sobota, 9 grudnia 2023

Chrześcijańskie mity, czyli co się o nas mówi (część 3/5).

poprzednia część była tam ⏩2/5

Ludzie lubią robić sobie z pewnych tematów tabu. Tak jakby najważniejsze rzeczy w życiu były wstydliwą tajemnicą, dramatem. Tymczasem to co jest ważne, tworzy przecież tożsamość człowieka. Jaki jest więc sens wstydzić się samego siebie za coś, co bez mała przyszyło nam metkę?
    Mówi się, że to za bardzo osobiste. Dieta, seks, wiara, polityka – to nie są jednakie tematy, a jednak mają coś wspólnego – wytworzyła się wokół nich obślizgła otoczka. I to w czasach, w których otwarcie ludzie przyznają się do swoich orientacji seksualnych i panuje wszech i ogólna tolerancja.

Dziś na tapetę biorę jeden konkretny wstydliwy temat, który przyciąga i odpycha jednocześnie. Zaiste temat dla szalonych – poczucie wiary w konwencji nie-religijnej.
    Cytując, korzystam, jak w pierwszej części z NPD.

Czy człowiek ma prawo do mówienia o tym w co wierzy? Ma prawo. Czy człowiek może dzielić się tym, co poznał w dziedzinie wiary? Może. Czy człowiek może opowiadać o tym co go uskrzydliło i uczyniło życie radośniejszym i spokojniejszym? Też może to robić. Zatem opowiadam bez wstydu.

CZY WIARA JEST PRYWATNĄ SPRAWĄ CZŁOWIEKA?

„W tym samym celu zapala się lampę. Ten, który ją zapala, nie czyni przecież tego, by skryć ją pod jakimś naczyniem czy schować pod łóżkiem. Jest wręcz odwrotnie: stawia ją na postumencie, by idący z daleka widzieli jej światło. To bowiem, co ma być widoczne, nie powinno być skrywane. Gdyby jednak tak się stało(...) jak miałyby zostać poznane przez innych?

    Ewangelia wg Łukasza 8:16

/źródło

JAK LAMPA W CZARNYM KLOSZU

Wiele osób decyduje się zgasić tę lampę. Jedni boją się krytyki, drudzy się wstydzą, jeszcze inni uzurpują sobie osobistą, ścisłą prywatność w tej kwestii. Tak może być w przypadku każdej innej wiary, lecz nie chrześcijańskiej, gdyż Jezus oczekuje od swych uczniów publicznego przyznawania się do Niego.
    Osoba, która twierdzi, że wiara jest jej prywatną sprawą, z pewnością nie jest posłusznym uczniem Chrystusa.

„...zawsze postępujcie tak, jakbyście byli heroldami, którzy, stojąc na dachach domostw, głośno wołają!”

    Ewangelia wg Łukasza 12:3

/źródło

CHRZEŚCIJANIN JEST LATARNIĄ DLA POSZUKUJĄCYCH DROGI

Jeżeli wierzysz – jesteś tożsamy z tym czego uczy Chrystus. Jeżeli wierzysz – jesteś powołany do tego, aby się przyznawać do wiary. Jeśli wierzysz – Twoja radość płonie w sercu, a światło emanuje na zewnątrz jak z okna chaty nocą w lesie.
    Jezus nigdy nie kazał się ukrywać przed światem, wręcz przeciwnie, byśmy byli jak ogień na świecy i latarnia morska nocą, byśmy przyciągali do siebie i głosili tym, którzy chcą.

Do każdej osoby, która przyzna się do mnie przed ludźmi, ja, Syn człowieczy, przyznam się przed aniołami Bożymi.”

    Ewangelia wg Łukasza 12:8

Ta dobra wiadomość o zbawieniu nie może być egoistycznie zachowywana dla siebie.

/źródło

WIELU NAZYWA SIEBIE CHRZEŚCIJANINEM...

I teraz uwaga! Ważne, by odróżnić stan faktycznej zgodności z Jezusem, od pustej deklaracji. O fałszywych deklaracjach „przyznawania się” do Niego, Jezus wspomina w Mt 7:21-23.

