Słucham wielu ludzi, obserwuję też nie mało. Dziś z samego rana udałam się na jogging z takim nastawieniem: cieszę się z braku trosk i dylematów jakimi ludzie zatruwają siebie i bliskich. W tym burzliwym miesiącu, który im dalej końca, tym staje się gęściejszy w napięcie i przepracowanie, dosłownie unoszę się na tle tych zdarzeń, odciążona zupełnie.
Pamiętam czas, kiedy byłam katoliczką i faktycznie schyłek roku był dla mnie prędki i gościł w nim harmider przygotowań. Każdy rzymski katolik obecnie przyszykowuje się już do obchodzenia świąt. Wprowadza do domu tradycję ludzką jaką znamy od pokoleń, przyozdabia mieszkanie, tworzy świąteczny klimat. Rzymskie świątynie u nas w kraju robią to samo, ozdabiają świątecznie wnętrza, ubierają choinki, budują szopki.
Tymczasem kolejny już rok mijam to wszystko szerokim kołem.
Adventus po łacinie oznacza przyjście/przybycie, a więc nadchodzące święto polega na celebrowaniu pierwszego pojawienia się Chrystusa na Ziemi. Biblijni chrześcijanie zaś, przez cały rok codziennie wyczekują drugiego przyjścia Pana, które dopiero ma nadejść. Życie chrześcijanina wypełnia wołanie „przyjdź Panie”.
Wobec tego nasza chrześcijańska brać nie skupia uwagi na żłobku i małym dzieciątku, lecz wpatruje się w dorosłego Syna Człowieczego, który umarł i zmartwychwstał i który wróci. Nie stroi choinki, której głęboka symbolika odbiega od naszego Boga znaczeniowo i duchowo oraz nie pokłada ufności w samospełniającym życzenia cieście.
Generalnie życie chrześcijanina polega nie na święceniu jakichkolwiek dni, a na budowaniu relacji z żywym Bogiem.
W naszym domu nie pojawia się choinka ani tradycja. Tradycja, która nie przyciąga nas do nadchodzącego Pana, lecz przyciąga do religijności i pewnych praktyk. Kto ma uszy, niechaj słucha.
Religia rzymska kroczy zupełnie inną trasą, nawet nie równoległą do drogi chrześcijan. Inna praktyka wiary, inne jest wszystko.
Tymczasem w grudniowe wieczory ulice miasta pięknie rozświetlają miejskie iluminacje, które dają dużo uciechy. Przyjemnie się robi, krocząc takimi zaułkami. Naprawdę czuję się w tym wszystkim świetnie, lubię wyjść w taką noc.
Rozumiem, że każdy Polak celebrujący ten czas, ubierający choinkę itd., jest świadomym rzymskim katolikiem. Część mówi o sobie "niepraktykujący", ale według katechizmu to ciężki grzech... Że już o niewierzących nie wspomnę... widok ateisty ubierającego choinkę – bezcenne.
Naokoło słyszę zabobonne uwagi. Coś przemilczane, by nie zapeszyć, torebka na stołku, bo na podłodze nie może leżeć, grosik na szczęście i w kółko powtarzające się życzenia. Wesołych Świąt! Ale cóż to znaczy?
Wesołych, radosnych i pogodnych... Jakby reszta roku przykryta całunem, niewesoła ani nie pogodna. Pisałam raz, że życie jest jak pochodnia, napiszę i drugi – życie chrześcijanina polega na radowaniu się, nie na lamentacji. Lecz pardon, mówię o chrześcijaństwie jakiego uczy Chrystus, zaś religia to ciężka praca. S'il vous plaît, oto zbawienie – mówi Jezus. A w Rzymie o zbawienie trzeba się wystarać, a i tak nie ma pewności, czy trafimy pośmiertnie we właściwe miejsce.
Zauważam coraz częściej, że cholernie dużo osób boi się śmierci!
Zajrzała mi kilka razy w oczy. Nie będę się teraz nad tym rozwodzić, ale nie – nie boję się jej. Wiem gdzie idę, wiem co będzie dalej i jak skończy ten świat. Ale jest też kilak zagadek, których odkrywanie sprawi mi na pewno dużo szczęścia.
