każdego aspektu życia, szczęśliwa odczuwalnie w głębi ciała. Czy teraz jestem? Momentami.
REGRES
Zamiast kolejnej butelki Gluhwein (kupowałam takie jak mieszkałam w Szwajcarii), miał na półce stanąć gajner (wartościowe komponenty węglowodanowo-białkowe), celem progresowania pewnych partii mięśni, na których mi najbardziej teraz zależy, po wyjściu z dolegliwości stawów kolanowych. Po kilku miesiącach chodzenia na bocianich nogach (bardzo mi poznikały mięśnie), chciałam zmienić stan rzeczy, bo wstyd się w szortach pokazać. A tu zdrowie znów nawaliło i niestety przez przynajmniej miesiąc nie będę mogła do treningów wrócić, więc zamiast progresu, będziemy mieli jeszcze głębszy regres.
Cieszę się przysłowiowym, końskim zdrowiem, zahartowana na świeżym powietrzu, nie przeziębiam się itd.... aktualne do niedawna. Do czasu aż mąż przywlókł z pracy wirusa, który nas rozłożył na cacy. Tyle że ja chorowałam 4 dni i wróciłam do żywych.
Potem przez tydzień (jak zwykle) kaszel, ale zdrowie dopisywało czułam się fantastycznie. Pewnego dnia zmarzłam w pracy. Mamy ogólnie zimno, wielka hala z falistej blachy, dwa klimatyzatory ogrzewają non stop, ale ciepło mamy jedynie na piętrze. Praw fizyki nie oszukasz.
A że zajmuję się akwariami, miałam pewnego dnia do ogarnięcia 33 zbiorniki, jak z resztą co tydzień. Rękawy podciągnięte pod pachy, kilka warstw mniej na garbie (bo w swetrze i bluzie, nie podciągnę rękawów) i się maczam, czyszczę, podmieniam wodę itd. Kilka godzin to trwa. Swoją drogą, bardzo lubię to zajęcie. Ale przemarzłam tamtego dnia niemiłosiernie i już czułam, że mnie rozkłada.
Następnego dnia nie byłam w stanie przyjść do pracy. Dostałam 4 dni wolnego, wyzdrowiałam po 3 dniach i wszystko było O.K.
W końcu zaczęłam się czuć doskonale i zaplanowałam sobie w dniu wolnym trening i że jadę rano po gainer do sklepu sportowego. Ruszamy z tym koksem, do wiosny odzyskam normalne ludzkie nogi, pożegnam ten Oświęcim.
Pełna energii, żeby prawdzie stało się zadość, zmierzyłam sobie temperaturę. 37,2... WTF!
Wierzyć mi się nie chciało...
I zamiast do sklepu sportowego, poszłam do apteki po aspirynę. I tyle z planów, a na rower już patrzeć nie mogę. Całe lato planowałam podkręcić kilometraż, nie miałam czasu, bo się wpieprzyłam w codzienne chodzenie do pracy, 5 bądź 6 dni w tygodniu. Potem całą jesień zaczęłam robić kondycję, aż wreszcie przyszła zima i wszystko legło.
Wirus tak mi rozjechał odporność, że nie ogarniam. I jest mi smutno z tego powodu.
Nastał wieczór, czuję się, dosadnie mówiąc – zajebiście. Chce mi się wyjść, poszwendać się, albo pofikać na parkurze, cokolwiek. Już sobie zaplanowałam, że jutro po pracy pojadę w plener z aparatem.
Zmierzyłam temperaturę. Wg niej powinnam już zdychać, czuć się słabo, cokolwiek. Podskoczyła do 37,5. Nic nie rozumiem.
KOCHAM ZIMĘ
I żadnego z niej nie mam pożytku. Otworze sobie wino, może zapomnę, że na zewnątrz jest tak pięknie.
ostatni raz sobie mierzyłem temperaturę, gdy przyjąłem zlecenie bycia królikiem doświadczalnym poddając się eksperymentalnej szczepionce na grypę, na którą zresztą nigdy wcześniej się nie szczepiłem... za to zrobili mi od ręki darmowe badanie kardiologiczne, które akurat było mi wtedy na biegu potrzebne, a nigdzie nie było wolnych terminów, także płatnych... dostałem nowy chiński termometr, nie szklankę, tylko taki elektro, rano wkładałem go do dzioba do chwili aż piknie, potem dzwoniła jakaś miła pani pytając o wynik i inne różne objawy... tak przez dwa tygodnie... papierów po tej akcji już nie mam, a termometr leży gdzieś, pamiętam, że go (chyba) przywiozłem podczas przeprowadzki...
