Tak to się zaczęło. Na tej ziemi, na którą czasem wracamy, pośród tych ludzi, gdzie zawsze jest sympatycznie, pod tymi drzewami, które stanowią prywatny las-enklawę. Nad wodą, która z roku na rok dziczeje i pięknieje brzegami swymi przypominając mazurskie szuwary.
Nie mogło być romantycznie, bo mnie romantyzm nie pociąga, a przygoda właśnie. Nietuzinkowość i nadzieja na przeżycie czegoś ciekawego. Tak najczęściej wchodzę w pewne projekty życia, bo wyczuwam w tym świeżość i coś zdecydowanie pozytywnego. I lubię zmiany.
Można by uznać, że to nie był z pozoru najlepszy materiał na męża. Raczej przedstawił się źle, raczej zbyt zuchwały i pewny siebie i za dużo dymu produkował niczym parowozy, które przecież lubię. Może skojarzenie z tym żeliwnym monstrum było mi tak przyjemne, że za nim poszłam? Co mnie skłoniło i czym jest zauroczenie?
Tak – to jest prawidłowe stwierdzenie – nie wiem dlaczego za nim poszłam. W takim razie pewnie to miłość.
Czas mijał, rzeczy się działy, myślę, że lepiej nigdy tego nie opiszę niż tu. I to jest napisane dosłowniej niż myślisz...
Czas wzbogaca dzisiaj wspomnienia, przypomina niejedną przygodę, a im dalej ten czas biegnie, tym bardziej przekonuje mnie o tym, czego mi brak. Zaś my, można powiedzieć, jak zamazani w tej przeszłości półprzezroczystym flamastrem, idziemy w tym wszystkim niekiedy razem, niekiedy osobno, po to, by spotkać się jeszcze raz w tym samym miejscu i jeszcze raz rozpatrzyć ten wniosek, do którego doszłam pierwszy raz. Tym razem bez koparek.
Niby mała działka rekreacyjna, a mieści się na niej las, wielki dom, ogród kwitnący jak marzenie, dwa oczka wodne, wspomnienia, myśli, sny, słowa i urok osobisty każdego z nas tam przybyłych. I milion ptaków śpiewających w zgranym chórze, ukwiecone życie prowadząc, z wiatrem frunąc, pod niebiosa wołając jak wielki jest Pan.
Za dnia i choć powietrze to samo, jakby jakoś ładniej było i przyjemniej. Skwar wymieszał się z wiatrem od wody, dopieszczał i rozleniwiał, a że iść się chciało hen w siną dal, to zupełnie inna sprawa. Nie dzisiaj, nie tutaj, ale przyjdzie taki czas, że włożę kapelusz włóczykija i pójdę tam gdzie mnie nogi poniosą jak za wcześniejszych lat.
Gdzieś tu to było – nasze pierwsze ryby razem. |
A ja, gdy tylko pomyslę o moim byłym mężu, dostaję wysypki. Próba wyobrażenia sobie, że mogłabym do niego wrócić, grozi śmiercią. ZA NIC!!!
OdpowiedzUsuńJeżeli facet nic kompletnie się nie zmienił, to nawet nie radziłabym Ci tego. Czasami współmałżonek to horror.
UsuńHorror. Wiesz, czasami nęka mnie sen, w którym on do mnie wraca. Budzę się zlana zimnym potem, cała w strachu.
UsuńMyślę, że to nie miłość, o miłości pisze się inaczej, może raczej chęć spróbowania , sprawdzenia, nowej przygody...takie mam wrażenie po przeczytaniu. Próbowałaś, nie wyszło...
OdpowiedzUsuńO miłości, czy o zauroczeniu, o zakochaniu? Bo zdaje się, mówisz o tych górnolotnych uczuciach.
UsuńByłam na etapie, że nie miałam najmniejszej ochoty na próby i sprawdzanie, zwłaszcza, że wiązało się to z porzuceniem dosłownie wszystkiego i wyjazdem za granicę do czego miałam wielką niechęć.
No i jak pokazuje cała historia od A do Z, wyszło.
No jak wyszło, nic nie rozumiem....
UsuńPrzecież czytałaś post, w którym wyjaśniłam co i jak. Jest nawet Twój komentarz. ;)
UsuńPo rocznych bojach i zmianach, które nastąpiły, dalej jesteśmy ze sobą.
Wzięłam to za metaforę lub historię kogoś innego...nieporozumienie.
UsuńJestem ciekawa ciągu dalszego... Niech Ci wszechświat sprzyja... Tak, świadomie napisałam "Ci", bo przecież to Twoją opowieść czytam i Tobie kibicuję...
OdpowiedzUsuńWszechświat raczej swoje, a ja swoje, bo co mi do kosmosu. ;) Nigdy tam nie byłam.
UsuńDzięki. :*