A właśnie, skoro pierwsze zagadnienie mamy już za sobą: czy jesteś szczęśliwy?
A czym w ogóle jest szczęście? W niedoczekaniu żyjemy do tego 24 grudnia, bo wszystko wtedy się zmieni, będzie inaczej, weselej w życiu. Obeżremy się pysznościami i może rozpakujemy kilka fajnych prezentów.
Jeżdżąc na kilka kolacji wigilijnych w ciągu jednego wieczora, to i żołądek pękał w szwach i plecak – pamiętam. Super, prawda? W każdym domu zadowolone miny, w eterze tliła się delikatnie kolęda, na stole prawdziwe świece jak nigdy. Cudownie, ale co potem?
Niektórzy idą na pasterkę. Tak, ja też chodziłam obowiązkowo.
Pamiętam ostatnią mszę na jakiej byłam. Miałam akurat taki czas, że samodzielnie studiowałam Pismo, a przecież w katechizmie stoi jak wół, że niebezpiecznie jest robić to samodzielnie, że lepiej korzystać z interpretacji katolickich. No i stało się – BACH! nic mi się nie sklejało! Na chłopski ale inteligentny rozum czytałam ze zrozumieniem i w ogóle jakby dwa osobne bieguny – to co jest napisane w Biblii i to co robię ja, jako świadomy wówczas katolik.
Wróćmy do tej ostatniej mszy w moim życiu. To była zwykła msza, nie jakaś świąteczna, ani też nie pasterka. Mniej więcej w 3/4 mszy nagle padło w mojej głowie pytanie: co ci wszyscy ludzie robią...(?!) Stałam zdębiała, nagle zrozumiałam, że to co się tu dzieje, to nie jest nauczanie Jezusa tylko Rzymu z lat starożytnych. Trochę pozmieniane, ale w gruncie rzeczy to to samo. Czar sacrum w tym momencie prysł.
Pomyliłam się. A kochałam Boga uprawiając jednocześnie bałwochwalstwo. Czym ono jest? Najprościej będzie ująć je terminem duchowego cudzołożenia. Dobrze brzmi, tak staroświecko.
Wyszłam. Tak po prostu. Długo później mieszkając za granicą, ichniejsze prawo ułatwiło mi wyjście z Krk.
Obecnie jestem szczęśliwa w swojej wierze zgodnej ze Słowem Bożym. Świadomie ochrzczona. Wolna. Bez kajdan tradycji i obrządków. Wolna i szczęśliwa. W relacji z Bogiem a nie w pracy na rzecz uszczęśliwienia jakiegoś boga, całego panteonu mniejszych bożków i jakiejś tam królowej.
Znalazłam też fajną społeczność w Chrystusie, którą już Wam przedstawiałam ➤ Kościół ewangelicznie wierzących – co to jest?, więc nie jestem w tym odosobniona. Praktycznie chyba już w każdym mieście na całej kuli ziemskiej są takie społeczności chrześcijańskie. Mało o nich słuchać, ale nie jesteśmy tu po to, by drzeć mordę w telewizji.
Może i nie ma choinki, może i karp w wannie nie pływa, może i nie wybieram się do rodziny, ale zachowuję spokój w sercu i szczęście, radość i pogodę przez cały czas.
I wielu jest tradycjonalistów czy ateistów w ten sposób przeżywających cały rok czyli radośnie. Z tą drobną różnicą, że nie udaję katolika dwa razy do roku. Może i drobiazg. Każdy niech ocenia sam siebie. Naprawdę dobrze by było, gdybyśmy oceniali tylko samych siebie. Bez porównań, bez rad.
Dobrze jest się przebiec z własnymi myślami. Nawiasem mówiąc, pogoda na jogging jest w grudniu idealna.
Ja najchętniej uciekłabym przed tymi tradycjami, gdzieś do górskiej chaty, albo w jakieś tropiki. Niby jesteśmy niewierzący, a święta dopadają nas co roku. Masz rację końcówka grudnia jest wyczerpująca 🙃!!!