Na pewno poznaliście kiedyś jakiegoś wierzącego, który przyznaje się do swej wiary, a jest (po krótce) wręcz odpychający. Otóż puste słowa nie konstytuują Chrystusowej „homologacji”.
    Świadectwo życia w prawdzie i świętości Pana jest jedynym pełnoprawnym przyznaniem się do Niego, a więc tym, co On określa słowem homologeo.


Reasumując:

Od dawna powtarzam, że chrześcijanina, czyli prawdziwego ucznia Jezusa poznamy po owocach jego życia. Na gębę każdy może powiedzieć, że wierzy. Każdy może tak samo znać Biblię. I każdy może głosić Słowo Boże. Ale to życiem pokazujemy z Kim jesteśmy tożsami i że idziemy za Nim.
    Gdy w człowieku jest Duch Święty, jest w nim świętość, która przyciąga jak światło ćmy. Kojarzymy, że te piękne puchate stworzonka zawsze z niezrozumiałych przyczyn pchają się do lampek i tam giną. Owocem światła Ducha Św. jest to, że żaden przybysz nie ginie.

Błądzące gromady przemykają wśród drzew, docierając do sedna i znajdując odpowiedzi. Na tym polega życie z Duchem Świętym, masz odpowiedzi, bo słuchasz głosu Boga. I dajesz te odpowiedzi ludziom, którzy łakną. A kto łaknie, ten szuka wody żywej, takiej, po której skosztowaniu, już nigdy więcej nie czuje się pragnienia.

Tym jest chrześcijaństwo. Jest przede wszystkim żywe jak sam Bóg.

CIĄG DALSZY ⏩

17 komentarzy:

  1. właściwie to do większości wspomnianych spraw odniosłem się wcześniej i być może coś powtórzę... na ile znam nauki Jezusa /skoryguj proszę, jeśli coś przekręcę/, to jest w nich też zawarta misja "podaj dalej", a to faktycznie powoduje, że wiara/wyznanie/światopogląd przestaje być kwestią ściśle prywatną... i tu może zaistnieć pewna kolizja z moim poglądem, że jest to sprawa prywatna, ale w moim rozumieniu nie nakłada to na nikogo obowiązku robienia z tego tajemnicy, choć z drugiej strony uważam to za pewien nietakt w stylu "pokaż cycki", gdy kogoś się dopytuje, nalega, aby ten światopogląd ujawnił... zgodnie z tym sam akurat nie tworzę żadnej tajemnicy ze swojego światopoglądu, ale zareaguję oporem, gdy ktoś będzie zbyt dociekliwy... ale jest jeszcze po drodze drobny kłopot... w przeciwieństwie do większości ludzi staram się więcej czuć i mniej myśleć, co oznacza innymi słowy, że sporo posługuję się rozumowaniem intuicyjnym... takie rozumowanie bardzo trudno się opowiada, ubiera w słowa, które akurat są produktem myślenia (rozumowania racjonalnego), a co za tym idzie, na niektóre ewentualne pytania nie umiem odpowiedzieć, mimo że znam odpowiedź, bo jest ona zaszyfrowana w "języku wewnętrznym", ciężko przetłumaczalnym na "język zewnętrzny" służący do komunikacji ze światem... ba, mój światopogląd nawet nie ma nazwy, bo nie czuję potrzeby, aby jakąś tworzyć, ale to wszystko może dla kogoś sprawiać wrażenie tajemniczości, tylko że to już nie jest wtedy mój problem...
    ale wróćmy do misji... tak się składa, że chcąc lub nie chcąc wyznawcy takiej, czy innej wiary jakoś się organizują, aby po prostu razem spędzić czas... co wtedy robią, czy odprawiają jakieś pow-pow, czy też po prostu iskają się small talksami przy kawie i ciasteczkach, to już jest kompletnie nieistotne... nic się szczególnego nie dzieje, gdy stopień tej organizacji jest niewielki... ale do celów misji, aby była skuteczna, warto się bardziej zorganizować... i wtedy otwierają się "wrota piekieł", zaproszenie do tworzenia jeszcze bardziej złożonej struktury... powstaje zalążek czegoś takiego, jak kościół, zbór, sangha, umma, czy coś tam jeszcze, wraz z podziałem zadań, hierarchią, etc... w wielu przypadkach sprawy wymykają się spod kontroli i zaczyna działać Prawo Parkinsona, powoli priorytetem staje się kwestia przetrwania takiej struktury i rządzenie jednymi przez drugich...
    z Twoich wcześniejszych opisów wygląda na to, że w przypadku Twojego grona uprawiającego to samo hobby sprawy wyglądają nieźle, więc nie bierz moich słów do siebie, wspomniałem tylko o zjawisku, które często ma miejsce w takich sytuacjach...
    p.jzns :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, jest tam misja "podaj dalej". :) I to dotyczy chrześcijan po dziś dzień.