OdpowiedzUsuńteam chyba założenia wyklucza rywalizację w temacie, który ludzie mają wykonać razem?... ale bywają szefowie, którym się wydaje, że gdy sprowokują taką rywalizację, to podniosą sumaryczną wydajność teamu... to nie działa, albo działa w jakichś szczególnych sytuacjach, o których ja nie wiem... cały czas mówimy o teamie, a nie grupie ludzi akurat pracujących gdzieś tam obok siebie...
p.jzns:)
A w życiu jakieś eksperymenty, fuj!
UsuńTak, team. Podnoszenie wydajności, nie ma tu sensu. Tu może chodzić o coś innego. Albo przesadzam, bo gość jest po prostu nienormalny i o nic nie chodzi. Lecz nie wiem czy mam brać poprawkę na owe coś, na jakiś psychiczny defekt, czy stałam się celem do czegoś. Tak czy inaczej, zabawa jest przednia. Czas pokaże o co chodzi.
mnie te badania serca naprawdę były wtedy potrzebne, inaczej bym w to nie wszedł... ale był jeszcze jeden profit, taki niespodziany skutek uboczny, już później... nie jest to pewne, ale prawdopodobne, że te szczepionka pozwoliła mi lajtowo przejść covid... co prawda to tylko na grypę, ale jakoś podbiła mi w efekcie odporność do góry... nie jestem lekarzem, ale paru fachowców potwierdziło te moje przypuszczenia...
Usuńkiedyś, jeszcze podczas pracy w ośrodku dla ćpunów dyrekcja wpadła na pomysł dodatków motywacyjnych... jak to ogłoszono spieprzyło to klimat w całym zespole, który i tak był nie do końca zgranym teamem, zrobiła się jakaś chora rywalizacja w sumie nie wiadomo o co, bo i tak każde miało inne zadania... wtedy nasz bezpośredni szef po paru dniach każdej/mu z osobna pokazał na piśmie swoja decyzję, że dzieli to wszystko po równo i od razu się uspokoiło...
To masz fajnie, bo mnie jakiś wirus rozpieprzył całkowicie odporność, na którą cały czas pracowałam.
UsuńSam mówiłeś, może ta sytuacja miała zmotywować do czystej rywalizacji, ale nie powiodło się.
Mam nadzieję, że czas regresu niebawem się skończy i szybko uporasz się z problemami zdrowotnymi.
OdpowiedzUsuńTo wygląda tak, jakby "pan irytujący" po prostu nie miał do Ciebie szacunku. Tylko tyle i aż tyle.
Niektórzy normalnie przyjmują do wiadomości konieczność odpoczynku. Dla mnie to kara...
UsuńNiby realnie okazuje mi dużo szacunku i publicznie mówi o mnie dobre rzeczy, ale czasami mam wrażenie, że ktoś zupełnie inny jest za telefonem i komputerem i dzieją się dziwne rzeczy. Albo mnie tak naprawdę lekceważy i jestem mu po coś, (nie mam pomysłu), albo też uznał mnie za konkurencję (jak większość ostatnio) i woli mnie mieć przy sobie, niż przeciwko sobie.
To nie jest tak, że "normalnie", albo "nienormalnie". Ot, każdy po swojemu. Najpospolitsza forma odpoczynku, po prostu nie jest dla Ciebie. Odpoczywasz na swój sposób i to też jest ok.
UsuńMożliwości jest wiele. Może typeczek okazuje fałszywy szacunek, bo jesteś dla niego tylko narzędziem. A może tak nie jest. Nie wiem, to jedynie moje "teorie spiskowe", nic ponad to. Myślę, że w tym miejscu warto jest po prostu uważnie gościa obserwować i na tyle na ile jest to możliwe - powstrzymywać się od wyciągania pochopnych wniosków.
Nie mogę odpoczywać na swój sposób, chorobę trzeba odpocząć w tradycyjny sposób, nic nie robiąc. Ja odpoczywam w ruchu, na sportowo, poza domem. A muszę siedzieć.
UsuńWniosków nie mam, jedynie możliwe alternatywy. Czas pokaże.
Podobno bywamy szczęśliwi, byśmy to szczęście w ogóle zauważyli.
OdpowiedzUsuńTakie zawirowania zdrowotne zdarzają się seriami każdemu, może z wiosną będzie lepiej.
Zaufaj intuicji, skoro czerwonych lampek przybywa, to może pora zakończyć relację lub rozmówić się na poważnie?