OdpowiedzUsuńP.S. W tym roku przedświąteczny śnieg sprawił, że odpuściłam. Przez ostatni tydzień codziennie po lekcjach chodziłam z dziewczynami na górkę. W chałupie syf, ale radość dzieci... bezcenna 😁!!!
P.S. Macie w Łodzi super iluminacje 😊
Planuję czmychnąć w przyrodę, to na pewno. :)
UsuńBo cały świat obchodzi święta, jak temu nie ulegać? Święta są obecnie w telewizji, w sklepach, na językach wszystkich wokół.
Dzięki świętom mamy trochę więcej wolnego, więc jakby nie było, cieszę się, że są. :D
Korzystałam ze śniegu. Może nie na sankach, ale dużo mnie było w parku, wybiegałam się po wsze czasy... yyy... chyba nie, jednak ciągle mi mało. :D Lubię sport na mrozie. Wolałabym przemierzać góry w rakietach śnieżnych, ale jak się nie ma co się lubi... to się biega po parku. ;)
To prawda, co piszesz, tzw. tradycja chrześcijańska mocno jest pomieszana z pogańską, nijak się to kupy nie trzyma, ale nikt tego nie prostuje, nie uczy, o tym nie mówi, a ludzie sami tych tematów nie dotykają. Idą jak baranki z klapkami na oczach, zmęczeni, zabiegani i robią jak w tłumie, to samo, co inni.
OdpowiedzUsuńZ drugiej zaś strony, niech robią, co im się rzewnie podoba! Ich wola, ich święta! To czas odpoczynku, więc wolnoć Tomku w swoim domku. Chce ateista przy choince, bo mu się zapach w domu podoba, niech ma! Chce bez, bo leniwy jest, a niech tam! Niech każdy spędza swój wolny czas jak chce, w otoczeniu, jakim chce, niech je to co chce i cieszy się czym chce :)
Amen :)
Ja to nazywam poganizacją chrześcijaństwa. ;)
UsuńA kto ma uczyć Słowa, skoro w szkołach jest katecheza?
Oj żeby za często nie mówić "róbta co chceta" ;)
Katecheza i etyka, ale to niczego nie zmienia...
UsuńChyba, że się trafi nauczyciel filozof, może pasjonat? Ale komu się trafi?
Ja miałam szczęście spotkać wykładowcę absolutnie wyjątkowego podczas studiów. Zajęcia nie były w sumie obowiązkowe, obecności pan nie sprawdzał, a jak siedziałam na każdym wykładzie wsłuchana do granic możliwości... Rewelacja!
Usuńhttps://pl.wikipedia.org/wiki/J%C3%B3zef_Ba%C5%84ka
O, tu jest ciekawiej :) https://dziennikzachodni.pl/jozef-marian-banka-19342019-filozof-nasz-polski-platon/ar/c1-14547449
UsuńCiekawa persona. Ale miałam na myśli nie tyle filozofię co świadomość, że jeśli świętujesz, to powinieneś wiedzieć co świętujesz i po co. To by były fajne i ciekawe lekcje w połączeniu z historią. Chyba i mnie by to zaciekawiło, może nie wypisywałabym się wtedy z religii, gdyby tak wyglądały lekcje. Fajne by też było zagranie w otwarte karty, czyli nauka o obrzędach i wszystkich rzeczach, skąd pochodzą, co dokładnie oznaczają i kiedy (w jakim macierzystym obrządku) miały swój początek.
UsuńA jeśli mieliby być w szkołach nauczyciele chrześcijaństwa, to nie obeszłoby się bez studium biblijnego na poziomie danej klasy. To by było do zrobienia, kwestia dobrego mówcy, że i w podstawówce mogłoby się przyjąć. Słyszałam wiele fajnych nauczań wiernych Biblii i myślę, że mogłoby się to sprawdzić, bez Krk w tle, ot czyste Słowo.
Och, dużo by mówić o tradycjach i religiach, kto lepszy, kto gorszy, kto szczery, a kto obłudny.
OdpowiedzUsuńTak się składa, że te święta i wiele innych to także dni wolne od pracy, więc jedna z niewielu okazji, gdy rodziny z daleka mogą być razem.