      Nie, nie robimy takich rzeczy. Warunkiem gadania o wierze jest to, że rozmówca chce o tym gadać. Ja np. nigdy pierwsza nie zaczynam tematu, czy to w pracy czy gdziekolwiek.

      U nas nie ma hierarchii jako takiej, bardziej bym powiedziała, że są funkcje. Jest pastor, ale nie jest traktowany jako głowa Kościoła, bardziej może jako reprezentant.

      Misje wyglądają różnie. Ostatnio młodzież z naszego Kościoła ewangelizowała na ulicy w bardzo fajny sposób. Trafiało to do ludzi, byli zaciekawieni. Zatrzymywał się kto chciał, nie ma zaczepiania.
      - to taki przykład, pomysłów mamy wiele. ;) A misja to nie budynek kościoła, chociaż zdarza się, że przychodzi obcy człowiek.
      Głównie trzeba wyjść do ludzi, pokazać się jak z tą świecą co pisałam, trzeba zostać zauważonym, a dopiero potem można pogadać jak człowiek sam podejdzie.

      Takie też mam nastawienie do tematu. Nic na siłę w nikogo nie pcham. Na blogu jest trochę inna sytuacja, bo nikogo nie pytam, czy mogę o tym napisać. 🤣

      Usuń
    2. misja "podaj dalej" potrafi czasem zamienić się w zabawę w "głuchy telefon", ale tego też nie bierz do siebie, konstatuję tylko istnienie takiego zjawiska...
      ...
      naturalnym jest, że prawie każda ludzka działalność w grupie wymaga jakiejś, choćby minimalnej organizacji: jeśli zrzucamy się zbiorowy bilet do kina /bo tak taniej wychodzi/, to ktoś trzyma kapelusz na dutki i ktoś idzie do kasy...
      ...
      na Twoim blogu i forum blogowym jest wszystko okay: nie ma wciskania, że wszyscy powinni zostać chrześcijanami, a co najwyżej Twoja opinia, jak chrześcijanin powinien działać, a że mnie to wtedy nie dotyczy, nie jestem stroną ewentualnego sporu, to mam komfort obserwowania sobie tego z neutralnym lub nawet życzliwym zainteresowaniem :)

      Usuń
    3. Może nawet zamienić się w "grochem o ścianę". Ja nie muszę widzieć rezultatów. Ja mam to robić. I tyle.

      Zgadza się, każda organizacja ma swojego skarbnika, jakby nie było, rachunki sali, na której się spotykamy, trzeba płacić.

      A wiesz, że to nie powinien być spór? Jeżeli trafia do mnie chrześcijanin i zauważa, że u niego to tak nie wygląda, to powinna być konfrontacja jego samego ze Słowem, bo ja z czapy tych rzeczy nie biorę.
      Twoje nastawienie jest akurat całkiem fajne. Lubię ludzi otwartych i ciekawych świata. Taka rozmowa zawsze jest przyjemna.

      Usuń
    4. konfrontacja ze Słowem, takim czy innym, to nawet fajny pomysł na wszelkie rozbieżności poglądów, ale mnóstwo jest takich, którzy "taczka" przeczytają jak "paczka", a potem jeszcze powiedzą, że to była "kaczka"... ale z drugiej strony Twoja strategia "robić i tyle" jest okay, bo nie tworzymy sobie problemu z tego, jak ten ktoś to Słowo przeczytał i co z tym dalej robi, nie ma zresztą sposobu na to, aby sprawić, żeby czytał (lub słuchał) uważnie :)

      Usuń
    5. Dzięki Bogu nie muszę zupełnie brać odpowiedzialności za to, co ktoś zrozumiał. :)

      Usuń
    6. p.s. to znaczy pewien sposób jest, dość przemocowy, przykłady pokazano w filmie "Mechaniczna Pomarańcza" lub opisano w książce "Paradyzja", ale one nadal nie dają gwarancji, że do odbiorcy dojdzie taki przekaz, jakiego by sobie życzył nadawca...