Było inaczej kiedyś. Inne poczucie życia...
UsuńNie jestem przyzwyczajona.
Jeszcze poczekam. Troszkę się zdystansuję i poobserwuję. Mimo wszystko ciekawi mnie to, a rozmowa z grubej rury w tym momencie nic nie da, tylko się rozejdziemy pokłóceni.
W mojej rodzinie, przy temperaturze 37, 2 umierają mężczyźni. Kobiety padają na pysk przy 39. Tak było zaledwie parę dni temu. Nie cierpię manipulatorów, chociaż mój syn kręcił mną jak chciał przez całe życie. Tak czy inaczej od takich ludzi należy trzymać się z daleka, bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo czy robią to świadomie(by poniżyć) czy nie zdają sobie z tego sprawy. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZazwyczaj taką temperaturę odczuwam, że coś się dzieje. Tym razem zupełnie nic. Na szczęście spada. Nie lubię na siebie chuchać...
UsuńNa razie go poobserwuję.
Pozdrawiam również.
No to witaj w klubie :( Ja tez zawsze zdrowa i aktywna [pamiętasz] zostałam dopadnięta przez też jakiś wirus czy "coś" na początku grudnia, a było to zapalenie krtani [ miewałam to gdy pracowałam jeszcze], potem poszło na stawy. A teraz, po miesiącu dalej chrząkam. Jeszcze nigdy tak nie miałam. Echhh...
OdpowiedzUsuńOd manipulatora z daleka, radzę...
Na razie czuję się świetnie, zobaczymy jak będzie, chcę od poniedziałku do treningów wrócić, ale na razie tylko siłowego, bez sportu na świeżym powietrzu, bo już się boję. Trzeci raz kataru nie uniosę psychicznie.
UsuńJasne, muszę tylko rozpoznać, czy faktycznie nim jest. To trochę szalony człowiek, może wcale nie być tak źle. Nadal go lubię.
Ale ładny wstęp, lubię, kiedy piszesz w taki sposób. Czuję się wtedy, jakbym czytała dobrą książkę.
OdpowiedzUsuńEj, Ty, bój się Boga! :D Kiedy byłam mała, zdarzało mi się (albo jakiemuś innemu dziecku) opowiadać farmazony, które graniczyły z bluźnierstwem. Wtedy starszyzna zwykła karcić nas słownie właśnie w ten sposób: "bój się Boga!" albo "nie obrażaj Boga" :) Teraz mam nieodpartą chęć zrobić to samo z Tobą, po tym, jak przeczytałam o tych spodenkach, w których rzekomo wstyd wyjść do ludzi. Mnie nie oszukasz! Nie wierzę w żadną atrofię mięśni nóg, bo widziałam Twoje ostatnie fotki, czy to w kraciastych pantalonach czy z eksploracji miejskich, i na każdych z nich wyglądałaś jak ta lala! Co mają powiedzieć te kobiety, które mają kończyny jak nogi od stołu, albo skórkę pomarańczową widoczną z odległości kilometra? Jesteś wysoka, masz długie i ładne nogi, i nawet jeśli w ostatnim czasie faktycznie nieco straciły na atrakcyjności W TWOIM mniemaniu, to i tak wyglądają sto razy lepiej niż nogi połowy Twoich koleżanek!
Wow, przyznam, że przeraziły mnie te akwaria w liczbie 33! A jeszcze bardziej przeraziło mnie to, że Ty je lubisz pucować ;) Czyli prawdę powiadają, że to, co jest "śmieciem" dla jednego człowieka, dla innego może okazać się skarbem. Chyba bym się popłakała, gdybym musiała co tydzień je czyścić! Powiedz chociaż, że to jakieś małe akwaria... I co w tym takiego fajnego/przyjemnego, że lubisz to robić? Macie gorsze pozycje w repertuarze? ;)
Nie dziwię się, że sama nie wiesz, co o tym myśleć, bo... ja też nie :D Kiedy zaczęłam czytać o tym irytującym koledze, w pierwszej chwili pomyślałam, że to może... mizogin? Sympatyczny, ale jednak.
Później, w miarę pozyskiwania kolejnych informacji, przeszło mi przez myśl, że to może przejaw tzw. tough love? Że traktuje Cię "gorzej" niż innych, bo ma wobec Ciebie większe wymagania, bo wie, że stać Cię na więcej? Gdzieś też na sekundę pojawił się pomysł, że może chodzi o starą dobrą zazdrość? Albo poczucie zagrożenia?