Nie wiem czy to magia świąt, ale poczucie wspólnoty i radość na pewno.
Skoro choinka i prezenty nie maja nic wspólnego z chrześcijaństwem, to niechaj i ateiści mają swoje happy hollidays!
A ze światełkami w ponure dni milej po prostu...
jotka
Byle NIE mówić kto lepszy, kto gorszy, kto szczery, a kto obłudny.
UsuńAbsolutnie nie potępiam spotkań rodzinnych, żeby była jasność, ja też na swój sposób wykorzystam ten czas wolny od pracy i cieszę się, że jest to wolne. ;)
Rozumiem Twój punkt widzenia. Kontrastuje mi tylko, że to katolickie święto, a obchodzą je dosłownie wszyscy, nawet ci niewierzący, którzy szumnie walczą z kościołem w mediach społecznościowych. Niemniej, to rzeczywiście dobra okazja żeby się spotkać, tak na spokojnie, bo nikogo w te dni czas nie goni.
Tak, wiem! Dlatego światełka mam w mieszkaniu cały rok. :D
nie bardzo rozumiem, dlaczego ateista miałby nie bawić się w ubieranie choinki?... bo jakby nie było, "ateizm" czy "ateist(k)a" nie oznacza żadnego światopoglądu, w tym także gustów rozrywkowych, tylko jest stwierdzeniem, że ktoś nie wierzy w istnienie osobowych bogów... czyli określa jedynie jakiś drobny wycinek światopoglądu, niezbyt dokładnie zresztą i nic poza tym...
OdpowiedzUsuńale wróćmy do sprawy... czy ubieranie choinki jest zastrzeżone tylko dla jakiejś tam grupy wyznaniowej, a centralnie do rzymskich katolików?... bardzo ciekawe :)
btw, to strasznie mnie bawi /i może trochę krindżuje?/ stosowane przez wiele osób dzielenie ludzi na "katolików" i "ateistów"... a gdzie się podziała reszta?... na przykład... co tu dużo szukać: "chrześcijanie ewangelicznie wierzący"... gdzie oni są?... w której grupie?... też bardzo ciekawe, nieprawdaż?...
p.jzns :)
A czy powiedziałam, że nie wolno mu? :) Jest to kontrast, bo osoba, jak to mówisz, nie wierząca w istnienie osobowych bogów, nagle świętuje Boże Narodzenie i to zwróciło moją uwagę na ten czas.
UsuńCiekawe, bo czy to nie jest kościelne święto?
Nie interesuje mnie podział, orzekanie kto siaki i owaki. Poruszam tu kwestie, z którymi się utożsamiamy, bo czym jest tożsamość? Jest czymś czym żyjesz i do czego się przyznajesz. Ja się przyznałam do biblijnie wierzących, jest tu wśród moich czytelników sporo niewierzących, właściwie każdy ma coś do powiedzenia, jedni lubią to, inni tamto, jedni świętują, inni nie, jedni mają dosyć, inni się cieszą, jedni zamykają się w domach, inni uciekają do chatki w górach.
Czy wobec tego tematu – obchodzisz święta Bożego Narodzenia, czy może robisz coś zupełnie innego? Z czym się utożsamiasz, z wiarą, niewiarą, może z czymś zupełnie innym? To jest dużo szersza perspektywa niż dzielenie osób na pole białe i pole czarne, życie to nie szachownica.
święto kościelne?... a według którego kościoła?... pytam tak, bo nie jestem katocentrykiem /ani nawet chrystianocentrykiem/ i słowo "kościół" nie kojarzy mi się jednoznacznie... ale załóżmy, że wiem, domyślam się, o który kościół Ci chodzi, to faktycznie święto zwane "Boże Narodzenie" ustalił kościół rzymskokatolicki... prochu zresztą nie wymyślił, bo zrobił to na bazie różnych świąt wcześniejszych, które funkcjonowały wśród podbijanych ludów... długo by rozwijać dalszą historię, w każdym bądź razie święto się przyjęło na świecie /choć nie wszędzie/ i pomijając pewną grupę wyznawców straciło swój religijny charakter... kultywowane jest za to mimo wszystko wiele jego elementów, rytuałów, różnie zresztą w różnych częściach świata... tak więc "ateista" /jak nieco błędnie nazywa się osoby areligijne/ lub jakikolwiek inny niekatolik, czy niechrześcijanin strojący choinkę nie jest niczym szokującym - generalnie, bo indywidualnie kogoś może szokować...