      Usuń
    7. Żaden przemocowy sposób nie może być stosowany wobec człowieka, by uwierzył. To już nie byłoby chrześcijaństwo.

      Usuń
  2. Z wszystkim niemal zgoda, jednak uważam, że religia, orientacja seksualna itp. nie powinny wpływać na postrzeganie innych osób, co niestety nadal się dzieje. Dlatego to jednak są sprawy intymne, nie chodzi o to, by kryć się z wyznaniem czy orientacją, ale tez nie patrzeć nas innych nieprzychylnie tylko dlatego, że nie podzielają naszych poglądów, a z tym się spotkałam. Dotyczy to nie tylko religii oczywiscie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sensu zajmować sobie głowy wrogością, to inny temat. Należałoby go rozszerzyć o takie kwestie jak "co mnie gorszy", "czego nie chcę widzieć", albo zwykłe "ja się z tym nie zgadzam", bo to wychodzi już poza zakres samo-poglądowy czy przychylności nawet.
      Ale to nie na dziś.

      Usuń
    2. A co powinno wpływać na postrzeganie innych ludzi w przypadku osób prawdziwie dążących do zbawienia? Bo wiem, że dla "letnich" wiele spraw nie ma znaczenia, o ile nie zagraża to ich ciału. Tymczasem uczniowie Jezusa powinni bać się raczej tego, co zabija ducha.

      Usuń
    3. A dlaczego uważasz, że coś powinno wpływać na postrzeganie innych ludzi?
      Zdecydowanie groźniejsze jest to, co zabija ducha.

      Usuń
    4. Powinno czy nie powinno - i tak zawsze coś wpływa, bo każdy postrzega nieco inaczej z racji tego że jest po prostu inny. Fizyczne oko każdego człowieka jest inaczej zbudowane, jedno ma nadwzroczność, inne astygmatyzm lub zaćmę. Duchowy wzrok też nie jest jednakowo rozwinięty. Kiedyś samego Jezusa ludzie też postrzegali bardzo różnie. Najpewniej poprzez swoje zanieczyszczenia przypisywali Mu korzystanie z ciemnych mocy. Inni, postrzegający poprzez swoje demony, widzieli w Nim zagrożenie. Piotr jako pierwszy rozpoznał w Nim Syna Bożego i niewątpliwie coś miało na to wpływ. Być może czystość serca i wnikliwość. Jeśli wybieramy sobie w życiu drogę, którą chcemy iść, to chyba będziemy patrzeć na innych pod kątem tego, czy idą w tym samym kierunku. To, co w danym momencie życia jest dla nas najważniejsze najbardziej wpływa na postrzeganie innych osób. Twoje poznanie nauki Jezusa na podstawie Biblii wpływa na postrzeganie ludzi którzy uprawiają kult maryjny. Już postrzegasz to jako błąd, a to, czy będziesz na to patrzeć z pogardą, wyrozumiałością, obojętnością czy też z wyższością to zupełnie inna sprawa.

      Usuń
    5. W takim razie niech będzie, że na moje postrzeganie wpływa wada wzroku, mam - 4.00
      Filtr Bożego Słowa pozwala mi dostrzegać znacznie więcej niż tylko błędy, które, notabene, też się dla mnie liczą. I nigdy nie winię za nie innych.

      Usuń
  3. Pięknie napisane, mogę dodać tylko jeszcze to, że czasami zdarza się że jakaś osoba, niezadeklarowana jako wierząca jest w większej zgodności z Jezusem, niż większość wierzących. Może na dzień dzisiejszy brakuje jej poznania, które prowadzi do czczenia Boga i wypełniania najważniejszego pierwszego przykazania, ale dopóki żyje, nic nie jest przesądzone.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli żyje w zgodności z Jezusem, to nie ma żadnych "ale".

      Usuń