A tak w ogóle, to ta historia przypomina mi te inne, o których już tu pisałaś wcześniej? Na jednym takim typku już się zawiodłaś (chyba doszłaś do wniosku, że stałaś się dla niego niewygodną konkurencją), na szefie zresztą też i na tym człowieku, z którym miałaś brać udział w akcji marketingowej Waszej firmy czy jakoś tak... (nie wykluczam, że pomieszałam detale).
Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia! A ten krnąbrny termometr, który uparcie pokazuje Ci 37 stopni, to tylko doskonały dowód na to, że gorąca z Ciebie babka ;) Pozwól, że tym oto sucharem pożegnam się :D
Lubię tak pisać. :)
UsuńDrugiej muszę tłumaczyć, ech te baby... NIE LUBIĘ WYCHUDZONEJ SYLWETKI. Po awarii kolana, miałam na prawej nodze zanik mięśni i była widocznie chudsza od lewej. Stan rzeczy naprawiłam. Ale chcę wrócić do stanu sprzed awarii, bo aktualnie umięśnione ramiona i barki, kontrastują z chudymi nogami. Wyglądam jak te chłopaki z memów, co pomijają dzień nóg. ;)
Z ostatnich eksploracji, nie wrzucałam żadnych zdjęć, na których byłoby cokolwiek widać.
Co mają powiedzieć kobiety, które dalej wymieniasz? Że się świadomie zaniedbały.
Małe akwaria, do 20 litrów.
Najgorszą pozycją w repertuarze jest sprzątanie kupy agamie brodatej (wali jak z szamba) i karmienie węża mrożonym szczurem. Wolę żywym.
Pomyślałam też o tough love. Bardzo tego nie lubię. To najtrudniejszy przejaw komplementu. Ale będę tolerować, jeśli to prawda. Cóż, nie ukrywam, że typ mnie motywuje. Wiele mnie już nauczył. A skoro trzyma mnie przy sobie, to znaczy, że mogę uczyć się nadal. Czy uczeń przerośnie mistrza? To podobno nieuniknione. 🤣😆
Zazdrość? Boże uchowaj... Poczucie zagrożenia? On jest sto lat świetlnych przede mną. Ale jeśli się między nami nie popieprzy, a ja będę ładnie prosperować, ma gwarantowaną wzajemność z mojej strony. W chuja go nie zrobię. A są takie sprawy, w których mogłabym się odwdzięczyć. To jest trudna znajomość, nie chcę tutaj mówić wszystkiego.
Tak, dobrze połączyłaś fakty. Tamta historia jednak różni się tym od tej, że tamten gość mnie odtrącił. Chodzą przesłanki, że uznał mnie za konkurencję faktycznie.
Ten termometr chyba jest zepsuty. Drugi pokazuje mi, że jestem zdrowa.... XD
Nie wiem, co to jest, że im szczuplejsza i zgrabniejsza babka, tym bardziej pierdziuńka, że to ma złe, tamto złe... Nie grzesz!
OdpowiedzUsuńCo mam złe? O_o A, chodzi ci o moją wypowiedź o nogach? Nie lubię wychudzonej sylwetki. XD Po kontuzji miałam wyraźnie prawą nogę chudszą od lewej (zanik mięśni), ale już to wyrównałam. Teraz chcę przywrócić stan sprzed tego całego bajzlu.
UsuńBardzo ładna kolorystyka na zdjęciu. Myślę, że zima jest bardzo piękna, nie licząc naszych własnych dolegliwości z jej powodu. Mam nadzieję, że wkrótce dojdziesz do siebie. A z tymi ludźmi to zawsze problem. A najgorszy zawsze z tymi, na których nam zależy... Nie mam dla Ciebie dobrej rady, ale wierzę, że wszystko potoczy się jak najlepiej dla Ciebie. Pięknych widoków życzę.🤗
OdpowiedzUsuńLubię zimę. Może nie aż tak jak jesień, ale np. w górach bardzo lubiłam. :)
UsuńJeśli nie chcesz mieć problemów, zostań pustelnikiem. ;)
Dzięki. :)
Zauważyłam, że Ci co lubią sporty zimowe, przeważnie lubią też zimę. Normalnie odkrycie dekady haha.
UsuńTak by było najłatwiej, a co z rodziną? 😀
Po porostu sportowcy oswoili zimę i nie przeszkadza im niedogodność pogodowa. ;)
Usuń5 lat na emigracji to prawie jak pustelnia. Odwiedzić zawsze można. ;)