Usuń...
pytasz mnie prywatnie, czy obchodzę święta Bożego Narodzenia... okay, odpowiem nie robię z tego żadnej tajemnicy: nie obchodzę tego święta... co wtedy obchodzę, to opisuję u siebie, ale to nie jest na temat... ale jak sama trafnie zauważyłaś życie to nie szachownica, więc wezmę jutro pewien drobny udział w tych obchodach spotykając się w gronie rodzinnym na kolacji zwanej popularnie "wigilia"... nie widzę jednak sensu w roztrząsaniu i rozstrzyganiu, czy popluskanie nogi w wannie z wodą to już "brać kąpiel", czy jeszcze nie :D
Wcale nie jednego Kościoła, więc może uogólnię – święto religijne. Serio musiałam to sprostować? ;]
UsuńTak, Kościół Rzymski na danych ziemiach "przypasowywał" swoje kulty do miejscowych wierzeń, ale to nadal ten sam panteon, tyle że pod różnymi nazwami. To nie jest tak, że mamy te święta w Polsce, bo tak obchodzili ten czas nasi pradziadkowie, Słowianie. Też, ale historia jest podszyta głównie tradycjami Rzymu. Polecam Ci do przeczytania książkę "Religie Rzymu" Autorzy pokazują jak antyczna religia przeniknęła do naszego świata, że teraz prawie cały glob ma rzymskie święta w kalendarzu. Jest tam geneza ich powstania; bóstwa oraz mnogość wizerunków, kim jest królowa niebios itd.
Hierarchizując pewne cechy starożytnej cywilizacji rzymskiej, jedną z ważniejszych kwestii jest religia, na której czele znajdował się kult cesarski – Pontifex Maximus. Ale żeby ożywić tę opowieść i nanieść ją bezpośrednio na obecne realia celem zrozumienia czym jawi się naleciałość rzymska w dzisiejszym świecie, trzeba trochę poczytać.
Chyba już to pisałam... ale powtórzę - bawi mnie to, że nawet ci ludzie, którzy na co dzień pałają nieukrywana nienawiścią do wszelakich przejawów religijnych, dziś siadają do wigilijnego stołu. Tylko tyle. Możesz sobie wyobrazić, że poznałam wielu takich ludzi i ten właśnie obrazek miałam w myślach, kiedy pisałam.
A czy wiesz, że w starożytności ateistami nazywano pierwszych chrześcijan? Dlaczego? Bo nie przejawiali żadnej religijności.
Popluskanie nogi to jeszcze nie kąpiel. Zdarzało mi się siadać do stołu wigilijnego, zwyczajnie spotkać się, ale nie bawiłam się w opłatek czy cudowną łuskę od karpia. Ostatnio jednak od paru lat po prostu nie pojawiam się u rodziny w tym czasie, bo dobra okazja na spotkanie się razem, jest zawsze. Trzeba się tylko logistycznie zaplanować. Ja nie mam z tym problemu. :)
czy deifikacja szefa administracji państwowej to na pewno rzymski wynalazek?... trzeba trochę poczytać... na przykład o dawnym, starożytnym Egipcie, czy o Tawantinsuyu... co prawda to drugie może się wydawać marnym przykładem z przyczyn chronologicznych, niemniej jednak można przypuszczać, że Inkowie wpadli na ten koncept zupełnie niezależnie...
Usuń...
to w sumie dość logiczne, że wyznawca /czy też precyzyjniej mówiąc: wierzący w realne istnienie/ jakiegoś boga wszystkich niewierzących w to istnienie uważa za ateistów... bez znaczenia tu jest, czy taki niewierzący faktycznie jest ateistą, czy też wierzy w istnienie jakiegoś innego boga, jakąś ich grupę, czy nawet jakiś inny wariant jego boga... w końcu inny bóg to dlań nie jest żaden bóg... ja nie mam problemu ze zrozumieniem tego :)
...
natomiast faktycznie jest wielu ludzi, którzy za bardzo nie wiedzą, o co im chodzi w ich niechęci, czego nie lubią: czy religii /wszystkich en bloc lub jakiejś konkretnej?/, czy jakiegoś związku wyznaniowego /tu zwykle raczej jednego konkretnego/ i nie bardzo umieją sobie to wszystko poskładać... możesz sobie wyobrazić, że nieco takich spotkałem...
Na pewno nie jest to motyw chrześcijański, do tego stricte się cały czas odnoszę. ;)
UsuńAteizm... hmmm Ja Ci tylko ciekawostkę podałam, która od razu sugeruje że słowo ateista to znacznie luźniejszy, szerszy krąg niż powszechnie przypuszczamy, myślałam, że nie muszę się z tego tłumaczyć. :)
Cóż, mogę mówić wyłącznie za siebie i odpowiadać wyłącznie za własne skojarzenia, ale nie mogę brać odpowiedzialności za to, co ktoś pomyśli, czytając mój tekst. Mogę tylko cierpliwie odpowiadać. ;)
dość często definicje ścisłe, naukowe różnią się od definicji common, popularnie funkcjonujących wśród ludzi... choćby taki "agnostyk", a także całe mnóstwo innych słów z różnych rozmaitych dziedzin...
UsuńTak, zgadzam się z tym.
UsuńMnie najbardziej w tych świętach razi ich ,,przylepienie" do konsumpcjonizmu mówiąc ogólnie. Już od października w telewizji, w radio, w Sieci reklamuje się prezenty, choinki, Coca-Colę z Mikołajem itp. Odstrasza mnie to coraz mocniej od wszelkiego obchodzenia tych dni (najwyżej mogę obchodzić czyli mieć w nosie tradycję).
OdpowiedzUsuńJak na razie to nic nie wiem gdzie mogę pracować. Czas pokaże. :)
Pozdrawiam!
https://mozaikarzeczywistosci.blogspot.com/
Ledwo listopad się skończy, znicze uprzątną i już mikołaj wjeżdża, a w radiowęzłach sklepowych kolędy. To mnie zawsze drażniło, nawet kiedy byłam katoliczką - wcale mnie to nie nastrajało świątecznie.
UsuńŚwięta to zwyczajowo rodzinny, serdeczny czas. Nie u każdego jednak tak bywa, dlatego nie każdy czeka na Święta a nawet wolałby by ich wcale nie było. Ale sa, wiec jakos trzeba sie z tym czasem zmierzyć. Najlepiej zminimalizować emocje, o ile sie da i wyciszyć w środku. A propos karpia, to u nas go nie ma i prawie nigdy nie było!:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Aniu!:-)*
Zgadza się, w tym czasie mocniej boli samotność, jeśli faktycznie sytuacja rodzinna jest nienajlepsza.
UsuńOkazja by odwiedzić rodzinę, tak naprawdę może być codziennie. Moja nie robi problemu z mojego niereligijnego poglądu na świętowanie, także na spokojnie, nie mamy wobec siebie urazów i podziałów.
Ale karpik dobry, czasami uda się złowić w rzece. :D
Tradycja to nie tylko puste słowa, powtarzane gesty. To ukłon w stronę drugiego człowieka , bliskich. Nie zawsze jest tak, że w momencie gdy zgaśnie ostatni płomień świecy na wigilijnym stole, świat wraca na dawne tory. Tegoroczne święta zmobilizowały mnie do tego, by stawić czoło trudnej relacji. Cieszy mnie to, że świadomie podjęłam tą decyzję.
OdpowiedzUsuńSzanuję Twoje wybory i dlatego umiejętnością jest pięknie się różnić.
Serdeczności zostawiam.
To bardzo piękna historia, gratuluję zrobienia tego kroku. Wielu nie ma odwagi tak zwyczajnie odpuścić, zapomnieć co złe drugiej osobie, zacząć zwyczajnie od nowa, na świeżo, na zdrowo. Relacje są ważne, szkoda czasu na utrzymywanie wrogów.
Usuń